Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Wspomnienia Z Pobytu W Ameryce Południowej W Latach 1913-1924

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 2 votes
Wątki: 100% - 2 votes
Postacie: 100% - 2 votes
Styl: 100% - 2 votes
Klimat: 100% - 2 votes
Okładka: 100% - 2 votes
Polecam: 100% - 2 votes

Polecam:


Podziel się!

Wspomnienia Z Pobytu W Ameryce Południowej W Latach 1913-1924 | Autor: Walerian Czykiel

Wybierz opinię:

Doris

       Decyzja o emigracji zawsze jest trudna, jednak sto lat wcześniej, kiedy odległości między państwami były co prawda takie jak i dzisiaj, jednak podróż trwała o wiele dłużej i była dużo bardziej męcząca, ta decyzja wymagała nie lada odwagi. Walerian Czykiel podjął ją w 1913 roku i aż 11 lat musiało minąć, by mógł powrócić do wolnej już Polski.

 

       Nigdy bym nie pomyślała, że ta relacja z wędrówki, bardzo sprawnie pisana, pełna szczegółów dla nas egzotycznych nie tylko ze względu na sporą odległość w kilometrach, ale też tę liczoną w latach, jakie zdążyły upłynąć, może mnie aż tak wciągnąć. A jednak. Autor jest nadzwyczaj spostrzegawczy i wszystkim dookoła bardzo zainteresowany. Nic nie umyka jego uwadze, począwszy od morskiej podróży z Włoch do Argentyny, kiedy to otrzymujemy zajmującą charakterystykę zróżnicowanego tłumu pasażerów. Jedni sympatyczni, drudzy mniej – głośni i zaniedbani. Ale też możemy podziwiać przybrzeżne krajobrazy oraz dowiedzieć się sporo o klimacie. Dzięki temu, że autor książki to hobbysta – pasjonat o dużej inteligencji i całkiem sporym talencie do opowiadania, uczymy się, bawimy i odpoczywamy podczas lektury wspomnień. „Zapatrzyć się można w tę nieskończoną grę fal jak w najpiękniejszy obraz. Cząstki wody to unoszą się w górę, to opadają w dół ruchem bardzo złożonym, o zmiennej szybkości i o wiecznie zmiennym kierunku. U szczytu chwyta falę za czub wiatr – pieni się fala, a wiatr ją roztrąca i mienią się w powietrzu rozrzucone krople słonej wody.”

 

       W pośrednich portach, gdy ze statku wyładowuje się towary, pasażerowie mogą na krótko wyjść na brzeg, spróbować zobaczyć cokolwiek ciekawego, z czego autor skrzętnie korzysta, by później podzielić się z nami wrażeniami. Próbuje owoców na pobliskim targu, przygląda się ludziom, otoczeniu… i wyciąga swoje wnioski.

 

       Zdumiewające, ile autor zgromadził informacji, niemal encyklopedycznych, choć przedstawionych w sposób o wiele bardziej przykuwający uwagę. To nie tylko część jego biografii, wspomnień, ale też cenna proza podróżnicza, a nawet podróżniczo-historyczna, gdyż to Ameryka Południowa sprzed wieku, takiej już nie zobaczymy.

 

       Na emigracji łatwo jest było, nikt na przybyszów nie czeka z otwartymi ramionami, o pracę trudno, w jej poszukiwaniu trzeba się często przemieszczać pomiędzy miejscowościami. Pieszo, wiele kilometrów, trudną do pokonania trasą. Formy wyzysku pracowników, czego doznał też sam autor niestety, są dość wyrafinowane i łatwo jest dać się oszukać. Bazują one w dużej mierze na braku znajomości języka przez przybyszów i na ich bezradności. Emigracja nie zawsze spełnia oczekiwania, niekiedy bywa gorzkim rozczarowaniem. Autor pragnie z całych sił powrócić do Europy, jednak na jego drodze mnożą się różnorakie przeszkody, a gdy już w 1914 roku wsiada na statek, przychodzą wieści o wybuchu wojny i statek, chcąc nie chcąc, zawraca do Brazylii.

 

       Ponieważ mamy tutaj ciągłą wędrówkę, przeprowadzki, autora gna przez tę Amerykę trochę na oślep, za podszeptem intuicji lub za radą poznanych dopiero co znajomych, to mamy szansę dokonania mnóstwa porównań, choćby miedzy Rio de Janeiro i Buenos Aires, stanowczo na korzyść tego pierwszego.

 

       Polacy, jak i teraz, tak już wówczas byli wszędzie. Autor spotyka ich na swojej drodze wiele razy i najczęściej korzysta z ich pomocy. „W takiej dziurze jak Castro nigdym się nie spodziewał polskiego sklepu. A tu właśnie osiedlił się dobry kupiec ze Lwowa, któremu tam w Ojczyźnie los kłody pod nogi rzucał. Założył porządny sklep korzenny przy jednej z głównych ulic w centrum miasta i dobrze mu się wiodło. Poznałem też szewca Polaka, byli i inni rzemieślnicy, ale było ziomków naszych niewielu.”

 

       Z ogromnym zainteresowaniem pędzimy przez tę lekturę śladem Pana Waleriana, który żadnej pracy się nie boi, nie załamuje trudnościami, a jeśli ma ochotę coś powiedzieć, nawet gdy może się w ten sposób narazić na odwet – po prostu to mówi. Choć przez większość emigracyjnego czasu robi wszystko, by zebrać pieniądze na powrót do Polski, to co przeżył i zobaczył było wyjątkowe, wzbogaciło go wewnętrznie w mądrość i doświadczenie, które z pewnością odpowiednio wykorzystał w dalszym życiu.

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial