Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

sztukater

Wednesday, 01 May 2013 17:26

AstroCalendarium 2012

Indywidualna

Rok 2012 zbliża się wielkimi krokami. Chyba żaden rok, a może nie rok, a sama data 21.12.2012 nie wzbudziła tak wielkiego poruszenia. Większość ludzi wieszczy koniec świata ze wszystkimi możliwymi katastrofami, inni twierdzą, że odwiedzą nas kosmici i wymordują całą ludzkość, a jeszcze inni mówią o wielkim przełomie, który oczyści wszystkich mieszkańców zielonej planety. Co tak właściwie czeka nas w tym niezwykłym roku?

 

Odpowiedź na to pytanie próbuje udzielić wybitny astrolog, doktor nauk przyrodniczych i autorka wielu bestsellerów, Krystyna Konaszewska-Rymarkiewicz. Właśnie nakładem Studia Astropsychologii po raz piąty zostało wydane Astrocalendarium, czyli niesamowity kalendarz z horoskopem na każdy dzień.

 

Czytelnik znajdzie w nim szczegółową prognozę na rok 2012 dla każdego znaku zodiaku, wykresy przebiegu planet, ingres planet oraz ich szczegółowy opis i właściwości, aspekty, które ułatwią czytelnikowi zrozumienie jak ciała niebieskie na siebie współdziałają. Oprócz tego autorka zamieściła w kalendarzu szczegółowy opis wpływów księżyca i wiele, wiele innych cennych i interesujących informacji dotyczących znaków zodiaku, zaćmień księżyca i słońca. Poza tym czytelnik znajdzie w tym wyjątkowym kalendarzu horoskop na każdy dzień, dzięki czemu będzie mógł niejako zaplanować każdy dzień zgodnie ze wskazówkami planet.

 

Już teraz mogę wam zdradzić, że rok 2012 będzie należał do Merkurego i to od niego będzie zależało szczęście i pech tego wyjątkowego roku, a jeśli tak jak ja jesteście uzależnieni od notowania to Astrocalendarium ma sporo miejsca na zapiski, a przy tym jest niezwykle poręczny i zmieści się w każdej torebce, torbie czy plecaku nie zajmując przy tym wiele miejsca. Prawdziwa gratka dla ludzi, którzy żyją zgodnie z ruchami ciał niebieskich, a także dla tych, którzy od czasu do czasu lubią zajrzeć w gwiazdy i sprawdzić, co czeka ich w danym dniu, tygodniu czy miesiącu.

 

Madmad35

„Złość, lęk, zazdrość, zachłanność i zmartwienie choć pospolite, osłabiają nasz wewnętrzny spokój i poczucie wartości. Ale nawet podczas weekendowego kursu medytacji czy spaceru w ciszy lasu umysł kontynuuje gonitwę myśli, nadal tworzy listy rzeczy do zrobienia i przejmuje się niedokończonymi zadaniami czy nierozwiązanymi problemami. Niezależnie od tego, jak bardzo będziemy się starali siedzieć w ciszy i oczyścić nasz umysł z myśli, on będzie ciągnął nas ku niedokończonym sprawom z przeszłości." s.24

 

David Parlmutter jest licencjonowanym neurologiem, liderem w dziedzinie wpływu żywienia na zaburzenia neurologiczne. Jest też autorem czterech książek.

 

Alberto Villoldo studiował psychologię i antropologię medyczną i od ponad dwudziestu pięciu lat uczy się uzdrowicielskich praktyk od szamanów zamieszkujących Amazonię i Andy. Zajmuje się badaniami sposobu w jaki umysł może tworzyć psychosomatyczne zdrowie i chorobę. Szkoli chętnych z USA i Europy w zakresie szamańskiej medycyny energetycznej. Napisał wiele książek o tej tematyce.

 

Autorzy po raz pierwszy spotkali się w Andach na wyprawie, której przewodził dr Alberto. Szybko znaleźli wspólny język. W swojej pracy dr David Parlmutter zauważył, iż wielu jego pacjentów dochodzi do zdrowia stosując dodatkowo praktyki szamanów. Autor zajął się szczególnie tymi przypadkami i zwrócił się o pomoc do dr Villoldo. Ich spotkanie zaowocowało nawiązaniem bliższej przyjaźni. Oboje zdali sobie sprawę, że powinni połączyć swoje odkrycia i razem pracować. Tak powstała książka „Aktywuj pełną moc mózgu..." o której mówią:

 

„W pewnym sensie wszyscy jesteśmy szamanami, a najnowsze odkrycia biologii komórkowej potwierdzają zasadność praktyk medytacyjnych wykonywanych przez stulecia, by osiągnąć oświecenie nie tylko przez kilkoro wybranych, ale przez wszystkich, którzy zechcą się ich nauczyć". Cóż to jest to wspomniane oświecenie? Oświecenie to ulotny stan umysłu. Dostępny jest on wszystkim, którzy zechcą poświęcić czas i energię na jego osiągnięcie. Każdemu wróży innowacyjność, niesamowitą twórczość i wewnętrzny spokój. Aby osiągnąć ten pożądany stan świadomości nie możemy trzymać się jedynie pradawnych technik oświecających – musimy również przywrócić naszemu mózgowi zdrowie na poziomie komórkowym. „W języku neurologii oświecenie jest stanem optymalnego funkcjonowania mitochondriów i mózgu, który pozwala nam doświadczać zarówno dobrobytu i wewnętrznego spokoju, jak i impulsów do tworzenia i innowacji." s.25-26

 

Książka „Aktywuj pełną moc mózgu" pomoże nam zrozumieć, dlaczego nasz mózg – zamiast pracować na pełnych obrotach – polega na sieciach neuronowych stworzonych przez prehistoryczne regiony naszego mózgu odpowiedzialne za przetrwanie za każdą cenę, tzw. „mózg gadzi".

 

Dzięki tej książce uwolnisz się od toksycznych emocji, uwarunkowań bazujących na negatywnych przeszłych doświadczeniach.

 

„Aktywuj pełną moc mózgu" zapewni nam dostęp do kluczy zakodowanych w naszych mitochondriach. Dlaczego to właśnie mitochondria są takie ważne dla pracy mózgu. Są one fabrykami energii, które działają wewnątrz każdej komórki. Wpływają one na nasze nastroje, witalność, proces starzenia, a nawet sposób śmierci. Ich rolą jest też zastępowanie starszych komórek nowymi. Wpływ na mitochondria wywierają spożywane pokarmy, liczba spożywanych kalorii i ćwiczenia fizyczne. Dzięki usprawnionym mitochondriom nasze komórki będą aktywować geny, które odpowiadają za zdrowie mózgu i długowieczność ciała.

 

W niniejszej książce przedstawiono program pozwalający uzdrowić mitochondria i przeprogramować mózg na spokój i radość zamiast cierpienia, dzięki połączeniu odpowiedniego odżywiania, z ćwiczeniami fizycznymi i praktykami oświecenia. Autorzy zapewniają, że stosując ten program zyskamy zdrowie m.in. zmniejszy się ryzyko zachorowań na wyniszczające choroby mózgu, raka, choroby serca, Parkinsona. Wyeliminujemy też wahania nastrojów, niezdrowe emocje i bolesne wspomnienia.

 

„Gdy naprawiamy nasze mózgi i uzdrawiamy nasze toksyczne emocje, zbliżamy się do osiągnięcia osobistego zdrowia i dobrobytu. Następnie możemy urzeczywistniać atrybuty istot oświeceniowych: wewnętrzny spokój, mądrość, współczucie, radość, twórczość i nową wizję przyszłości" s. 28

 

książka pozwoli nam zrozumieć jak działa mózg. Dowiemy się o czynnikach, które mogą zakłócać jego prawidłowe funkcjonowanie np. trauma (może doprowadzić nas do zaburzenia zwanego zespołem stresu pourazowego PTSD) czy stres.

 

Teoretyczne rozważania autorzy popierają konkretnymi przykładami swoich pacjentów. Opisują ich problemy zdrowotne, terapię oraz uzyskane efekty.

 

Najbardziej podobały mi się opisane w książce techniki relaksacyjne stosowane przez szamanów. Bardzo odprężająca jest tzw. „kąpiel szamana". Do tej oczyszczającej i uzdrawiając kąpieli używa się sody oczyszczonej, soli morskiej i olejku z szałwii. Szałwia oczyszcza energię osób i miejsca.

 

Chciałam jeszcze wspomnieć coś na temat samego opisanego programu. (Jeszcze go nie zastosowałam, więc o jego skuteczności nie mogę nic powiedzieć). Ważne jest byście wiedzieli, iż:

 

Program Aktywuj Moc Swojego Mózgu dobrze jest zacząć w dzień pełni księżyca.

 

Ponieważ program obejmuje przeprowadzenie postu, należy wcześniej skonsultować go z lekarzem, zwłaszcza, gdy chorujecie na cukrzycę lub macie alergię pokarmową.

 

Program trwa pięć tygodni (część intensywna) a potem są tzw. praktyki podtrzymujące

 

Opisany jest każdy tydzień. Jaką dietę należy zastosować, co jeść, a czego unikać (jest to dieta bezmięsna) Jakie stosować ćwiczenia fizyczne, a jakie ćwiczenia szamańskie. W każdym tygodniu prowadzimy też medytacje oraz zastanawiamy się nad swoimi związkami ze sobą i z innymi, zwłaszcza z ludźmi dla nas ważnymi.

 

W dzisiejszych czasach ludzie szukają różnych sposobów na to, aby uleczyć siebie lub bliskich. Metody niekonwencjonalnego lecznictwa są coraz bardziej popularne stąd książka może zainteresować wiele osób. „Starożytne wierzenia", w połączeniu z nowoczesnymi pożytecznymi praktykami fizycznymi i mentalnymi, mogą stać się w najbliższym czasie popularną dziedziną medycyny.

 

Książkę polecam wszystkim osobą zainteresowanym tematyką, jednak pragnę zaznaczyć, że jej lektura wymaga podstawowej wiedzy z biologii, gdyż pojawia się w niej wiele pojęć, których znajomość jest potrzebna by zrozumieć treść poszczególnych rozdziałów.

 

Mam nadzieję, że nikogo nie zanudziłam opisując krótko treść książki, ale wolałam ją przybliżyć przyszłym czytelnikom. Nie zawsze opis z okładki pozwala nam poznać dokładnie zawartość merytoryczną książki. Przy dzisiejszych cenach książek warto więc przemyśleć zakup kolejnego egzemplarza.

Wednesday, 01 May 2013 17:07

Arabska Żona Tom 2 Arabska Córka

Monia1990

"Arabska córka" to kolejna książka Tanyi Valko. To kontynuacja bestselleru "Arabska żona". Tanya Valko to pseudonim absolwentki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Była ona nauczycielką w szkole polskiej w Libii. Następnie przez długi okres czasu była asystentką ambasadorów RP. Obecnie mieszka w Arabii Saudyjskiej. Autorka napisała kilka książek o Libii, a także o zdrowym stylu życia.

 

Główną bohaterką książki jest młoda dziewczyna, pół Polka i pół Libijka. Jej życie od samego początku układa się niewesoło. Mając zaledwie kilka lat, zostaje przymusowo oddzielona od matki i rozpoczyna wieloletnią tułaczkę po różnych zakątkach świata. Najpierw udaje się ze swoją libijską rodziną do Ghany, potem wraca z babcią do Trypolisu. Po paru latach ucieka przed despotycznym ojcem do Jemeny. Tam znajduje przyjaźń i swoją wielką miłość. Jednakże los znowu się do niej nie uśmiechnął. Wraz z mężem musi uciekać do Arabii Saudyjskiej. Czy bohaterka będzie wreszcie szczęśliwa i bezpieczna? Czy znajdzie swoją matkę? Po odpowiedzi zapraszam do książki.

 

"Arabska córka" to powieść o codziennym życiu w krajach muzułmańskich. Nie jest ono łatwe. W szczególności młode dziewczyny mają trudne życie. Tradycja, przepisy, rodzina i mężczyźni nie chcą się wyłamać, zmienić. Na porządku dziennym są małżeństwa z przymusu, morderstwa.. Jednak główna bohaterka umie poradzić sobie w takich warunkach. Chce żyć na własnych zasadach, sama wybrać męża. Udaje się to. Osobiście uważam jednak, że autorka trochę za despotycznie ukazała libijskie społeczeństwo. Owszem nie jest tam różowo, ale też bez przesady. Dziwi mnie to tym bardziej, że sama mieszkała tam przez kilkanaście lat. Jednakże jako powieść czyta się to dobrze.

 

Książka została napisana prostym językiem. Wszystkie obcojęzyczne słowa zostały dokładnie wytłumaczone, dzięki czemu nie problemu ze zrozumieniem. Podoba mi się też okładka powieści. Zdecydowanie zwraca na siebie uwagę. Książka ma 380 stron, ale wszystko dzieje się tak szybko, że to w ogóle nie przeszkadza.

 

Powieść "Arabską córkę" polecam wszystkim. To dobra lektura na weekend czy długi wieczór. Sądzę, że spodoba się przede wszystkim kobietom. A mężczyźni powinni ją przeczytać by zrozumieć, że kobiet nie należy traktować jak przedmiot. A także żeby zrozumieć, że nie wszyscy muzułmanie to terroryści.

Scathach

Tanya Valko. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego ukrywająca się pod pseudonimem. Swoją wiedzę na temat opisywanych przez siebie krajów zdobyła będąc nauczycielką w Szkole Polskiej w Libii oraz asystentką ambasadorów RP. Mieszka w Arabii Saudyjskiej. Choć jest autorką wielu książek, sławę przyniosła jej dopiero bestsellerowa Arabska żona, której kontynuacją jest najnowsza powieść Tanyi – Arabska Córka.

 

Chciałoby się rzec – znowu to samo. Jednak by odnieść się do samej fabuły, przypomnę o czym traktowała część pierwsza. Tytułową arabską żoną jest Dorota, która w szkole średniej poznaje Ahmeda i która zachodzi z nim w ciążę. Mimo złego nastawienia otoczenia do ich znajomości, Ahmed poślubia młodą dziewczynę. Razem wyjeżdżają do rodziny muzułmanina, gdzie pokazuje on swoją prawdziwą naturę. Dręczona Dorota po pewnym czasie przestaje wytrzymywać złe traktowanie.

 

Po wielu perypetiach i przedstawieniu obrazu stereotypowej arabskiej rodziny i sytuacji kobiet, docieramy do punktu, w którym swoją historię przedstawia córka Polki. – tu też zaczyna się Arabska Córka. Marysia [Miriam] w wieku sześciu lat zostaje oddzielona od matki. Przyczyną rozłąki jest ojciec – który pobitą matkę swoich dzieci wywozi w odludne miejsce, a pozostałych informuje o jej domniemanej śmierci. W spisku pomaga mu siostra.

 

Rozpoczyna się pełna dramatycznych rozstań i decyzji historia. Matka Ahmeda zabiera swoje wnuczki i ucieka do swojej drugiej córki. W międzyczasie Dorocie udaje się zbiec i podejmuje heroiczną próbę odzyskania córek, zwieńczoną jedynie połowicznym sukcesem.

 

Marysia rozpoczyna tułaczkę, znajduje przyjaźń i miłość, jednak jest narażona także na terror oraz zwolenników ortodoksyjnego islamu. Nie potrafi zaznać spokoju ani odzyskać matki...

 

Książka pokazuje czytelnikowi tradycyjny obraz muzułmańskiej rodziny – rodziny stereotypowej, w której kobiety są poniżane, bite, często także mordowane, lecz w której znajduje się jednostka decydująca się na zmianę swojego losu i za wszelką cenę do niej dążąca. Niosąca nadzieję dla innych kobiet w podobnej sytuacji i uczulająca na tragiczne wydarzenia wciąż mające miejsce w Arabii. Jest obrazem między innymi kultury ghańskiej, jemeńskiej, a także historią o miłości. Jest wreszcie kolejną pozycją otwierającą oczy – nam, kobietom europejskim. Nam, kobietom nie muszącym żyć w ciągłym strachu i bólu, w przypadkach skrajnych mogących szukać pomocy w wielu miejscach, u wielu specjalistów.

 

Choć rynek przeżywa wysyp książek o tematyce kultury muzułmańskiej, warto po nie sięgać od czasu do czasu, by przypominać sobie, jak wielkie mamy szczęście żyjąc tu gdzie żyjemy i jak bardzo potrzeba pomocy ludziom żyjącym gdzie indziej.

 

Polecam do refleksji.

Wednesday, 01 May 2013 16:49

Aniołowie Dnia Powszedniego

Isadora

Jofaniel, Hachamiel, Ilmuth i Nith-Haiah to aniołowie. Ich zadaniem jest czuwanie przy umierających, dodawanie im otuchy w ostatnich chwilach życia, ułatwianie przejścia na drugą stronę. Są posłańcami miłości, ale nawet ich moc jest ograniczona. To nie potężne, wzniosłe istoty znane nam z Biblii - właściwie mają niepokojąco wiele wspólnego z ludźmi; zamiast idealnych duchowo bytów mamy do czynienia ze zmęczonymi doświadczeniem, pozbawionymi złudzeń, bezradnymi, nieszczęśliwymi istotami, które muszą uczestniczyć w procesie umierania nie mogąc w żaden sposób wpływać na bieg rzeczy ani nawet przygotować ludzi na śmierć. Trudno im pogodzić się ze swoją ułomnością i ograniczeniami, nie rozumieją sensu umierania, nie potrafią udzielić umierającym odpowiedzi dlaczego - uczestniczenie w tym procesie pozbawia je szczęśliwości, motywacji i wszelkiej wiary w sens działania. Frustracja powoduje, że targają nimi wątpliwości - w istnienie Boga, w Jego miłość, a nawet w życie wieczne, w sens życia...

 

Wyraźnie nie są w stanie udźwignąć ciężaru spraw ostatecznych; męcząca i stresująca praca, bezustanne obcowanie z ludzkim nieszczęściem, do którego nigdy nie zdołali przywyknąć, bardziej przypomina piekło niż anielską egzystencję, stulecia pełnienia tej misji nie uodporniły ich na tragedię umierania.

 

Dzień 5 września 2006 roku tak naprawdę niczym się dla nich nie różni od milionów podobnych dni wypełnionych ich partycypacją w nieuniknionym.

 

Jednak dla kilkorga ludzi z czeskiej Pragi okaże się dniem wyjątkowym, z różnych względów.

 

Tego dnia podopiecznymi czwórki aniołów są 52-letni Karel, instruktor prawa jazdy oraz samobójca Zdenek. Dla nich jest to ostatni dzień ich życia, choć jeszcze o tym nie wiedzą.

 

Poznajemy młodą lekarkę Esterę, która nie potrafi odnaleźć się po śmierci męża. Tego dnia to właśnie ona spędzi z Karelem ostatnie chwile jego życia.

 

Spotykamy też Marię, żonę Karela, która z biegiem lat stała się zgorzkniałą, pozbawioną złudzeń i uwikłaną w małżeńską rutynę kobietą. Chociaż przeżyła z mężem połowę swego życia, to nie jej obraz będzie towarzyszył umierającemu.

 

Oto Lidka, żona Zdenka. Zdradziła go i odeszła zabierając mu dom i dwójkę dzieci. Jego pożegnanie z rodziną, nagrane na filmie video wzbudzi tylko jej pusty śmiech.

 

I wreszcie Jarmilla, matka Zdenka. Została porzucona przez niedoszłego męża w dniu ślubu. Cały jej świat zamyka się w miłości do syna oraz niedorzecznej, obsesyjnej wierze w anioły. Lecz nawet ich próba pocieszenia wypada blado, nieudolnie i nieprzekonująco. Nic nie jest w stanie ukoić bólu po starcie najbliższej osoby. I aniołowie zdają sobie z tego sprawę. Za każdym razem. A mimo to próbują.

 

"Powiem wprost: większość naszych misji kończy się niepowodzeniem" - pierwsze słowa książki wypowiedziane przez Jofaniela tchną beznadzieją, przygnębieniem i ostateczną rezygnacją. Ta atmosfera jest charakterystyczna dla całej powieści, a potęguje ją dodatkowo niezwykle sugestywna proza.

 

Książka potwornie mnie przygnębiła. Nie mogę się pogodzić z kreowaną przez autora wizją świata, w którym ludzie to smutne, nieszczęśliwe, niespełnione istoty, osamotnione i nierozumiane w swoich uczuciach, a aniołowie - to tylko - a może aż - "dobrzy ludzie", tak samo ułomni, zagubieni, bezradni wobec fundamentalnych zagadek bytu, owładnięci niewiarą i sceptycyzmem nabytym przez wieki obcowania z tajemnicą, której nawet oni nie są w stanie zgłębić.

 

W zasadzie - po co komu tacy aniołowie, którzy są jedynie bardziej świadomą wersją nas samych? I jaki to Bóg, który je takimi stworzył - nękanych wątpliwościami bez nadziei na ich definitywne rozwianie?

 

Moich ponurych rozważań nie rozproszyły nawet - w zamyśle pewnie mające nieść pociechę, ale w rzeczywistości pełne goryczy słowa jednego z aniołów, a właściwie rada, by cieszyć się życiem, każdym jego przejawem póki czas.

 

Mając w pamięci perspektywę, z jakiej wypowiada te słowa, trudno uznać je za pociechę i jakąkolwiek zachętę.

 

Ta niewielkich rozmiarów i objętości książeczka skłania nas do przemyśleń na tematy ostateczne. Przemijanie, śmierć, żałoba tych, co zostają... sens tego, co nieuniknione...

 

Refleksje, jakie wywołuje, na długo pozostają w świadomości, przylegają do niej jak lepka chmura i nie łagodzi ich nawet spora doza ironii, dystansu i czarnego humoru obecna w powieści.

 

Nie wiem, czy Was to zachęci czy raczej zniechęci do lektury - zadecydujcie sami.

Wednesday, 01 May 2013 16:41

Adam

Natula

Nie wiem czy mogę napisać, że jestem wielbicielką Teda Dekkera, bo przeczytałam tylko jego dwie książki „Obsesję" i „Dom", jednak od tego czasu intensywnie rozglądam się za powieściami tego autora. Dekker sprytnie łączy szybka fabułę z konfrontacją dobra ze złem. Jego styl jest przejrzysty, konkretny okraszony subtelnym, chociaż nie raz i ciężkim humorem.

 

Dość długo trwały moje poszukiwania „Adama", liczyłam na wyśmienity thriller psychologiczny, w końcu opinia Booklist informująca, że jest to „Poruszająca, skłaniająca do refleksji opowieść, która łamie schematy, poszerza horyzonty i pobudza wyobraźnię" do czegoś zobowiązuje.

 

Zacznijmy jednak od początku. Zatrudniony w FBI specjalista od portretów psychologicznych, Daniel Clark, za punkt honoru uznaje złapanie seryjnego zabójcy szesnastu kobiet, znanego jako Ewa. Daniel, obsesyjnie podąża tropem mordercy, do tego stopnia że dogłębnie wynika w umysł psychopaty analizując religijne podłoże zabójstw. Niestety w wyniku w jednej z z akcji Clark zostaje postrzelony. Cudem po dwudziestu minutach śmierci klinicznej zostaje przywrócony do życia. Płaci za to wysoka cenę, nie może dojść do siebie, dręczą go bóle głowy, ataki paniki, jednak najdotkliwsze jest to, że nie może sobie przypomnieć twarzy Ewy. Nasz bohater nie zatrzyma się przed znalezieniem metody na „wyciągnięcie" ze swojego umysłu wizerunku zabójcy. Będzie kroczył po cienkiej linii, pakując się w coraz to większe tarapaty.

 

Zacznę ostro i tak też skończę, książka jest rozczarowująca. Mam wrażenie, że autor działam na zasadzie znanego powiedzenia „Panu Bogu świeczkę a diabłu ogarek". W powieści powstał miszmasz wszystkiego co tylko możliwe. Mamy twardo stąpające po ziemi FBI, sprytnych śledczych, którzy wcale nie są tak przebiegli i inteligentni jak im się wydaje, wybitnego psychologa, który powinien sam się leczyć a zachowuje się student pierwszego roku medycyny, gubi się w swoich diagnozach i ciągle przypomina, że mimo silnych bólów głowy nikt nie odebrał mu dyplomu. Jest też zabójca Ewa, który jest sprytny jak McGyver, szybki jak Supermen a do tego szalony jak Joker z Batmana. Ma wszystkie cechy superbohatera, szkoda tylko, że jest nieobliczalny i diabelnie zły. Oprócz tego trafimy na akcję jak z amerykańskiego filmu, wędrówki w zaświaty, opętania i egzorcyzmy.

 

Nie wiem co się stało Dekkerowi, że byle jak zbudował postacie, o ile można się tak wyrazić. Nie jesteśmy w stanie identyfikować się z żadnym bohaterem bo nic o nich nie wiemy, jesteśmy tylko tu i teraz, nic więcej.
To co zapewne miało być walorem książki okazuję się być jej największą wadą. Już od pierwszych stron wiemy kto jest zabójcą. Powieść toczy się na dwóch planach, bo oprócz zwykłej narracji są jeszcze wycinki z gazety „Crime Today", gdzie poznajemy życiorys mordercy, genezę powstania okrutnego psychopaty. Rozumiem, że Dekkerowi nie zależało na standardowym schemacie, ale według mnie w całej tej powieści zabrakło zaskoczenia, napięcia, niewidomej która powoduje, że książkę czyta się z deszczem emocji. Połowa książki tchnie realizmem, jednak zakończenie jest już przekombinowane i absurdalne.

 

Na szczęście nie zmieniony został styl pisania autora, nadal mogę go pochwalić za oszczędność w słowach, konkretne opisy i niezłe dialogi. Szata graficzna jest interesująca, wycinki z gazet to kolumny teksu z inną kolorystyką i ze zdjęciami które nadają historii autentyczności. Okładka również zasługuje na pochwałę, wzbudza niepokój i intryguje.

 

Adam" to książka z gatunku thrillera paranormalnego czy też religion fiction, jest mieszanką wielu nurtów, jeśli kogoś mocno interesuje taki twór, to proponuję sięgnąć po tę książkę, na pewno będziecie zaskoczeni tym co serwuje autor, czytelnikom miej zainteresowanym, radzę trzymać się z daleka a przygodę z Tedem Dekkerem zacząć od innej jego powieści np. „Obsesji".

Kinga

Gryząc końcówkę długopisu mozolnie wpatruję się w czystą kartkę papieru. Czas ubrać myśli w słowa, przelać wrażenia na papier czyniąc je choć trochę intrygującymi. Trudne to zadanie, tym bardziej dziś, kiedy szczególnie pragnę wzbudzić Wasze zainteresowanie i gorąco zachęcić do przeczytania niniejszej książki. Dlaczego? Z prostej przyczyny: Australia. Gdzie kwiaty rodzą się z ognia jest wyśmienitą, świetnie napisaną, pełną pasji lekturą. I właśnie ta, wyłaniająca się niemal z każdej strony pasja chyba najbardziej mnie urzekła.

 

Książek przyrodniczych przeczytałam wiele. Ich autorzy z lepszym lub gorszym skutkiem zdawali relację ze swej podróży, dzielili się ciekawostkami, przytaczali zabawne anegdoty i ukazywali piękno odwiedzanego kraju. Ich zamiłowanie do podróży było odczuwalne, miłość do kraju już nie zawsze. „Australia..." jest inna. To nie sprawozdanie z jednej wycieczki, którą autor miał okazję gdzieś kiedyś odbyć. Marek Tomalik w Australii był dziewięć razy, a od 2002 niemal co roku odwiedzał ów kontynent. Czytając wspomnienia z podróży, machinalnie dostrzega się oczarowanie autora. Co więcej, również czytelnik, będący pod wpływem zaraźliwego zachwytu niecierpliwie przerzuca kolejne kartki, byle szybciej, byle więcej - wiedzieć, widzieć, czuć.

 

Marek Tomalik zabrał mnie we wspaniałą, pełną przygód podróż, z której nie chciałam wracać. Z zainteresowaniem czytałam o dniach spędzonych w środku buszu, spaniu na bagażniku dachowym czy smażeniu steków na... łopacie. Z mniejszym entuzjazmem dowiadywałam się o konsumpcji kangurzych ogonów lub robaków tudzież much, będących znakomitym uzupełnieniem białka! I była to ważna wskazówka na przyszłość, ku przestrodze, już wiem czym w buszu grozi wstawanie później niż przed wschodem słońca.

 

Australia. Gdzie kwiaty rodzą się z ognia to kwintesencja cennych i ciekawych informacji. Jej lektura przynosi odpowiedź na wiele nurtujących pytań: W jakim celu tubylcy podpalają ogromne połacie lądów? Ile waży kangurzątko tuż po urodzeniu? czemu koty i dingo są rozstrzeliwane i wieszane na gałęziach? I wreszcie – dlaczego Aborygeni są alkoholikami i jakie kary czekają nas za wwiezienie na tereny aborygeńskie choćby najmniejszej ilości alkoholu?

 

To tylko kilka, niczym ziarenko piasku na pustyni ciekawostek, które możemy wyczytać z kart niniejszej książki. Interesujące były również chociażby szczegóły wyprawy „Śladami Strzeleckiego", przy okazji której przytoczono niuanse z życia szalonego Polaka, Pawła Edmunda Strzeleckiego. Nieszczęśnika do wyruszenia w świat popchnęła niespełniona miłość, ale dzięki temu właśnie on odkrył w Australii srebro i złoto, wspiął się na najwyższą górę kontynentu nazywając ją na cześć generała Górą Kościuszki.

 

Marek Tomalik bez chełpienia się i przechwalania odsłania kulisy swych wypraw i odkrywa piękno Australii. Ponadto autor udziela cennych porad, przestrzega przed niebezpieczeństwami i wskazuje, na co należy zwrócić szczególną uwagę przed podróżą. Całości dopełniają liczne fotografie stanowiące wizualną ucztę dla miłośników podróży.

 

Pełna pasji Australia. Gdzie kwiaty rodzą się z ognia to świadectwo trwającej od 20 lat miłości autora do australijskiego lądu. Inteligentnie napisana, okraszona humorem, pełna informacji, bogato ilustrowana... Minusy? Nieociągnięcia? Ja ich nie znalazłam. I śmiem twierdzić, prywatnie Marek Tomalik musi być bardzo sympatyczną osobą – fajny facet z niego ;)

Wednesday, 01 May 2013 15:56

Chemiczne Światy Tom 1 Atrofia

Viconia

Od lat naukowcy pracują nad tym, żeby przedłużyć nam życie, wynaleźć lek na nieuleczalne choroby. Zastanawialiście się kiedyś co by było, gdyby im się udało? DeStefano postanowiła podzielić się z nami swoją wizją takiej przyszłości. Udało się, w probówce stworzono dzieci idealne, długowieczne, pozbawione wad genetycznych i wszelkich niedoskonałości. Ludzkość odetchnęła z ulgą, bo od teraz można żyć bez obaw. Do czasu. Pokolenie doskonałe dorasta i ma własne dzieci. Mija trochę czasu i właśnie wtedy ludzie poznają skutki uboczne swoich eksperymentów. Potomkowie perfekcyjnych ludzi umierają w bardzo młodym wieku. Dziewczęta mają tylko 20 lat, a chłopcy 25.

 

W tym świecie żyje nasza główna bohaterka – Rhine. XXI wiek pozostał tylko wspomnieniem, podobnie jak znany nam świat. Z powierzchni ziemi zniknęły całe kontynenty. Ocalały tylko Stany Zjednoczone, ale i tam nie jest kolorowo. Małe dziewczynki porywane są z ulic, czy nawet ze swoich domów, a potem zmuszane do wyjścia za mąż. Żeby przed śmiercią jeszcze zdążyć urodzić dzieci. Rhine dość długo udawało się tego uniknąć, ale w końcu i na nią przyszła pora. Razem z dwoma innymi dziewczynami trafia do domu Zarządcy Lindena, gdzie wszystkie trzy mają wyjść za niego za mąż. Początkowo Rhine całą swą nienawiść kieruję w stronę męża, jednak szybko okazuje się, że to jego ojciec – Mistrz Vaughn – rozdaje tutaj karty i jest zdolny do wszystkiego, byle tylko przybliżyć się do wynalezienia lekarstwa i przedłużenia życia synowi.

 

Czy Rhine odnajdzie się w nowej rzeczywistości? Czy jeszcze kiedykolwiek będzie mogła zobaczyć brata i Nowy Jork, za którym tak tęskni?

 

Ten dziwny świat przyjdzie nam oglądać oczami 16-letniej Rhine - dziewczyny, która już dawno musiała dorosnąć, żeby walczyć o przeżycie. Wyrwana ze swojego świata musi jakoś nauczyć się żyć z mężem i pozostałymi żonami. Od początku planuje ucieczkę, a przy zdrowych zmysłach trzymają ją tylko wspomnienia o dawnym życiu, rodzicach, bracie bliźniaku, domu. Cierpliwie, przez długie miesiące powoli dąży do celu. Problem w tym, że z upływem czasu ten mały raj, w którym się znalazła wydaje się taki kuszący i bezpieczny. Mąż dba o nią, ma wszystko czego zapragnie. Wbrew sobie czuje, że otaczające ją osoby stają się dla niej ważne. I bardzo często musi sobie przypominać, że to tylko doskonała iluzja, stworzona przez teścia, a prawdziwe życie i wolność jest daleko za bramą.

 

Polubiłam Rhine. Za to właśnie, że się nie zatraciła, ciągle pamiętała kim jest i co czeka na nią na zewnątrz. Zazwyczaj udzielały mi się też jej emocje.

 

Na początku Linden budził wstręt, potem już tylko litość i współczucie, bo przecież on nigdy nie miał okazji spróbować innego życia.

 

Cecily strasznie mnie drażniła, ale właściwie czego innego mogłam się spodziewać po 13-letniej dziewczynce wychowanej w sierocińcu, która nagle trafia do pałacu z bajki. Nic dziwnego, że poczuła się jak księżniczka, która znalazła swojego księcia.

 

Jenna od początku była jedną wielką niewiadomą i w dużej mierze pozostało tak do końca. Cicha, spokojna, wiecznie siedząca w kącie z książką. Z czasem okazała się świetną obserwatorką.

 

Bardzo polubiłam też Gabriela, taka iskierka dobra w tym ponurym i złym świecie.

 

Za to za każdym razem, kiedy na scenie pojawiał się Mistrz Vaughn, miałam wrażenie, że ciarki przechodzą mi po plecach. Ale to pewnie zasługa tego, o czym już wspomniałam – współodczuwania tego, co czuła Rhine.

 

Mam nadzieję, że każdemu czytelnikowi udzieli się taka empatia, bo wtedy będzie miał silne wrażenia gwarantowane.

 

Lubię, kiedy książkę czytam jednym tchem i mam poważne problemy z odłożeniem jej na półkę, kiedy trzeba iść spać. Taka właśnie jest „Atrofia". Może i nie ma tu galopującej akcji, ale za to znajdziemy wiele innych zalet: wspaniały, lekki język, ciekawa fabuła, mroczna wizja świata i przede wszystkim silne emocje, jakie wzbudza. Przy tym skłania do refleksji, stawiając przed nami kilka trudnych pytań, na które sami musimy sobie odpowiedzieć.

 

Naprawdę doskonała, trzymająca w napięciu i wciągająca lektura. Polecam!

Leanne

Opis Wydawcy:
Dzieci poczęte naturalnie są niedoskonałe. Dlatego - żeby stworzyć idealnych ludzi - ruszyła produkcja embrionów bez najmniejszych wad genetycznych. Ale tylko pierwsze pokolenie to okazy zdrowia; potomkowie perfekcyjnych ludzi umierają w wieku dwudziestu paru lat. W tym ponurym świecie dziewczęta zmuszane są do poligamicznych małżeństw, by zapewnić przetrwanie gatunku. Rhine, Jenna i Cecily trafiają do ekskluzywnej rezydencji w gaju pomarańczowym, gdzie wszystkie poślubia młody syn właściciela. Serce Rhine bije jednak dla Gabriela, młodego Służącego, który zaryzykuje wszystko, by pomóc jej odzyskać wolność. Dziwaczny świat luksusu i piękna, skrywający mroczne sekrety, rozciąga swoje macki, wabi dziewczęta iluzją. Lecz widmo śmierci wciąż krąży wokół nich, niepogodzonych z losem. Liczą na cud, a każdej z czymś innym się kojarzy prawdziwe życie.

 

"Najzimniejszy dzień w Piekle".

 

Każdy ma inną wizję miejsca zwanego Piekłem. Zazwyczaj kojarzy się on z miejscem, gdzie króluje grzech, a ogień piekielny pożera z zawrotną prędkością nieszczęśników, którzy dopuścili się odrażających występków w swoim życiu na Ziemi. Tak właśnie powinno być. Ale dla niektórych, Piekło to luksusowy salon, wypełniony rozmaitymi dobrami, aromatem pomarańczy, gdzie na obitych skórą fotelach zasiadają olśniewający koneserzy damskiej urody. Widmo śmierci zatoczyło krąg nad wytwornym pałacykiem, gdzie zwabione iluzją i obietnicą lepszego życia młode dziewczęta, zawierają poligamiczne małżeństwa i decydują się na życie wypełnione zabawą, śmiechem i dostatkiem, ale... bez wolności. Już nigdy nie zobaczą swoich domów, swoich rodzin, nie zasmakują ponownie życia jakie dotychczas wiodły. Ludzie z przerażającą dokładnością znają datę swojej śmierci. Są ludźmi idealnymi, wytworzonymi w laboratorium. Mają przed sobą tylko kilkanaście, czasem nawet kilka lat życia. To tak niewiele. Lubią słuchać historii o siedmiu kontynentach i wyobrażać sobie dzikie zwierzęta na Afrykańskiej sawannie. Trzecia wojna światowa zniszczyła wszystko. Pozostali tylko oni. A dni w Piekle bywają zimne. Czy tak będzie wyglądać nasza przyszłość?

 

Ile jeszcze potrzeba Antyutopii, by wyczerpała się konwencja? - To pytanie zadaje sobie niezmiennie, gdy tylko sięgam po kolejną powieść opatrzoną tą etykietką. I szczęśliwym zrządzeniem losu, zawsze trafiam na książki, które możnaby obdarzyć mianem pereł gatunku. Pomijając swego rodzaju schematyczność, charakterystyczną dla danej konwencji, każda z powieści Antyutopijnych jest nietuzinkowa i oryginalna. Każdy Autor kreuje własną, mniej lub bardziej wiarygodną wizję nowego społeczeństwa, a ja zastanawiam się czy Lauren DeStefano, w swoim debiucie "Atrofia" nie zrobiła tego najlepiej.

 

Rhine, Jenna i Cecily to trzy zupełnie różne młode dziewczyny, można by rzec, że nastolatki. Ale czy to wyrażenie kojarzące się z radosnymi dziewczynami, podjadającymi pizzę, malującymi paznokcie i plotkującymi o chłopcach, jest adekwatne na tyle by określić nimi osoby tak doświadczone przez życie jak główne bohaterki? Dziewczęta żyją w ponurym, niespokojnym świecie, gdzie po zmroku zjawiają się łowcy takich jak one - ładnych, zgrabnych młodych kobiet, które są następnie wywożone do ekskluzywnych posiadłości bogaczy, biorących sobie je za jedne z wielu żon. Taki los spotyka szesnastolatkę, z ubogiej rodziny, dla której starszy brat jest całym światem, który po śmierci rodziców próbuje sobie poukładać na nowo, piękną Rhine. Do gaju pomarańczowego trafiają też, trzynastoletnia, spragniona uczuć Cecily i oschła, tajemnicza Jenna. Ich mąż, Linden jest dobrym i szanowanym człowiekiem, żeniącym się z nimi, jeszcze za życia dawnej żony. Kocha także te obecne, a one również darzą go uczuciem. Wyłączając Rhine. Jej serce bije dla Gabriela, młodego służącego. Który zrobi wszystko by pomóc jej odzyskać wolność.

 

"I tak się właśnie kończy świat,
Nie hukiem ale skomleniem."

 

Na księgarnianych półkach wręcz piętrzą się stosy historii, opowiadających o przyszłości na ruinach dawnego świata i zaliczających się do słynnej konwencji Antyutopijnej, która z resztą chwilami, zdobywa chyba większą popularność niż Paranormal Romance. Każda z wizji nowego społeczeństwa jest na swój sposób interesująca, a niekiedy także fascynująca i szokująca. Wiele z tych wizji nigdy najprawdopodobniej nigdy nie zostanie zrealizowanych - Autorów widać poniosła wyobraźnia, bo niektóre z opisanych przez nich rzeczy, są po prostu niemożliwe do wykonania. Są też takie dzieła, przez które boimy się na myśl o przyszłości. Zalicza się do nich między innymi "Atrofia" której Autorka, moim zdaniem, zaczyna już doganiać słynną Suzannę Collins.

 

W "Atrofii" mamy do czynienia z narracją w czasie teraźniejszym - i co trzeba przyznać - bardzo typową dla tego rodzaju powieści. Ja jednak szczerze się z niej ucieszyłam, odkąd przeczytałam pierwszą stronę tej niesamowitej książki, bo sposób narracji nadaje historii niezwykły i bardzo szybki, wręcz przyprawiający o zawrót głowy przebieg. Książka jest przesycona wartką, niekiedy szokującą akcją, a wszystkie wydarzenia następują kolejno po sobie z taką szybkością, że nie nadążamy z przewracaniem kartek. Historia jest pozornie prosta, a zarazem złożona, bo jest to cała konstrukcja świata jaki stworzyła Lauren DeStefano. Wszystkie elementy są dopracowane, a fabuła złożona i pięknie skonstruowana. Autorka ubrała swój pomysł w niezwykle barwne słowa, podsyłające Czytelnikowi tak sugestywne obrazy, że zaczynają mu się jawić jako realne. Świat wykreowany w "Atrofii" jest fascynujący, a zarazem bezlitosny i okrutny. Twórczyni nie szczędzi nam brutalnych opisów czy krwawych scen. Najbardziej przerażająca jest chyba jednak przemoc psychiczna jakiej doświadczają bohaterowie, a także konstrukcja nowego Społeczeństwa i sposób myślenia takich ludzi. Brak mi słów, by opisać jak wielkie wrażenie wywarła na mnie ta książka i jak wielkie wzbudziła we mnie emocje. Życzę każdemu Czytelnikowi, takiego przywiązania do bohaterów i przeżywania wraz z nimi każdego zdarzenia, jakiego ja doświadczyłam czytając "Atrofię". Spodziewałam się w tym przypadku wyciskacza łez, ale zadziwiające były dla mnie powody z jakich się one polały. Nie, ze wzruszenia, smutku czy radości, a po prostu z szoku jakie wywołały we mnie niektóre wydarzenia. I myślę, że w każdej osobie która po nią sięgnie, "Atrofia" wywoła prawdziwą emocjonalną burzę.

 

Bohaterowie, to kolejny element, zapisujący wielki plus tej historii. Plastyczni, świetnie skonstruowani i co ważniejsze, prawdziwi. Zdolni do odczuwania emocji, tętniący nimi i od pierwszej chwili rozkochujący w sobie odbiorcę. Również pełnokrwiści i absolutnie niejednoznaczni, budzący skrajnie różne i bardzo zawiłe uczucia. Ciężko ich zaszufladkować jako postacie dobre, lub złe. Może po prostu są i takie i takie. Tak jak w życiu. Główna bohaterka zdecydowanie różni się od wszystkich innych, w tego typu literaturze. Ciężko w zasadzie ją gdzieś ulokować, bo nie do końca można ją sklasyfikować jako biedną, zagubioną dziewczynę. A jednocześnie ma wszystkie te cechy. I jednocześnie jest silna, niebojąca się walczyć o siebie i swoich bliskich, a przede wszystkim o wolność. To w tej książce motyw przewodni, przewijający się na jej stronach niejednokrotnie. Wolność to skarb, a ja po lekturze "Atrofii" zaczęłam ją naprawdę doceniać. Bo w każdej chwili można ją stracić.

 

Gorąco zachęcam do zapoznania się z tą nietuzinkową, barwną i skłaniającą do refleksji powieścią o losach trzech niezwykłych kobiet. Każdej prawdziwe życie kojarzy się z czymś innym. A Wam? Dla jednych to nie przebrane zasoby pieniężne i rezydencja w gaju pomarańczowym. Dla innych rodzina. A jeszcze dla innych po prostu wolność. Może warto zastanowić się czym jest dla nas.

Kolmanka

Atrofia to inaczej zanik. W medycynie oznacza ona zanik określonych tkanek lub komórek. Mamy zanik mięśni lub chociażby zanik tkanki tłuszczowej wynikającej z niedożywienia. W powieści stykamy się z zanikiem... człowieczeństwa.

 

Jest to pierwsza część trylogii -"Chemiczne światy". Główną bohaterką jest 16-letnia Rhine, dla której 21-wiek to zamierzchłe czasy. Żyje w świecie, w którym ludzie nie rozmnażają się w sposób naturalny. Aby stworzyć doskonałych, nie obciążonych wadami genetycznymi ludzi dochodzi do wytworzenia perfekcyjnych embrionów. Te słabsze lub z "defektami" są zabijane. Przeżywają tylko silne jednostki i przeznaczone są tylko one do reprodukcji. Średnia wieku dziewczyn to 20 lat, mężczyzn zaledwie 25. Rhine tylko z opowieści rodziców słyszała o dawnym świecie, podzielonym na lądy. W wyniku III wojny światowej doszło do zagłady wszystkich kontynentów oprócz Ameryki Północnej i tylko tam istnieje teraz życie. Dziewczyna może jedynie marzyć o zwiedzeniu Japonii czy Afryki. Panuje walka o przetrwanie, świat pogrąża się w chaosie.

 

Rhine ocalała, jednakże zostaje zmuszona do poligamii. Jej mąż bierze sobie za żony jeszcze 3 młode dziewczyny. Zostaje wywieziona do luksusowego pałacu z rajskim ogrodem. Otacza ją przepych i dziewczęcy szyk. Wszystko jest doskonałe, wszystko mieni się w brokacie a słodycz wylewa się nieomalże z każdego zakątka. To świetny wabik dla tak młodych dam. Wszystko to ma odwrócić ich uwagę od zbliżającego się końca. Dawać złudną nadzieję na przetrwanie. Szczególną uwagę Rhiny przykuwa młody służący - Gabriel. Z czasem dziewczyna zakochuje się w chłopaku i planuje ucieczkę.

 

Atrofia to powieść o dziwnym dorastaniu w zupełnie odrealnionym świecie. Dziewczyny nie znają innego życia i z lękiem patrzą w przyszłość. Spoglądamy na ich psychikę. Jedna z nich pławi się w luksusach i godzi się na swoją rolę, druga popada w depresję i jedynie czeka na śmierć a trzecia knuje plan ucieczki. Książka napisana jest bardzo przyjemnym językiem i nie męczy czytelnika. Moją uwagę przykuła piękna okładka, bardzo wymowna zresztą. Na okładce widzimy ptaka uwięzionego w złotej klatce, a tuż obok niego piękną dziewczynę z obrączką na palcu. Jest to z pewnością lektura warta polecenia.

MirandaKorner

Data śmierci pozostaje dla nas nieodgadnioną zagadką. Nikt nie wie, kiedy odejdzie z tego świata: czy stanie się to za miesiąc, czy może za parędziesiąt lat. Żyjemy w błogiej nieświadomości, nie przejmując się każdego dnia upływającym czasem. To, kiedy ostatecznie pożegnamy się z egzystencją, będzie tajemnicą aż do samego końca. Czy jednak na pewno?...

 

Rhine ma szesnaście lat i tylko cztery lata życia przed sobą. Wie doskonale, że umrze w wieku dwudziestu lat, podobnie jak wszystkie kobiety z drugiego pokolenia. Mężczyźni cieszą się światem trochę dłużej, choć niewiele: pięć lat. Wszystko to za sprawą wirusa, który powstał w wyniku stworzenia idealnej generacji ludzi z probówek. Są oni piękni, zdrowi i długowieczni. Ich potomkowie nie mają tyle szczęścia; umierają młodo i boleśnie. Nie mają wiele czasu, żyją w niebezpiecznych czasach, w których brutalnie walczy się o przetrwanie. Z siedmiu kontynentów pozostał tylko jeden: Ameryka Północna, dzięki zaawansowanej technice. Resztę kuli ziemskiej stanowi bezkresny ocean i unoszące się w nim szczątki dawnych cywilizacji.

 

„Jedyną zabawą, jaką znam, jest ustawianie pułapek w kuchni i walka o przetrwanie nocy."

 

Na ulicach zaczęli pojawiać się Kolekcjonerzy: nieczuli ludzie, porywający dziewczyny i zmuszający je do poligamii. Ku swemu nieszczęściu Rhine trafia w sidła jednego z nich i wraz z innymi nastolatkami zostaje przewieziona ciężarówką do Zarządcy Lindena. Ten wybiera trzy dziewczęta spośród przerażonej grupy; reszta skazana jest na śmierć. I tak rozpoczyna się nowe życie Rhine. Wraz z milczącą i spostrzegawczą Jenną oraz kapryśną i uzdolnioną muzycznie Cecily staje na ślubnym kobiercu. Przed nią jawi się wizja spędzenia tych ostatnich czterech lat w nieszczęśliwym, fałszywym małżeństwie, wśród luksusów, lecz także ułudy i iluzji, które wypełniają nowy dom po brzegi. Czy jest jakieś wyjście z tej sytuacji? Lepiej pogodzić się z losem czy walczyć? Zostać z Lindenem i jego mrożącym krew w żyłach teściem czy uciec z dodającym otuchy służącym Gabrielem, ryzykując przy tym życiem?

 

„Oto moja historia. Przeszłość, którą zachowam na zawsze w sercu. Znajdę sposób, żeby tam wrócić."

 

Świat, który stworzyła w swym debiucie Lauren DeStefano jest ponury i smutny. Nad bohaterami nieustannie ciąży widmo śmierci, wciąż przypominając o nieubłagalnie zbliżającym się końcu. Życie przesypuje im się między palcami niczym piasek w klepsydrze: miarowo i bezlitośnie. Nadzieja już prawie nie istnieje; nikt nie wierzy w wynalezienie antidotum na tę okrutną chorobę. Choć naukowcy wciąż pracują nad lekarstwem, szansę na powodzenie wciąż maleją. Ludzkość skazana jest na zagładę. Czy w tak przykrych okolicznościach wciąż jest miejsce uczucia?

 

„Nie da się nikogo zatrzymać na tym świecie samą miłością."

 

Powiedziałam sobie, że zajrzę tylko na chwilę. Przeczytam tylko parę zdań i odłożę na półkę, by wrócić do niej później. Nic z tego. „Atrofia" ma w sobie jakąś przyciągającą, magnetyczną moc, która hipnotyzuje i zachwyca już od pierwszych słów. Nie sposób przerwać czytania. Minuta za minutą, kartka za kartką... Choć wykreowana przez autorkę rzeczywistość przeraża, to jednak ma w sobie coś takiego, że chciałabym zostać w niej na dłużej. Ani trochę nie chciałam opuszczać stworzonych przed DeStefano postaci; w krótkim czasie stały mi się bliskie i za wszelką cenę chciałam poznać ich dalsze losy. Przedłużałam lekturę ostatnich rozdziałów najbardziej, jak tylko mogłam, jednak było to niemożliwe: panująca w nich adrenalina po prostu nie pozwala na leniwe przewracanie stron.

 

„<> to słowo uznawane w tym domu za wulgarne."

 

Bohaterowie są różnorodni i doskonale przedstawieni. Rhine jest niezwykle wiarygodną postacią, odważną, lecz ze słabościami i wadami. Nie zawsze postępuje właściwie, popełnia błędy jak każdy człowiek. To właśnie sprawia, że ma się wrażenie, iż mogłaby ona istnieć naprawdę. Jenna od razu zdobyła moją sympatię, Cecily budziła we mnie na zmianę irytację i współczucie. Gdy tylko pojawiał się Mistrz Vaughn, czułam ciarki na całej skórze. Przez powieść przewija się cała paleta bohaterów: żyjący w złotej klatce Linden, marząca o podróżach Rose czy mała projektantka Deirde. Każda z postaci budzi jakieś uczucia, nie ma bohaterów czarno-białych, papierowych, płaskich. Wszyscy mają w sobie to „coś", co czyni ich wyjątkowymi.

 

Okładka – o niej mogłabym mówić godzinami. Jest naprawdę piękna, oryginalna. Znajdują się na niej elementy, doskonale oddające istotę tej opowieści: klepsydra, jakieś probówki, ptak w klatce, rozsypane lilie. Całość przyciąga wzrok, obwoluta jest także bardzo przyjemna w dotyku za sprawą wklęsłych napisów. Bardzo spodobało mi się również to, jak zostały ozdobione pierwsze strony rozdziałów. Strona graficzna „Atrofii" nie pozostawia absolutnie nic do życzenia.

 

Trochę zabrakło mi opisów tego, co dokładnie wydarzyło się, zanim sześć kontynentów zostało zalanych wodą. Lauren DeStefano zbyt mało czasu poświęciła na przedstawienie realiów, w których muszą odnaleźć się żyjące w niedalekiej przyszłości postaci. Mam nadzieję, że w następnej części zostanie przekazanych więcej wiadomości na ten temat.

 

Jest to absolutnie zachwycający debiut, zapadający w pamięć na długi czas. To pierwszy tom wyśmienicie zapowiadającej się trylogii i po prostu nie mogę doczekać się ciągu dalszego. Wstrząsająca, dająca do myślenia, fascynująca, wiarygodna: taka właśnie jest „Atrofia". Czego chcieć więcej?

 

Szybko biegniesz, mroźne powietrze wypełnia Twoje płuca. Docierasz do żeliwnej bramy: to jedyna droga ucieczki. Wolność jest tuż-tuż. Czy odważysz się zaryzykować tych kilka lat, które Ci pozostało i wybierzesz życie na zewnątrz? Czy odwrócisz się i wrócisz do życia w kłamstwie? Wybieraj... Czas płynie. I nie możesz zrobić nic, by go zatrzymać.

Gabrielle

„Prawdziwa miłość nie ma nic wspólnego z nauką- powiedział kiedyś mój tata- jest naturalna jak błękit nieba nad naszymi głowami"

 

Jak byś się czuł znając datę swojej śmierci? Co byś chciał w życiu osiągnąć, jakie miejsca odwiedzić, z kim związać swe życie? Bałbyś się chwili śmierci, czy raczej czekał na nią jak na wybawienie, chwilę po której już nie musisz się liczyć z nieubłaganie uciekającym czasem?

 

Taki świat właśnie prezentuje nam Lauren Destefano w swoim debiucie literackim pt. „Atrofia", która zarazem jest początkiem trylogii. Przenosimy się w przyszłość, w każdym razie dalszą niż XXI wiek, siedemdziesiąt lat po odkryciu szczepionki na raka. Naukowcy opracowali wtedy szczepionkę leczącą dosłownie wszystkie choroby, od grypy, na raku i innych dotąd nieuleczalnych chorobach kończąc. Szczepionkę podawano głównie niemowlętom, by swoje życie spędziły szczęśliwie, bez chorób, cierpienia i bólu. O ile pierwsze pokolenie rozwijało się prawidłowo, było prawie nieśmiertelne, dożywało późnej starości, o tyle z kolejnymi pokoleniami był już pewien problem. A mianowicie na skutek jakiegoś błędu w szczepionce, dziewczęta dożywały tylko dwudziestego roku życia, natomiast mężczyźni dwudziestego piątego. Co za tym idzie wzrasta potrzeba przedłużenia gatunku ludzkiego, ale tą sprawą zajmują się już Kolekcjonerzy. Wybierają oni poszczególne dziewczęta, następnie obserwują je, a w końcu w dogodnym momencie sprawiają, że dla rodziny i przyjaciół dziewczyny się rozpływają i nigdy więcej nie wracają do domu. Jeżeli jakieś dziewczyny szczególnie spodobają się któremuś z bogatych inwestorów to zostają sprzedane za sowitą sumkę, zostają ich żonami i czego można się łatwo domyślić, rodzą im dzieci. Ale co się dzieje z tymi pozostałymi, niewybranymi dziewczętami? A no odpowiedź jest prosta, zostają rozstrzelane, lub gdy mają trochę szczęścia trafiają do domu publicznego. Rhine należy do tej pierwszej grupy, została wybrana nie tylko ze względu na urodę ale również ze względu na niesamowite oczy, które mają różne kolory. Nie powinna narzekać na swój los, jednak w domu Zarządcy czuje się jak w więzieniu, na swego męża nie może wręcz patrzeć, a sprawę komplikuje jeszcze bardziej fakt, że między nią a jej służącym, Gabrielem, zaczyna rodzić się dziwna więź. Co postanowi Rhine? I czy zdoła wydostać się ze swojego luksusowego więzienia?

 

„Atrofia" jest chyba najbardziej oryginalną książką jaką miałam okazję do tej pory czytać. Nie jest podobna do żadnej innej. Autorka wprowadza nas w świat, który aż trudno sobie wyobrazić, no bo sama koncepcja odkrycia szczepionki na raka jest niesamowita, jednak życie tylko przez dwadzieścia kilka lat już nie za bardzo. Świat przedstawiony jest według mnie mistrzowsko wykreowany, przedstawiony w sposób realistyczny, choć całkiem dla nas obcy. Bohaterowie są prawdziwi, ich psychika pokazana jest dogłębnie przez co łatwo możemy zrozumieć ich postępowanie i charakter, łatwo się z nimi utożsamić.

 

Narratorką całej historii jest Rhine. Towarzyszymy jej od momentu porwania, poprzez zaślubiny i życie w domu Zarządcy. Poznajemy jej przemianę, choć nigdy nie była delikatną dziewczyną to los zmusił ją by wyzbyła się jeszcze większej ilości uczuć, widzimy również stopniowe rozwijanie się fascynacji między nią a Gabrielem. Jednak czy uda im się zachować ich uczucie w sekrecie?

 

Książka jest fantastycznie napisana, styl autorki przykuwa uwagę czytelnika i nie pozwala oderwać mu się od książki aż do ostatniej strony, a po odłożeniu książki pozostaje niedosyt, że to już koniec, że nie ma się pod ręką kolejnego tomu, by dalej śledzić losy głównej bohaterki. Jest to chyba najlepsza książka jaką czytałam, pochłonęła mnie bez reszty, wprowadziła w świat dotąd mi nie znany, jednak świat, do którego jestem gotowa w każdej chwili wrócić. Książkę polecam każdemu, gdyż nie sposób się przy niej nudzić, a nawet najbardziej wybrednego czytelnika „Atrofia" powinna zaciekawić ;)

Gosiarella

"Naturalni ludzie dożywali co najmniej osiemdziesięciu lat, mówiłam mama. Czasem stu. Nie wierzyłam jej."

 

Żyjemy coraz dłużej. Statystyczny polak żyje prawie 77 lat. Jest wiele teorii, które wyjaśniają to zjawisko. Niewątpliwie postęp medycyny miał w tym swój duży udział. Istnieje też teoria Rachel Caspari, która dowodzi, że zawdzięczamy to naszym babciom i dziadkom. Inaczej sprawa się ma w wykreowanym przez Lauren DeStefano w Atrofii świecie, gdzie nowe pokolenie żyje bardzo krótko - dziewczynki dożywają dwudziestu lat, chłopcy dwudziestu pięciu. Dlaczego się tak dzieje? Otóż to co nam przedłuża życie tam w wyniku nieszczęśliwego polepszania zadziałało w odwrotny sposób. Społeczeństwo postanowiło stworzyć idealnych ludzi przez produkcję embrionów bez obciążeń genetycznych. Tak powstało pokolenie Pierwszych, idealnych ludzi, jednak ich potomstwo posiada pewną skazę - datę ważności. Po przeżyciu dwudziestu kilku lat umierają. Do praktyki weszło posiadanie przez bogatszych mężczyzn po kilka żon, a potem zastępowanie ich nowymi w celu "przetrwania gatunku". Świat w takiej formie, w jakiej go znamy już nie istnieje. Wybuchła wojna, a wszystkie kontynenty poza obszarem Ameryki Północnej znalazły się pod wodą.

 

Rhine poznajemy, gdy uświadamia sobie, że została porwana Kolekcjonerów, którzy wyłapują młode dziewczyny po czym prezentują je przyszłym mężom by mogli wybrać odpowiednie żony. Tym razem zostają wybrane trzy. Rhine i dwie pozostałe zostają wrzucone do limuzyny, a wtedy rozlegają się strzały. Uświadamiamy sobie, że dziewczyny, które nie zostały wybrane, własnie zostały zamordowane, a ich martwe ciała najprawdopodobniej zostaną wrzucone do rowu. Pozostała przy życiu trójka: Rhine, Jenna i Cecily zostają przewiezione do luksusowej rezydencji otoczonej przez piękny gaj, w którym zostają poślubione przez Linden'a. Żony bardzo się ze sobą zżywają i wspierają siebie nawzajem w nowej sytuacji. Rhine zawiera ponadto jeszcze jedną relacje - zaprzyjaźnia się ze swoim służącym Gabrielem.

 

„Prawdziwa miłość nie ma nic wspólnego z żadną nauką (...)
Jest naturalna jak błękit nieba nad naszymi głowami."

 

Każda z dziewczyn jest inna. Rhine, piękna blondynka została wybrana, ponieważ najbardziej przypomina Lindenowi jego zmarłą żonę - Rose.Wydaje się sprytna, przebiegła, całkiem miła, jednak nie specjalnie się z nią zżywam. Dziewczyna zrobi wszystko by przetrwać i uciec od niego, wrócić do domu, do swojego brata.

 

Ciemnowłosa Jenna była prostytutką, więc pod tym względem zadowala męża, którego szczerze nienawidzi. Jest cicha, inteligentna oraz spostrzegawcza. Najstarsza spośród nich chce tylko umrzeć w godnych warunkach.

 

Ruda Cecily pochodzi z sierocińca i ta sytuacja jest dla niej praktycznie spełnieniem marzeń, dlatego szybko odnajduje się w nowej sytuacji i spełnia swoje przeznaczenie przez wydanie na świat potomka. Wydaje się naiwna i głupiutka, ale jest to spowodowane jej młodym wiekiem, w końcu ma dopiero trzynaście lat.

 

Z męskich postaci najważniejszymi są Linden i Gabriel. Obaj bardzo przypadli mi do gustu i ciężko byłoby mi wybrać z pomiędzy nich. Gabriel jest dobry, przywykł do swojego losu, a mnie urzekł tym, że wyciąga rękę po to co do niego nie należy. Zakochuję się w dziewczynie, choć nie powinien. Co do Lindena mogę z całą pewnością powiedzieć, że go lubię. Jest sympatyczny, dobry i wrażliwy. Właściwie to mu współczuje, bo całym jego życiem steruje jego okropny ojciec. Sam Linden nie ma pojęcia o tym, co spotkało dziewczyny, jednak to on odczuwa najmocniej ich niechęć. Przez pewien moment naprawdę mocno chcę, aby Rihine odwzajemniła uczucie do tego chłopca i z nim została.

 

Ogólnie książka jest całkiem dobra. Czyta się z łatwością, szybko i wciąga. Uwielbiam antyutopie, więc pozycja była dla mnie obowiązkowa, jednak gdyby nie wątek umierania w przedwczesny wieku to zupełnie zapomniałabym, z jakiego gatunku jest ta powieść, dlatego może wpasować się w każde gusta. Osobiście uważam, że jak coś jest dla każdego, a przy tym nie skupia się z cała mocą na wątku przewodnim to nie może być najlepszą, i tak było też w tym przypadku. W każdym razie polecam ją każdemu, bo z całą pewnością spędzicie przy niej miło czas.

 

„Nie da się nikogo zatrzymać na tym świecie samą miłością."

Cinnamon

Wspaniała okładka mówi wszystko: piękna dziewczyna poprzez małżeństwo z niekochanym przez nią bogatym mężczyzną staje się więźniem w jego domu, z którego ponad wszystko pragnie się wydostać. Klepsydra jednak wskazuje, że pozostało jej niewiele czasu – ziarna piasku alarmują, że jej żywot dobiega końca... A co mówi sam tytuł – atrofia? Według wszystkowiedzącej Wikipedii, atrofia w starogreckim oznacza zanik, stopniowe zmniejszanie się objętości komórki, tkanki, narządu lub części ciała.

 

„Atrofia" jest pierwszym tomem trylogii „Chemicznych światów", która ukazuje dystopię przyszłości świata. Naukowcy w dążeniu do perfekcji, eliminacji chorób i brzydoty tworzą pokolenie ludzi doskonałych pod względem genetycznym, jednocześnie przyczyniając się do wywołania wady, która powoduje, że potomkowie idealnego pokolenia żyją tylko dwadzieścia, góra dwadzieścia pięć lat. W tej sytuacji społeczeństwo postanawia zalegalizować poligamię, w której pierwsze skrzypce, jak zwykle, grają mężczyźni.

 

Świat jest już skończony. Po trzeciej wojnie światowej na powierzchni globu ostała się tylko Ameryka Północna, podczas gdy pozostałe kontynenty zostały wchłonięte przez ocean. Nadeszły niebezpieczne czasy – młode dziewczyny nie mogą żyć spokojnie w obawie przed porwaniem, przymusem zamążpójścia i prokreacji z obcym mężczyzną. Pewnego dnia ciężarówka wypełniona uprowadzonymi dziewczętami wyrusza na Florydę, gdzie niczym towary w sklepie poddane są selekcji, z której żywo wychodzą tylko trzy wybranki: Jenna, której pozostał już tylko rok życia i gorzki smak po jego przeżyciu, Cecily - zaledwie dwunastoletnia dziewczynka, która dotychczasowe życie spędziła w sierocińcu, i Rhine, narratorka i główna bohaterka, szesnastolatka z fascynującymi oczami dotkniętymi heterochronią, która ponad wszystko pragnie wrócić do swego domu i brata bliźniaka. Wszystkie trzy stają się żonami dwudziestojednoletniego bogacza Lindena, którego ojciec, mistrz Vaughn, w swojej budzącej grozę piwnicy przeprowadza eksperymenty na ludziach.

 

Dziewczyny reprezentują różne cechy. Jenna jest rezygnacją, która nie ma nadziei na przyszłość i biernie oczekuje śmierci. Cecily jest akceptacją, która z otwartymi ramionami przyjmuje nową rolę więźnia i młodej małżonki. Rhine jest buntem, który pragnie wyzwolić się z łańcuchów niewoli, by żyć na wolności według własnych zasad. A kim jest Gabriel, jeden ze służących bogatej willi Lindena i nowy przyjaciel Rhine? Jest zakazaną miłością, dla której nastoletnie serce zdolne jest zrobić wszystko.

 

Jak potoczą się dalsze losy bohaterów powieści? Czy Rhine dopnie swego i osiągnie upragniony cel – wolność? Kim tak naprawdę jest Vaughn i co takiego knuje w swojej pracowni? Jak wizja przyszłości świata ma się do teraźniejszego obrazu? Czy prawdziwa miłość ma szansę bytu? Odpowiedzi szukajcie w „Atrofii"!

 

W moim odczuciu książka Lauren DeStefano, która jest zarazem jej debiutem literackim, wypada raczej słabo. Po wielu entuzjastycznych komentarzach na temat „Atrofii" spodziewałam się książki niesamowitej i zapadającej w pamięć, a tak naprawdę stanęłam oko w oko z powieścią miejscami nużącą, o lekko infantylnym języku. Czyżby okładka potrafiła aż tak bardzo omamić czytelnika? Czuję się oszukana, ponieważ sam pomysł na trylogię był naprawdę dobry, ale coś nie tak poszło z jego realizacją... I teraz zastanawiam się, czy tylko ja miałam tak wygórowane wymagania wobec tej książki? W końcu wszystkim pozostałym czytelnikom książka się podobała.

 

Postacie powieści... Żadna z nich nie przypadła mi do gustu. Albo byli zbyt bezbarwni, albo zbyt przejaskrawieni. Nawet główna bohaterka nie zyskała mojej sympatii. Jej ośli upór z jednej strony jest godny uznania, z drugiej jednak tak bardzo mnie irytował, że miałam ochotę powiedzieć: „Dość już tego, ogarnij się! Przecież nie jesteś sama!". Same kontrasty, nic wypośrodkowanego, nic ludzkiego... Cóż, chyba że to jest część świata przyszłości według autorki.

 

Ogólnie mówiąc, „Atrofia” jest ponurą wizją przyszłości, w której pojęcie prawdziwej miłości jest względne, wiedza staje się przymiotem nieistotnym, a wolność okupiona jest cierpieniem i strachem. Wiem, że ma wielu fanów i niech ten fakt będzie dla Was rekomendacją. Od siebie mogę napisać, że mam mieszane uczucia. Przedstawiłam książkę ze swojego punktu widzenia, z którym oczywiście nikt nie musi się zgadzać. Jak zatem jestem nastawiona do pozostałych części trylogii? Sceptycznie, aczkolwiek jestem ciekawa, jak autorka rozwinie dalsze losy Rhine, a przede wszystkim mam nadzieję, że kontynuacje bardziej mnie wciągną, niż pierwszy tom.

Nathalien

„I tak się właśnie kończy świat
Nie hukiem ale skomleniem."
Thomas Stearns Eliot „Wydrążeni Ludzie" (w przekładzie Czesława Miłosza)

 

Zastanawialiście się kiedyś nad tym, kiedy wybuchnie III Wojna Światowa i jakie mogłyby być jej następstwa? Co byście powiedzieli, gdyby ocalał tylko jeden kontynent, a jego mieszkańcy zaczęli dążyć do stworzenia genetycznie idealnych pokoleń? A co jeśli te starania doprowadziłyby do stworzenia wirusa, której ograniczyłby długość ludzkiego życia do konkretnego wieku? Zastanówcie się nad odpowiedziami, a potem zabierzcie za lekturę dysutopijnej „Atrofii" Lauren DeStefano – debiutu literackiego, którego autorka na pewno nigdy nie powinna się wstydzić.

 

Rhine ma szesnaście lat, kiedy pod nieobecność brata bliźniaka, Rowana, zostaje uprowadzona przez Kolekcjonerów. Obcy mężczyźni ustawiają ją i piętnaście innych dziewczyn w rzędzie i poddają je oględzinom. Gdy w końcu rzekomy zleceniodawca dokonuje wyboru, Rhine razem z dwiema towarzyszkami niedoli, Cecily i Jenną, zostaje wciągnięta do limuzyny, gdzie pod wpływem gazu usypiającego traci przytomność. Budzi się w rezydencji, która niedługo ma stać się domem zarówno jej, jak i pozostałych dwóch dziewczyn, bowiem sprowadzono je tu, by zarządca mógł je poślubić. Dlaczego? Na skutek eksperymentów pierwszego pokolenia udało się wynaleźć lekarstwo na raka i umożliwić ludziom długie życie. Jednakże następstwem tych badań było stworzenie śmiertelnego wirusa i skrócenie żywotów kolejnych pokoleń: mężczyźni dożywali wieku lat 25, zaś kobiety 20. Popularne więc stało się wydawanie kilku nastoletnich dziewczyn za jednego chłopaka naraz. Tak też dzieje się tutaj – Rhine, Cecily i Jenna zostają poślubione zarządcy Lindenowi, gdyż jego dotychczasowa żona ma niedługo umrzeć. Rhine jednak nie chce pogodzić się z sytuacją, co więcej zakochuje się w służącym, Gabrielu. Czy istnieje dla niej i towarzyszek jakiekolwiek wyjście z sytuacji?

 

Na początek – przyznajcie się tu i teraz, kto zna znaczenie słowa „atrofia"? Tytuł angielski brzmi „wither" i oznacza powolne umieranie lub zanikanie. Użyta w polskim tytule „Atrofia" pochodzi z kolei z języka greckiego. Stosuje się ją w terminologii medycznej do określenia „stopniowego zmniejszania się objętości komórki, tkanki, narządu lub części ciała". Znaczenie oryginalnego tytułu zostało więc zachowane. Co więcej, w obu przypadkach perfekcyjnie odzwierciedla on historię, bowiem bohaterowie z każdym dniem zbliżają się do swoich dwudziestych (kobiety) lub dwudziestych piątych (mężczyźni) urodzin, kiedy to umierają, bluzgając krwią na wszystkie strony. Jednocześnie Rhine, Cecily i Jenna zanikają też psychicznie, gdyż przetrzymywane w rezydencji wbrew swojej woli mają nigdy więcej nie zobaczyć prawdziwego świata – ich jedynym zadaniem jest płodzić Lindenowi dzieci i spełniać jego zachcianki. Rzeczywiście, kto w takiej sytuacji nie zatraciłby części siebie?

 

Rhine.

Szesnastolatka, która jest świadoma, że w wieku lat dwudziestu umrze. Została porwana od swojego brata bliźniaka i nie może znieść myśli, że zostawiła go samego. Przez wiele lat ochraniał ją przez Kolekcjonerami, a mimo to i tak wpadła w ich pułapkę. Dumnie znosi zaślubiny. Staje się przyjaciółką „pierwszej żony" Lindena, która niedługo po ślubie trzech dziewczyn z zarządcą kona. Jednak to wszystko daje jej nadzieję i pozwala opracować plan ucieczki. Oj tak, trybiki kręcą się w tej główce w zawrotnym tempie! W dobie postaci, którym połowę powieści zajmuje dojście do najprostszych wniosków, Rhine jest prawdziwym powiewem świeżości. Inteligentna, bystra i bardzo spostrzegawcza – trzy w jednym! Ponadto zdecydowanie nie jest postacią banalną i łatwą do rozgryzienia. Dość często zdarzało mi się zastanawiać, co zaraz wywinie, którego chłopaka w końcu wybierze i jak potoczą się kolejne wydarzenia. Duży plus za taką kreację postaci.

 

Patrząc na okładkę, którą na całe szczęście polscy edytorzy zachowali (DZIĘKUJĘ!), widzimy złotą klatkę z zamkniętym w jej ptaszkiem. Tak właśnie czuje się Rhine. Poznała już świat zewnętrzny, żyła w nim szesnaście lat... i nagle wszystko zostało jej odebrane, a ją samą zamknięto w ekskluzywnej rezydencji z rozległym ogrodem, basenem i gigantyczną biblioteką. Gdyby chociaż większość z otaczających ją i towarzyszki rzeczy była prawdziwa... ale nie! Dziewczęta grają na hologramowym pianinie, pływają w basenie z wirtualnymi rybami – żyją w prawdziwie chemicznym świecie z wiszącą nad nimi groźbą bolesnej śmierci, przed którą żadne chemikalia nie mogą ich jednak uchronić. Jedynym łącznikiem z rzeczywistością poza bramami pozostaje trampolina, która Linden sprowadza dla Rhine i Jenny oraz barwne cukierki, którymi pierwsza żona chłopaka poczęstowała Rhine przed śmiercią i które potem Gabriel dla niej przemyca.

 

W jego temacie – nie wiem, jaki efekt planowała osiągnąć autorka, ale mnie uwiódł Linden, a nie Gabriel. Ten pierwszy wydaje się o wiele bardziej złożonym charakterem. Nie zna prawdziwego świata, nie wie, w jakich okolicznościach trzy nowe żony zostały sprowadzone do jego domu, nie wie, że seks z trzynastolatką jest zły, mimo że ona nie mogła się tego doczekać i że w ogóle cała bigamia nie powinna mieć miejsca. Mimo swojej niewiedzy nie robi nic przeciwko dziewczynom. Czeka na ich zgodę i gdy Rhine mu takowej nie udziela, w pełni to akceptuje. Zdecydowanie nie jest on ani czarnym, ani białym charakterem – jest szarawy i takich facetów w książkach najbardziej lubię. Między nim i Rhine jest chemia i to też mocno odbija się na mojej opinii o nim i o tym pairingu. Jednak jest jeszcze Gabriel – służący. Zadurza się w Rhine i to z wzajemnością... ale gdzie były te przeskakujące między nimi iskry? Nie było! I to mnie zabolało. Chociaż zakończenie nie wyjaśnia, z którym mężczyzną główna bohaterka zostanie w ostateczności i może dlatego ani nie jestem do końca rozradowana, ani zdołowana.

 

Smuci mnie tylko fakt, że moja ulubiona Rhine umrze w wieku dwudziestu lat... Chociaż nie powinnam się obawiać, ojciec Lindena, mistrz Vaughn, jest lekarzem – na pewno wynajdzie lekarstwo na czas. Przecież nie chce śmierci swojego syna ani żadnej z jego żon... Prawda?

 

Co do dwóch pozostałych bohaterek – Cecily jest trzynastolatką. Widać, że nie do końca rozumie swoją sytuację. Od kiedy tylko przyjeżdża do rezydencji, nie może doczekać się zaślubin i nocy poślubnej. Pech, że Linden nie chce skonsumować żadnego z małżeństw za życia pierwszej żony. Dziewczynka czyta więc coraz to nowsze poradniki dotyczące ciąży i tego, jak opiekować się dzieckiem. Jej przeciwieństwem jest Jenna – poznajemy ją jako osiemnastolatkę. Jest cicha, widać, że nie jest zachwycona swoim losem, ale jednocześnie nie próbuje mu się sprzeciwiać. Obiecuje sobie, że nigdy nie pozwoli mężowi siebie tknąć – brzydzi się go. Jest to zdecydowanie osoba, której niezwykle współczułam, gdy: 1) poznałam jej wiek; 2) w bibliotece przeglądała romanse; 3) wyjawiła Rhine straszną prawdę z dnia porwania. Jestem pewna, że również ją pokochacie. Jest równie inteligenta i przebiegła jak Rhine, stara się jej pomóc ze wszystkich sił. Po prostu nie można dziewczyny nie lubić.

 

Sam pomysł na historię jest, moim zdaniem, genialny. Dysutopijna rzeczywistość, gdzie dążenie ludzi do bycia idealnymi wywołuje katastrofę. W wyniku III Wojny Światowej Ameryka Północna pozostaje jedynym kontynentem na planecie, a ludzie będący potomkami silnego i zdrowego Pierwszego Pokolenia umierają w młodym wieku. Szczerze mówiąc, nie zdziwiłabym się, gdyby taki scenariusz rzeczywiście się kiedyś spełnił. Mam ogromną nadzieję, że wydarzy się to najwcześniej za jakieś 200-300 lat, aczkolwiek uważam, że taki rozwój sytuacji jest jak najbardziej możliwy.

 

Oby tylko w przyszłości dyktatorzy nie czerpali pomysłów z „Atrofii",„Igrzysk śmierci" i tym podobnych... Byłoby nieciekawie, nie?

 

O okładce już trochę wspominałam, ale muszę dodać, że jest przepiękna! Pomysł z klatką, kolorystyką, tymi kreskami namalowanymi na zdjęciu – cud, miód i powidła, daję słowo. Dziękuję grafikom wydawnictwa Prószyński i S-ka, że zostawili oryginalną okładkę. Żadna inna nie oddałaby treści tak dobrze.

 

Język autorki bardzo mi podpasował. Widać, że nie miała problemu z pisaniem kolejnych zdań, tak jak zresztą sama przyznała w niejednym wywiadzie. Czytałam ich kilka i najbardziej poruszyło mnie to zdanie: „Łatwo wierzę swoim postaciom i to raczej ja pozwalam się prowadzić im niż odwrotnie." Dlaczego? Sama piszę powieści i również pozwalam się prowadzić swoim postaciom, zamiast nimi zarządzać. Dlatego przepadam za pisarzami sławy światowej (a ktoś zza oceanu, kogo opublikowano w Polsce, niewątpliwie takowym jest), którzy mają w tej sprawie podobne zdanie co ja.

 

Podsumowując, bo recenzja jest jedną z najdłuższych, jakie napisałam i mam nadzieję, że dobrnęliście do końca z otwartymi oczami, „Atrofia" jest niesamowitą lekturą i niewątpliwie każdy miłośnik dysutopii powinien po nią sięgnąć. Żałuję, że wydawnictwo na razie nie ma w planach wydania kolejnych części trylogii, ale planuję sięgnąć po nie w oryginalnym wydaniu. Oceniam na 6 i jeszcze raz polecam!

 

Obsesja Kasiulka

Lauren DeStefano skończyła filologię angielską ze specjalnością kreatywnego pisania w Albertus Magnus College w Connecticut. „Atrofia" to jej debiut literacki i pierwsza część trylogii – Chemiczne światy.

 

Żyjemy z dnia na dzień, nie zastanawiamy się nad jutrem, gdyż nikt nie wie do końca, co może ono dla nas przynieść. Jednak żyjemy z myślą, aby dożyć sędziwego wieku, zobaczyć jak poradzą sobie nasze dzieci, chcemy poznać jeszcze wnuki. Nie każdemu jest to dane. Co byśmy zrobili gdyby okazało się, że dożyjemy jedynie 20 lat, będziemy znać datę naszej śmierci? Według tej tezy wielu z nas nie powinno już żyć. Wiedząc o tym, staralibyśmy się jednak planować każdy dzień, wypełnić każdą minutę swego życia do cna, aby nie utracić ani odrobiny z jestestwa. Podobnie jak Rhine, bohaterka „Atrofii", staralibyśmy się żyć każdym dniem i z zachłannością wdychać powietrze, wiedząc, że jutro może nie nadejść, a jedynym marzeniem jest wolność.

 

Rhine to szesnastolatka, która żyje w świecie po trzeciej wojnie światowej. Jest to dziwny świat, w którym się uważa, że dzieci poczęte metodą naturalną są niedoskonałe. Dlatego też ruszyła „produkcja" embrionów bez jakichkolwiek wad genetycznych. Jednak okazuje się, że one również są niedoskonałe, gdyż tylko pierwsze urodzone pokolenie jest bez wad. Już ich potomkowie dożywają jedynie 20 lat. Rhine, Cecily i Jenna poślubiają syna właściciela potężnej posiadłości. Jednak serce Rhine bije dla młodego służącego – Gabriela. Postanawiają uciec z tego więzienia, w którym każdy ich ruch jest obserwowany. Czy im się to uda?

 

Lauren DeStefano stworzyła nietuzinkową historię. Historię, która jest niesamowita, w której walka o życie jest tak ogromna, że aż przeraża. Rhine to bohaterka, która się nie poddaje. Odebrano jej wolność, która stricte jest każdemu przypisana – wolność, która staje się marzeniem. Zamknięcie i ciągłe śledzenie każdego kroku doprowadza do szału. Dziewczyna czuje się osaczona. Każdą jej myśl wypełnia marzenie o ucieczce, jednak wie, że nie może się z tym wyjawić. Nie wie do końca, komu może ufać, a komu nie. Pragnienie, aby zarządzać samodzielnie ostatnimi lata swego życia, doprowadza do tego, że zdradza swoją tajemnicę Gabrielowi. Na szczęście Gabriel podziela jej postępowanie i dziewczyna ma w końcu, z kim porozmawiać i zaplanować ucieczkę.

 

Autorka pisze plastycznym i barwnym językiem, dzięki czemu świat przez nią przedstawiony jest bardzo realistyczny. To historią, od której ciężko się oderwać. W pewnym momencie zaczęłam kibicować Rhine i zaczęłam sama podsuwać pewne pomysły na wyrwanie się z tego nierealnego świata. Świat stworzony prze autorkę jest perfekcyjny. Posiadłość, w której przebywają dziewczyny jest fantastyczna, każda ich zachcianka jest spełniana. Każda oprócz wolności. Historia skupia się na trzech dziewczynach zamkniętych w posiadłości z gajem pomarańczowym. Na ich przystosowaniu się do rzeczywistości tam zastanej. Na ich początkowym buncie, i późniejszej akceptacji. Dziewczyny coraz bardziej się do siebie zbliżają. Każda z nich życie obok Lindena przyswaja inaczej i w inny sposób planuje.

 

Po „Atrofię" sięgnęłam z ciekawości. Nie sugerowałam się opiniami, chciałam po prostu przeczytać coś innego. Coś, co przeniesie mnie w inny świat, w przyszłość, o której nie za wiele wiemy. W książce nie ma akcji, która mknie, w której się zatracamy. Akcja toczy się powoli, rozwija się z każdą przewróconą stroną, dzięki czemu nie nuży.

 

Bohaterzy są różnorodni, i bardzo dokładnie nakreśleni. Każdy z nich ma swoją rolę do odegrania i każdemu przypisana jest odpowiednia część historii.

 

Wydawnictwo postarało się również o piękną oprawę powieści, matową z elementami błysku, która daje przyjemne uczucie przy jej dotykaniu. Okładka zachwyca, posiada pewną magię i jak najbardziej odpowiada zawartości, a ostatnimi czasy dość rzadko się zdarza, aby obwoluta miała wspólny mianownik z wnętrzem książki.

 

Jedyny malutki minus to brak wiadomości, dlaczego doszło do wojny i zalania sześciu kontynentów. Gdyby ta informacja, chociaż w krótkim opisie znalazła się na początku całej historii spięłoby ją to w pewną pełną całość. Mam nadzieję, że w kolejne części autorka w umiejętny sposób przedstawi nam to.

 

Książka zachwyciła mnie od samego początku i bardzo przyjemnie spędziłam z nią czas.

 

Polecam z czystym sumieniem.

Wednesday, 01 May 2013 15:52

Kobiety Z Domu Soni

Cinnamon

To kobiety z krwi i kości. Marzą, pragną, kochają, cierpią. Czy kiedykolwiek było inaczej? Każda z nich naznaczona jest piętnem poprzedniego pokolenia. Skazane są na ból i niezadowolenie życiowe. Plany i marzenia o przyszłości nie zawsze przybierają kształty, jakie zostały nadane w chwili ich tworzenia. Zawód i gorycz – czy to jest ich przeznaczeniem? Czy w końcu nadejdzie to pokolenie, które przerwie pasmo złej aury?

 

Tych kobiet jest pięć. Każda jest indywidualnością, a jednak łączy je wiele rzeczy. Najpierw Antonia, później Julia, po niej przychodzi czas na Basię i Jagodę, na końcu historii czeka Sonia. Wszystkie, pomimo najszczerszych chęci, nie potrafią odnaleźć w życiu właściwej drogi. Antonia odczuwa ból, jaki dotyka matkę, gdy jej własne dziecko nie okazuje rodzicielce miłości i szacunku. Julia jest nieszczęśliwą egoistką, nie potrafiącą (albo może nawet nie chcącą?) pokochać swego męża i dzieci. Dla niej liczą się papierosy i romanse z młodszymi od niej mężczyznami. Basia i Jagoda są siostrami. Basia jest piękną, dbającą o siebie młodą dziewczyną, jasno patrzącą na przyszłość, jednak gdy jej serce zostaje złamane (i naznaczone) przez Ryśka, Basia całkowicie się zmienia. Staje się szarą, ponurą kobietą, która nie potrafi zaufać mężczyznom. Jagoda natomiast od dzieciństwa była tą mniej ważną. Niezauważana przez matkę, żyjąca w cieniu starszej siostry marzy, by być piękną i kochaną. Wydaje się, że w momencie poznania Macieja wszystko zaczyna się układać według wspaniałych planów dziewczyny, jednak i jej zaufanie zostaje wystawione do wiatru. Jako pierwsza z rodziny postanawia pozostawić rodzinny Wałków, by przeprowadzić się do Sosenki i rozpocząć nowe życie z piętnem młodości. To właśnie tutaj rozpoczyna się historia Soni. Pochodząca z rozbitej rodziny, nie znająca pojęcia prawdziwego, rodzinnego domu, żyjąca w luksusie pozbawionym prawdziwej miłości, wyrusza do wielkiego miasta w poszukiwaniu prawdziwej siebie i swojego szczęścia.

 

Historia „Kobiet z domu Soni" to subtelne fragmenty z życia poszczególnych bohaterek, które wraz z biegiem czasu układają się w jeden, pełny obraz. Pani Czupryńska z niewymuszoną wrażliwością na kartach swojej debiutanckiej powieści nakreśla obyczajową powieść wielopokoleniową rozgrywającą się na przestrzeni blisko siedemdziesięciu lat. Powieść ukazuje w niebanalny sposób niebanalną naturę kobiet, które pragną być kochane i dążą do osiągnięcia swoich marzeń – nie zawsze z zamierzonym skutkiem. Kobiety takie jak my, ze słodkimi, jak i gorzkimi chwilami. A wśród tych chwil przewijają się mężczyźni ich życia, którzy także mają swoją poważną rolę w ich życiu...

 

Momentalnie zatraciłam się w historii pięciu kobiet powiązanych więzami krwi. Nie potrafiłam na długo odłożyć książki na bok, tak bardzo chciałam poznać ich dzieje, tak mocno wciągnęłam się w ich losy! Niewygórowany, ale poetycki język, którym operuje Autorka, jest dużym atutem powieści. „Kobiety z domu Soni" to wspaniałe studium relacji rodzinnych, raczej toksycznych, ale nierozerwalnych. Osobiście bardzo polecam lekturę tej pozycji, ja się na niej nie zawiodłam.

Wednesday, 01 May 2013 15:43

Arytmia

Viconia

Dawno nie czytałam thrillerów medycznych, tym bardziej napisanych przez dwie osoby. Anne i Even Holt są rodzeństwem. Ona jest znaną autorką kryminałów, on lekarzem i konsultantem na oddziale kardiochirurgii. Po połączeniu sił tworzą naprawdę zdolny duet, i to się czuje w trakcie lektury.

 

Światowej sławy kardiolog, doktor Sara Zuckerman przygotowuje się do wszczepienia pacjentowi ICD – kardiowertera-defibrylatora, który przywraca sercu prawidłowy rytm – niby nic nadzwyczajnego, robiła to już setki razy. Tyle, że tym razem pacjent umiera po dwóch dniach. A potem kolejny. Sara i Ola Farmen, jej kolega ze szpitala odkrywają, że najprawdopodobniej ktoś wpuścił do ICD wirusa, który zamiast stymulować serce, doprowadza do śmieci pacjenta. Przed nimi kilka ciężkich dni, w ciągu których muszą jakoś rozwiązać ten problem. Bo oto kolejnemu pacjentowi wszczepiono ICD, a zegar tyka.

 

Kiedy przeczytałam, że brat autorki jest lekarzem, miałam obawy, czy nie czekają mnie ciężkie do przebrnięcia medyczne opisy. Ale nie. Lekkie pióro Anne w połączeniu z wiedzą Evena daje nam naprawdę dobrą i wiarygodną historię. Prywatne śledztwo Sary i Oli wciąga od samego początku, a czyta się na tyle dobrze, że nawet nie zauważamy, kiedy uciekają nam kolejne strony.

 

Na początku trochę ciężko się odnaleźć, ponieważ akcja dzieje się w wielu różnych miejscach naraz, a do tego czasami cofa się w przeszłość, żeby przybliżyć nam pewne wydarzenia. Bardzo fajnie się to wszystko potem splata i łączy w jedną, emocjonującą całość, ale mimo wszystko przeskakiwanie z miejsca na miejsce, od jednej osoby do drugiej na początku historii czasami mnie trochę drażniło.

 

Jeszcze słowo o bohaterach. Ola, mąż, ojciec wielkiej gromadki dzieci i lekarz w jednym czasami jeszcze potrafił wzbudzić sympatię, ale Sary raczej nie wpiszę na listę ulubionych bohaterów literackich. Przemądrzała, uparta i ogólnie najmądrzejsza. Niezbyt często liczyła się ze zdaniem Oli, wszystko musiało być tak jak ona postanowiła. Jednak po głębszym zastanowieniu mogę stwierdzić, że można to uznać za zaletę powieści. Bo idealnych pod każdym względem postaci mamy w literaturze aż nadto, dlatego myślę, że Sara, ze swoimi rysami na charakterze to dobry pomysł. A przy okazji możemy się przekonać, że jeśli mamy do czynienia z dobrą historią, to nawet wredny główny bohater nie odbierze nam przyjemności z czytania.

 

Jest to naprawdę świetna pozycja dla fanów thrillerów medycznych, ale nie tylko. Bo „Arytmia" to też trochę dobrego business thrillera. Przy okazji przyjrzymy się wielkim firmom, które produkują urządzenia ratujące życie. Czy dobro pacjenta kończy się tam, gdzie toczy się gra o ogromne pieniądze i dobre imię firmy znanej i szanowanej na całym świecie? Czy jeden lekarz jest w stanie wygrać z międzynarodowym przemysłem medycznym? Musicie sięgnąć po tę książkę i się przekonać. Polecam!

Miqa

„Arytmia" jest pierwszą książką „norweskiej królowej kryminału" Anne Holt i jej brata, Even'a Holt, który jest lekarzem na oddziale kardiochirurgii w Baerum (dokładnie tam, gdzie będzie miała miejsce znaczna część akcji tej książki). Czym tym razem zaskoczy swoich czytelników niezastąpiona Anne Holt, po raz pierwszy w duecie ze swoim bratem?

 

W książce występuje narracja w 3 osobie, więc wszystkie wydarzenia poznajemy z obiektywnego punktu widzenia narratora. Czytelnikowi na początku zostanie zaprezentowana cała gama bohaterów pozornie ze sobą niezwiązanych, którzy z czasem będą się dopasowywali niczym brakujące elementy układanki. Akcja powieści głównie rozgrywać się będzie w Norwegii i Ameryce Północnej, ale nie tylko.

 

Sara Zuckerman jest około 50-cio letnią panią profesor, znaną na całym świecie specjalistką w dziedzinie kardiologii i kierującą oddziałem kardiologii w Szpitalu Uniwersyteckim Grini w Baerum. Współpracujący z nią Ola Farmen to 10 lat młodszy od Sary, ambitny doktor, ojciec 5 dzieci i całkowite przeciwieństwo Sary. Od kiedy medyczny rynek zawojowało urządzenie wydane przez firmę Mercury Medical życie milionów ludzi zmieniło się na lepsze. ICD, czyli kardiowerter-defibrylator, urządzenie, którego zadaniem jest przywrócenie prawidłowego rytmu serca nagle staje się przyczyną zagadkowych zgonów. Dwóch pacjentów Sary, niedługo po operacji umiera. Razem z Olą, Sara odnajduje przyczynę w złym funkcjonowaniu ICD, które nie tylko fałszuje wyniki, ale popełnia liczne błędy, które wydają się być specjalnie zaplanowane. Czy ktoś umyślnie stworzył program, który ma zabijać, nie ratować ludzi? Kto może za tym stać? Pani profesor razem z młodszym doktorem będą starali się zapobiec tragedii na skalę globalną, jednak sytuacja będzie zarówno niebezpieczna dla pacjentów jak i dla nich samych. Bo jak chronić pacjentów przed wszczepianiem ICD zawierających zabójczego wirusa i jednocześnie zachować to w tajemnicy przed policją, mediami i całym światem, który z pewnością spanikuje? Czy im się to uda?

 

Historia jest podzielona na dwa główne wątki, które można łatwo rozróżnić dzięki zmiennej czcionce. Pierwszy wątek skupia się wokół szpitala i głównych bohaterów, a drugi stanowi przekrój sytuacji wewnątrz Mercury Medical. Główni bohaterowie są bardzo dogłębnie analizowani i skrupulatnie wykreowani. Czytelnik będzie mógł dokładnie poznać charakter i myśli danej postaci. W książce nie brak licznych momentów dzięki którym tempo akcji wzrasta. Ten thriller czyta się w ciągłym napięciu. A co jest zaskakujące to fakt, że pojawią się również wątki dotyczące biznesu. Także synkretyzm gatunkowy jest tutaj dużym plusem.

 

Muszę przyznać, że „Arytmia" wciągnęła mnie od razu. Uwielbiam thrillery, uwielbiam literaturę skandynawską, także nie było z tym problemu. Bywało jednak tak, że pojawiły się momenty, które niejako „wstrzymywały" akcję, jednak nie było nudno! Co to, to nie. Książka z pewnością przypadnie do gustu fanom pisarki, jak i tym, którzy uwielbiają dobre thrillery medyczne i skandynawskie :) Serdecznie polecam!

Scathach

Anne Holt, to jedna z najpopularniejszych norweskich pisarek, której kryminały cieszą się wielką poczytnością zarówno w kraju, jak i za granicą. Autorka ukończyła prawo, a swoją praktykę zawodową odbywała między innymi jako młodszy prokurator w Oslo oraz jako prowadząca własną kancelarię adwokacką. Rok piastowała urząd ministra sprawiedliwości w Norwegii. Doświadczenie ugruntowało jej wiedzę z zakresu prawa, co z kolei wielokrotnie pomagało jej przy pisaniu książek wpisujących się w gatunek powieści kryminalnych.

 

Arytmia, to powieść stworzona i wydana przy współpracy z bratem pisarki, Evanem – lekarzem i konsultantem na oddziale kardiochirurgii. Połączenie doświadczenia prawniczego, pisarskiego i medycznego zaowocowało pojawieniem się w księgarniach publikacji, którą wielu będzie czytać z zapartym tchem.

 

Nie sposób jest mi osadzić ją w kontekście pozostałych powieści autorki, bowiem Arytmia, to pierwszy tekst Holt, na którego lekturę się zdecydowałam. Do tej pory obok jej książek przechodziłam raczej obojętnie, co spowodowane było recenzjami niespecjalnie zachęcającymi.

 

Thriller medyczny, to dla mnie nowość, a właśnie do tego gatunku wlicza się powieść rodzeństwa Holt.

 

Jej przedmiotem jest historia, która, co najgorsze, mogła i ciągle może wydarzyć się w rzeczywistości. Oto wiosną 2010 roku w krótkich odstępach czasu umierają dwie chorujące na serce osoby, którym kilka dni wcześniej wszczepiono ICD. ICD, to kardiowerter-defibrylator, który w chwilach zagrożenia życia ma przywracać pacjentom chorującym na arytmię prawidłowy rytm serca. Wynaleziony został po to, by ratować, niestety od pewnego czasu ten wszczepiany milionom osób na całym świecie, wyprodukowany przez konkretną, cieszącą się doskonałą opinią firmę sprzęt, zaczyna pełnić rolę odwrotną.

 

Obie zmarłe osoby operowała dr Sara Zuckermann, jedna z największych specjalistek w swojej dziedzinie. Do tej pory nikt nigdy nie zmarł na jej stole operacyjnym, a większość pacjentów po operacji cieszyła się jeszcze długim życiem. Początkowo lekarka obwinia się o jakiś błąd, wszystko jednak zmienia się gdy w jej fartuchu zostaje odnaleziony zakrwawiony ICD, który wszczepiła swojemu niedawno zmarłemu pacjentowi, a który wciąż powinien znajdować się w jego klatce piersiowej lub już u koronera. Dr Zuckermann wraz z kolegą po fachu dr Olą Farmenem odkrywają, że ICD został zaprogramowany tak, by zabijać, poprzez wgranie do niego wirusa. Bohaterowie zaczynają poszukiwania na własną rękę, które mają doprowadzić ich do osoby odpowiedzialnej za zaprogramowanie tego mechanizmu. Nie wiedzą, że ciągle są obserwowani...

 

Powieść rodzeństwa Holt jest powieścią dosyć nierówną. Pierwsze kilka stron, podczas których szczegółowo została opisana operacja na otwartym sercu, spowodowało u mnie dreszcze oraz poczucia uczestniczenia w niej, a wręcz stania bezpośrednio nad pacjentem. Niezwykle dokładny opis sprawił, że od razu zostałam przez książkę pochłonięta. Z przykrością muszę jednak stwierdzić, że na tym te bardzo dobre momenty się kończą.

 

Później, autorzy popadają już w zdecydowany schematyzm. Akcja rozwija się w sposób charakterystyczny dla powieści sensacyjnych, wiele zdarzeń staje się łatwych do przewidzenia, co sprawia, że historia już tak nie wciąga. Zaletą jest jednak osadzenie wydarzeń w rzeczywistości medycznej, całkowicie mi obcej, bowiem to właśnie fachowe nazewnictwo czy opis pewnych profilaktyk utrzymywał we mnie jako taki poziom zainteresowania.

 

Nie można powiedzieć, że jest to książka nudna czy nieciekawa. Co to, to nie! Dla osób dopiero rozpoczynających czytelniczą przygodę z sensacją, będzie jak znalazł.
Jednak dla czytelnika ze sporym doświadczeniem w tego typu lekturach, stanie się kolejną odhaczoną pozycją na liście o podobnej tematyce, schematycznie rozwijającej się akcji z dodatkiem sztampowych bohaterów.

Wednesday, 01 May 2013 15:34

Anna We Krwi

Isadora

Powieść Kendare Blake przyciągnęła mnie do siebie sugestywnym opisem, który rozbudził moją wyobraźnię każąc domyślać się fabuły osnutej na motywach prawdziwej, klasycznej opowieści o duchach. Przytłoczona morzem paranormali łypiących na mnie z księgarskich półek dałam ponieść się tej jakże kuszącej wizji i bez wahania sięgnęłam po "Annę we krwi".

 

Tezeusz Cassio Lowood - jak przystało na młodego człowieka obdarzonego ekstrawaganckim imieniem - nie jest zwyczajnym nastolatkiem. Wraz z matką - czarownicą przemierza kraj tropem zjaw z lokalnych opowieści i miejskich legend w jednym tylko celu: by przegnać je z tego świata. Uzbrojony w magiczny sztylet athame, jako spadkobierca przodków swego ojca obdarzony jest mocą, dzięki której zabija umarłych. Cas jest bowiem łowcą duchów, który w swoim ponurym rzemiośle widzi jedyny sens i cel życia. Choć z matką łączą go ciepłe relacje, jest człowiekiem samotnym; wędrowny tryb życia nie sprzyja nawiązywaniu trwałych kontaktów z rówieśnikami, podobną barierę stanowi jego specyficzne zajęcie.

 

Przed laty ojciec Casa zginął tragiczną i niewyjaśnioną śmiercią, co stało się obsesją chłopaka. Za wszelką cenę pragnie pomścić jego śmierć i zapolować na mordercę. Kiedy wraz z matką przeprowadza się do małego miasteczka Thunder Bay, nie spodziewa się, jak prędko przyjdzie mu stanąć z nim twarzą w twarz... Póki co jego myśli zajmuje lokalna śmiercionośna zjawa nazywana przez miejscowych Anną we krwi. Cas zamierza ją unicestwić, bardzo szybko przekonuje się jednak, że nie będzie to łatwe zadanie, gdyż jego potencjalna ofiara jest obdarzona niespotykanie potężną mocą.

 

Razem z nowo poznanym przyjacielem, a zarazem telepatą, Thomasem, oraz szkolną "królową roju" Carmel zagłębiają się w tragiczną historię życia i śmierci niejakiej Anny Korlov, obłożonej klątwą i zamordowanej przed sześćdziesięciu laty we własnym domu. Coś - lub ktoś - skazał ją na ponurą egzystencję w czterech ścianach domostwa i zabijanie każdego człowieka, który przekroczy jego próg.

 

Kiedy jednak Cas pojawia się w domu Anny z athame w dłoni, zjawa z nieznanych powodów postanawia go oszczędzić...

 

"Anna we krwi" nie okazała się jednak klasyczną historią o duchach, co przyjęłam z pewnym rozczarowaniem. Zapowiada się rewelacyjnie: mamy pełną grozy opowieść o zjawie mordującej każdego, kto tylko zbliży się do jej siedziby, jest i mrożąca krew w żyłach historia życia i makabrycznej śmierci dziewczyny - a wszystko to okraszone atmosferą odpowiednią do okoliczności, czyli jeżącą włosy na głowie. Niestety, wraz z rozwojem fabuły pojawia się niepokojąca i zupełnie moim zdaniem nieuzasadniona tendencja do połączenia tego wątku z motywem tajemniczej śmierci ojca głównego bohatera. Choć początkowo oba wątki rozwijają się niezależnie od siebie, nagle autorka wpada na pomysł połączenia ich ze sobą, co okazuje się niezbyt szczęśliwym pomysłem, w dodatku zbyt grubymi nićmi szytym, by przyjąć go bez zastrzeżeń. Kolejnym poważnym mankamentem jest gwałtowna i nie do końca zrozumiała przemiana bohaterki z zaciekłego wroga w bardzo pożądanego sojusznika - tym samym dobrze zapowiadająca się historia o duchach staje się kolejnym paranormal romansem, co niektórych czytelników może rozczarować. W jednej chwili napięcie opada, groza dewaluuje, zaś atrakcyjność Anny - jako dyszącej żądzą zemsty, tajemniczej zjawy - spada na łeb, na szyję wraz z poziomem jej agresji i postępującą przemianą w niewinną, skrzywdzoną ofiarę wyjątkowo paskudnego morderstwa. I choć ciekawość czytelnika co do wyniku starcia Casa z zabójcą ojca nie maleje, dominuje nad nią niedosyt wywołany kierunkiem rozwoju fabuły.

 

"Anna we krwi" jest przykładem niewykorzystanego potencjału i niedopracowania pomysłowej i intrygującej historii. Trudno mi jednoznacznie ocenić powieść Blake, ponieważ mimo rzucających się w oczy niedociągnięć zawiera ona wiele elementów, które bardzo przypadły mi do gustu. Do głównych atutów należy zaliczyć nieustannie przewijające się motywy magii, czarownictwa, voodoo, zaklęć i klątw, które tworzą szczególny, tajemniczy klimat oraz świetnie wykreowana postać głównego bohatera - cynicznego, przedwcześnie dojrzałego nastolatka parającego się makabrycznym rzemiosłem. Poważnym minusem jest przewidywalność, brak wewnętrznej logiki i spójności fabuły oraz pozostawienie niektórych wątków bez satysfakcjonującego wyjaśnienia.

 

Mimo to lektura jest wciągająca i do pewnego stopnia intrygująca; jestem pewna, że miłośniczkom paranormali szczególnie przypadnie do gustu. "Anna we krwi" to interesująca, niezobowiązująca propozycja na pełne wrażeń popołudnie.

 

Serdecznie polecam!

Viconia

Cas Lowood nie jest zwyczajnym nastolatkiem. Przeprowadza się z miejsca na miejsce, w ślad za wskazówkami o nawiedzonych miejscach. Właśnie takie zajecie odziedziczył po ojcu – zabija złe duchy i trenuje przed dorwaniem ducha, który zabił jego ojca. Wszystko idzie dosyć sprawnie, do czasu, kiedy Cas trafi do Thunder Bay. Ma zabić Annę Korlov, zwaną Anną we krwi. Została zamordowana pół wieku temu i od tego czasu morduje każdego, kto wejdzie do jej domu. Teoretycznie – zlecenie jak każde inne. W praktyce okazuje się, że Anna jest najsilniejszym duchem z jakim Cas miał do czynienia, a zabicie jej będzie bardzo skomplikowanym zadaniem.

 

Raz na jakiś czas trafia się książką, która jest prawdziwą perełką w swoim gatunku. „Anna we krwi" niewątpliwie jest taką książką. Przyciąga tytułem, okładką i ponad wszystko – opisem. Daje nam nadzieję na pełnokrwistą historię z pogranicza horroru. Zachęcona tym, z radością zabrałam się za lekturę i nawet przez chwilę nie żałowałam, że zdecydowałam się na tę książkę. Przy okazji dodam, że jeśli ktoś liczy na lekką historyjkę dla młodzieży, to jest to zły adres. Mimo, że książka nie spowodowała u mnie problemów ze snem, to jednak niektóre opisy są zdecydowanie przeznaczone dla czytelnika o mocniejszych nerwach. I to była dla mnie największa zaleta tej książki. Trup ściele się gęsto i niezwykle krwawo. I to już od pierwszych stron, więc im dalej w książkę, tym większy dreszczyk emocji nam towarzyszy. Przekonana, że pozostanie tak do końca książki, nie mogłam się od niej oderwać. Przepełniona żądzą zemsty Anna, ofiara brutalnego morderstwa, która pożera każdego, kto się do niej zbliży. Do tego magia, dużo magii, niekoniecznie tej dobrej. No czegóż chcieć więcej.

 

Niestety, pod koniec książki napięcie nieco opada. Trochę przez to, że Anna nagle zmienia się w pokrzywdzoną przez życie zjawę, a trochę przez wplecenie w fabułę kolejnego paranormal romance. Gdzieś nam przez to znika cała groza, którą zafundowała nam autorka na początku. Na szczęście sytuację ratuje kolejny mrożący krew w żyłach duch, który zjada niewinnych mieszkańców.

 

Kolejną zaletą jest postać głównego bohatera, który zamiast spędzać czas jak każdy nastolatek, musi wcześniej dorosnąć, aby jeździć po kraju i zabijać duchy. Zdaje się nam pogodzony z losem, jednak to też zmienia się kiedy trafia do Thunder Bay i przekonuje się na własnej skórze, jak to jest mieć przyjaciół.

 

„Anna we krwi" to książka naprawdę warta polecenia, ja znalazłam w niej wszystko to, co lubię najbardziej: duchy, klątwy, magię, voodoo. I gdyby nie pojawiający się nagle wątek romansu paranormalnego - który powoduje spadek napięcia w fabule, a jednocześnie wzrost ciśnienia czytelnika, któremu już dawno się takie historie przejadły – ta historia naprawdę zasługiwałaby na najwyższą ocenę. Dla mnie, miłośniczki takich historii, była to naprawdę dobra lektura.

Bezimienna

„Anna we krwi" to młodzieżowa książka z gatunku fantasy/paranormal romance jakich pełno ostatnio na półkach księgarnianych. Jednak coś mnie przyciągnęło do tej pozycji. Niesamowita okładka, tajemniczy tytuł i ciekawy opis z tyłu okładki.

 

Tym razem spotykamy się z Casem, który jest – nie wiem jak to ująć – zabójcą duchów. Przy swoim boku taszczy niebezpieczny sztylet zwany athame, który wyzwala dusze niebezpiecznych zjaw. Jego ojciec zginął podczas jednej z misji i od tamtej pory chłopak przejął bagaż jaki ciążył na barkach jego taty. Zaczął walczyć i szkolić się – chciał pomścić śmierć rodzica i zabić demona, który wydał wyrok. Otrzymuje ciekawe zlecenie dotyczące ducha straszącego w małej mieścinie Thunder Bay. Jest to tytułowa Anna we krwi. Z powodu nieprzyjemnego 'wypadku' Cas ląduje nieprzytomny na terenie śmiercionośnej zjawy. Ukazuje mu się przerażająca postać dziewczyny o długich czarnych włosach, pustych ciemnych oczach i skórą okrytą zielono-niebieskimi żyłami. Jednak postanawia ona oszczędzić chłopaka, który poobijany i zdumiony mocą Anny wraca do domu.

 

W trakcie kolejnego spotkania zauważa coś nietypowego. Dziewczyna-duch całkowicie różni się od zjaw, z którymi Cas wcześniej się spotykał. Posiada ona jeszcze cząstkę człowieczeństwa. Anna we krwi ukazuje swoje prawdziwe ja. Czy łowca duchów zdecyduje się na pomszczenie śmierci spowodowanych przez Annę? Czy może coś mu w tym przeszkodzi? Czy duch oczaruje go swoją prawdziwą naturą? A może coś gorszego od niego wpadnie przywitać się ze starym przyjacielem?

 

Świat „Anny we krwi" obserwujemy z pierwszego widoku. Narratorem jest sam Cas, który ukazuje swoją sarkastyczną naturę, niechęć do Harry'ego Pottera i znajomość „Władcy Pierścienia". Jego teksty i porównana, czasami zwalały mnie z nóg – było mało takich sytuacji, ale to zawsze coś. Jest typowym nastolatkiem, jednak możemy zauważyć, że niekiedy zachowuje się jak dojrzały mężczyzna. W końcu wiele przeszedł w swoim życiu.

 

Wątek miłosny w tej powieści nie jest zbytnio rozbudowany. Tak naprawdę możemy spotkać się z dwiema scenami, gdzie uczucia głównej postaci górują nad rozwagą. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle.

 

Bohaterowie mają ciekawe charaktery. Jednak nie są one zbyt oryginalne. Spotkamy tu królową pszczół, strachliwego i dziwacznego okularnika, typowego mięśniaka z ani krztyną rozumku i outsidera – głównego bohatera. Nie lubię, gdy autorzy trzymają się takiego schematu. To po prostu nudne. Niestety po przeczytaniu lektury mam wrażenie, że nie znam żadnej z nich zbyt dokładnie.

 

Co do fabuły. Jest niezła, tylko to było. Nieważne w jakiej postaci, ale podobna historia ujrzała już światło dzienne. Czy „Anna we krwi" wciąga? Nie jestem pewna, wydaje mi się, że odpowiedzieć na to pytanie może być tylko „neutralna". Czyta się szybko, język jest prosty, więc z lekturą pożegnałam się po bardzo krótkim czasie. Autorka – Kendare Blake – nie wykorzystała całego potencjału historii. Wiele wątków zostawiła bez jakiegokolwiek wyjaśnienia.

 

Nie wywołała u mnie żadnych emocji, kilka razy parsknęłam śmiechem, ale nic poza tym. Książka typu „przeczytać – zapomnieć". W sumie nie żałuję, że zapoznałam się z tą historią. Ale tylko z dwóch powodów. Pierwszy odnosi się do Anny – to naprawdę niesamowita postać, a opis jej wyglądu jest zdumiewający. Kolejny to atmosfera panująca w domu, w którym straszy ta zjawa. Tak, tak. Nawiedzony dom. Pospolite, prawda? Prawie bym zapomniała. Miejsce akcji praktycznie w ogóle się nie zmienia. Cas biega od jednego domu, do drugiego, czasem wpadnie do szkoły. Przez większość czasu nie dzieje się nic ciekawego. Do tego muszę stwierdzić, że opisy sytuacji są bardzo krótko opisane. Raz łowca duchów kłóci się z mamą, po sekundzie jest na drugim końcu miasta i walczy z jakimś demonem, mrugniemy, a on nagle bierze kąpiel. Nie da się wczuć w fabułę i uczucia Casa.

 

Tak naprawdę nie polecam tej książki czytelnikom ze zbyt dużymi wymaganiami. „Anna we krwi" nie zapada w pamięć. Zwykła powieść jakich wiele.

Ciarolka

Cas Lowood to specjalista w walce z duchami. Po tragicznej i makabrycznej śmierci swego ojca w spadku dostaje nóż, którym może zabijać duchy. Odsyła je w inne miejsce, nie wiadomo czy lepsze, nie wiadomo czy zaznają tam spokoju, ale pewne jest iż nie powrócą na ziemię. Jest tak dobry w tym co robi i przede wszystkim skuteczny, że ludzie z całego kontynentu wydzwaniają do niego lub piszą listy z prośbą o pozbycie się ducha - mordercy. Dzięki właśnie takiej prośbie Cas dowiaduje się o istnieniu Anny - duchu dziewczyny zamordowanej w 1958 roku w niewyjaśnionych okolicznościach, która przebywa w zamieszkiwanym przez siebie niegdyś opuszczonym domu i morduje włóczęgów. Szybko okazuje się, że zabicie Anny wcale nie jest takie proste, bowiem to właśnie jej zagadkowa śmierć ma wiele wspólnego z jej morderczą naturą...

 

Cierpię na niedosyt powieści o duchach. Wampiry i wilkołaki wychodzą mi już uszami, dlatego z chęcią i z zaciekawieniem podeszłam do lektury tej powieści. Spodziewałam się raczej lektury z cyklu przeczytać i zapomnieć i ani przez sekundę nie pomyślałam, że aż tak mi się spodoba! Nie wiedziałam, że lektura Anny we krwi będzie czymś więcej niż tylko miłym spędzeniem kilku godzin. Nie mogłam się od niej oderwać, pochłonęła mnie całkowicie, najprawdopodobniej dzięki niesamowicie lekkiemu i przyjemnemu stylowi autorki oraz porywającej akcji.

 

"Nikt nie będzie mnie porównywać do jakiegoś zniewieściałego, bawiącego się zaklęciami chłopczyka w głupich okularach."

 

Cas to chłopak niedający sobie w kaszę dmuchać. Jest twardy, nieustępliwy i momentami uparty. Nie jest naiwny, zna się na ludziach i potrafi rozszyfrować ich zamiary. Oprócz matki i garstki przyjaciół ojca nie ma nikogo bliskiego. Często się przeprowadza, gdyż ma "zlecenia" w różnych częściach kraju i nie zawiera przyjaźni. Trudno jest mu się zaadaptować w stale zmieniających się środowiskach, lecz nie przeszkadza mu to, ponieważ koncentruje się tylko na swojej pracy. Gdy przybywa do Thunder Bay, aby rozprawić się z Anną poznaje dwie osoby z którymi się zaprzyjaźnia, co nigdy mu się nie zdarza, bo jak sam mówi potem by tylko tęsknił. Bez trudu nawiązuje porozumienie z Thomasem - telepatą, który nikomu nie zdradził swej tajemnicy, outsiderem i obiektem żartów. Zawiera również bliższą znajomość z Carmel - najważniejszą dziewczyną w szkole, od której na początku chciał dowiedzieć się jedynie jak najwięcej na temat historii Anny. Jego przyjaciele są super, bardzo ich polubiłam, ponieważ posiadają cechy, jakich szuka się w drugiej osobie - są pomocni, często bez mrugnięcia okiem zgadzają się na różne szalone rzeczy, a także nigdy nie zostawiają Casa w potrzebie.

 

"W drodze jestem wolny, zawieszony pomiędzy jednym miejscem a drugim."

 

Bardzo spodobało mi się również to, w jaki sposób zostały przedstawione duchy. Są w większości mordercze, same w przeszłości zginęły jako ofiary zabójstw w dziwnych okolicznościach i teraz nawiedzają miejsca swej śmierci i pozbawiają życia innych ludzi. To właśnie dlatego Cas chce się ich wszystkich pozbyć - by przestały zabijać. Nie są to milusie duszki, które samotne i nieszczęśliwe włóczą się po świecie lecz straszne, przerażające istoty. Poza tym na pierwszy rzut oka wyglądają jak zwyczajni ludzie, dopiero po wnikliwym przyjrzeniu się widać, że nimi nie są.

 

W powieści Kendare Blake nie brak sytuacji wywołujących dreszczyk emocji, a podczas czytania w nocy nawet lekkiego strachu. Jest tu też kilka dosyć obrazowych opisów dotyczących na przykład makabrycznej śmierci. Anna we krwi to nie jest kolejny paranormal romance i uważam, że nadaje się dla każdego miłośnika historii duchach, niezależnie od płci. Poza tym, co mnie zresztą bardzo zdziwiło, fabuła nie opiera się tylko na "sprawie" Anny. Myślałam, że gdy już ją dopadnie (lub nie) to powieść się skończy, ale nie, tu występuje także wątek osobisty głównego bohatera, który musi się rozprawić z koszmarami z przeszłości.

 

"Nie jest snującym się bez celu widmem, wkurzonym na swego zabójcę. Jest samą śmiercią, bezmyślną i makabryczną, i mimo iż stroi się w krew i żyły, nie potrafię oderwać od niej spojrzenia."

 

Z Anną we krwi spędziłam wiele cudownych chwil. Nie sądziłam, że mam w swojej biblioteczce tak świetnie skonstruowaną powieść młodzieżową. Być może oceniam ją tak pozytywnie, bo zwyczajnie nie spodziewałam się czegoś więcej niż książki, o której zaraz zapomnę. W trakcie lektury miałam ochotę zacząć czytać tę książkę od początku, co rzadko mi się zdarza. Zwyczajnie przerosła moje oczekiwania i bardzo miło zaskoczyła. Ciekawa jestem, czy w Polsce ukażą się kolejne części, bo z wielką chęcią bym je przeczytała.

Page 3427 of 3436

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial