atypowy
-
Prawdopodobnie nigdy bym nie natrafił na tę książkę, gdyby nie fakt, że kolekcjonuję reportaże, które ukazują się nakładem wydawnictwa Czarne. W ramach ładnie wydanej serii ukazały się już bardzo różnorakie teksty wychodzące spod pióra najróżniejszych autorów.
Ufam opiekunom tej serii, że wybierają teksty merytoryczne i prawdziwe. Zdając się na to cenione wydawnictwo, sięgam po reportaże, które prawdopodobnie nie wzbudziłyby mojego zainteresowania w inny sposób. Jest to jednak świetny sposób by poszerzyć swoje horyzonty i zmierzyć się z różnorodną tematyką. Gdyby nie moje postanowienie aby kolekcjonować tą serię, prawdopodobnie nigdy nie przeczytałbym długiego reportażu dotyczącego pożarów lasów w Australii. Sam z siebie nie sięgnąłbym pewnie też po historie kobiet z byłego Związku Radzieckiego (i byłby to duży błąd).
Nie będę udawał, że wszystkie reportaże, które proponuje nam wydawnictwo Czarne, są równie dobre i wciągające. Zdarzyło się w ramach tej serii kilka „niewypałów”, które mnie zmęczyły. Nie wszystkie reportaże byłem nawet w stanie doczytać, bo im jestem starszy, tym bardziej szkoda mi czasu na kiepskie książki. Szczęśliwie jednak „Miłość to cała moja wina” nie należy do takiej kategorii. To kawał świetnej pracy reporterskiej, przed którą chylę czoła!
Małgorzata Nocuń jest ekspertką w temacie, który wybrała dla swojej książki. Od lat żyje tym co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Jej merytorycznej wiedzy dowodzą liczne książki, które ukazały się w minionych latach. Wydawała je we współpracy z innymi cenionymi ekspertami, ale również samodzielnie. Przede wszystkim dotyczą one Białorusi i jej dyktatora, samozwańczego prezydenta Łukaszenki. Jest też redaktorką „Nowej Europy Wschodniej”. Słowem – dobrze zna realia byłego Związku Radzieckiego.
Zna je na tyle dobrze, że doskonale wie co zostało przez lata przemilczane. Postanowiła uzupełnić tę lukę i w swojej książce opisać losy kobiet, dla których zabrakło miejsca w filmach dokumentalnych, wspomnieniach książkowych czy choćby podręcznikach historii. To niesamowite, że w dziejopisarstwie znajduje się tak wielka biała plama. Przez lata poprawność polityczna nie pozwalała pisać o pewnych sprawach. Przykre jest to, że po 1989 wciąż milczano. Dopiero teraz Małgorzata Nocuń stara się oddać głos tym, które przez lata tyle wycierpiały.
Lektura tego reportażu jest wstrząsająca. Wielokrotnie towarzyszył mi wręcz fizyczny ból. Nie jest to lektura dla ludzi o słabych nerwach. Nie jest to książka, którą poleciłbym kogokolwiek na wakacyjny wyjazd. Ale mimo to, jest to reportaż, który należy przeczytać. Choć kryje się w nim morze bólu, krzywdy i łez, to jednak chociaż tyle jesteśmy winni tym kobietom – żeby nie ignorować ich krzywdy. Żeby wiedzieć i pamiętać to co się wydarzyło. Niech to uchroni kolejne pokolenia przed powielaniem błędów z przeszłości.
Jeśli ten zbiór reportaży uchroni choć jedną kobietę przed niesprawiedliwym krzywdzeniem, to autorka może stwierdzić, że warto było podjąć trud pracy nad tą książką. Jestem przekonany, że tak w istocie będzie. Choć podejrzewam, że zebranie tych wszystkich historii, a następnie ich przetrawienie i wyartykułowanie w formie tego zbioru, musiało ją wiele kosztować – nie mam wątpliwości, że była to praca ważna i potrzebna.
Co do samego stylu – nie wszystkim się pewnie on będzie podobał. Możliwe, że momentami jest zbyt chaotyczny, ale nie umniejsza to wartości tej książki. Ja prawdopodobnie w ramach redakcji usunąłbym pewne szczegóły, które zdają się nie wnosić zbyt wiele do narracji, ale jest to święte prawo autora, że to on decyduje co jest ważne. Najsilniejszą stroną tej książki jest jej tematyka. Małgorzata Nocuń wypełnia pewną lukę na rynku wydawniczym. Lukę, której nigdy nie powinno być.
Z całego serca polecam tę pozycję.