Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

sztukater

Sunday, 05 May 2013 22:25

Chłopiec Z Latawcem

Tetiisheri

"Chłopiec z latawcem" Khaleda Hosseiniego zdobył tytuł światowego bestsellera, który sprzedano w 8 milionach egzemplarzy. Utwór afgańskiego autora mieszkającego w USA przetłumaczono na 42 języki. Nie mogłam pominąć tak osławionej powieści i kiedy pojawiła się ona w mojej bibliotece, od razu wpadła w moje ręce. Przyznam, że po przeczytaniu wielu opinii na temat tej pozycji miałam wobec niej dość wysokie oczekiwania. Czy pisarz im sprostał?

 

Historia niezwykłej przyjaźni pomiędzy Amirem i Hasanem, relacje - czasem nawet burzliwe - oraz niełatwa podróż krętymi ścieżkami życia zaintrygowały mnie. Dodatkowym wzbudzającym zaciekawienie elementem w powieści są przedstawione przez pisarza emocje, z którymi zmaga się główny bohater. Decyzje i czyny popełnione w młodzieńczych latach dręczą jego sumienie, które jak się okazuje Amir pragnie uciszyć. Czy mu się to uda?

 

Warto wspomnieć, że wielka przyjaźń dwóch chłopców zobrazowana jest na przełomie wielu lat historii Afganistanu. Mamy okazję poznać ten świat na dwóch jakże różnych płaszczyznach: przed i po wkroczeniu rosyjskich żołnierzy do Afganistanu. Dramatyczna historia tego kraju, gwałty, mordy, egzekucje, bieda i inne nieszczęścia opisywane są przez Hosseiniego czasem bardzo szczegółowo. Nie ukrywam, że opisy te były niejednokrotnie wstrząsające i powodowały, że na chwilę musiałam odłożyć książkę, wziąć głęboki oddech, by za jakiś czas powrócić do czytania.

 

Lektura dostarczyła mi wiele emocji. Początkowo targały mną mieszane uczucia, nieustannie zmieniałam zdanie na temat powieści: w jednej chwili opowieść mi się dłużyła, a za moment doświadczałam zupełnie przeciwnego uczucia, wielokrotnie byłam zaskoczona następującymi po sobie wydarzeniami. Niewątpliwie nie spodziewałam się pewnych rozwiązań. Może właśnie tak powinno być, może czytając "Chłopca z latawcem" czytelnik, podobnie jak główny bohater, ma poznać szeroki wachlarz emocji? Jeśli taki był zamiar pisarza, to przyznam, że w moim przypadku Hosseini odniósł sukces.

 

"Chłopiec z latawcem" to poruszająca opowieść o przyjaźni, decyzjach, wyrzutach sumienia, poczuciu winy i poszukiwaniu zadośćuczynienia nakreślana na kartach dramatycznych wydarzeń w Afganistanie. Nic dziwnego, że zdobywa ona tak dobre recenzje, a grono czytelników wciąż się powiększa. Polecam tą pozycję każdemu!

Sunday, 05 May 2013 22:17

Chaty Krzyczące

Amy392

"Chaty krzyczące" to zbiór opowiadań autorstwa Tadeusza Zwilniana Grabowskiego. Wydane zostały w 2010 roku nakładem Wydawnictwa Promocyjnego ALBATROS. Nigdy specjalnie nie przepadałam za opowiadaniami. Stanowczo wolę powieści. Dlatego nie bardzo chciało mi się czytać tę książkę. Do jej przeczytania skłoniło mnie jednak to, że akcja rozgrywa się w czasach II wojny światowej, także zaraz po niej, a mnie akurat bardzo interesuje ten okres w historii.

 

W "Chatach krzyczących" każda z dziewięciu opowieści porusza temat trudnych relacji polsko - ukraińskich w tamtych czasach. Wtedy na wsiach nie rzadko jedni drugich nienawidzili i odgrywali się na sobie na wzajem. Za palenie wiosek, za przesiedlenia, morderstwa. Oba narody miały swoje racje, jednak należy pamiętać, że to nie całe nacje były za to odpowiedzialne. Bo przecież tak naprawdę tych zbrodni dokonywali ludzie chorzy, owładnięci pasją zabijania. Płacili za to niewinni ludzie po obu stronach tego konfliktu. Często nie uwikłani w żadne spory.
Dziś już nie pamięta się o tym, co się wtedy działo. Mimo, że pewnie nadal żyją ludzie, dla których tamta rzeczywistość była codziennością. Muszę przyznać że niestety ja sama po raz pierwszy spotkałam się z tym tematem czytając książkę Grabowskiego. Dlatego moim zdaniem bardzo dobrze, że te historie ujrzały światło dzienne. Pozwoli to młodym ludziom, wychowanych w wolnym kraju, którzy nigdy nie zetknęli się z tym tematem, poznać niedawne przecież dzieje tamtych dni.

 

Antologia dziewięciu opowiadań jest naprawdę niezwykła i bardzo wciąga. Mnie najbardziej przypadły do gustu opowieści "Nocna rozmowa", oraz "Menuet z prysiudami'. Właśnie tę ostatnią historię uważam za świetny, optymistyczny akcent na koniec. W zbiorze pana Tadeusza Zwilniana Grabowskiego jest też dużo momentów poruszających. Mnie najbardziej poruszyło opowiadanie "Porozumienie". głównie z powodu bohaterów, czyli Zbyszka, Doni i kapitana "Draży". Szczególną uwagę zwróciłam też na smutną historię niesłusznie oskarżonego księdza Wasyla, ukazaną w "Śledztwie".
Jednak wszystkie te opowieści były świetne. Każda z nich miała w sobie coś niezwykłego i niespotykanego.

 

Bardzo się cieszę z możliwości zapoznania się z tą pozycją, a do dziejów tych bohaterów z pewnością będę wracać nie raz. Szczerze i gorąco POLECAM!!

Sunday, 05 May 2013 22:13

Czwarta Rzesza

Zuzankawes

Dzieci Piekieł kontra Dzieci Słońca

 

Masz nerwicę? Problemy z sercem? A może targają Tobą różne lęki? Jeśli na któreś z tych pytań odpowiedziałeś tak, to odpuść sobie czytanie książki Ludluma „Czwarta Rzesza". Odejdź w pokoju, zostań z Bogiem, ta powieść nie jest dla Ciebie. To książka wyłącznie dla ludzi o mocnych nerwach!

 

Robert Ludlum, to jeden z najbardziej poczytnych autorów na świecie. Jego książki sprzedają się w milionach egzemplarzy, a ciągle powiększające się rzesze fanów tego autora na całym świecie, świadczą o fenomenie pisarza. Ale Ludlum był nie tylko pisarzem, ale i świetnym producentem, aktorem, założycielem teatru. Był, bo zmarł w roku 2001. Zadziwiające może być dla wielu osób, że choć Ludlum zmarł, co jakiś czas pojawiają się na rynku nowe powieści autora. Jak to możliwe? Sekret tkwi w szkicach wielu jeszcze powieści, które pozostawił po sobie...

 

„Czwarta Rzesza" (znana też pod tytułem „Pakt Holcrofta"), to powieść, której fabuła skupia się wokół ogromnych pieniędzy zdefraudowanych w czasie II wojny światowej przez grupę nazistów. Choć pozornie może wydawać się, że tematyka tego thrillera spiskowego jest kolokwialnie mówiąc „oklepana", jest to jednak błędne przeświadczenie. Intryga została skonstruowana tak misternie i po mistrzowsku, że przez długi czas czytelnik zastanawia się kto jest kim, kto jest dobry, a kto zły, o co tak naprawdę toczy się mordercza gra?

 

By nie przedstawić zbyt wielu szczegółów powieści, mogę zdradzić jedynie ogólny jej zarys. Architekt Noel Holcroft, posiadający obywatelstwo amerykańskie po matce, po ojcu zaś, naziście, Heinrichu Clausenie, poczucie ogromnego wstydu i obrzydzenia wobec działań hitlerowskich Niemiec, otrzymuje pewnego dnia możliwość naprawienia szkód i krzywd, jakie wyrządzili wielu ludziom naziści. Miałoby to być możliwe dzięki pieniądzom zdefraudowanym przez ojca Holcrofta oraz dwóch innych nazistów. Holcroft dowiaduje się o tym niesamowitym fakcie podczas spotkania z tajemniczym bankierem z Genewy, Manfredim. Życie Holcrofta zmienia się o 180 stopni. Jednym z warunków wypełnienia szczytnej misji zadośćuczynienia krzywd wojennych, jest odnalezienie przez Holcrofta potomków dwóch nazistów, zamieszanych w defraudację. Jednocześnie z poszukiwaniami Holcrofta, ktoś zaczyna toczyć z nim niebezpieczną grę, której stawką jest niejedno ludzkie życie. Jego poczynaniom od tej chwili przygląda się wielu tajemniczych i niebezpiecznych ludzi.

 

Rusza lawina wydarzeń, a piorunujące tempo powieści trzyma w napięciu od początku, aż do samego finału. Czytelnik, podobnie jak główny bohater nie ma czasu na odpoczynek.

 

Nie dziwi, że ta, jak i wiele innych powieści Ludluma, została przeniesiona na duży ekran. Bo dzieje się tu niezwykle dużo, a sceny są wyjątkowo widowiskowe. Główny bohater, by wypełnić powierzoną mu misję, podróżuje po wielu krajach i kontynentach. Akcja rozgrywa się w wielu miejscach, przykładowo w USA, Brazylii, Anglii, Szwajcarii.

 

Ludlum po mistrzowsku uwił intrygę. Sprawa jest tak skomplikowana, tak zagmatwana, że przez długi czas zastanawiałam się w czym rzecz! Sposób zagmatwania akcji i prowadzenie narracji powodował, że łatwo utożsamiałam się z głównym bohaterem, wiedząc na temat powierzonego Holcroftowi zadania tyle samo, co on. Noel Holcroft, podobnie jak czytelnik, daje wodzić się za nos. Powołany zostaje do wypełnienia szczytnej misji, w rzeczywistości okazuje się, że jest tylko marionetką w brudnej i niebezpiecznej grze. Podobnie daje wodzić się za nos i czytelnik, bombardowany podobnie jak Holcroft ogromną ilością informacji i szczegółów, które wprowadzają mętlik w głowie. Dopiero z czasem to, co wcześniej niewidoczne i niezrozumiałe dla Holcrofta i czytelnika, rozjaśnia się dla tego drugiego.

 

Piękne miejsca, egzotyczne klimaty, wywiad brytyjski, amerykański, potomkowie nazistów, płatni zabójcy, to wszystko uatrakcyjnia powieść. To potęguje chęć jak najszybszego przeczytania powieści, pochłonięcia jej w jak najszybszym tempie, a oderwanie się od niej staje się wręcz niemożliwe.

 

„Czwarta Rzesza" porusza niezwykle ważny temat współodpowiedzialności dzieci za winy rodziców. W tym wypadku jest to problem dotyczący odpowiedzialności za zbrodnie nazistowskie. Książka daje możliwość zastanowienia się nad powyższą kwestią. I co ważniejsze, choć jest to książka akcji, po jej lekturze pojawia się wiele refleksji. To również powieść konfrontująca dwie wizje Niemców: Sonnenkinder (Dzieci Słońca), rasy panów, i Verwunschte Kinder (Dzieci Potępionego), czyli dzieci nazistów, żyjące z piętnem. O co dokładnie chodzi w tych dwóch przypadkach, kim są owe „dzieci", tego wszystkiego doszukać można się na kartach „Czwartej Rzeszy".

 

By ostatecznie przekonać do przeczytania książki, dodam, że powieść jest niezwykle przewrotna, a jej finał zaskakujący. Nie było możliwości, by przewidzieć zakończenie. Bo jest ono mocno szokujące, pozostawiające w czytelniku niepokój i przeświadczenie, że na świecie panuje nieład. To zakończenie pełne grozy, niedomówień, a jednocześnie, paradoksalnie pełne optymizmu i nadziei.

Sunday, 05 May 2013 22:08

Córka Robrojka

Meme

Jedną z moich ulubionych pisarek jest właśnie Pani Małgorzata Musierowicz. Dlatego z wielką chęcią przemierzam przez kolejne tomy tak uwielbianej przeze mnie Jeżycjady. Pani Musierowicz, jak wszyscy wiemy ukończyła VII Liceum Ogólnokształcące im. Dąbrówki w Poznaniu oraz Akademię Sztuk Pięknych w Poznaniu. Z zawody jest grafikiem, ale pisywała również felietony do Tygodnika Powszechnego (wydane później w formie trzech książek Pt. „Frywolitki, czyli ostatnio przeczytałem książkę!!!". Jednak nie wszyscy wiemy, że autorka ta debiutowała w latach 70. XX w. powieścią „Małomówny i rodzina", który rozpoczął dobrze znany wszystkim czytelnikom Musierowicz cykl Jeżycjada. Seria ta może się cieszyć ogromnym sukcesem nie tylko z powodu niezliczonej liczby czytelników, ale również dlatego, że na podstawie trzech części powstały dwa filmy - „ESD" i „Kłamczucha". Książki Pani Małgorzaty zyskały wiele nagród: „Kwiat Kalafiora" został wpisany na Listę Honorową im. Hansa Christiana Andersena, „Kłamczucha" zdobyła zaś Złote Koziołki, a „Noelka" została wpisana na polską listę Międzynarodowej Izby ds. Książek dla Młodych (IBBY). Jej popularne powieści zostały przetłumaczone na wiele języków, m.in. na japoński, czeski, szwedzki, węgierski, niemiecki i słoweński.

 

W kolejnej części czytanej przeze mnie (ta nosi numer 11) poznajemy Bellę – córkę Roberta Rojka, którego już oglądaliśmy w pierwszych częściach. Robrojek po niefortunnym pobycie w Łodzi wraca do Poznania i tam próbuje stworzyć swej córce ciepły dom. Jako wieloletni przyjaciel Gabrysi zostaje otoczony troskliwą opieką rodziny Borejków. Z jedną z córek – Natalią nawiązuje silniejszą więź. Bella zyskuje nowych przyjaciół oraz wielbicieli, podczas gdy, wśród kilku awantur i niepowodzeń jej ojciec spowija im ciepłe gniazdko.

 

Jest to już następna część z serii Jeżycjada, którą czytam i na której nie zawiodłam się. W tej części powraca lubiany przeze mnie Robrojek – teraz już dojrzały i odpowiedzialny ojciec. Poznajemy też Arabellę - córkę Roberta, której matka – flecistka zmarła, gdy dziewczynka była mała. Dojrzały Rojek przeprowadza się z córką do Poznania jako bankrut. Mimo to jest pozytywnie nastawiony do życia – wie, że w kochanym przez niego Poznaniu, życie znów pobiegnie dobrym torem. Pani Musierowicz pokazuje mam w swojej kolejnej powieści, że chęci są najważniejszym warunkiem do sukcesu. Wiara czyni człowieka silniejszym, a chęci tylko motywują do kolejnych działań. Robrojek wie, że przegrał życie w łodzi i próbuje teraz wstać na nowo z upadku. Nie poddaje się i podejmuje się nawet najgorszej pracy. Te wydarzenia pokazują nam, że człowiek nigdy nie powinien się poddawać. Wiadomo, że porażka jest dla nas dużym ciosem, przykrością. Trudno nam myśleć pozytywnie, gdy nasze życie okazuje się jedną wielką klapą. Mimo to powinniśmy powstać i z wiarą iść do przodu, bo przecież „Sukces polega na tym, by iść od porażki do porażki nie tracąc entuzjazmu."

 

Ta część również obfituje w wiele e ciekawych wątków. Moim ulubionym są spacery Idy z Józinkiem. Dlaczego? Według mnie komiczne jest zachowanie Idy, która chcąc rozbudzić w swoim synku wielki potencjał ciągle do niego mówiła. Chłopiec mimo to nie odzywał się do niej ani słowem, chociaż rodzina twierdziła, że jest straszliwie gadatliwy. Szczerze, nie dziwię mu się, bo ta kobieta ciągle gadała i gadała. Mimo to jestem ogromnie ciekawa, czy rozmowa z małym dzieckiem wpływa na jego dalszy rozwój. Moje zdanie jest mieszane – tak i nie. Tak, gdyż mówiąc do dziecka o różnych rzeczach dajemy mu możliwość poznania nowych słów, zwrotów. Również owe dziecko zaznajamia się z otaczającym światem, poznaje różne ciekawe rzeczy, o których mu mówimy. Ale też myślę, że to nie jest możliwe, gdyż dziecko nie rozumie dokładnie wszystkiego i być może po takiej gadaninie wyłącza się myśląc o zabawkach itp. A my nadal mówimy. Mimo to stwierdziłam, że muszę to wypróbować jak tylko w rodzinie urodzi się jakieś dziecko ;D

 

Rzeczą, która równie mocno mnie zaciekawiła jest przedstawiona w książce baśń – Piękna i Bestia. Myślę, że autorka wybrała świetny utwór, który idealnie obrazuje Bellę i Czarka. On – niezbyt urodziwy młodzieniec, którego przezywają Przeszczep; ona – pełna entuzjazmu dziewczyna. Przyznaję się, że Pani Musierowicz narobiła mi strasznego apetytu na obejrzenie owej bajki. Z chęcią powrócę do niej, gdyż była to jedna z moich ulubionych baśni w dzieciństwie ;)

 

Co do bohaterów – ogromnie przypadli mi do gustu. Polubiłam nowo poznaną Bellę, która była specyficznie nastawiona do życia. Najbardziej podobało mi się w niej to, że mimo wielce romantycznego imienia miała zdrowy rozsądek i wolała konkrety od marzycielstwa. Autorka świetnie pokazała nam, że każdy z nas może mieć w sobie kontrasty, nawet taka zwykła szesnastolatka. Polubiłam również Czarka, chociaż początkowo wydawał mi się nieco arogancki i lekkomyślny. Rehabilitacja, jaką przeżył przy Belli jest wręcz niemożliwa. Cieszę się także, że w tej części powrócił Robrojek, którego tak strasznie mi brakowało od czasów ESD ;) Oczywiście wielką radość sprawiło mi to, że w tejże część nie zabrakło rodziny Borejków. Oni zawsze potrafią mnie rozbawić – te różnice różnicami między siostrami są naprawdę niewyobrażalne, a jednak łączą w sobie cechę jaką jest – gadatliwość ;) Autorka w swej pozycji używa prostych zwrotów, przez co książkę czyta się płynnie. W stylu pisania Pani Musierowicz jest jednak coś co wyróżnia ją z innych pisarzy – uwielbia wplatać w wypowiedzi bohaterów łacińskie sentencje. To właśnie dzięki niej tak bardzo chciałabym nauczyć się choć kilku zwrotów po łacińsku ;)

 

Podsumowując stwierdzam, że kolejna część Jeżycjady nadaje się idealnie nie tylko dla fanów owej serii, ale również dla innych osób, które nie przepadają za polską prozą, ponieważ przekonają się, że Polacy naprawdę dobrze piszą. Zachęcam do przeczytania tej książki także dlatego, że Pani Małgorzata porusza ważne kwestie jakimi są: walka z przeciwnościami, przyjaźń, zrozumienie. Kończąc moją recenzję chcę wam zacytować mój ulubiony tekst z wyżej opisanej pozycji: „Im bardziej się kogoś kocha, tym więcej trzeba mu zostawić wolności. Gdybym chciał się komuś zwierzyć, byłabyś może pierwsza, bo jesteś mi najbliższa na świecie. Ale wolę zachować taki kąt w duszy, do którego nikt nie wejdzie. Zwłaszcza bez pukania."

Sunday, 05 May 2013 22:04

Cierpkość Wiśni

Isadora

"Cierpkość wiśni" to druga część "owocowej" serii - obok "Smaku świeżych malin" i "Herbatników z jagodami" - autorstwa Izabeli Sowy. Na mnie podziałała iście wiosennie - ta emanująca ciepłem i pozytywną energią, zaskakująca świeżością i lekkością stylu, skrząca dowcipem młodzieżowa powieść zapewniła mi solidną, ożywczą dawkę relaksującej rozrywki i zdecydowanie poprawiła nastrój.

 

Osiemnastoletnia Wisława, nazywana przez najbliższych Wiśnią, rozpoczyna nowy etap życia - studia na Uniwersytecie Jagiellońskim na kierunku wyznaczonym przez ambitnego ojca. Dziewczyna początkowo bez szemrania podporządkowuje się woli rodziców, gdyż jest z nimi silnie związana emocjonalnie i przyzwyczajona do nadopiekuńczości oraz spełniania stawianych jej oczekiwań. Wkrótce jednak postanawia zmienić kierunek studiów - ta decyzja spotyka się ze sprzeciwem i niezrozumieniem rodziców. Wiśnia buntuje się i stawia na swoim - wyprowadza się z domu, by zamieszkać na stancji wraz z koleżankami ze studiów: błyskotliwą i oczytaną Mileną, której image przeczy inteligencji, spokojną i sympatyczną Wiktorią pochodzącą z podlubelskiej wsi oraz poszukującą sensu życia Marią. Dziewczyny przeżywają mnóstwo perypetii związanych z absurdalną nieraz uniwersytecką rzeczywistością oraz niełatwymi początkami samodzielnego studenckiego życia przy okazji zacieśniając więzy przyjaźni i przeżywając miłosne uniesienia. W życiu Wiśni wiele się zmienia, a jej bunt nieoczekiwanie prowadzi do poważnych zawirowań także w rodzinnym domu.

 

"Cierpkość wiśni" to dowcipna, ciepła, a zarazem mądra i życiowa powieść traktująca z wyczuciem, lekkością i humorem o sprawach nurtujących niejednego młodego człowieka. Opowiada o dylematach, rozterkach, wątpliwościach i trudach towarzyszących wchodzeniu w dorosłe życie, pierwszych próbach samodzielności bez ochronnego rodzicielskiego parasola. Podejmuje tematykę poszukiwania własnej drogi życiowej - być może czasem na przekór oczekiwaniom otoczenia, naszpikowanej błędnymi decyzjami, ale własnej, pozwalającej poznać samego siebie i swoje możliwości. To również opowieść o poszukiwaniu akceptacji, przyjaźni i miłości - czyli najbardziej absorbujących i delikatnych aspektach życia, niejednokrotnie wprowadzających spory zamęt w relacjach z najbliższymi. Izabela Sowa potrafi opowiadać o ważnych sprawach z niesamowitą swobodą i optymizmem okraszonym sporą dawką inteligentnego humoru. Główne atuty jej książki to wszechobecny komizm słowny i sytuacyjny, błyskotliwe i zabawne dialogi oraz interesująco i niebanalnie nakreślone sylwetki bohaterów.

 

Lekturę czyta się z prawdziwą przyjemnością i uśmiechem na ustach. Gorąco polecam każdemu cierpiącemu na obniżenie nastroju - książka Izabeli Sowy skutecznie wyrwie Was z marazmu, rozbawi i zrelaksuje.

Sunday, 05 May 2013 21:49

Człowiek, Który Pokochał Yngvego

Miqa

Szukacie książki, która przyciągnie Waszą uwagę już od pierwszej strony? W takim razie musicie sięgnąć po „Człowieka, który pokochał Yngvego."

 

Przejdźmy do czasów w których nie istnieje Unia Europejska, za to istnieje jeszcze ZSRR. Nie ma telefonów komórkowych, a komputer to wielka maszyna do pisania, nie przyrząd do rozrywki. „Społeczeństwo trzyma się trwałej, fryzury na czeskiego piłkarza, ciasnych Lewisów 501 i wąsów", czyli zapraszam Was do świata Jarlego Kleppa, 17-to letniego głównego bohatera i jednocześnie narratora powieści.

 

Jarle Klepp jest zwyczajnym uczniem norweskiego liceum. Mieszka tylko z matką, ponieważ jego rodzice się rozwiedli. Jak to często bywa u młodych ludzi, Jarle ma mocno zakorzenione nastawienie buntownika w stosunku do całego świata. „Tak, lubię tych, co idą pod prąd powszechnej opinii. Tych, którzy robią to, czego nie robią inni." Razem z przyjacielem Helgem i swoją dziewczyną Katrine, spędzają wolne chwile pijąc piwo, dyskutując o muzyce i polityce, chodząc na koncerty.

 

„Zakochanie nigdy się nie boi. Gdybyśmy dorównywali mu odwagą, bylibyśmy niepokonani."

 

19 stycznia 1990 roku. Jarle przeżywa coś, co obraca jego życie o 180*. W szkole pojawił się nowy chłopak, który zrobił piorunujące wrażenie na głównym bohaterze. „Yngve był piękny i niepokojący." Od tej pory Jarle zmienia się, by przypodobać się nowemu, dziwnemu koledze. Zaczyna uprawiać sporty, zmienia fryzurę, chce być doroślejszy, naśladuje też zachowania Yngvego i okłamuje osoby, które kocha. Ale jak wiadomo... 'kłamstwo ma zawsze krótkie nogi'.

 

„Zakochanie to małe, niebezpieczne zwierzątko. Ma tylko jeden cel: eksplodować, krótko i intensywnie."

 

Jarle mimo, że ma dziewczynę – Katrine – to czuje, że zakochał się w Yngvem. Jego miłość działa jednak niczym „manewr substytucji" nie mogąc przelać swojej miłości na chłopca, przelewał ją na dziewczynę, cały czas jednak myśląc o Yngvem.

 

Jak potoczą się losy głównego bohatera? Czy jego przyjaźń z Helgem i Katerine przetrwa? Czy porzuci swoją dziewczynę by być z Yngvem? A właściwie, czy Yngve chciałby z nim być? Jak Jarle poradzi sobie z problemami? A może... właśnie, tego musicie dowiedzieć się już sami.

 

Każdy rozdział jest zatytułowany w oryginalny sposób, czasem są to odnośniki do osób, które coś znaczą dla kreowania całej powieści, a czasem określenie wydarzenia charakterystycznego dla danego rozdziału. Dodatkowo, każdy rozdział jest poprzedzany mottem. Charakterystyczna jest też retrospekcja, którą czasem stosuje autor, by pokazać czytelnikowi przeszłość głównego bohatera.

 

Bycie nastolatkiem to okres buntu, niedopasowania społecznego, przelotnych znajomości i miłostek. Własnych małych tragedii i końców świata. To czas poszukiwania samego siebie. I również o tym jest ta książka – o życiu. Przejmująca opowieść o miłości, pełna smutku i tajemnic. Polecam ją wszystkim, nie tylko nastolatkom, ale także dorosłym, którzy być może opisywane w książce czasy pamiętają lepiej, i którzy będą mogli na nowo spróbować zrozumieć świat młodych ludzi.

Książkówka

Macie czasem wrażenie, że czasy, w których Wasza młodość (czy to wiek późnego dzieciństwa czy też początków okresu dorastania) przypadająca na okolice lat 90-tych, były zaledwie wczoraj?
Mimo gnającego w zawrotnym tempie czasu, wydaje Wam się, że chwilę temu oglądaliście na ekranach telewizorów olbrzymie telefony komórkowe i zastanawialiście się co to będzie gdy ten „cud" techniki dotrze do naszego kraju?
A Internet? Abstrakcja...
W tych „czystych" technicznie czasach człowiek spotykał się z człowiekiem, a nie komputerem...

 

Taką podróż w czasie funduje czytelnikowi „Człowiek, który pokochał Yngvego" autorstwa Tore Renberg. Głównym bohaterem tej książki jest młody chłopak imieniem Jarle. Choć to nastolatek jakich wielu – buntujący się niemal przeciw wszystkiemu co masowe i komercyjne to jednak wyróżniający się na ich tle swoją delikatną osobowością. Tak jak inni chodzi do szkoły, interesuje się polityką i wydarzeniami światowymi, kocha muzykę i swoją dziewczynę, Katrine.
Jego życie też zdawałoby się nie odbiegać zbytnio od tego jakie prowadzą jego rówieśnicy, jednak on doświadcza czegoś czego nie było dane, zasmakować wielu. Pewnego dnia niczym rażony piorunem po raz kolejny doświadcza uczucia zakochania. Bynajmniej nie do Katrine...Obiektem uczuć staje się tytułowy Yngve, który jest nowoprzybyłym uczniem szkoły, do której uczęszcza Jarle. Mimo, iż zakochany często próbuje udowadniać sobie swoją heteroseksualność, uczucie palącej fascynacji względem nowego znajomego (choć ten jest tak od niego różny) nie jest w stanie go opuścić. Dokąd to wszystko go zaprowadzi? I kim jest tak naprawdę Yngve?

 

Na te pytania odpowie dopiero sam kres książki. Czy warto tam zabrnąć? Oczywiście, że tak. Po co?
Po to by poznać ówczesną Norwegię, wiedzieć jakie zmiany wtedy się tam dokonywały, czym żyła młodzież i co czuła.
Po to by przypomnieć sobie czasy starego, dobrego rock'a gdy ten był nim jeszcze w pełni, a nie zlepkiem różnych gatunków muzycznych.
Po to by myślami wrócić do tamtych czasów w swoim życiu i sprawdzić czego wtedy pragnęliśmy, co i jak przeżywaliśmy i co z tego wszystkiego przetrwało do dziś.

MirandaKorner

Jak by to było, gdyby nie istniały komórki, SMS-y, maile czy Internet, a komputery gościłyby tylko w nielicznych domach? Żadnych cudów techniki, żadnych unowocześnień. Brak dzisiejszych rozrywek i atrakcji. Krótko mówiąc: podróż w czasie, dwadzieścia lat wstecz. A rolę wehikułu pełnić będzie książka – i to nie byle jaka, tylko „Człowiek, który pokochał Yngvego".

 

Jarle Klepp to siedemnastolatek, dla którego najbardziej liczy się słuchana przez niego muzyka, bunt i wyróżnianie się z tłumu. Gdy większość mówi „tak", on krzyczy „nie". Wszystko po to, by być innym, odmiennym od otaczających go ludzi. On i jego najlepszy przyjaciel Helge oraz dziewczyna Katrine stanowią swego rodzaju elitę; różnią się od rówieśników poglądami i spojrzeniem na świat. Życie Jarlego sprawia wrażenie spełnionego. Jednak kiedy pewnego zimowego poranka chłopak spotyka Yngvego, jego cały świat wywraca się do góry nogami.

 

Historia ta opowiadana jest przez dorosłego już Jarlego, który przez pryzmat czasu patrzy na siebie i swoje postępowanie. Od czasu do czasu je ocenia, coś dodaje, ale głównie pozwala wspomnieniom płynąć. Przywołuje czasy, kiedy muzyki słuchano z płyt winylowych, gdy rzeczywistość różniła się od dzisiejszej.

 

Jak to jest być zakochanym? Wciąż myśli się o obiekcie uczuć, chce się być blisko niego, planuje przyszłość, robi się szalone i zwariowane rzeczy. To właśnie czuje główny bohater powieści, jednakże jego emocje nie dotyczą Katrine, tylko nowo poznanego kolegi. Fascynacja Jarlego rośnie, a on wymyśla coraz dziwniejsze sposoby, by być jak najbliżej Yngvego. Jak ta znajomość wpłynie na relacje z przyjaciółmi chłopaka? Jakich zmian dokona w jego życiu?

 

„Zakochanie nigdy się nie boi. Gdybyśmy dorównywali mu odwagą, bylibyśmy niepokonani."

 

„Człowiek, który pokochał Yngvego" to książka pełna ciekawostek dotyczących dwudziestego wieku. Wszystkie są zgrabnie wplecione w fabułę i przystępnie opisane. Dla osób żyjących w ubiegłym stuleciu będzie to wspaniałe odświeżenie pamięci, a dla tych, którzy raczej mgliście je pamiętają, ta historia będzie swego rodzaju podróżą w czasie.

 

Opowieść snuta przez Torego Renberga jest wypełniona niespodziewanymi zwrotami akcji, zwieńczonymi przez oszałamiające zakończenie. To powieść mówiąca o silnym uczuciu i uwielbieniu. Pokazuje ona też, że nie warto się zmieniać, że niezależnie od sytuacji trzeba pozostać sobą, że takie zmiany w zachowaniu czy wyglądzie nie przyniosą nam szczęścia.

 

Jest to książka bez wątpienia zapadająca w pamięć, inna i wyjątkowa. Warto poświęcić dla niej czas; niespodzianka czai się niemal na każdym kroku. „Człowiek, który pokochał Yngvego" to znakomita przygoda, o której myśli się, by nie miała końca. Niestety, wszystko co dobre, kiedyś się kończy... na szczęście już niedługo pojawi się kontynuacja przygód Jarlego, na którą niecierpliwie czekam.

 

Czy jedno, niepozorne spotkanie jest w stanie zmienić cały Twój świat? Zrządzenie losu czy przypadek, że Wasze oczy spotkały się właśnie w ten styczniowy piątek? Zrobisz to, odważysz się? Pocałujesz Yngvego?...
Za książkę serdecznie dziękuję serwisowi Szukater oraz wydawnictwu Akcent!

Bibliofilka

Czy pamiętacie seriale "Miasteczko Twin Peaks", "Przyjaciele", czy "Ostry dyżur"? Kto słuchał muzyki z walkmanów? Kto pamięta utwór "Smells Like Teen Spirit" Kurta Cobaina? Jeśli przy tym na czyjeś twarzy pojawi się uśmiech, to oznacza, że jesteście pokoleniem, którego "naście" lat przypadało na początek lat dziewięćdziesiątych.

 

Rok 1990, nie ma Unii Europejskiej, istnieje jeszcze ZSRR, nikt nie słyszał o ludobójstwie na Bałkanach, nikt o wojnie w Zatoce Perskiej. Internet jest tylko teorią, nikt nie wysyła e-maili, sms-ów (bo nie ma telefonów komórkowych), komputer służy tylko do grania, istnieją płyty winylowe, a nikomu się nawet nie śni o wypalaniu własnych płyt kompaktowych.

 

W roku 1990 Jarle Klepp ma 17 lat i uczy się w małym mieście w zachodniej Norwegii. Lubi wyróżniać się z tłumu. Jest dość arogancki, wydaje mu się, że pozjadał wszelkie rozumy i uważa prawie wszystkich swoich rówieśników za niedorozwiniętych i niedoinformowanych debili. Razem ze swoim najlepszym przyjacielem - Helge i ukochaną dziewczyną Katrine dyskutują o sytuacji politycznej i społecznej. Tak samo nienawidzą komercjalizmu, popularnej muzyki i kapitalizmu. O pogodzie rozmawiają tylko w kontekście konsekwencji dla środowiska. Ponadto z Helgem gra w kapeli punkowej, chodzi w czarnym płaszczu i arafatce. Wszystkie weekendy spędza podobnie: koncert w pubie, z dużą ilością alkoholu, potem jakaś impreza domowa, zakończona seksem z Katrine.

 

Wszystko się zmienia, gdy w jego szkole pojawia się nowy uczeń, Yngve - roztargniony marzyciel lubiący słuchać popu, grać w tenisa i czytać o starożytnym Egipcie. Jarle ze zdumieniem odkrywa, że nie może przestać o nim myśleć. Pojawia się dziwna fascynacja, która powoduje, że okłamuje on przyjaciela i dziewczynę, ponieważ zaczyna czuć, że jego dotychczasowe życie nie jest tym, czego pragnął.

 

Z dużym sentymentem czytałam tę książkę. Wprawdzie w roku 1990 miałam 10 lat, ale bardzo dobrze pamiętam klimat tamtych lat. Pamiętam swojego walkmena (miałam jako pierwsza w klasie), wtedy to "uznanie" wśród rówieśników było bezcenne. Czasy zmieniają się bardzo szybko, technologia ciągle "gna" do przodu. Nikomu w latach dziewięćdziesiątych nie śniło o mobilnym internecie, aparatach cyfrowych, portale społecznościowe to był science fiction, a pamiętniki (dziś już blogi o wszelakiej tematyce) pisało się do szuflady. Trudno też to pojąć, że różnica paru lat (czasami nawet trzech czy pięciu) powoduje konflikt pokoleń i niezrozumienie.

 

"Ja byłem za młody na punk, ale za stary na deskorolkę i branie prochów na dyskotece. Podczas gdy Rune z innymi dzieciakami z rocznika '74 w 1994 jeździł od jednej do drugiej hali fabrycznej, wcinał pigułki i tańczył techno, ja i moi kumple urodzeni w 1972 nadal piliśmy piwo, popalając czasem jakieś zioło, tak samo jak pod koniec lat osiemdziesiątych, gdy zaczynaliśmy imprezować." [ str. 252]

 

"Człowiek, który pokochał Yngvego" to niesamowita historia o dojrzewaniu młodego buntownika do miłości i odpowiedzialności. Trochę zabawna, trochę dramatyczna, bardzo porywająca i przepełniona sentymentem.

Kolmanka

Jarle jest typowym nastolatkiem, żyjącym na przełomie lat 80-tych i 90-tych ubiegłego wieku. Chodzi do norweskiego liceum, ma piękną dziewczynę i zespół punkowy, w którym śpiewa z najlepszymi kumplami. Chłopcy żyją muzyką, koncertami, miłością i rozmowami o polityce. Któregoś dnia do szkoły przychodzi nowy uczeń - Yngve. Jest inny, co widać na pierwszy rzut oka. Romantyk, marzyciel, słuchający zupełnie innej muzyki, wrażliwy na sztukę i piękno. Przez zwykły przypadek zaczyna kolegować się z Jarlem, który z dnia na dzień powoli zdaje sobie sprawę, że oddala się od zespołu, dziewczyny i rodziny. Co więcej, zaczyna odczuwać coś, co nie jest w pełni akceptowane przez społeczeństwo.

 

Piękna i wzruszająca opowieść o dojrzewaniu. O uczuciach, czasami bardzo trudnych do zrozumienia. O marzeniach młodych ludzi, którzy żyją tylko dzięki nim. O odpowiedzialności i konsekwencji w gniewie wykrzyczanych słów. Opowieść bardzo nostalgiczna, smutna, momentami wyciska łzy.

 

Na podstawie książki powstał film o tym samym tytule. Jestem już po jego projekcji. Upłakałam się.. Polecam, bo warto.

Madmad35

„Oczywiście nie wiedziałem, że wkrótce się zakocham. Żadna z myśli, które teraz przywołuję, nie pojawiła się w mojej świadomości. Pamiętam tylko to, co widzę: wydartego światu Jarlego Kleppa, który nagle zaczyna tracić nad wszystkim kontrolę, ale sam jeszcze o tym nie wie." s. 25

 

Dojrzewanie – buntowniczy okres naszego życia. Czas sprzeciwiania się wszystkiemu i wszystkim, pierwsze miłości, rozczarowania i pryszcze na nosie. Burzliwy okres, przez który każdy z nas musiał przejść bardziej lub mniej łagodnie. Podobnie jak bohater powieści „Człowiek, który pokochał Yngvego" Jarl Klepp pewnie czasami wspominamy błędy i radości tamtego okresu. Jarl urodził się w Norwegii w 1972 roku. Jest więc prawie moim rówieśnikiem. Może dlatego okres jego młodzieńczego życia był mi tak bliski. Podobnie jak on słuchałam Duran Duran, czytałam podobne książki i obserwowałam zmiany na wschodzie Europy.

 

Bohater powieści poznajemy w jego wspomnieniach z tego młodzieńczego okresu. Ma wtedy 17 lat, kochającą go dziewczynę, przyjaciół, plany, fascynacje i ambicje. Rodzice jego rozwiedli się. Jarl mieszka więc tylko z matką. Zachowuje się jak typowy nastolatek. Jest arogancki, wydaje mu się, że pozjadał wszystkie rozumy. Uważa, że ponad 80% jego rówieśników to „niedorozwinięci, konserwatywni, niedoinformowani debile". Do tej grupy zalicza chrześcijan i ludzi nie mających żadnej wiedzy na temat ochrony środowiska. Mimo, że nie ma talentu muzycznego, razem z kolegami zakład kapelę. Uwielbia robić to, czego nie robią inni. Zawsze wszystko neguje. Cały świat musi się kręcić wokół jego osoby. Do czasu...

 

W szkole pojawia się nowy uczeń – Yngve. Jest to chłopak, którego Jarl nigdy by nie zaakceptował. Spokojny, z głową w chmurach, słuchający innej muzyki, zakochany w starożytnym Egipcie i grający w tenisa. Już po pierwszym spotkaniu bohater uświadamia sobie, że nie może przestać myśleć o nowym. Ciągle widzi przed oczami jego twarz. Nie do zniesienia jest dla niego myśl, że nie zobaczy go w weekend. Postanawia pójść na łyżwy, mimo iż nie jeździł o bardzo dawna, a w drodze powrotnej odwiedzić kolegę w jego domu. Jego adres nie trudno było zdobyć, wystarczyło zadzwonić na informację telefoniczną. Po tej wizycie Jarl uświadamia sobie, że jest zakochany w Yngve. Miłość zaburza cały świat bohatera. Nie potrafi on zrozumieć swojego homoseksualnego uczucia. Nie może o tym z nikim porozmawiać. Matka na pewno go nie zrozumie. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że chłopak mógł zakochać się w osobie tej samej płci. Walka z targającymi go emocjami powoduje u niego agresję. Agresja ta zostaje skierowana na najbliższe mu osoby. Jarl zaczyna krzywdzić najpierw swoją dziewczynę np. uprawiając z nią seks przestaje być czuły, a wręcz wykorzystuje siłę wobec Katrine. Potem odbija się to na jego przyjaciołach. Jednak najbardziej zaczyna cierpieć jego nowa miłość – Yngve. Jarl bardzo chce być taki jak jego nowy kolega, zaczyna uprawiać tenis, wraca do słuchania dawno zapomnianej muzyki. Oboje na pewno ten burzliwy okres swojego życia zapamiętają na zawsze. Okres o którym nie bardzo będą chcieli rozmawiać, wspominać i z przyjemnością usunęli by go ze swojej pamięci. Dlaczego? Musicie to przeczytać sami.

 

Autor w swojej powieści wspaniale charakteryzuje okres dojrzewania. Wręcz książkowy opis, jakby z podręcznika psychologii. Bunt, próbowanie tego co zakazane (seks, narkotyki, alkohol), szaleńcze imprezy do rana, słuchanie alternatywnej muzyki i odpowiedni do tego ubiór, a przede wszystkim patrzenie tylko na siebie. „To ja mam rację", „Ty nic nie wiesz", „Jestem już dorosły" takie teksty usłyszycie od dorastającej młodzieży. Pomijam oczywiście dodane do tego niecenzuralne słowa, naburmuszoną minę i pięści gotowe by dać nam w twarz. Taki obraz nastolatka przedstawia nam autor. Nastolatka, który nie pozwoli sobie pomóc, bo rodziców, nauczycieli czy psychologów uważa za idiotów.

 

Książka wywołała we mnie mieszane uczucia. Na pewno autor trafnie przedstawił środowisko nastolatków, ich zachowania, język pełen wulgaryzmów. Młodzież została zaszufladkowana do dwóch grup: tych aroganckich, wulgarnych i pewnych siebie osób oraz drugiej grupy – katolików, chcących coś osiągnąć w życiu – scharakteryzowanych jako lalusiów. To drugie nie bardzo mi się podobało.

 

Na co dzień mam do czynienia z młodzieżą, spotykam się z arogancją i brakiem szacunku dla dorosłych. Może dlatego książki nie zaliczyłabym do miłych lektur, ale niektórzy za pewne chętnie po nią sięgną. Czy warto? Ocenę pozostawię Wam.

 

Powieść ma już swój dalszy ciąg „Charlotte Isabel Hansen" opowiadającą o życiu studenckim bohatera. Pierwsza część została zekranizowana.

Sunday, 05 May 2013 21:44

Chłód Granitu

Bauer

Nie tak dawno temu wpadła w moje ręce ciekawa pozycja, mianowicie Chłód Granitu. Autorem jest Stuart MacBride szkocki pisarz mocnych i śmiałych thrillerów, których akcje dzieją się w Aberdeen (miasto w Wielkiej Brytanii, położone w północno-wschodniej Szkocji). Ciekawostką jest to, że wszystkie przedstawione miejsca w książce są prawdziwe, (czyli możemy pozwiedzać, gdyby czasem pognało nas w tamte strony). Została ona wydana w roku 2005r. (w Polsce premiera nastąpiła w 2007r.). Jest debiutem pisarza i pierwszym tomem przygód Logana McRae (Obecnie dostępnych jest sześć tomów).

 

Ogólnie rzecz biorąc, klasyfikował bym książkę jako dreszczowiec, w starym stylu Noir. Główną zaletą jest mroczna atmosfera utworu, cały przedstawiony świat jest jakby czarno-biały. Spowite mrokiem miasto, nieprzerwanie padający deszcz, nadają piękny złowrogi klimat. Kolejnym atutem według mnie jest realizm w przedstawieniu postaci, nie jest to grupa herosów dla których wszystko jest proste, logiczne, nie mają wad, zawsze gotowi na służbę... W głównej wierze są zwykli, ludzcy, mają słabości, charakter który bije na kilometr. Choć wspomniałem wcześniej, że to dreszczowiec, jest w nim zawarte trochę nutki czarnego humoru, a to za sprawą głównego bohatera Logana McRae (sierżanta tutejszej policji). Logan jest ciekawą osobą, z jednej strony policjant bez złudzeń, sentymentów i skrupułów. Nie jest do końca oziębły, ale próbuje pokryć emocje przez co aż kipi od niego sarkazmem i ironią. Kolejną barwną postacią jest inspektor z bardzo dużą nadwagą, prawdopodobnie w wyniku jego lubości do żelków i cukierków. Inach to o nim mowa, jest również aktorem i scenarzystą wielu amatorskich przedstawień teatralnych. Jeszcze jedna osoba nadaje pikanterii, mianowicie Colin Miller (typowy dla mieszkańca Glasgow mądrala) dziennikarz, który przeprowadził się do Aberdeen. Pracuje dla Press and Journal. Pijawka, która zrobi wszystko, by jego artykuł znalazł się na pierwszej stronie.

 

Fabuła - Nasz bohater nie mógł gorzej wybrać dnia powrotu do służby (co było tego powodem zwolnienia, dowiecie się z książki). Znaleziono bowiem zwłoki czteroletniego, David'a Reida. Z wstępnych ustaleń wynika że został uduszony, rozebrany i okaleczony. Ciało porzucono w przydrożnym rowie. Zabójca grasuje po mieście, a żądni krwi dziennikarze tylko czyhają by obsmarować nagłówki gazet. Gdyby tego było mało, Logan musi zmierzyć się z nowym szefem (detektyw. Inspektor) Insch - który to nie to cierpi głupców, jednajże (paradoksalnie) wszystkich za głupców uważa. Dodajmy do tego, że główna patolog, z którą niestety musi współpracować nasz sierżant, jest jego była ex. Zimna powściągliwa lecz bardzo piękna Izabel. Jedyną dobrą wiadomością jest nowa partnerka Jackie "żyleta" Watson (anioł stróż we własnej osobie) Śmierć gromadzi się w kostnicy równie szybko, jak śnieg na ulicach. Logan natomiast wie, że czas nieubłaganie się kończy, z każda chwilą kolejne dzieci znikną... Kolejne zostaną zabite...

 

Podsumowując, jeśli podobały wam się takie pozycje filmowe jak Sokół maltański (The Maltese Falcon) z Humphreyem Bogatem w roli głównej, bądź Chinatown w reżyserii Romana Polańskiego. Szukaliście kiedykolwiek książki w mrocznym stylu, rodem z Sin City. Uwielbiacie odważne dreszczowe thrillery. Ta pozycja jest obowiązkowa. W innym wypadku możecie odczuć lekkie zmieszanie. Jednakże czasami, dobrze zmienić styl jaki preferujemy w utworach. Możemy się przez to mile zaskoczyć.

 

Ocena końcowa 8/10 - Chętnie przyozdobi domową biblioteczkę, nie raz na pewno chętnie wrócimy, by ponownie wcielić się w detektywa McRae.

Książkówka

Z dużą dozą ciekawości zabierałam się za "Chemię śmierci" autorstwa Beckett'a (ponoć wielkiego talentu pisarskiego).
Jednym z pierwszych odczuć jakie mnie dopadło podczas lektury to zgryźliwe porównanie do serialu "Ojciec Mateusz" ;). Maleńkie miasteczko a morderstw jak w Nowym Jorku ;). Tylko zamiast księdza w roli głównego bohatera poznajemy lekarza. Ta uszczypliwa uwaga wcale jednak nie oznacza, że książka jest zła. Przeciwnie...!

 

Szybko przekonałam się, że Beckett nie ma tego talentu "ponoć"...On ma go w 100% i świetnie potrafi się nim posługiwać! Świetnie skonstruował fabułę nadając jej odpowiedni tok akcji poprzez mocne wejście, kontynuując lekko spuściwszy z tonu by na koniec wprawiać czytelnika w zawrót głowy, ciarki na plecach i przyśpieszone tętno. Już dawno nie czytałam niczego co przyniosło by na końcu taki zwrot akcji ! Nawet ostatnia strona epilogu była dla mnie dużym zaskoczeniem.

 

I cóż mi zostaje na koniec? Tylko przyłączyć się do fanów tego świeżego talentu i oczekiwać ze słodką niecierpliwością na listonosza doręczającego mi pozornie niewinny pakunek zawierający "Zapisane w kościach". Każdemu kto się zastanawia czy sięgnąć po ten tytuł polecam po stokroć.

Sara

"Chemię Śmierci" autorstwa Simona Beckett'a pożyczyłam od mojej kumpeli, u której wypatrzyłam ją na półce. Ciekawą okładką od razu przyciągnęła mój wzrok. Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z kryminałami, więc jakie było moje zdziwienie, kiedy przeczytałam ostatnią stronę i stwierdziłam, że książka naprawdę zrobiła na mnie wrażenie; oraz przeczytałam ją w stosunkowo szybkim tempie.
Jest to historia antropologa sądowego - David'a Hunter'a, który przeniósł się z wielkiego zatłoczonego miasta do "dziury", gdzie przyjął posadę miejscowego lekarza. Pewnego dnia docierają do niego tragiczne informacji o brutalnym morderstwie na młodej kobiecie - jego wspomnienia, o których starał się zapomnieć, wracają. Niestety na jednej ofierze się nie kończy...

 

Od razu to, co przychodzi mi do głowy, kiedy pomyślę o tej książce, to niezmiernie długie opisy i szczegółowe zaznajamianie czytelnika z procesami, jakie przechodzi ciało człowieka tuż po zgonie. Miejscami mnie to strasznie irytowało, ale z czasem zaczęłam dostrzegać to, jak za sprawą wręcz błahej rzeczy, odcisku, zadrapania, różnicy czasu - można tak wiele ustalić i określić pewne stany.

 

Autor idealnie połączył wątki kryminalne z fantastycznym thrillerem oraz momentami grozy. Zadziwiające, jak to wszystko stworzyło spójną całość - nie odstraszając, a czytelnik nie miał wrażenia, że tego wszystkiego jest tutaj po prostu za dużo. Beckett doprowadza do tego, że czasami z obrzydzeniem możemy popatrzeć na tą powieść, a to za sprawą drastycznych opisów. Świetnie wmontował motyw zwierząt w morderstwa, a w moim wypadku było tak, że wyobraźnia podsuwała mi straszne obrazy (np. pierwsza zbrodnia + skrzydła), które potrafiły przyprawić o dreszcze, jak i o odruchy wymiotne. Miejsce, gdzie cała historia miała miejsce, było dość niepozorne - ot małe miasteczko na uboczu, gdzie wszyscy znają wszystkich.

 

Głównego bohatera - David'a Hutner'a - można od razu polubić. Wytwarza on wokół siebie taką aurę tajemniczości i niedostępności. Jego, z pozoru nudne życie, przejawia wiele oznak zafascynowania i chęci zagłębienia się w nich. Sama postać - jest to dość wrażliwy mężczyzna, którego jak wyobrażałam sobie, jako przystojnego faceta, który nie zdawał sobie sprawy ze swojej urody. Stopniowo obserwujemy, jak z nieśmiałego człowieka staje się walczącym o bliską osobę "szaleńcem".

 

Kolejną moją ulubioną postacią jest morderca. Beckett idealnie dobrał charakter do tej postaci - bezlitosnej, bezwzględnej, okrutnej, pragnącej bólu niewinnych kobiet. Autor trzyma nas w niepewności aż do samego końca, co sprawia, że musimy ją przeczytać do końca. Bawi się z nami i zmusza do przemyśleń nad tożsamością zbrodniarza. Sam koniec książki jest niezwykle zaskakujący.
Nigdy nie sięgnęłabym po tą powieść, gdybym wcześniej nie przeczytała tego, co jest napisane na okładce: "Już po trzydziestu sekundach przechodzi cię dreszcz. Po minucie masz serce w gardle. A kiedy kończysz czytać, dziękujesz Bogu, że to tylko powieść". Mimo iż te słowo są grubo przesadzone, to polecam ją z czystym sumieniem tym, którzy gustują w tego typu gatunkach oraz tym, którzy nigdy nie mieli do czynienia z kryminałami. Ja na pewno sięgnę po drugą część

Keengah

"Śmierć, ów proces alchemii na wspak,
w którym złoto życia ulega rozbiciu na cuchnące składniki wyjściowe"

 

Swojego czasu okrzyknięto tę książkę majstersztykiem a Becketta mistrzem kryminału. Zresztą już sama okładka ostrzega czytelnika, mówiąc, iż jest to powieść wyłącznie dla ludzi o nerwach ze stali. Jakie było więc moje zaskoczenie, gdy przeczytawszy książkę, stwierdziłam, że jest to kryminał jakich świat widział już wiele i jakich ja już wiele w swoim życiu przeczytałam. Całkiem przyjemny w odbiorze, ale niewyróżniający się ani oryginalną fabułą, ani zaskakującymi zwrotami akcji, ani też interesującymi bohaterami. Nie od dziś jednak wiadomo, iż świetny PR i dobra reklama ze zwyczajnej, klasycznej powieści ze średniej półki mogą zrobić arcydzieło. A my się dajemy nabierać.

 

Tajemnicze zabójstwa w małej mieścinie to temat wielu książek kryminalnych a ta jedna nie ujęła go wcale w sposób oryginalny. Dr David Hunter po rodzinnej tragedii przeprowadza się z Londynu do małego miasteczka położonego tam, gdzie diabeł mówi dobranoc i zamieszkałego przez pięciu mieszkańców na krzyż. Uciekając od roli szanowanego i cholernie dobrego antropologa sądowego, rozpoczyna pracę, jako lekarz rodzinny w małej, prywatnej przychodni, będącej własnością starszego i niepełnosprawnego, aczkolwiek cieszącego się szacunkiem mieszkańców, lekarza. Jakiś czas po zadomowieniu się dra Huntera w miasteczku, dochodzi w nim do tajemniczych morderstw młodych kobiet. Doktor David, posiadający ogromną wiedzę z zakresu medycyny sądowej, pomaga policji w śledztwie.

 

Przez większą część książka nie porywa, powiela utarte już schematy, momentami nawet nudzi a wątek przeszłości doktora, o której stara się on usilnie zapomnieć, jest jedynym ciekawym elementem. Książka w ogóle nie jest przerażająca, tak jak nam to wcześniej obiecywali i raczej nie trzyma w napięciu. Może, gdy sięga po nią człowiek, który z historiami kryminalnymi nigdy nie miał do czynienia, może wtedy obietnice wydawcy faktycznie się spełniają. Bo co miało być takie straszne? Szczegółowe opisy wyglądu rozkładającego się ciała, stadiów rozwoju robactwa, które w tym ciele się zagnieździło i towarzyszących temu nieszczególnie przyjemnych zapachów? To chyba ciut za mało.

 

Obok kolejnych znajdowanych trupów i rozwoju śledztwa, mamy również wątek miłosny, który, jak w większości kryminałów, uważam za mało ciekawy i niepotrzebny. Naprawdę często mnie zastanawia, po co autorzy powieści kryminalnych na siłę konstruują wątek miłosny, który koniec końców wychodzi miernie. Czy ludzie sięgający po książki kryminalne naprawdę oczekują romansu?

 

Wynagrodzeniem naszej cierpliwości jest jednak całkiem dobre zakończenie. Jest ono co prawda częściowo przewidywalne, gdyż jedna z osób odpowiedzialnych za zabójstwa śmierdzi czytelnikowi od samego początku, ale postać wspólnika zbrodni i wykreowanie jego ciekawego portretu psychologicznego umniejsza to rozczarowanie.

 

Mimo, że podczas lektury „Chemii śmierci" odrobinę się wynudziłam, to i tak książkę tę polecam. Dlaczego? Głównie z powodu bardzo ciekawych kolejnych części serii. Kontynuacje historii o drze Hunterze są o wiele bardziej emocjonujące i wciągające niż pierwsza część cyklu. A zanim zagłębicie się w kolejne części serii, warto przecież wiedzieć, od czego cała historia się zaczęła.

Illumien

Pod wpływem ekstremalnych sytuacji, w jakich jesteśmy egzaminowani przez życie. Nie mamy pełnej kontroli nad swoimi odruchami. Pokazujemy prawdziwe oblicze w momencie, gdy wstrząs, jaki przeżywamy odbiera nam pozę, w której szczelnie izolujemy nasze odczucia.

 

Wyobraźcie sobie twarz załamanego człowieka, który w ułamku sekundy traci ukochaną żonę Alice i córkę Karen. Jego jedynym wyjściem jest ucieczka, bo każda inna możliwość niechybnie doprowadzi go na skraj załamania nerwowego.

 

Główny bohater powieści doktor David Hunter nie mogąc opanować wewnętrznego bólu wyjeżdża, a może raczej ucieka z Londynu, by w małej miejscowości Manham zasklepić swoją jątrzącą się ranę.

 

Realia małego miasteczka skłaniają go do bycia za razem z ludźmi i jak i obok nich. Coraz bardziej opanowany i zdystansowany do otaczającej go rzeczywistości.

 

Odpychamy od siebie świadomość. Tych, którzy nie są w stanie ogarnąć bólu ignoruje. Byłoby tak do tej pory, ale w sytuacji, gdy natrafienia na zmasakrowane ciało. Mierzy się ze swoją przeszłością.

 

Nikt nie lubi outsiderów, ponieważ budzą oni w nas ukryty lęk przed nieznanym.

Nie było powodu by David był lubiany. Szanowany i owszem, jako lekarza, ale mimo to był nietutejszy i do tego skrywał mroczną tajemnicę. Jego przeszłość zapisana była w kościach.
Od kilku lat dość sukcesywnie wybraniał się przed badaniem zwłok, aż do chwili, gdy zaginęła znana pisarka Sally Palmer, która co za pech mieszkała w Manham.
Według Davida nie było zbyt wiele pracy, ponieważ już nie specjalizował się w antropologii sądowej. Odkrycie niezintensyfikowanych zwłok, a potem udowodnienie, że należy one do zaginionej bardzo komplikuje mu życie.

 

Seryjny morderca nie poprzestanie na jednej ofierze. Na domiar złego potencjalne ofiary nie mają pojęcia o tym, że są naznaczane przez psychopatę, gdy w ich pobliżu znajdują martwego lisa, kaczkę czy zająca.
Pętla na szyi zacieśnia się coraz mocniej, ugniata krtań i nie pozwala złapać oddechu. Policja z śledczym Mackenzie na czele jest bezradna.

 

David z kolei mam żal, że w sprawie uprowadzonych kobiet tak mało jest pomyślnych wiadomości. Sprawę komplikuje kolejne odkrycia porzuconych ciał.
Ostatnia ofiara jest Jenny to całkiem pogruchocze psychikę Davida. Wszyscy tylko nie ona.

 

Simon Beckett dokładnie zdawał sobie sprawę z tego jak czytelnicy zareagują na wykreowaną przez siebie postacie. Jego powieść wydobywa z nas najbardziej koszmarne przeczucia, co do intencji mordercy. Sami się przekonacie jak bardzo pomylicie się, co do tego, kto i dlaczego zabija.

 

Tworząc książkę w taki sposób został sowicie ozłocony za swoją pracę, która zaowocowała na bestsellerowym kryminałem. To jeden powód, dla którego jego thrillery są jednym z najlepiej rozpoznawanymi powieściami na świecie.

 

Z jednej strony chcemy się czegoś bać i mieć wrażenie, że włosy stają nam dęba. Z kolei, gdzie tego doświadczyć, jeśli wokół nas panuje nawet, jeśli chwilowy to pokój.

 

Otóż to właściwa dawka adrenaliny zapewni wam nie, kto inny jak Simon Beckett. Do niedawna słyszałem tylko, że napisał dobrą powieść. Jednak stan osłupienia, w jakie wprowadziła mnie jego powieść pod tytułem Chemia śmierci zaskoczyła nawet mnie.

 

Tego typu skrajnych emocji nie serwuje się jak podobnych kryminałach na początku i przed samym wyjaśnienie zagadkowej postaci seryjnego mordercy.

 

Beckett wykorzystując naszą wrodzoną ciekawość podsyca w nas chęć zgłębiania i drobiazgowego rozkładania na czynniki pierwsze modus operandi psychopatycznego degenerata.

 

Autor świetnie wkomponował temat, który sam, w trakcie czytania narzuca skojarzenia z powieścią Trupia Farma Bassa.
Szczegółowe opisy badania zwłok pozwalają nam niemal namacalnie wyczuć słodkawy trupi odór. Nie wspominam o tym nie bez powodu. Chciałbym byście byli przygotowani na najgorsze.

 

Powieść Becketta to bardzo dobra książka, przy której spędzicie godziny na poszukiwaniu pytania, dlaczego morderca wciąż wymyka się sprawiedliwości.

 

Polecam wam tą powieść, bo gdzie kol wiek byście ją czytali od pierwszych chwil fabułą wciągnie was do tego stopnia, ze będziecie mili problem by oderwać się i powrócić do rzeczywistości.

Sunday, 05 May 2013 21:31

Nightshade Tom 1 Cień Nocy

Klara203

Pierwszy raz spotkałam się z niesamowitym dziełem Cremer Andrea, która mnie zafascynowała. Nie zdziwiłam się gdy usłyszałam, że książka ,,Cień Nocy" jest hitem. Cieszę się bardzo, że miałam okazję ją przeczytać.

 

,,Cień Nocy" to niesamowita opowieść o miłości a zarazem o łamaniu zasad, za które groziła kara. Gdy czytałam książkę miałam wrażenie jak by kilka opowieści innych autorów się w niej mieszało. Po zobaczeniu słów klany miałam wrażenie, że opiera się na książce ,,Przyrzeczeni" Beth Fantaskey potem myślałam o ,,Nieziemskiej" Handy Cynthian i jeszcze wiele opowieści innych autorów biegały po mojej głowie. Gdy otworzyłam pierwszą stronę już wiedziałam, że nie dam rady się od niej odciągnąć i nie myliłam się. Ciekawe rozdziały i wiele dialogów przykuwało moją uwagę.

 

Cała historia rozpoczyna się od uratowania życia chłopca o imieniu Shay przez córkę alf klanu Cieni Nocy. Uratowany młodzieniec zaczyna chodzić do tej samej szkoły co Calla. Niestety nasza bohaterka musi zostać żoną Rena, syna alfy Kary Nocy. Sprawy się komplikują gdy Shay okazuje się człowiekiem którego mają bronić młode wilki. To wielkie zadanie przypada naszej bohaterce. Chłopak namawia by odkryła całą prawdę a nie wmawianą. Kiedy wybierają się do zakazanej jaskini siedemnastolatka zamienia Shaya w Strażnika, ponieważ tylko będąc wilkiem może ją uratować od jadu wilka. Między nimi zaczyna coś iskrzyć, ale samica jest już przyrzeczona alfie nowego klanu. W dzień wielkiego dniu 31 października w którym ma powstać nowy klan Calla musi podjąć wielką decyzję. Shay okazuje się przynętą, którą ona miała zabić razem z Renem. Nasza bohaterka staje przed trudnym wyborem w którym musi wybrać a jej wybór zmienić może bardzo wiele.

 

Czytając książkę cały czas się zastanawiałam kogo wybierze Calla. Ren i Shay to dwaj różni chłopacy o różnych charakterach. Ren zachowuje się jak przywódca i samicę nowego klanu traktuje, jak swoją własność. Shay natomiast powoduje wśród naszej bohaterki radość i pokazuje jej szczęście. Wydawało się, że to jest cała historia w jednej książce, ale to dopiero początek. Cieszę się, że ta powieść się nie kończy i będę miała okazję przeczytać dalszy ciąg tej pięknej historii. Ciekawi mnie tylko jedno, co tym razem się stanie w kolejnej części pt. ,,Kara Nocy".

 

,,Cień Nocy" bardzo przyciąga i polecam tę książkę wszystkim, którzy lubią ,,Zmierzch'' lub szukają fantastycznej opowieści, w której nie można się nudzić.

Dominika Anna

W tej książce mieszają się ze sobą dwa światy. Świat zwykłych, nieświadomych niczego ludzi i świat wilków- strażników, w którym toczy się zażarta walka o coś, czego nie rozumie nikt oprócz najważniejszych szych. Ale to wszystko jest tylko tłem do pierwszoplanowego wątku, którym oczywiście jest uczucie.

 

Ona jest strażniczką. Na dodatek przywódczynią alfa nowego klanu, który ma powstać po jej zaślubinach z alfą innego klanu- Renem. On jest zwykłym śmiertelnikiem, a przynamniej na początku wszystkim się tak wydaje, którego ona ratuje przed śmiercią ze szpon niedźwiedzia. Choć obaj ją pociągają tylko do jednego żywi prawdziwe uczucie. Nieugięte reguły klanów mówią jednak jasno: z daleka trzymać się od innych mężczyzn, być wierną partnerowi, który został nam przeznaczony już w momencie narodzin. Jednak, czy Calla postąpi wbrew sobie i wyjdzie za Rena, przypieczętowując tym samym unię o nowym klanie, czy pójdzie za głosem serca i wybierze Shay'a, skazując się tym samym na wieczne potępienie?

 

Kolejna książka o miłości, przeciwnościach losu, rozdarciu pomiędzy jednym mężczyzną a drugim. Jednym słowem typowa fabuła dla młodzieżówki. I właśnie tak bym określiła tę książkę. Trochę szkoda, bo mogło być naprawdę fantastycznie, gdyby autorka trochę bardziej się postarała. Stworzyła bowiem całkiem ciekawy świat, pełen intrygujących postaci, tylko co z tego, skoro tak mało go rozbudowała? W książce występują Strażnicy, Opiekunowie, Zmory, Sukuby, Poszukiwacze, itp. Jednak żadna z tych postaci nie jest dość dobrze opisana pod względem ich funkcji. Wyraźnie odczuwamy, że w tym świecie panuje jakaś hierarchia- Opiekunowie są nad Strażnikami, ale w sumie tylko tyle wiemy. Nie wiemy dlaczego, co, jak i po co. Bardzo żałuję, że tak się stało, bo ta powieść to mogłaby by być świetna książka, gdyby nie takie zaniedbania.

 

Bohaterowie za to są interesujący. Ich charaktery zostały zdecydowanie lepiej odmalowane. Główna trójka to oczywiście Calla, Shay i Ren. Calla jako samica alfa jest silną, nastawioną na walkę dziewczyną, która nie zna pojęcia miłość, póki w jej życiu nie pojawia się Shay. Ren to samiec alfa, którego nie obowiązują zasady czystości przedmałżeńskiej, jest bardzo przystojny, może mieć każdą dziewczynę. Jednak jak się potem okazuje nie jest z niego aż taki zimny drań jak na początku mogłoby się wydawać. Shay zaś od samego początku wzbudził moją sympatię. Taki, ciepły, romantyczny, choć trochę nachalny dzieciak.

 

Przyznać muszę tej książce także to, że niesamowicie wciąga. Od pierwszej do ostatniej strony czytałam jednym tchem. Nie wiem, czego to zasługa. Na pewno nie niespodzianych zwrotów akcji, bo niestety już w połowie domyśliłam się kto jaką rolę pełni w wydarzeniach i co się stanie, choć zakończenie w miarę pozytywnie mnie zaskoczyło. Może wpłynął na to fakt, że narracja jest pierwszoosobowa, co osobiście uwielbiam, a pewnie i jeszcze też to, że styl jest typowy jak dla młodzieżówek, czyli lekki, przyjemny, potoczny. Na dodatek nie ma zbyt wielu opisów, lecz prym wiodą tutaj dialogi, co z pewnością przyśpiesza czytanie. No i oczywiście fakt, że z wielu stron powieści emanuje namiętność i pożądanie. Powieść aż kipi tymi dwoma emocjami, a jak wiadomo wtedy naprawdę szybko czyta się książkę.

 

Książka jest naprawdę niezła. Nie spodziewałam się po niej niczego specjalnego i jestem mile zaskoczona. I pewnie prędzej czy później sięgnę po drugi tom przygód Calli.

Sunday, 05 May 2013 21:25

Czerwony Smok

Buffy1977

W Stanach Zjednoczonych mają miejsca brutalne mordy dwóch rodzin. Policja i FBI są przekonani, że mają do czynienia z seryjnym mordercą, który znów zabije. Na pomoc zostaje wezwany były pracownik FBI, Will Graham, który posiada niezwykłą zdolność do wnikania w umysły morderców. Czy śledczy zdążą wytropić szaleńca zanim ponownie uderzy?

 

Pierwsza powieść Thomasa Harrisa, w której pojawia się postać Hannibala Lectera, genialnego mordercy-kanibala. Jednakże w przypadku tej pozycji Lecter jest bohaterem epizodycznym - dopiero w późniejszych książkach tego autora będziemy mieli okazję lepiej go poznać. Jak przystało na Thomasa Harrisa "Czerwony smok" to iście psychologiczna wyprawa do umysłów zarówno bezwzględnego psychopaty, jak i człowieka, który stara się go złapać - Willa Grahama. Te dwie postaci są najważniejszymi elementami powieści, to dzięki nim mamy okazję obserwować zbrodniczą działalność szaleńca oraz żmudne śledztwo prowadzone przez Grahama. Co ciekawe, Harris już na początku książki przechodzi do właściwej akcji, nie ma ani chwili nudy, ani na moment akcja nie zwalnia, aż do spektakularnego zakończenia. Przy okazji czytelnik ma okazję odwiedzić nie tylko dom mordercy, który sam siebie nazywa Smokiem, ale również jego umysł. Poznajemy jego uczucia, myśli oraz ciężkie dzieciństwo, na skutek czego nie czujemy do niego tylko i wyłącznie nienawiści, ale również coś na kształt ostrożnej litości. I to jest właśnie Harris w całej okazałości! Potrafi on stworzyć bohaterów, co do których mamy sprzeczne odczucia, ale równocześnie bez zbytniego trudu identyfikujemy się z nimi. Nie należy również zapominać o motywie Czerwonego Smoka z obrazu Williama Blake'a, który zajmuje najważniejsze miejsce w życiu naszego psychopaty. Powiem szczerze, że wkomponowanie w fabułę elementu prawdziwego obrazu oraz swego rodzaju oddziaływania, jakie ma na mordercę strasznie mnie zaintrygowało, a na pewno dodało sporo smaczku fabule.

 

"Zielona Machina nie zna litości, nie zna miłosierdzia. To my jesteśmy twórcami takich uczuć. Wytwarzamy je w tych częściach mózgu, które wykształciły się z danego nam pierwotnie przez naturę gadziego móżdżku. Morderstwo nie istnieje. My wymyślamy morderstwa i tylko nas ten problem dotyczy. [...] Zastanawiał się, czy w wielkim cielsku ludzkości, w umysłach ludzi zapatrzonych w cywilizację, zbędne i występne popędy, które w sobie tłumimy i staramy się kontrolować, i instynktowna świadomość tych właśnie popędów, nie funkcjonują jak wirus, przed którym broni się nasz organizm. Zastanawiał się, czy odwieczne, najgorsze popędy nie są przypadkiem tym wirusem, który wytwarza szczepionkę."

 

Moim zdaniem najlepszym elementem książki jest niezwykła zdolność Willa Grahama. Zdolność do przenikania umysłu sprawcy. To w jaki sposób wczuwa się w osobowość mordercy (co akurat nie jest nowością, jeśli chodzi o śledztwa seryjnych morderców) siłą rzeczy absorbuje czytelnika, a wnioski do jakich Will dochodzi za pomocą zwykłej dedukcji wręcz zadziwiają. Postać Grahama również nie jest tak do końca czarno-biała. Mimo, że uparcie ściga zabójcę, mimo, że stoi po stronie dobra sam przyznaje, że również jest zdolny do morderstwa - podejrzewa nawet, że podświadomie specjalnie wystawił Smokowi jedną z jego ofiar. U Harrisa nic nie jest czarno-białe, zupełnie jak w życiu:)

 

"Czerwony smok" to solidny literacki thriller psychologiczny, gdzie czytelnik zostaje wciągnięty w wyścig z czasem. Wraz z Willem krok po kroku podążamy za seryjnym mordercą, a wraz ze Smokiem przenosimy się w otchłań szaleństwa, w czeluść chorego umysłu, który w swoim mniemaniu nie ma wyboru, nie może przestać zabijać. Zaraz po "Milczeniu owiec" jest to moja ulubiona powieść Harrisa, która doczekała się dwóch ekranizacji - "Łowcy" z 1986 roku oraz "Czerwonego smoka" z 2002 roku z Edwardem Nortonem w roli głównej. Oczywiście gorąco polecam zarówno powieść, jak i jej ekranizacje.

Page 3405 of 3445

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial