Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Casus Brema

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 2 votes
Wątki: 100% - 2 votes
Postacie: 100% - 2 votes
Styl: 100% - 2 votes
Klimat: 100% - 2 votes
Okładka: 100% - 2 votes
Polecam: 100% - 2 votes

Polecam:


Podziel się!

Casus Brema | Autor: Dragan Velikić

Wybierz opinię:

Doris

„Co przez to rozumiesz: wysunąć szufladę jednego jedynego dnia?”

 

       Oto opowieść pisana obrazami, oglądamy je niczym w fotoplastykonie, jeden po drugim, za każdym razem nieco zmieniając perspektywę. To fotografie w ramach. Ramy wciąż te same, ale ich zawartość różni się w zależności od oglądającego, od jego nastroju i od kilku jeszcze zmiennych. Ta sama Brema może być zarazem Bremą zupełnie inną. W naszej historii każdy z obrazów dotyczy w jakiś sposób rodziny Bazarovów, albo bezpośrednio, albo też poprzez luźne związki dane miejsca wpłynęły jakoś na jej koleje losu.

 

       Główny bohater, Ivan Bazarov, posiada niezwykły talent – patrząc na fotografię potrafi jakby w nią wniknąć., nadać jej trójwymiar i głębię. Zobaczyć więcej, a nawet uchwycić ciche dźwięki. Słuch absolutny po ojcu czy wyobraźnia? A może po prostu lęk przed byciem tu i teraz każe mu szukać innych miejsc i rzeczywistości, które mógłby wypełniać i zamieszkiwać, póki mu się nie znudzi i nie poniesie go dalej, w kolejne rejony. Myślcie co chcecie, ale dar to cudowny, pozwalający na bezkarne przekraczanie portali do nieznanych światów. Fotografia ożywa, można bez trudu dostrzec drobne gesty uwidocznionych na niej postaci. Ktoś tłumi uśmiech, który jeszcze przed chwilą rozjaśniał jego twarz, ktoś inny próbuje chyłkiem wymknąć się z kadru, ale nie zdążył, widać jeszcze część sylwetki, słychać szepty i pochrząkiwania oraz brzęczenie tramwaju wtaczającego się powoli na przystanek. Ivan zapuszcza się w boczne uliczki, chwilę spaceruje, obserwuje. Czyżby to był sen, z którego się otrząśnie, czy też dar „trzeciego oka’?

 

       Każdy z nas żyje w określonym kadrze, z początku wąskim, ubogim, nie zdajemy sobie sprawy, ile jest innych możliwości, dokąd można się udać. Później odważamy się to zmienić, przeskoczyć w inną panoramę, czasami ciekawszą, niekiedy kompletnie odmienną, egzotyczną. Jednak to, co było, te klisze w nas zostają, zapisane składają się na mozaikę naszego życia. Patrzymy później, wspominamy, i tak „Geografia kto wie który już raz staje się historią” w tej płaszczyźnie naszej, osobistej, i w wymiarze ogólnym, bardzo szerokim. „Tutaj, na północy, właściwie byłym południu, które stanie się wschodem, aby może kiedyś być najbardziej zachodnią częścią jakiejś nowej przestrzeni.” Od czasu do czasu robimy w pamięci, tej naszej szufladzie osobliwości, przegląd, przewijamy przeszłość w kalejdoskopie powidoków…możemy żyć jednocześnie tu i teraz, a jednak także trochę tam i wtedy…

 

       W taki właśnie sposób poznajemy historię rodziny Bazarovów, związaną z historią kilku rejonów, począwszy od Rosji, skończywszy na Bałkanach. Mieszają się nam tutaj fakty i fakciki, prawda z wyobrażeniem, iluzją, mglistą możliwością. Samych prawd też jest co najmniej kilka, ta moja, ta twoja i ta wykoślawiona upływem czasu, skonfabulowana. Wędrujemy za Ivanem korytarzami zabudowanymi wspomnieniami przodków, on zaś dekoruje je jeszcze detalami zaczerpniętymi z własnej wyobraźni i dźwiękami wydobytymi z dalekiej przeszłości za pomocą absolutnego słuchu. Jest tu miejsce i na śmierć ponad setki mieszkańców wioski matki Ivana w ogniu roznieconym przez wroga i na podróż dziadka Vladimira pociągiem przez Rosję, potem zaś „statkiem towarowym w kierunku Istambułu. Podróż lądem, po przepłynięciu Morza Czarnego, trwała trochę dłużej. Pełnych trzech lat trzeba było, by rodzina Bazarovów wreszcie zarzuciła kotwicę w Belgradzie, zakreśliwszy niezwykły łuk, od Aten, przez Sofię, Bukareszt, Pragę i Nowy Sad.”

 

       Ale jest jeszcze plac, na którym można pobudować te przestrzenie, które nie stały się, a przecież mogły, częścią rodzinnej historii. Dla Ivana takim miejscem jest Berlin, ożywający na fotografiach przechowywanych „w kartonowym pudelku po marienbadzkich andrutach.” To pokłosie opowieści dziadka, które zapamiętał i przewijał sobie w myślach w te i z powrotem, uzupełniając i dopowiadając historię ojca, Igora, którego nie zdążył poznać. Tak próbuje zawrzeć z nim bliższą znajomość w te kołysane migawkami przeszłości bezsenne noce.

 

       Płyniemy przez tę prozę łagodnie bujając się delikatnie na fali oddechu Ivana, przyspieszającego w momentach, gdy obraz generowany w umyśle wywołuje w nim silniejsze emocje. Jeden slajd przechodzi płynnie w kolejny, wizualnie wysmakowany, dopieszczony. To taka trochę zaczarowana gawęda, opowiadana przyciszonym głosem w sennym już nastroju wieczoru, a trochę jak podczas seansu filmowego, gdy taśma zużyta już od częstego oglądania przewija się z lekkim terkotem przed naszymi oczami. Mam na myśli ów nastrój intymnej wspólnoty, łączący ludzi podglądających czyjeś życie w ciszy, w skupieniu, chłonąc jego tajemnice.

 

       Autor podkreśla rolę przypadku w życiu człowieka. Przypadku, który może skierować nasze losy w jednej chwili na inne tory, przestawiając zwrotnice, chociaż nikt tego nie zaplanował. Tak było z małżeństwem Olivery Javanović, z przyjazdem do Belgradu jej przyszłego nauczyciela i męża Pavla, a potem z jego wyjściem na targ, z którego już nie powrócił. Takie nieoczekiwane zamieszanie przydarza się nam wszystkim, czasem wychodzi nam to na dobre, innym razem nie bardzo. Czytając o tym u Velikića, zagłębiamy się od razu we własne wspomnienia, analizując momenty zwrotne, nieprzewidziane salta losu. W każdej opowieści (a więc również i w życiu) „ na niewidocznych marginesach leżą rozsypane możliwe rozdziały jakiejś innej opowieści. Na zawsze pozostaną nieznane cele, do jakich dowiozłyby nas tramwaje Emila Kohota na peryferiach miast, w których żył, i drogi bezimiennych ludzi zatrzymanych w ruchu na widokówkach z kolekcji Vladimira Bazarova (…)”. Niekiedy zaś nasze życie to głównie owe wymarzone, wyobrażone sceny, którymi wypełniamy pustkę, a z czasem uznajemy za jedyne prawdziwe.

 

       Dość skomplikowana jest ta opowieść, ponieważ brodzimy tu w całej mnogości punktów widzenia, czasów i miejsc. Przeszłość, ta, która była i ta, która tylko mogłaby zaistnieć, teraźniejszość, przyszłość, która może się wydarzyć. Od jednej rodziny wątki biegną do kolejnych osób, i tak wszystko wiąże się w jeden ciąg zdarzeń. , jeden z wielu możliwych w tym świecie, świecie miliardów historii i ich alternatywnych wersji. Jest w tym nuta liryzmu, takiego pierwotnego zadziwienia bogactwem, jakie oferuje życie. I ona właśnie przykuwa do kart książki, uruchamia w nas łaknienie obejrzenia wszystkich możliwych wariantów nas i czasem zamiany tego, co nieudane na inne, wyimaginowane, oczekiwane. Żyjemy bowiem zarówno naprawdę, jak i w naszym wnętrzu, które jest bardzo pojemne, w pamięci, która bywa zawodna i wybiórcza, a także w przedmiotach, jakie po nas zostają i zapładniają wyobraźnię innych. I to jest w porządku, to jest dobre, ponieważ sprawia, że świat się nie kończy… Świat jest pocięty siatką obrazów, stanowiskami archeologicznymi, a te odkrywają się przed ludźmi wrażliwymi.”

 

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial