Agnieszka Nowak
-
Książka „Błękitne imperium" Adriana Biesiedy to jedna z nielicznych polskich powieści fantasy, po jakie sięgnęłam. Najczęściej bowiem książki te kończyłam zawiedziona realizacją fabuły i jeszcze bardziej zniechęcona do kolejnych polskich powieści fantastycznych. Zdarzały się jednak prawdziwe perełki i wyjątki, które sprawiały, że chciałam, żeby dana książka nigdy się nie skończyła. I tak też było w tym przypadku.
Powieść Adriana Biesiady to typowa, klasyczna fantastyka i moim zdaniem najlepsza. Od razy na myśl przyszedł mi „Władca Pierścieni" i „Hobbit", ale zdecydowanie najbardziej polski „Wiedźmin". Dla mnie była to jednak tylko zaleta. Akcja książki dzieje się niemal tysiąc lat po ataku wrogiej Hordy na ludzi i elfy mieszkające na Starym Kontynencie. Nieliczni mieszkańcy Ziemi, którzy przeżyli stworzyli królestwa na Nowym Kontynencie. Ludzi przed ponownym atakiem złych mocy mieli chronić cztery zakony magów. W pewnym momencie dochodzi jednak do niewyjaśnionych anomalii. Wydarzenia zbiegają się w czasie, kiedy król Atlantiksu - Maxymilian Hitans wysyła swojego młodszego brata Niemira na ambitną misję do ziemi zamieszkałej przez elfy, aby zapieczętować zawarty z tymi stworzeniami pokój. Książe zaczyna mieć jednak niepokojące sny, które okazują się straszliwymi przepowiedniami przyszłych wydarzeń. Okazuje się, że cały kraj jest w niebezpieczeństwie, a dyplomatyczne starania i rozmowy nie wystarczą, aby zapobiec rozlewowi krwi.
Choć „Błękitne imperium" to debiut Adriana Biesiady, w ogóle nie dało się tego wyczuć. Książka została napisana umiejętnie i przystępnym językiem, który dodatkowo ułatwiaj lekturę. Autor zawarł w historii dużo opisów, ale umiejscawiał je zawsze w takich momentach, że wcale nie nużyły, a dodawały historii odpowiedniego klimatu. Świetnie napisane zostały także dialogi, które dodawały powieści autentyzmu i dynamiki. Autor zastosował też przemyślany zabieg na początku książki, wprowadzając czytelników do magicznego świata i czyniąc tym samym książkę jeszcze bardziej zrozumiałą i przystępną.
Bardzo polubiłam wykreowane przez autora postacie – zwłaszcza Niemira. Młody książę jest trochę zaborczy, uważa czasami, że wszystko wie najlepiej, ale te cechy znakomicie oddają jego młody wiek. Niemir ma jednak dużo więcej zalet niż wad. Jedną z nich jest odwaga, którą pokazuje na każdym kolejnym kroku wyprawy. Jest także inteligentny i sprytny oraz potrafi podjąć samodzielne, przemyślane decyzje. Oczywiście, jak każdy chłopak w jego wieku nie jest zbyt skory do nauki. Nauczyciel Niemira, który w powieści także odgrywa jedną z kluczowych ról potrafi opowiadać historie w taki sposób, że Niemir zapomina o swojej niechęci do wiedzy. Opowieści Rouana zostały napisane w bardzo ciekawy sposób, dzięki czemu nie spowalniają zanadto fabuły, a nadają jej odpowiednie tempo. Miałam wrażenie, że żadna postać nie pojawia się tu przypadkiem. Każda była na swój sposób oryginalna i wnosiła wiele do powieści. Byłam ciekawa, czy autor zamieści w książce wątek miłosny. W pewnym sensie pojawił się tu fragment, który może zwiastować romans Niemira w kolejnych częściach, ale był bardzo subtelny – idealny dla powieści o tej tematyce.
Czas poświęcony na lekturę „Błękitnego imperium" na pewno nie był stracony. Całość jest przemyślana, szczegółowa, a jednocześnie przystępna, dzięki czemu po książkę mogą sięgnąć czytelnicy w różnym wieku. Podobieństwo do kultowych powieści fantasy nie jest tu nachalne, a wręcz odbieram je jako zaletę. Oczywiście autor zakończył powieść w najbardziej emocjonującym momencie, co jeszcze podwaja moją chęć sięgnięcia po kontynuację. Zdecydowanie polecam powieść Adriana Biesiady, która przyniesie czytelnikom mnóstwo emocji, zwrotów akcji i ciekawych historii.