Bujaczek
-
Przyznam, że nie sądziłam, iż tak szybko przeczytam tą książkę, ale w sumie co w tym dziwnego skoro taka cienka. Wystarczyło mi parę godzin by ją przeczytać. A wrażenia? Cóż są różne. Nudzić się nie nudziłam, ale... Ale wszystko w swoim czasie.
Jessica to młoda kobieta, która wykłada na uniwersytecie. Po śmierci rodziców staje się dziedziczką rezydencji będącej w rodzinie od wielu pokoleń. Niestety posiadłość podupada, a dziewczyna nie ma pieniędzy by samodzielnie ją utrzymywać. Wraz z znajomym wpadają na pomysł projektu, który ma na celu stworzenia małego osiedla nie ingerującego w naturę posiadłości. Do realizacji projektu są potrzebni wspólnicy oraz dobry architekt. I niestety tym architektem jest Carter. Jessica zna go bardzo dobrze i nie ma o nim zbyt dobrego zdania. Po części to przez niego jest zamknięta w sobie. Lecz Gordon – jej przyjaciel twierdzi, że się zmienił. Ale czy to prawda? Czy Jessicka wybaczy mu to co kiedyś zrobił i co zrobi z tym co się zaczyna między nimi dziać...?
Książka mnie nie porwała, ale miło spędziłam z nią wieczór. Mimo tego, że przewidywałam jaki będzie koniec czytałam dalej ciekawa zakończenia. A nuż mnie coś zaskoczy ;) Niestety nic mnie nie zaskoczyło, ale jak już mówiłam – nie żałuję. Muszę szczerze przyznać, że postać Jessicki mnie często irytowała mimo tego, że potrafiłam zrozumieć powody jej zachowania. No ale w końcu ile można komuś powtarzać, że jest ładna, mądra no i że ją kocha nie dostając w zamian prawie nic, a pewnym jest brak zaufania... Oj powiało mi tu brakiem solidarności... ;) Ale denerwują mnie kobiety, które same nie wiedzą czego chcą, wszystkiego się boją i dają zwyciężać przeszłości. Szczerze powiem, że podziwiam Cartera za cierpliwość... no ale cóż... miłość ;) Polecam ją gdy miało się męczący dzień lub gdy od książki oczekuje się tylko chwili relaksu.
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Mira!