Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Prowincja Pełna Marzeń

Kup Taniej - Promocja

Additional Info

  • Autor: Katarzyna Enerlich
  • Tytuł Oryginału: Prowincja Pełna Marzeń
  • Gatunek: ObyczajowePowieści i Opowiadania
  • Język Oryginału: Polski
  • Liczba Stron: 352
  • Rok Wydania: 2009
  • Numer Wydania: I
  • Wymiary: 145 x 205 mm
  • ISBN: 9788361297253
  • Wydawca: MG
  • Oprawa: Miękka
  • Miejsce Wydania: Warszawa
  • Ocena:

    3/6

    5/6

    2/6


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 1 votes
Akcja: 100% - 1 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 1 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Prowincja Pełna Marzeń | Autor: Katarzyna Enerlich

Wybierz opinię:

LadyBoleyn

Autorzy, którzy piszą o ludzkiej codzienności, nieraz zaskoczyli mnie swoją pomysłowością i umiejętnością komplikacji ziemskiego żywota. Zawsze podziwiam fakt, iż niektórzy potrafią w sposób bardzo realny opisać stworzoną przez siebie historię, którą czyta się tak, jakbyśmy wysłuchiwali opowieści znajomej sąsiadki. Ciekawość wiedzy na temat cudzych problemów tkwi w naturze człowieka, dlatego też chętnie chwytam się tego typu powieści, obserwując, jak dany pisarz odmienia los swoich bohaterów na lepsze bądź na gorsze. Jednak niekiedy autor, zapewne niecelowo, przedobrza sprawę, przez co początkowo ciekawa i sympatyczna opowiastka przeradza się w nierealny ciąg zdarzeń. Tak jak w przypadku „Prowincji pełnej marzeń" spod pióra Katarzyny Enerlich.

 

Ludmiła jest redaktorką w lokalnej prasie, która od śmierci rodziców samotnie zamieszkuje mieszkanie w starej kamienicy w Mrągowie. Kobieta kilka miesięcy temu zakończyła związek ze swoim narzeczonym i od tego czasu nie angażuje się w żadne miłostki, nazywając samą siebie „starą panną". Jej życie jednak urozmaicają cztery przyjaciółki, które już od czasów dzieciństwa spędzają ze sobą mnóstwo czasu. Ludmiła marzy o wielkiej miłości i szczęśliwych dniach u boku ukochanej osoby, do końca nie wierząc w to, że jej wariackie myśli kiedykolwiek się spełnią. Wszystko zmienia się, kiedy poznaje Martina – fotografa z Niemiec, który zaczyna interesować się jej kamienicą. Okazuje się, iż ojciec mężczyzny w okresie wojennym mieszkał w tym samym domu, co redaktorka. Martin i Ludmiła, próbując rozwiązać kilka zagadek z przeszłości, zaczynają darzyć siebie uczuciem, z czasem nie wyobrażając sobie życia bez siebie. Jednak droga do szczęścia nie jest usłana różami. Problemy w pracy, związane z nowym naczelnym, przybliżają ją do Piotra – cichego informatyka, który nagle zmienia się w otwartego i modnego człowieka, pragnącego bliskości Ludmiły. Również sam szef kobiety, Artur, początkowo nieprzychylnie nastawiony do swojej redakcji, nie szczędzi jej miłych słów. Miłosne zawirowania dotychczas niezauważalnej dziennikarki niosą ze sobą lawinę nieszczęść, spod których gruzów Ludmiła uporczywie stara się wydostać, do końca walcząc o prawdo do beztroskiego życia.

 

Dotychczas czytałam jedną książkę pani Katarzyny Enerlich i przyznam, że pisarka ujęła mnie swoim piórem i umiejętnością opisania uczuć bohaterów. Entuzjastycznie podeszłam do „Prowincji pełnej marzeń", która tytułem przypomina mi słoneczne dni, spędzone przy kubku gorącej herbaty. Zaczynając od rzeczy dobrych, pragnę napisać, iż styl autorki całkowicie mnie zauroczył – początkowo dosyć trudno i ciężko mój wzrok przyswajał zdania, które zostały stworzone przez tą pisarkę, jednak z czasem całkowicie polubiłam pewnego rodzaju hardość, która idealnie oddała ogólny zarys tej historii. Pani Enerlich jak nikt inny potrafi pisać o rzeczach mało istotnych, o których Ludmiła lubiła rozwodzić się godzinami – a to o ciuchach z lumpeksu, a to o mazurskich ziemiach bądź też o historii niemieckich budynków, dzięki czemu można zyskać sporą wiedzę, czytając jej monologi. Osobiście, nie przepadam za tego typu wtrąceniami, zwłaszcza, gdy jestem już zainteresowana bieżącymi wydarzeniami, jednak niewątpliwie niejednego czytelnika te wstawki mogą zaciekawić. Polubiłam dialogi bohaterów, które wydawały się być naprawdę realne. Burza emocji przemawiała językiem postaci, które uporczywie walczyły o uśmiech losu. W ostatnich rozdziałach nie stroniłam od śmiechu i wręcz pokochałam rozmowy głównej bohaterki z jej przyjaciółmi. Nieco gorsze odczucia mam do wewnętrznych rozterek Ludmiły, gdyż to właśnie ona otrzymała zaszczytny tytuł narratora. Z czego zdążyłam zauważyć, kobieta miała ponad trzydzieści lat, a nieraz zachowała się jak nastolatka. Rozumiem, że jej życie było naprawdę skomplikowane, ale nie sądzę, że miała myśli na aż takim poziomie. Być może są to tylko moje osobiste odczucia, gdyż twardo stąpam po ziemi i do końca nie rozumiem toku myślenia ludzi, cieszących się i robiących sensację ze wszystkiego. Decyzje Ludmiły niekiedy były irracjonalne, a jej wątpliwości i przemyślenia nieraz całkowicie negatywnie mnie zaskoczyły. Dawno nie spotkałam takiej bohaterki, która praktycznie nie ma pojęcia, jak powinna ułożyć swoje życie, ciągle bazując na przypadku, z którego pani Enerlich również zrobiła bohatera.

 

Tak planowałam powyższy akapit napisać o plusach „Prowincji pełnej marzeń", a wyszło mi minusowo-plusowo... Cóż, zobaczymy, jak będzie z tą częścią tekstu. Szczerze przyznam, że potencjalny czytelnik, taki jak ja, który po codziennych trudach sięga po lekturę, w której główną rolę wiedzie roztargniona kobieta z małego miasta, spodziewa się, że utożsami się z jej rozterkami i z dezaprobatą będzie obserwował kolejne próby odnalezienia szczęścia. Początkowo miło czytałam o problemach w pracy Ludmiły, później o jej pierwszej miłości, jednak z czasem, gdy wielbicieli zaczęło przybywać, byłam coraz bardziej sceptycznie nastawiona do tej powieści. Wiele rzeczy rozumiem, jednak za dużo w całej tej historii zdarzeń niemożliwych. Dotychczas niepozorną Ludmiłą, która nigdy nie była nie wiem jak atrakcyjną kobietą, zainteresowało się trzech mężczyzn, a czwarty najchętniej by do niej wrócił. W ostatnich rozdziałach, redaktorka wykazała się wyjątkową lekkomyślnością oraz nieumiejętnością radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Pozostali bohaterowie również nie należeli do osób, które cechują się radykalności. Bardzo polubiłam Martina, gdyż on jedyny w całej tej historii wykazywał stały rozsądek i doskonale wiedział, co chce osiągnąć. Natomiast postać Piotra... egoizm i hipokryzja w każdym calu.

 

Jak widać, moje wrażenia po „Prowincji pełnej marzeń" są mieszane, jednak przyznam, że przeczytałam tę książkę do końca, nie dlatego, że nigdy nie przerywam lektury w trakcie, a że... byłam ciekawa, co też nowego wpadnie pani Enerlich do głowy. Autorka jest prawdziwą mistrzynią w komplikowaniu i urozmaicaniu życia głównej bohaterce powieści. Zdziwiłam się nieco prostym zakończeniem, ponieważ spodziewałam się nieco bardziej zawirowanych wydarzeń. Fakt faktem, muszę dodać, że ostatni rozdział wyszedł znakomicie i przyjemnie było przeczytać jeszcze raz o marzeniach Ludmiły.

 

„Prowincja pełna marzeń" to książka, która może podzielić czytelników. Niektórzy zapewne pokochają historię Ludmiły i jej ukochanego Mrągowa, natomiast inni, tak jak ja, będą sceptycznie patrzeć na poczynania redaktorki, która pogubiła się we własnych uczuciach. Pani Katarzyna Enerlich stworzyła ciepłą powieść, która niestety potrafi rozgrzać tylko wybranych. Tych, którzy wierzą w przypadek i przeznaczenie.

 

Ines

Nie lubię określenia 'literatura kobieca'. Jeśli kobieca, to zarezerwowana jedynie dla kobiet? Będąca w stanie zaintrygować tylko płeć piękną? Poza tym często pod tym określeniem kryją się teksty na tak słabym poziomie, że psują one wrażenie tych naprawdę wartych uwagi i to one cierpią na tym najbardziej: bo raz sparzony czytelnik, może nie mieć ochoty na kolejne rozczarowanie. Oczywiście pojawia się także pytanie, kto ma decydować o tym, jaka książka jest dobra, a jaka nie - jasna sprawa. Ja jednak nie chcę tego tematu roztrząsać, nikogo obrażać, nazwisk wymieniać, wyliczając niektórym autorkom żerowanie na niskich uczuciach i znanych aż za dobrze motywach. Wolę poświęcić chwilkę książce, która klasyfikuje się do literatury kobiecej (a jakże!), ale nie przysparza jej wstydu. Jest ciekawa, niepospolita i ma w sobie pewien zamysł. Coś, co sprawia, że nie jest tendencyjna, nudna i napisana według utartego schematu: porzucona kobieta, zraniona przez 'złego' faceta, szuka swego szczęścia na wsi. Tam znajduje nie tylko sens życia, ale i nowego mężczyznę, a czytelnik mdły happy end. W tym wypadku jest inaczej, choć elementy składowe są podobne. Chcę dziś napisać słówko o książce pani Katarzyny Enerlich "Prowincja pełna słońca" (jest to kolejna część prowincjonalnego tryptyku tejże autorki). I choć jest tam upokorzona, poszukująca nadziei kobieta, niejeden wart uwagi mężczyzna, a wszystko dzieje się w pięknych okolicznościach przyrody, to w niczym nie przypomina ona babskiego czytadła, tak pogardzanego przez mężczyzn i mnie samą...

 

Kilka słów dotyczących treści: Ludmiła z dnia na dzień zostaje sama z córeczką Zosią i kredytem do spłacenia. Jej mąż odchodzi bez zbędnych wyjaśnień zupełnie nieoczekiwanie, choć wydawało się, iż kryzys w ich małżeństwie został zażegnany. Pozostawiona sama sobie na mazurskiej wsi, szuka wyjścia z trudnej sytuacji i znajduje je - początkowo w pensjonacie we Włoszech, ostatecznie zaś na swoich ukochanych Mazurach. We włoskiej miejscowości Gatteo spotka Aminę - niezwykle boleśnie doświadczoną przez życie Marokankę, której zapewni schronienie w naszym kraju. Umieszczając ją w leśniczówce u starszego leśnika Janusza, sama znajdzie w niej przyjaźń i wielką przygodę. A może coś więcej? Mam nadzieję, że narobiłam Wam apetytu tymi kilkoma zdaniami, bo więcej nie zamierzam nic dodać...

 

W prozie Katarzyny Enerlich dużo jest natury: nazw roślin, sposobu ich uprawy, ich zastosowań w kulinariach (te zaś pojawiają się jako lek na gorzkie dni), nazw zwierząt, występujących na ziemi mazurskiej(szkodniki drzew, kwiatów i krzewów). U czytelnika powstaje często wrażenie, jakby pracował razem z Ludmiłą w jej ogródku pachnącym ziołami i warzywami. Jakby razem z nią robił przetwory na zimę czy zajmował się rękodziełem, czerpiąc z tego morze przyjemności. Główna bohaterka uczy nas miłości do świata i pięknej przyrody, z którą żyje w wyjątkowej symbiozie. To natura i pory roku wyznaczają jej rytm życia, a jego prostota jest dla niej najważniejsza i to ją ceni ponad wszystko (alter ego pisarki?). Zawarty w tej powieści lokalny patriotyzm urzekł mnie całkowicie - Enerlich niczym pilotka prowadzi nas po swoich Mazurach, mówi głosem Ludmiły i jej towarzysza - Wojtka, co warto zobaczyć i gdzie się udać (można nawet pokusić się o podróż ich szlakiem, tak dokładnie jest opisana). Jeśli dodamy do tego zainteresowanie przeszłością miejsc, w których mieszkają bohaterowie tej powieści, to "Prowincja pełna słońca" staje się wyjątkowym przewodnikiem po tej pięknej krainie. Czytelnik ma nawet okazję zobaczyć zdjęcia wsi Kulinowo sprzed wojny (w szczególności chodzi o pensjonat Nikolaiken) oraz także te aktualne, będące wizytówką Tykocina, Przemyśla czy Cieszyna. Trudno o lepszą reklamę tego pięknego zakątka naszego kraju.

 

W "Prowincji..." dużo jest także ludzkiej mądrości, szczerej, pięknie podanej, a nie takiej w formie nudnych, filozoficznych wywodów. Autorka serwuje ją w taki sposób, że aż chce się mieć przy sobie zeszyt, by po kolei spisywać cytaty. Czuć w tych zdaniach prawdę. Nie taką stylizowaną, by chwilowo urzec czytelników, ale szczerość czerpaną z ludzkich historii: gdzieś zasłyszanych, być może nawet notowanych na skrawku papieru. Największe wrażenie zrobiła na mnie historia dwóch muzułmanek: bitej przez męża Aminy i jej matki Cali - więzionej przez własnego męża wiele lat w niewielkim pokoju, ale także nieszczęśliwie wtłoczonej w małżeństwo z Januszem Weronki czy matki Miriam, okrutnie potratowanej przez Niemców skrzypaczki. Bo "Prowincja..." to także ważny głos, oddany przez panią Katarzynę nieszczęśliwym kobietom - jej własnym bohaterkom literackim, niesprawiedliwie potraktowanym przez los, które dzięki autorce zwracają uwagę na prawdziwe problemy współczesnych kobiet. Jest tu mowa o dokonywanych w zaciszu muzułmańskich domów gwałtach, aborcji, problemach zdradzonych kobiet i samotnych matek, rozdwojonych między pracą a opieką nad dzieckiem czy trudnością znalezienia swego miejsca na ziemi przy boku odpowiedniej osoby... Wszystko to tworzy sieć wzruszających momentów, traktujących o miłości, na brak której cierpi dzisiejszy świat. To przecież samo życie i jego prawdziwe barwy.

 

Co więc wyróżnia tę książkę od jej licznych 'sióstr po fachu'? Oprócz wspomnianej przeze mnie prawdy - piękny język. W swoich słowach autorka przemyca dużo kobiecości, tchnie w nie poezję, wplątuje swe wiersze. Jej zdania są nastrojowe, melodyjne, czyta się je z wielką przyjemnością. "Prowincja pełna słońca" jest napisana w taki sposób, iż porusza najdrobniejszą strunę naszej duszy, przez co nie można się od niej oderwać. Mnie zauroczyła swoją prostotą, czerpaną z ludzkich historii, niewydumanych czy zmyślonych. Takich, które chwytają za serce i przemawiają do każdego. Jako dowód niech posłuży ten oto fragment:

 

"Człowiek powinien robić zapasy dobrych myśli, gdy jest szczęśliwy i radosny. Gdy wszystko układa się według jego marzeń i pragnień - miłość i praca, a wokół dobrzy ludzie, pieniądze i powodzenie. Wtedy właśnie powinien budować przekonanie o własnej wartości, by - gdy pojawią się trudniejsze dni - mógł czerpać z duchowych zapasów. Dobrze jest pamiętać smak ulubionej herbaty, zapach ulubionych perfum, dźwięki muzyki... Wracać do tych bodźców zawsze wtedy, gdy trzeba. To pomaga w powrocie do dobrych myśli. Bo jeśli nie wypełnimy swego serca dobrymi myślami, życie nam zgorzknieje. (str.27)"

 

Kończąc, jak zawsze w moim przypadku zbyt długą, recenzję: jeśli lubicie literaturę kobiecą, niebanalną, mającą w sobie duszę, ogrom realizmu, poezji i serca, polecam "Prowincję pełną słońca". W tych szarych, smutnych kolorach, które pławią się nam za oknem, będzie ona wspaniałą rozrywką i oryginalną odskocznią od powierzchownych, nieskomplikowanych czytadeł z kobietą w roli głównej. Pani Katarzynie dziękuję za to, że dzięki jej książkom wciąż sięgam po literaturę kobiecą.

Gosiarella

"Wszystko przychodzi w sobie właściwym czasie. Ani za późno, ani za wcześnie. Wszystko ma jakiś sens, nawet życiowy zakręt lub gradobicie."

 

Katarzyna Enerlich jest polską pisarką i poetką. Pracowała jako dziennikarka, pracownik informacji turystycznej i promocji miasta oraz opiekunka osób starszych. Obecnie jest twórcą niezależnym. Urodziła się w Mrągowie, a studiowała w Olsztynie na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim, nic więc dziwnego, że jako miejsce akcji swoich książek wybiera Mazury. Mnie osobiście Mazury zawsze fascynowały i niezwykle żałuję, że nie udało mi się ich jeszcze w pełni poznać. Moja fascynacja tym urokliwym zakątkiem Polski zmotywowała mnie do poznania "Prowincji pełnej smaków".

 

Główną bohaterką książki jest Ludmiła, która mieszka wraz z córeczką Zosią w świeżo wybudowanym domu na prowincji. Kobieta powoli układa swoje życie na nowo po rozstaniu z mężem Martinem. Powoli uczy się życia ze swoim obecnym partnerem Wojtkiem oraz stara się zbudować przyjacielską relacje z byłym mężem. Tak naprawdę jednak książka nie skupia się jedynie na losach Ludmiły, ale również na historii osób, z którymi się styka. Pojawiają się historię krótsze lub dłuższe, jak przykładowo historia miłosna łącząca przed wieloma laty teścia Ludy, Hansa z panią Juttą.

 

Wraz z losami bohaterów przeplatają się opisy przyrody i pięknych krajobrazów Mazur oraz przepisy i porady kucharskie. Autorka nie szczędzi nam także wskazówek dotyczących właściwego spożytkowania swojego życia i przemyśleń na różne tematy. Na poszczególnych kartach książki odnajdujemy czarno-białe fotografie miejsc, które autorka zwiedziła, ludzi, których poznała oraz składników, z których gotowała. Nie zrozumcie mnie źle, ale dla mnie wszystkiego było za dużo na raz. Jestem osobą, która mimo iż ma podzielną uwagę to w czasie czytania oddaje się temu bez reszty. Dlatego irytowało mnie wrzucenie tych wszystkich elementów (które w normalnych okolicznościach są dla mnie dużym plusem) do jednego worka, wymieszanie i podanie w formie gotowej książki. Rozpraszało mnie również to, że autorka miesza wydarzenia ze swojego życia z historią Ludmiły. Innymi słowy to, co zachwalają w ten książce inni, mnie drażni. Jeśli chodzi zaś o ocenę głównej bohaterki, czuję jakbym miała związane ręce. W końcu jak mogę ocenić osobę, pod która może odzwierciedlać samą autorkę? Przeplatanie fikcji z rzeczywistością kończy się u mnie dezorientacją, dlatego nie chcąc nikogo obrazić będę milczeć na ten temat.

 

"Prowincja pełna smaków" jest jedną z tych książek, z którą miałam spory problem. Ciężko właściwie ocenić książkę, która niezbyt nam się podoba, jednak ma się świadomość tego, że fanom gatunku z pewnością przypadnie do gustu, o czym mogą świadczyć liczne zachwyty. Zastanawiam się na ile problem jest we mnie, że z wielkim trudem przedzierałam się przez kolejne karty powieści i nadzieją by w końcu się skończyła? Z drugiej strony wiem, że książka nie posiada rażących błędów poza tym, że dla mnie jest zbyt przesycona wszystkim, a zarazem niczym konkretnym. Z tego powodu nie polecam jej wam, ale nim ją skreślicie radzę przeczytać recenzję kogoś, kto znalazł w niej sens.

 

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial