Wanda Rajska
-
„Nikt o tym nie mówi” to tegoroczna, jeszcze praktycznie ciepła, mocno obsypana wszelkimi nagrodami powieść amerykańskiej pisarki. Jest finalistką Bookera 2021, nominowana została do Women’s Prize for Fiction, a przez ponad dwadzieścia zagranicznych magazynów uznana została za jedną z najlepszych książek roku. Patricia Lokwood natomiast została określona wręcz „onieśmielająco utalentowaną autorką”. Przystępując do lektury wiemy więc, że oto mamy do czynienia z nietuzinkową pozycją. A jednak, a może właśnie dlatego, dla czytelnika to naprawdę twardy orzech do zgryzienia...
Główną bohaterką jest kobieta, która dzięki aktywności w internecie zdobyła sporą popularność i teraz lata po całym świecie na spotkania ze swoimi fanami, a przy okazji żyje zanurzona po same uszy w świecie multimediów. I tak dokładnie wygląda pierwsza część książki - jakbyśmy skrolowali do utraty tchu! Totalna siekanina, misz - masz obrazków, informacji, wydarzeń, słów, myśli. Zdania mądre, zdania głupie, zabawne, smutne, przejmujące, pozbawione sensu, idiotyczne. To trudna i męcząca lektura, gdy z tego śmietnika próbujemy wyłuskać jakieś konkrety o życiu bohaterki czy wydarzeniach, w których uczestniczy, lub którym się przygląda. To było naprawdę bardzo wyczerpujące, a zarazem dziwnie wciągające. Wypisz, wymaluj - Tik tok! Bohaterka powieści, poniekąd z wyboru, żyje bez reszty zatopiona w takim śmietniku informacji, a raczej ich strzępów. Stara się z nich wyłowić to, co ma znaczenie i sens w życiu, ale skutkiem jest coraz większe przygnębienie, poczucie zagubienia w języku i obrazach oraz narastająca pesymistyczna wizja świata.
A potem, w drugiej części, bohaterka otrzymuje SMS-a od matki: coś poszło nie tak, kiedy możesz być w domu? I wtedy zaczyna się zgoła inna historia, świat wykoleja się, narracja zwalnia, a my zwalniamy jeszcze bardziej. Teraz każde słowo czytamy z namysłem, uważnie, z coraz większym przejęciem. Każde ma głębokie znaczenie i sens, każde może uratować lub zabić. Ta zmiana jest niesamowita, a zarazem chyba tak bardzo ludzka i normalna, jak tylko może być. Gdy zderzamy się z prawdziwym życiem w jego tragicznej odsłonie, to wirtualny świat rozwiewa się jak dym. Okazuje się płytki i miałki. Czy potrzebujemy aż tragedii, by ocknąć się z tego snu, odrętwienia, haju – jakkolwiek byśmy nazwali to bezmyślne zanurzenie w ekranach i kolorowych obrazkach? Czy nie możemy uwolnić się sami wcześniej, zanim ten złudny świat nas pożre? Dla drugiej części warto przecierpieć, przemęczyć pierwszą i przetrawić na spokojnie cały nawał rozważań, które spadają na nas, gdy zaczniemy ze sobą te części zestawiać.
Powieść jest oparta na prawdziwej historii rodzinnej Lockwood, tym trudniej ją zlekceważyć. Niełatwa lektura, ale to rzeczywiście coś świeżego. Warto spróbować. I nie porzucać, choć do połowy - potem już na pewno tego nie zrobicie!