Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Szukając Noel

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 1 votes
Akcja: 100% - 1 votes
Wątki: 100% - 2 votes
Postacie: 100% - 2 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Szukając Noel | Autor: Richard Paul Evans

Wybierz opinię:

Scathach

Kiedy przed świętami Bożego Narodzenia zobaczyłam na sklepowych półkach Stokrotki śniegu wiedziałam, że muszę je mieć. Po lekturze pomyślałam, że Richard Paul Evans może być dla mnie autorem, po którego powinnam sięgać w chwilach zwątpienia, melancholii i który naprawdę może zafascynować.
Stokrotkami zostałam urzeczona, postanowiłam więc sięgnąć po najnowszą książkę - Szukając Noel. Choć to dopiero moje drugie spotkanie z pisarstwem Evansa, w oczy rzuca się jego wyraźne zamiłowanie do tematyki świąt Bożego Narodzenia, do kojarzonej z nimi nadziei, atmosferze przebaczenia i miłości.

 

W książce tej poznajemy Marka. Chłopak traci matkę, dziewczynę, zawala studia, traci wiarę w siebie i w swoje możliwości. Na domiar złego w wybuchu złości ojczym wyrzuca go z domu. Mark wpada w depresję, postanawia skończyć ze swoim życiem.
Jednak zrządzeniem losu psuje mu się samochód i próbując znaleźć w okolicy telefon chłopak poznaje Macy. Dziewczyna, podobnie jak on, wiele w życiu przeszła, straciła matkę, odebrano ją ojcu, rozdzielono z siostrą i umieszczono w rodzinie adopcyjnej, która stosowała wobec niej przemoc.
Po spotkaniu z Markiem postanawia zmienić swoje życie i odnaleźć młodszą siostrę, Noel.

 

Pomysł na fabułę wydaje mi się dobry. Gorzej już z jego realizacją. Czułam się jak bohaterowie bajki, w której niezmiennie dobro zwycięża ze złem, w której mimo pozornych przeciwności losu bohaterowie wciąż i wciąż spotykają niewyobrażalnie, wręcz sztucznie dobrych ludzi, którzy chętnie pomagają i są życzliwi. Zbyt łatwo i zbyt szybko wszystko się układa.
Przewidywalność aż boli, razi naiwnością.
W związku z tym książka momentami wzrusza, momentami irytuje tak mocno, że miałam ochotę rzucić ją w kąt.

 

Jednak nie rzucałam. Wyobrażanie o tak idealnym świecie, jest przecież tym, czego szukamy. Każdy z nas chciałby żyć w kraju, w którym istnieje tylko dobro, w którym zło przy odrobinie dobrej woli człowieka samo się naprawia, w którym urazy znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Chciałabym, żeby w Polsce proces adopcyjny był tak samo prosty, jak ten przedstawiony w utworze.
Ta idylliczność i idealność może wzbudzać nadzieję, może wzruszać, zachęcać do zmian, z drugiej jednak strony, to właśnie przez nią książka bardzo straciła na autentyczności. Mimetyczną z pewnością bym jej nie nazwała, można nawet zaryzykować stwierdzenie, że balansuje na krawędzi z baśnią albo nawet, że właśnie baśń to gatunek jaki reprezentuje.
Gdyby rozpatrywać ją w tej kategorii- broni się idealnie. Czyta się przyjemnie, język jest prosty, czasem pojawi się jakaś warta zapamiętania sentencja, wygrywa dobro.

 

Ja jednak, mając w pamięci Stokrotki w śniegu, w których dobro również wygrywało, jednak musiało się wysilić ciut bardziej, w których prostota również była pomysłem na powieść, jednak miała znamiona oryginalności- ocenę obniżam.

 

Komu polecam? Osobom, które cenią baśniowość, które cenią książki, w których dobro zwycięża, które chcą chwili wzruszeń, które jako odskoczni od zła na świecie, potrzebują literackiego substytutu idylli.

Isabelle

Do Evansa mam słabość odkąd trafiłam na jego "Słonecznik". Od tamtej pory, staram się co jakiś czas przeczytać jakąś książkę tego autora. Tym razem padło na "Szukając Noel"

 

Evans pisze w taki sposób, że jakiejkolwiek historii by nie opisał, na pewno byłaby wzruszająca i można by przy niej kilka łez uronić.

 

Tym razem spotykamy Marka, któremu życie nie układa się w ogóle. Stracił stypendium na uczelni, umarła mu matka, ma marna pracę jako woźny w szkole, jest w głębokim konflikcie z ojcem, te wszystkie czynniki powodują, że ma ochotę ze sobą skończyć. Kiedy jest już na totalnym dnie i podejmuje decyzje o samobójstwie, spotyka swojego "anioła".

 

"Mama opowiadała mi, że anioły czasem przebierają się za ludzi i schodzą na ziemię..."
Macy to dziewczyna z bardzo smutną przeszłością... w dzieciństwie oddana do adopcji i rozdzielona z siostrą Noel głęboko cierpi przez całe życie. Potrafi jednak wyciągnąć pomocną dłoń do potrzebującego człowieka. Kiedy więc na jej drodze staje potrzebujący Mark, bez wahania spieszy mu z pomocą.

 

"Zastanawiam się często, jak to się dzieje, że podczas gdy ciężkie doświadczenia jednych ludzi hartują, innych pozostawiają złamanych i zgorzkniałych. Znalazłem kiedyś w jakiejś książce celne porównanie: ten sam podmuch jeden płomień gasi, a drugi wzmacnia. Nadal nie wiem jakim ja jestem płomieniem".

 

To spotkanie zmienia życie obojga, a Macy postanawia, że nadszedł czas, aby odnaleźć siostrę.

 

Mam wrażenie, że czegokolwiek nie napisałby Richard Paul Evans, zawsze będzie to na mnie oddziaływać tak samo. Dlatego lekturę zaczynam z paczką chusteczek, bo wiem, że bez nich się nie obejdzie.
To już moja trzecia książka i trzecia, której akcja dzieje się w czasie świąt. Autor upodobał sobie pisanie o nich i robi to niezwykle klimatycznie. Jego święta są zawsze pełne miłości i ciepła i aż zazdroszczę bohaterom.

 

Mimo iż historia jest dość naiwna, nie jest przelukrowana. Nie brakuje w niej momentów smutnych... nie jest tak, że wszystkie wątki kończą się dobrze i mamy wrażenie że bohaterowie mają życie usłane różami. Popełniają błędy i wyciągają z nich wnioski. Nie zmieni to jednak faktu, że jest to po prostu taka dobra bajka dla dorosłych. Dlatego jeżeli macie ochotę się odprężyć, zróbcie sobie kubek gorącej herbatki, albo kawy i sięgnijcie po "Szukając Noel"

 

"Ale jak to mówią: miłość jest ślepa, a czasem bywa na dodatek niemądra"

Alex9

Codziennie mijamy dziesiątki, a może setki osób. Z kilkoma rozmawiamy, chociaż czasem to tylko wymiana słów, która ma małe znaczenie. Ale pewnego dnia los stawia przed nami człowieka, który będzie w naszym życiu czymś więcej niż przygodną znajomością, o jakiej zapomina się równie szybko jak się ją nawiązało. Nikt nas nie uprzedzi, że przed nami właśnie wielka szansa na odmianę w życiu. Są chwile, które wydają się nie mieć końca, szczególnie gdy wszystko wali się nam na głowę, kiedy zaczynamy zastanawiać się nad celowością dalszego istnienia. W takiej właśnie chwili bohater książki spotyka dziewczynę, ciepła czekolada i rozmowa z nią są dla niego momentem, gdy zmienia się jego przyszłość. Sami zainteresowani jeszcze tego nie wiedzą, chociaż Mark czuje, że osobą, którą spotkał nie jest tylko przelotną znajomą. Macy rozumie co przeżywa młody mężczyzna, lepiej niż inni wie jak to jest gdy życie wymyka się z rąk, a najbliższe osoby odchodzą. Te kilka minut w mroźny wieczór poświęcone obcemu człowiekowi jest właśnie okazją, nie tylko dla niego, ale i dla niej, od losu. Jednak następne spotkanie nie jest już takie łatwe, nikt nie zna Macy Wood, kim jest ta dziewczyna? Na to pytanie odpowiada sama zainteresowana, tamto spotkanie ona też zapamiętała. Teraz kolej na odsłonienie kulis jej przeszłości, nie tak zwyczajnej jak wydawało się. Za sobą ma dzieciństwo z rodzinami zastępczymi, utratę najbliższych i szybkie wejście w dorosłe życie - jednak to wszystko nie zniszczyło jej, wręcz przeciwnie. Zasługę ma w tym pewna kobieta, która wyciągnęła pomocną dłoń do niej, gdy tego potrzebowała. Mark i Macy pomagają wspierają siebie w urzeczywistnieniu tego o czym marzą w głębi duszy, a co do tej pory ukrywali przed innymi. Jednak nim się spełnią, wiele jeszcze przed bohaterami.

 

Książka ma kilka planów czasowych, przeplatają się wzajemnie, dzięki nim czytelnik poznaje przeszłość postaci, która wpłynęła na ich późniejsze poczynania. W przypadku Macy najbardziej bolesne było rozłączenie z siostrą i walka o jej odnalezienie. Nie jest to łatwe, gdy prawo w imię "dobra" jednego dziecka krzywdzi drugie i je samo. Walka z przepisami, które miast chronić ranią, wydaje się nie mieć widoków na sukces. Jednak dziewczyna nie poddaje się, jej przeciwieństwem jest Mark, pewny, że wie wszystko o swojej rodzinie i po śmierci matki nic go z nią łączy. Oboje są rozczarowani miłością ojcowską, jednak czy to obiektywna ocena? Spotkanie z tymi, którzy zawiedli nigdy nie jest proste, ale może dać swoiste oczyszczenie, pomagające odejść temu co rani i dać siłę do dalszej walki o realizacje pragnień. Jest tak w przypadku ich obojga, przeszłość jest kluczem do ich przyszłości i marzeń.

 

"Zwykle, zanim życie wręczy nam swoje najwspanialsze prezenty, owija je starannie w największe przeciwności losu", ten cytat będę kojarzyła właśnie z książką "Szukając Noel". Oddaje on tak wiele z tego co czułam podczas czytania. Nie jest jej podsumowaniem, ale fiszką w pamięci, która mam nadzieję, iż będzie się pojawiała gdy pomyślę o tym tytule. A okładka z filiżanką czekolady jest zapowiedzią wspanialej historii, która zaczyna się od spotkania, może nie tak przypadkowego jak się wydawało na początku, a kończy się ... o tym najlepiej przekonać się samemu. Warto przeczytać ją, bo to nie kolejna historia jakich wiele, ale jedna z tych, do których wraca się co jakiś czas by poczuć siłę miłości, mającej różne imiona i źródła.

Kala

Życie Macy nigdy nie było proste. Jej matka zmarła na raka, kiedy była jeszcze dzieckiem, a uzależniony od narkotyków ojciec nie potrafił się zaopiekować ani nią, ani jej młodszą siostrą. Macy i Noel zostały rozdzielone i oddane do adopcji, ale nawet wówczas nie zasmakowała ona szczęścia. Teraz Macy za wszelką cenę pragnie odnaleźć swoją młodszą siostrę.

 

Życie Marka w jednej chwili zamieniło się w koszmar. Od dziecka nie miał dobrego kontaktu z ojcem. Teraz jednak dodatkowo utracił stypendium na uczelni, jego dziewczyna wychodzi za mąż, a matka, którą zawsze traktował jak najlepszego przyjaciela, ginie w wypadku samochodowym.

 

Gdyby samochód Marka zepsuł się w innym miejscu albo czasie, on i Macy nigdy by się ze sobą nie spotkali. Los chciał jednak inaczej. Dwoje zupełnie różnych, obcych sobie ludzi odnajduje w sobie nawzajem bratnią duszę, lekarstwo na wciąż niezabliźnione rany. Czy można zaznać szczęścia, nie zostawiając wcześniej przeszłości daleko w tyle? Czy można wybaczyć, kiedy wspomnienia wciąż pozostają żywe?

 

Bohaterowie książki Richarda Paula Evansa to ludzie, których moglibyśmy spotkać na ulicy, nie zaszczycając ich choćby jednym spojrzeniem i nie domyślając się nawet ile przeszli i jak wiele moglibyśmy się od nich nauczyć. Każdy z nas dźwiga ze sobą bagaż jakiś doświadczeń, ale ten, który ciągną za sobą Macy i Mark jest zdecydowanie cięższy od innych. To zadziwiające ile cierpienia przypada w udziale niektórym osobom, a przy tym tak prawdziwe.

 

Być może zabrzmi to nieco banalnie, ale postawa tych fikcyjnych postaci, nauczyła mnie więcej niż jestem w stanie wyrazić słowami. Historie takie jak ta pokazują, że nawet człowiek, który doświadczył w swoim życiu wiele złego, nie musi spaść na dno. Że na każdego z nas czeka gdzieś ludzki anioł, który w odpowiedniej chwili ujawni się i zmieni nasze życie na lepsze. Wystarczy tylko cierpliwie czekać i nigdy się nie poddawać.

 

Trudno również nie wspomnieć o rodzącym się na stronach powieści uczuciu, które połączyło Macy i Marka. "Szukając Noel" to jedna z najpiękniejszych historii miłosnych jakie miałam okazje przeczytać. Miłości dojrzałej, poznaczonej bliznami z przeszłości, a mimo to, potrafiącej poradzić sobie z licznymi przeszkodami.

 

"Szukając Noel" to jedna z tych książek, które powinien przeczytać każdy z nas. Uświadamiająca jak wiele posiadamy i pokazująca jak jeden błąd może zaważyć na szczęściu bliskich nam osób. Jest to moje drugie spotkanie z owym autorem, ale w najbliższym czasie z przyjemnością sięgnę po inne pozycje pióra Richarda Paula Evansa.

Meme

Nasze życie, które toczy się lepiej i gorzej, często zmienia się, kiedy na swojej drodze spotykamy wyjątkowych ludzi. Często nie zdajemy sobie sprawy o ich wartości, o tym ile dla nas mogą zrobić i ile dla Nas znaczą. Czy warto wierzyć w to, że przyjaciele, których poznajemy w najbardziej nietypowych warunkach (np. w sklepie obuwniczym), są Nam z góry przeznaczeni by zmienić nasze dotychczasowe życie?

 

Gdy Mark był jeszcze dzieckiem, mama opowiadała mu, że anioły czasem przebierają się za ludzi i schodzą na ziemię. Jednak, kiedy dorasta, powątpiewa w te słowa. Dopiero upadek na samo dno pozwala mu uwierzyć, że jedno niezwykłe zdanie nie było żadną bajką, ale najszczerszą prawdą. Świat Marka zostaje zburzony w kilka chwil – umiera jgo matka, ojciec nie chce go widzieć, zostawia go dziewczyna, a na dodatek zostaje usunięty ze studiów. Jest życiowym nieudacznikiem. Kiedy jet pewny, że to koniec spotyka ją – doświadczoną przez los i skrzywdzoną w dzieciństwie, jednak skłonną do pomocy innym dziewczynę, która przywraca mu nadzieję. Czy mroczne wydarzenia z przeszłości muszą rozdzielić ich na zawsze?

 

Richard Paul Evans to amerykański pisarz, którego wszystkie jedenaście powieści gościło na listach hitów „The New York Timesa". Nakład jego powieści sięgał kilkunastu milionów, a pozycje zostały przetłumaczone na dwadzieścia dwa języki. W Polsce nakładem Wydawnictwa Sonia Draga ukazały się: Słonecznik (2006) oraz Doskonały dzień (2006). To laureat wielu nagród literackich, a także społecznik, który aktywnie angażuje się w charytatywne. Za pracę w założonej przez siebie organizacji został uhonorowany „Washington Times Humanitarian of the Century Award" oraz „Volunteers of America National Empathy Award". Na co dzień mieszka w w Salt Lake City, w stanie Utah z żoną Keri i piątką dzieci.

 

Po lekturze „Stokrotek w śniegu" wiedziałam, że zbyt długo nie wytrzymam bez magnetycznej prozy Pana Richarda Paula Evansa. Jego w pełni życiowe historie owiewa jakaś tajemnica, zagadka, urok, który przyciąga czytelnika jak magnez. Przeczytasz jedną powieść, która Tobą wstrząśnie i już masz ochotę na kolejną – tak właśnie było ze mną. Choć bywają autorzy, których pozycje chłonę jedna za drugą, nie zawsze czuję tą iskierkę, to „coś". Wydaje mi się, że zależy to też od gatunku literatury. Maleńki „zapalnik" w przypadku książek zabłysną dopiero po raz pierwszy od czasów lektury mojego ukochanego cyklu... ;)

 

Kiedy życie Marka lega w gruzach, wszystko wydaje się być jednoznaczną klęską i mężczyznę nachodzą myśli o popełnieniu samobójstwa, pojawia się ona. Niezwykła, niespotykana – ale nie w tym jak wyglądam (bo nie wygląd najważniejszy w życiu) – ale w swym zachowaniu i umiejętności pokrzepienia słowem rozżalonego serca i zranionej duszy. Niepozorna, a tak naprawdę wielka dziewczyna, która ratuje go przed śmierciom i dająca nadzieję na kolejne dni. Czy może... czy anioły naprawdę przebierają się za ludzi i schodzą na ziemię?

 

"Pamiętam, że kiedy byłem jeszcze małym chłopcem, mama powtarzała mi często, iż każdy człowiek przychodzi na świat w jakimś celu."

 

Każdy miewa chwile, w których w głowie krążą jedne i te same myśli: „Nie udało się. Jestem do bani. To moja wina. Tego nie uda się naprawić". Często są to nie tylko te błahe sprawy, które mimo wszystko nie powinny spędzać snu z powiek, ale też coś poważniejszego, coś, co powoduje, że nasze życie nie będzie już takie samo jak dawniej, że nie będziemy mogli dawać z siebie maksimum. W takiej sytuacji niezbędny jest ktoś, kto pokrzepi przede wszystkim słowem, postara się zrozumieć sytuację, w jakiej jesteśmy i nie będzie niczego oceniał. Ktoś życzliwy... Na taką osobę właśnie natrafia Mark. Macy, mimo tego co przeszła w życiu jest silną i pałającą energią i entuzjazmem dziewczyną, która z pewnością zdobywa sobie serca czytelników. Wydaje się na tyle normalna, iż człowiek z czasem zaczyna się zastanawiać, czy i na jego drodze nie pojawił się właśnie ktoś taki niepozorny, a jednak tak wiele znaczący...

 

„Zachowuj się naturalnie, zaufaj sobie. Wtedy cokolwiek zrobisz, będzie to dokładnie to, co powinnaś była zrobić."

 

Od początku ciekawiło mnie kim będzie tytułowa Noel, zwłaszcza, że koleżanka, która czytała, nie chciała mi szepnąć ani słówka na ten temat. Po lekturze – strasznie jej za to dziękuje, bo bez ciekawości, która mną władała i odrobinki zaskoczenia pozycja nie wywarłaby z pewnością na mnie tak ogromnego wrażenia ;) Cieszę się, że oprócz magi tajemniczości Autor postawił na magię Świąt Bożego Narodzenia, które od wiek wieków sprawiają ludziom tyle przyjemności, dzięki możliwości spędzenia ich z najbliższymi.

 

"Być może za wszystkimi pieśniami, wierszami i historiami o Bożym Narodzeniu to właśnie się kryje - dążenie do rzeczy, która każdemu człowiekowi wydaje się najlepiej znana i najbliższa. Każdego roku śpiewamy dokładnie te same pieśni, przygotowujemy takie same dania, bierzemy udział w tych samych tradycyjnych rytuałach, by poczuć, że istnieje na ziemi miejsce, które możemy nazwać domem. Bo każdy człowiek szuka przecież własnego domu."

 

Marka i Macy łączą poszukiwania tajemniczej Noel, które jednocześnie powodują nieco inne poszukiwania. Są to mianowicie poszukiwania samego siebie, których to czytelnik również dokonuje podróżując z bohaterami szlakiem ich historii życia. Dzięki parze młodych ludzi niejako zatrzymujemy się na chwilę, by zastanowić się czy i Nam coś nie umknęło, czy nie było zbędne słów, spojrzeń, zachowań, a nawet bólu, którego doznaliśmy lub którym obarczyliśmy drugą osobę. Wbrew pozorom opowieść o poszukiwaniu części siebie przez Macy, nie jest tylko historią jej egzystencji, ale także każdego z Nas, bo przecież nieznane są nikomu minione i nadchodzące zakręty losu.

 

„Zastanawiam się często jak to się dzieje, że podczas gdy ciężkie doświadczenia jednych ludzi hartują, innych pozostawiają złamanych i zgorzkniałych. Znalazłem kiedyś w jakiejś książce celne porównanie: ten sam podmuch jeden płomień gasi, a drugi wzmacnia. Nadal nie wiem jakim ja jestem płomieniem."

 

Przyznaję, ze niezwykle związałam się z bohaterami i każdą ich chwilę przeżywałam bardzo osobiście czując się, jakbym tak jak Macy poszukiwała czegoś, co dawno utraciłam, czegoś o czym zapomniałam. Macy nie szukała jedynie Noel, ale przede wszystkim radości, którą mogła z nią dawniej dzielić, kiedy były swoimi wzajemnymi cząstkami bytowania. Wydaje mi się, że każdy staje na takim rozdrożu życiowym zastanawiając się kiedy, jak i gdzie stracił coś dla niego ważnego i dlaczego tak trudno to przywrócić.

 

Podsumowując, muszę powiedzieć, że potrzebne są takie książki jak ta niewielka powieść Pana Richarda Paula Evansa. Pozycje, które dają nadzieję na nowe lepsze jutro dla tych którzy ciepią, wiarę w to, iż nasze życie nie jest takie „do bani", a jednocześnie utwierdzają w przekonaniu, że warto docenić to co mamy. Myślę, że publikacja to świetny motywator na trudne chwile, które dopadają każdego z Nas ;)

Ursa

„Okazuj dobro wszystkim ludziom, bo nigdy nie wiesz, jaki krzyż przyszło im dźwigać ani jak bardzo potrzebują twojego wsparcia"

 

Richard Paul Evans - bestsellerowy pisarz amerykański, autor prawie dwudziestu powieści, które zostały przetłumaczone na 25 języków i sprzedane w nakładzie ponad 14 mln egzemplarzy. Jego twórczość była wielokrotnie nagrodzona, a poszczególne powieści długo znajdowały się na szczycie list bestsellerów "New York Timesa". Ponad to jest również założycielem organizacji charytatywnej „The Christmas Box House International" na rzecz zaniedbanych i wykorzystywanych dzieci. Za swoją działalność uhonorowany został „Washington Times Humanitarian of the Century Award" oraz „Volunteers of America National Empathy Award".

 

Akcja powieści rozpoczyna się w pewną śnieżną, listopadową noc, kiedy to jej główny bohater, a zarazem narrator, Mark Smart planuje popełnić samobójstwo. Powodem tak drastycznej decyzji jest jego nieciekawa sytuacja życiowa - najpierw uczelnia, na której studiował zabrała mu stypendium, następnie rzuciła go narzeczona, a na koniec całej gamy nieszczęść w tragicznym wypadku zginęła jego mama. Do tego dochodzi jeszcze tłumiona przez laty nienawiść do własnego ojca. Gdy mężczyzna rozmyśla o tym wszystkim w drodze powrotnej z pracy do domu, w pewnym momencie psuje mu się samochód. Aby uzyskać pomoc, udaje się do pobliskiego baru, gdzie poznaje Macy - młodą dziewczynę, która w swoim dwudziestoletnim życiu zdążyła już przeżyć koszmar kilku rodzin zastępczych, adopcję oraz rozdzielenia z młodszą siostrą, Noel. Jednak, pomimo tego wszystkiego, cały czas wierzy w ludzi i w to, iż los się jeszcze do niej uśmiechnie. Kobieta, zdjęta litością, częstuje przybysza gorącą czekoladą, a następnie zgadza się wysłuchać jego historii. Tak zaczyna się ich wspólna droga ku uleczeniu zranień z przeszłości.

 

Ja potoczą się dalsze losy Marka i Macy? Czy uda im się uporać z traumatycznymi zdarzeniami z przeszłości? Czy Mak pogodzi się ze swoim ojcem, a Mary odnajdzie młodszą siostrę?

 

„Szukając Noel" to piękna i wzruszająca powieść o miłości, stracie, przebaczeniu oraz poszukiwaniu swojego miejsca w świecie. Uczy nas ona, że nigdy nie jest tak źle, aby nie mogło być lepiej oraz, że nic w naszym życiu nie dzieje się bez przypadku i nawet na pozór błahe zdarzenie może stać się przyczyną wielkich zmian. Jak w przypadku wszystkich książek Evansa, tak i ta przepełniona jest ciepłem, miłością oraz pozytywnymi emocjami, które poruszają najczulsze struny w sercu czytelniku i pozostają w nim na długo. Nie wiem, jak autor to robi, ale jak mało kto, potrafi z na pierwszy rzut oka banalnej i prostej historii stworzyć cudowną, klimatyczną opowieść, niosącą ze sobą pozytywne przesłanie oraz przywracającą wiarę w ludzi i świat. W przypadku twórczości Evansa często można spotka się z zarzutem, iż jego powieści są z góry przewidywalne, a bohaterowi zbyt wyidealizowani. I tak naprawdę trudno się z tym nie zgodzić. Mnie jednak absolutnie to nie przeszkadza. Od czasu do czasu lubię sięgać po właśnie takie proste i nieskomplikowane historie, pozwalające oderwać się od codziennych trosk i kłopotów i niewymagające od czytelnika żadnego wysiłku intelektualnego. A „Szukając Noel" sprawdza się w tej roli idealnie.

 

Książka napisana jest lekkim, niewyszukanym językiem, przez co czyta się ją szybko i całkiem przyjemnie, strony wręcz same się przewracają. Evans może i nie wymyślił czegoś nowego, ale napisał to w taki sposób, że od powieści trudno jest się oderwać. Głównych bohaterów polubiłam już od pierwszych stron i z wielkim zaangażowaniem śledziłam ich losy. Ich historia do tego stopnia przykuła moją uwagę, że zupełnie straciłam poczucie czasu i ani się obejrzałam, już przewracałam ostatnią stronę. Po skończonej lekturze pozostał mi więc lekki niedosyt i żal, że tak szybko musiałam rozstać się z Markiem i Macy. Zdecydowanie jedyną wadą tej książki jest to, iż za szybko się kończy.

 

„Szukając Noel" z pewnością pozostanie w mojej pamięci na długo i w ponure, smutne dni niejednokrotnie jeszcze po nią sięgnę. Polecam ją wszystkim mających chęć na lekką, niezobowiązująca lekturę, idealnie nadająca się do odprężenia po ciężkim dniu.

 

„Miłość jest jak róża: wszyscy skupiają się na jej kwiecie, ale to kolczasta łodyga utrzymuje ja przy życiu"

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial