KIRA
-
Druga część dylogii „Księżyc nad Vajont” rozpoczyna się w momencie, w którym zakończyła się część pierwsza, zatytułowana „Fala”. Autorka dokonuje ciekawej roszady: bohaterowie żyjący we współczesnej Łodzi wyjeżdżają do Włoch, z kolei mieszkanka małej włoskiej miejscowości wyrusza do Polski (ten wątek osadzony jest w latach 60.). To czternasta powieść w dorobku łódzkiej autorki Katarzyny Kieleckiej.
Podtytuł drugiego tomu, „Echo” jest bardzo trafny i symboliczny. Po tragedii w dolinie Vajont „echo” tych wydarzeń odbijało się na ludziach, którzy jej doświadczyli przez całe życie. Choć nie zawsze rozumiałam motywacje i postępowanie bohaterów, choć częściej wydawało mi się, że na własną odpowiedzialność sami siebie krzywdzili, zamiast postąpić mądrzej, inaczej – to ślad, jaki na ich psychice pozostawiła tragedia był bardzo mocno podkreślony i czuło się go na każdym kroku.
Poznajemy dalsze losy Marianny, która po śmierci synów porzuciła męża, przybraną córkę oraz Włochy i wprowadziła się do krewnych w Łodzi. Jej historia jest tragiczna. Z jednej strony Marianna to bohaterka, której ogromnie się współczuje, bo naprawdę dużo przeszła, ale z drugiej – czuje się do niej ogromną niechęć. I ta niechęć z każdym rozdziałem narasta. Przez jej decyzje i skupienie się na sobie, a nie na dziecku, Teresa przeżywała w Polsce prawdziwe piekło. Z trudem czytało mi się te rozdziały. Jestem świadoma, że takie historie dzieją się naprawdę i ta myśl była bardzo dołująca. Marianna nie zdała egzaminu z macierzyństwa, chciałoby się na nią krzyknąć, żeby otworzyła oczy.
Zupełnie nie podobał mi się pomysł na wątek miłosny między młodą Teresą i Kazikiem. Wszystko, co działo się między nimi było albo mdłe, albo dziwne i przygnębiające. Kazik jest mężczyzną, od którego wszystkie kobiety powinny trzymać się z daleka. A sama scena zaręczyn, która jest jednocześnie sceną rodem z kryminału wywołuje sprzeczne uczucia. Z jednej strony jest groteskowa, z drugiej przerażająca, że tak lekko potraktowana. Doszło przecież do niezamierzonego, ale jednak zabójstwa, a bohaterowie nad stygnącym ciałem podejmują decyzje co do swojej przyszłości.
Ogólnie, wątek polski i tym razem, podobnie jak w pierwszym tomie według mnie jest dużo słabszy od wątku włoskiego. Polska szara rzeczywistość potrafiła dobić całe pokolenia. Zdarzenia są zgodne z faktami historycznymi, oddane zostały peerelowskie realia, powieść jest mocno osadzona w swoich czasach. Myślę, że skłoni do refleksji, a może nawet wzbudzi głęboko skrywane emocje w czytelnikach, którzy te czasy po prostu przeżyli. Ja jestem z innego pokolenia, dla mnie to egzotyka. Egzotyka niesamowicie dołująca, depresyjna, przepełniająca smutkiem. Podziwiam, autorce udało się tę szarą codzienność bardzo dobrze oddać.
Tymczasem w wątku włoskim dorosła Teresa z córką i jej rodziną docierają do Włoch, by spotkać się z Agnese. I tu kilkukrotnie zostałam pozytywnie zaskoczona, bo spotkanie przyszywanych sióstr po tylu latach nie było słodkie i lukrowe, choć tak obstawiałam. Żadnej rodzinnej sielanki, prawdziwy zimny prysznic. Zastanawiałam się, czytając, jak sama poprowadziłabym tę fabułę. Ciągnęło mnie nieustannie do pozytywnego zakończenia, a tu zakończenie było słodko-gorzkie. To dla mnie bardzo duży plus.
Obie części czyta bardzo szybko i płynnie, fabuła angażuje, nawet jeśli nieszczególnie zaprzyjaźniło się z bohaterami. A ja nie polubiłam ostatecznie żadnego z nich. Tak jak pierwszą część i tę zaliczam do kategorii „poprawnych obyczajówek”, które nie wywołały we mnie szybszego bicia serca, ale czytało się je z uwagą i zaciekawieniem.
Okładki pierwszego i drugiego tomu korespondują nie tylko z treścią, ale i ze sobą nawzajem i są przyjemne dla oka. Książki polecam miłośnikom powieści obyczajowych, w których głównym tematem są poplątane ludzkie losy. To powieści, które zyskają z pewnością uznanie osób lubiących fabuły mocno osadzone w konkretnych realiach.