Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Najdłuższe Czasy

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 2 votes
Wątki: 100% - 2 votes
Postacie: 100% - 2 votes
Styl: 100% - 2 votes
Klimat: 100% - 2 votes
Okładka: 100% - 2 votes
Polecam: 100% - 2 votes

Polecam:


Podziel się!

Najdłuższe Czasy | Autor: Wołodymir Rafiejenko

Wybierz opinię:

Doris

       „Najdłuższe czasy” to książka nieoczywista, będąca połączeniem różnych gatunków. To satyra obudowana fantastyczną wyobraźnią, pełna aluzji i nawiązań do wielu tekstów kultury. Gdy jednak przebijemy się przez tę otoczkę science-fiction, wczytamy dokładnie w tekst, ujrzymy prawdziwą, pogubioną ukraińską duszę, która nie bardzo już wie, co jest prawdą, a co mistyfikacją.

 

       Tajemnicze miasteczko Z., położone w pobliżu strefy okupowanej, gdzie toczą się ciężkie, wielogodzinne walki, przypomina ukraiński Donieck. Niczym niezapomniane marquezowskie Macondo, oprócz tego, co realne i namacalne na awersie, posiada ono też magiczny, ponadnaturalny rewers. I to on właśnie nadaje wszystkiemu, co tutaj przeczytamy, każdemu zdarzeniu i zjawisku, szeroki kontekst, każe widzieć je bardziej uniwersalnie i odkodowywać ukryte znaczenia.To właśnie porywa nas najbardziej.

 

       Widzimy Ukrainę, którą próbuje się podbić, zawłaszczyć i pozbawić tożsamości, zagłaskać, przywożoną z łaski pomocą humanitarną, robiąc przy tym propagandowe filmiki, które przemielą w sieczkę umysły rosyjskich obywateli. Kto tutaj kogo przed kim ratuje, kto jest u siebie, a kto właśnie przyjechał i skrada się zza węgła? Kto nasłał na mieszkańców przerażające stonki „każda dwa i pół razy większa od psa Baskerville`ów. Wystawiwszy do przodu muskularne śródtułowia, wymachując kindżałami bocznych obusiecznych nóg niczym szablami, owady w mniej niż pięć minut posiekały z piętnastu Bogu ducha winnych obywateli Z.” Okupanci puszczają przez głośniki „Strana radnaja”, a Ukraińcy kiedy tylko mogą śpiewają ukraiński hymn.

 

       Liza, młoda dziewczyna, trochę zwariowana, rysuje przyszłość, która nieuchronnie przychodzi, a jej dziadek prowadzi łaźnię, nie do końca będącą łaźnią i noszącą zagadkową nazwę „Piąty Rzym”. Może sobie ona funkcjonować bezpiecznie, gdyż kuzyn księgowej „bandyta, mafijna szycha, trzykrotny minister, zapewniał im teraz odpowiednią opiekę(…)”

 

       Powieść o ukraińskim inferno czyta się dzisiaj ze ściśniętym sercem. Pisana lata temu, znów jest aktualna, a krwiożercza stonka z ostro tnącymi odnóżami znów zalewa ukraińską ziemię. Wołodymir Rafijenko doskonale wie, o czym pisze. Sam w 2014 roku musiał wyjechać z Doniecka do Kijowa. Nie za bardzo lubiany przez żadną ze stron, ponieważ sięgał zbyt głęboko w zakamarki ich dusz, ukazując całą pokrętność motywacji. Bo widać dokładnie, że dla niego ponad ideologią stoi prawda, choć często jest ona gorzka.

 

       „Najlepsze czasy” są pisane ostrym, zjadliwym piórem, które chłoszcze ze złością i przemienia łzy w szyderczy, uszczypliwy śmiech. Bo płacz jest słabością, a śmiech i pokazanie sytuacji w przerysowanej karykaturalnie wyolbrzymionej formie odbiera jej powagę i moc. To takie pomieszanie gniewu, melancholii, wizja na poły groteskowa, na poły zaś niczym z sennego koszmaru.

 

       Gdy czytamy o tym, jak człowiek siedzi w czymś, co przed chwilą jeszcze było jego mieszkaniem, a teraz, po wybuchu pocisku, zamiast ściany ma przed sobą panoramę ukraińskiej ulicy – to musi nami wstrząsnąć. Jego niedowierzanie, bezradność w tym przycupnięciu na skraju łóżka, w którym nie będzie już nigdy spał. Podzielasz całe zdumienie bohatera, jego zagubienie i przelatujące przez głowę nieskładne myśli: „chłopak, który skierował tutaj pocisk i przekreślił twoje stare życie, nie chciał was zabić. Ale od tej myśli jakoś nie jest ci o wiele lżej. Lżej, ale nie o wiele. A co dopiero sąsiadowi. Jemu po śmierci z pewnością ulżyło, ale czy był temu rad?”

 

       Terytoria wówczas atakowane zamieszkane są przez ludzi o różnych poglądach, prorosyjskich i proukraińskich. Także prorosyjskich Ukraińców i proukrainskich Rosjan. Pomieszanie z poplątaniem, które zrodziła zarówno nachalna propaganda i manipulacja rosyjska, jak i załatwiane na boku interesy i interesiki. Ta skomplikowana sytuacja została przez Rafiejenkę doskonale ukazana. Znamienne są gorzkie, dobitne słowa, które wypowiada, mocno już pijany, a więc z pewnością szczery Weresajew: Dlaczego w tym wszystkim, no wiesz, nasz prezydent nie wyjdzie na trybunę, nie złoży dłoni wokół swoich nadętych ust i nie zawoła na cały świat: jak się macie, moi drodzy? (…) byśmy wszyscy, co tutaj mieszkamy, wiedzieli, że Ukraina nas nie zostawiła, że walczy nie o terytoria, ale o ludzkie serca!” Jak to jest ważne, ile daje wiary, jaką energię i nadzieję, widzimy dzisiaj. Odnoszę wrażenie, że prezydent Zełenski z dużą uważnością czytał Rafiejenkę. Pisarz nigdy nie ukrywał, i tutaj robi to także, jak duży żal wobec Kijowa i jego pokrętnej, fałszywej retoryki w 2014 roku odczuwali Ukraińcy.

 

       Powieść naszpikowana jest symbolami. Miasto Z. od razu kojarzy się nam z niesławnym symbolem „Z” malowanym na rosyjskich czołgach wkraczających do ukraińskich miast w trakcie obecnej wojny. To skojarzenie niepokojące i złowieszcze, choć w 2014 roku Rafiejenko nie mógł go znać. Nazwa „Piąty Rzym”, jako buntownicze nawiązanie do wielkoruskiej ideologii, też niesie ważne przesłanie – tu przecież znikają bezpowrotnie, jakby się dematerializowali, rosyjscy żołnierze i separatyści.

 

       W ogóle dzieją się w mieście Z. rzeczy niepojęte, choć tak zwane „organy” prowadzą oczywiście własne śledztwo. „W mieście, Sokratesie Iwanowiczu, i bez Piątego Rzymu problemów mamy od metra i ciut, ciut! Żuki, Ukropy, widma, mgławice, wędrujące budynki, królowa Makrela…” Bo czyż wojna i śmierć nie sieją chaosu, nie wywołują grozy i nie rzucają wyzwania różnym, nie do końca nazwanym i poznanym siłom? Nie dziwimy się więc owemu zamieszaniu i aurze niesamowitości. Są w pełni usprawiedliwione i jak najbardziej na miejscu.

 

       Wygląda na to, że o władzę w mieście Z. walczą nie tylko zwolennicy jedności terytorialnej Ukrainy i prorosyjscy separatyści. Odezwała się też, uporządkowana i przewidywalna do tej pory, przyroda, zagarniając dla siebie, ile się da i lekceważąc wszelkie prawa. „Roiło się od ślimaków i larw. Po ścieżkach co chwila przebiegały bezczelne wielkie szare myszy (…) Drzewa owocowe i nie owocowe zakwitły jednocześnie, całkowicie ignorując naturalne cykle przyrody. Lipy, wiśnie, czeremchy i jabłonie, jarzębiny i morele, kasztany i bzy. Tak obficie i niepowstrzymanie, że aż się zbierało na płacz. Przyroda żegnała się z życiem tych, którzy niebawem mieli spocząć w ziemi. Kompensacyjne mechanizmy istnienia.”

 

       „Najdłuższe czasy” to powieść w moim odczuciu niezwykle pojemna i dzięki temu bardziej może obiektywna niż inne. Uwzględnia cały szereg postaw, naprawdę różnych, wobec problemu rosyjsko-ukraińskiego. Oprócz zagorzałych zwolenników radykalnych, skrajnych rozwiązań są też ludzie obojętni, albo całkowicie zdezorientowani, a także tacy, jak Matwiej, Rosjanin od lat mieszkający we wschodniej Ukrainie: „Nie rozumiem synku mowy ukraińskiej i tych wszystkich komplikacji ze Stepanem Banderą. Nie lubię zachodnich Ukraińców, wiesz? Dzicy jacyś są. Po prostu dzicy ludzie. I zadają się tylko ze swoimi.”

 

       Cała złożoność relacji między Rosjanami i Ukraińcami, zwłaszcza tymi, którzy dotąd byli sąsiadami, pracowali razem, jawi się nam przed oczami niczym jakiś węzeł gordyjski. Sytuacja przybiera barwę rozpaczliwej groteski, niewyobrażalnego pomieszania. Oddział ukraińskich nacjonalistów (tzw. UKROP) ze współczuciem pomaga rosyjskiej matce przewieźć zwłoki poległego w walce syna, a w drodze powrotnej wszyscy giną od rosyjskiego pocisku. Ta niepojęta rzeczywistość nikogo tam nie dziwi, dla nas jest jednak nie lada wstrząsem.

 

       Najważniejsza prawda, jaka pada w tej książce niejeden raz, byśmy dobrze ją zapamiętali to stwierdzenie, że Ukraina nie jest żadnym terytorium, bo, jak mówi dystyngowana pani profesor filologii Maria Arkadjewna: „Terytorium można zasiedlić byle kim. I w zasadzie nieważne kim… (…) A kraj to są ludzie.”

 

       To kraj, który, jak konstatuje Rafiejenko, nie bardzo radzi sobie z przeszłością, lgnąc to do Kozaczyzny, to do Sowieckiego Sojuza, który mitologizuje, ani z przyszłością, pragnąc rozwoju, a jednocześnie trwoniąc majątek, dając władzę mafii, korumpując polityków, nie tworząc, ani nie zamierzając przestrzegać cywilizowanych reguł.

 

       Tożsamość to problem pierwszej wagi, szczególnie jeśli jest tak problematyczna, jak w przypadku Ukrainy właśnie, gdzie społeczeństwo przez lata zdążyło się wymieszać, połączyć więzami rodzinnymi, więzami krwi i sąsiedzkich przyjaźni. Poglądy oscylują tutaj między tymi rodem z grubej rosyjskiej propagandy, ukraińskim nacjonalizmem i prozachodnimi tęsknotami. Tu nic nie jest proste i jednoznaczne. Bo, jak mówi jeden z bohaterów: „Telewizji nie wierzę. Moskwa łże, a Kijów kłamie. Trzeba mieć własną głowę na karku.”

 

       Wszystko tu jest płynne, czas i miejsca, w jednej chwili można przenieść się daleko stąd, patrzeć na własną przeszłość, spotkać nieżyjącego dziadka, czy chłopca – ofiarę kuli, którą wypuściło się z kałasznikowa. Te przenośnie, symbolika, to nie wszystko. Byśmy pojęli tę ukraińską złożoność autor posłużył się tutaj wieloma odniesieniami do kultury i popkultury. Nie dla wszystkich będą one do końca zrozumiałe, ale od czego są obszerne przypisy?

 

       Czy nasi bohaterowie, opiekujący się dotychczas osobliwą łaźnią – przejściem między światami, zdołają uratować Ukrainę? Mistyczno-fantastyczna aura, tak wyraźna w „Najdłuższych czasach”, umowność pojęć, ich wieloznaczność i metaforyczność, próba dojścia do samej istoty pojęcia „narodowość” i nakreślenia związanych z tą identyfikacją dylematów, przywodzi na myśl naszą literaturę romantyczną, tym bardziej, że u Rafiejenki nie brakuje monologów o charakterze bardziej ogólnym i próby, specyficznej co prawda, ocalenia tego, co da się tylko uratować. Ta powieść to jedna z najlepszych, najbardziej wstrząsających i literacko rozbuchanych rzeczy, jakie ostatnio przeczytałam.    

 

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial