Soulmate
-
Zdesperowana pisarka tanich romansów postanawia ze sobą skończyć. Nie układa jej się w życiu osobistym, do czego się przyzwyczaiła i co codziennie znosi z pokorą, ale gdy i w życiu zawodowym grunt sypie jej się pod nogami nie może pozostać bezczynna. Samobójstwo z klasą to jedyna rzecz o jakiej naprawdę marzy bohaterka bestsellerowej powieści Kerstin Gier.
Książkę tę dostałam na osiemnaste urodziny od przyjaciółki. Okładka spodobała mi się od pierwszego wejrzenia ale z racji nawału innych lektur ciągle odkładałam tę pozycję na bok. Od wakacji zdążyła się już porządnie zakurzyć i gdy nadeszły ferie i przygotowanie do niesławnej olimpiady postanowiłam sobie ulżyć w mękach biologicznych i zaszaleć z dłuższą lekturą (z tego właśnie powodu ją odkładałam, książka ma wprawdzie 335 stron, ale małe literki odstraszały mnie na poważnie). Pomyślałam sobie, chociaż zacznę... i nie mogłam przestać. Czytałam do czwartej rano, aż zabrakło mi stron :)
Geri poznajemy na obiedzie u rodziców. Co niedzielę zbierają się tam też jej siostry (z partnerami i dziećmi, których imion nie wymienię gdyż książka powędrowała w kolejne ręce). Jednak, co najważniejsze, wszystkie miały być synkami, i tak Martin został Martiną, Ludwik - Ludwiką... Geri miała być chyba Gerardem albo jakoś tak i jej imię też nie brzmi przez to najlepiej, dlatego w książce pojawia się jako Geri po prostu lub, jak to uwielbia przekręcać jej matka: Ri-lu-ge, albo: Ma-ri-lu... i tak dalej. Cztery córki to zbyt wiele do zapamiętania.
Rodzice Geri nie mogą wybaczyć jej przerwania studiów i hańbiącej dobre imię ich rodziny pracy - pisarki romansów (dodatków do czasopism), co wypominają jej przy każdej wizycie i co ukrywają przy każdej rozmowie ze znajomymi czy dalszą rodziną. A fakt, że pomimo trzydziestki na karku wciąż jest singielką, jest tematem żartów na rodzinnych spotkaniach. Sama też zauważa w tym coraz więcej wad, gdyż przyjaciele nieustannie zmieniający stan cywilny i wychowujący kolejne dzieci nie są najlepszymi towarzyszami rozmowy.
Geri nie ma łatwego życia. Po rzuceniu studiów dla wątpliwej kariery pisarskiej, (która mimo wszystko w pełni ją zadowolą i pozwala przeżyć od wypłaty do wypłaty) nie myślała za wiele o przyszłości i wciąż ma przedłużane umowy o pracę. Od kilku lat pisze jeden romans co dwa tygodnie, co daje około 24 książek rocznie. I cóż z tego, skoro po tylu latach nienagannej pracy w jej firmie zmienia się zarząd a jej grozi zwolnienie? A do tego nowy szef, na którym miała zrobić jak najlepsze wrażenie, przez przypadek ujrzał ją pijaną. I w tym momencie przychodzi jej na myśl tylko samobójstwo.
W tym momencie akcja zaczyna pędzić jak szalona, a kolejne rozdziały najprawdopodobniej zbliżające do niechybnej śmierci Geri, rozdzielane są jej pojedynczymi listami pożegnalnymi. I nie byłoby w nich nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż Geri pragnie przerwać milczenie i każdemu pisze wszystko co o nim myśli. Dosłownie wszystko. I tu mogę wtrącić - bo spojleruję chyba za bardzo, że te listy są genialne i one właśnie nadają przekomiczny charakter tej książce. Niewątpliwy talent pisarski Geri (i autorki) tylko dodaje im uroku.
Jak zostaje podane w opisie, w ostatniej godzinie przed śmiercią główną bohaterkę prześladuje potężny pech. Były chłopak spotyka ją w hotelu, w którym chciała spędzić ostatnie minuty życia (na strój i wystrój przedśmiertny wydała wszystkie pieniądze jakie miała) i oboje wpadają na trop pary kochanków, gdzie kochanka jest narzeczoną byłego chłopaka Geri. I tutaj zakończę, bo mam nadzieję, że sięgniecie po tę książkę.
Styl autorki jest tak przyjemny, że książkę czyta się bardzo szybko i płynnie, a ironia i komizm wylewają się strumieniami z wszystkich rozdziałów. Ciężko mi opisać wrażenia, gdyż zaraz po skończeniu książki miałam maślane oczy jakbym przeczytała najlepszą książkę na świecie. I dla mnie taką ona pozostanie na długo - jednak za odczucia innych nie ręczę. Nie mogę też znikąd wyciągnąć jakichś powalających statystyk, bo ta książka nigdy nie była na fali popularności - a szkoda. Nie wiem dlaczego innych odstrasza? Może przez to, że autorka jest z Niemiec? - w naszym tolerancyjnym kraju nie powinno to jednak robić żadnej różnicy.
Wartka akcja i chwytliwe dialogi to kolejny wielki plus tej książki. Czasami powieść aż kipi od akcji i autor traci wątek - tutaj takich tendencji nie zauważyłam. Książka jest dopracowana w szczegółach i dynamika fabuły nie męczy, wręcz przeciwnie, czytając tą książkę zapomina się o całym bożym świecie. W budowaniu napięcia mogę ją porównać do kosztowanych (mało powiedziane) dzisiaj czekoladek ptasiego mleczka. Najpierw zjada się czekoladę z wierzchu, a potem zatapia w miękki środek... i przechodzi do następnej czekoladki :) Tak samo tutaj, żadna strona nie jest zbędna. Z czystym sercem mogę polecić tę książkę każdej damie :)