Doris
-
Teatr, a raczej, jak mawiano – teatrzyk studencki, to było w czasie PRL-u drugie życie studenckiej braci. Jak powiedziała Agnieszka Osiecka: „Gdyby człowiek jednocześnie nie robił jakiegoś drugiego „swojego” uniwersytetu, to stępiałby do ostatnich granic.”
Skąd ówczesna popularność tego rodzaju oddolnych inicjatyw i jak udawało się to w PRL w okresie największego stalinizmu, a później rozczarowującej „odwilży”? Studencką kulturę teatralną z owego okresu, spontaniczną i niepowtarzalną, można dzisiaj określić mianem fenomenu. I też zaczęto się jej, jako zjawisku, uważnie przyglądać.
„Poetyzowanie zwyczajności PRL-u w studenckich teatrach Wybrzeża” to bardzo wyczerpujące i interesujące opracowanie tego tematu, dokonała go Katarzyna Nowicka, a wydało Wydawnictwo Naukowe Katedra.
Obok ogólnych rozważań na temat pojemności pojęcia „pokolenie”, identyfikacji pokoleniowej, wspólnoty pokoleniowej i przyczyn powstawania tej niewymuszonej, mimowolnej inicjatywy młodzieży, porwanej do działania zaraźliwym entuzjazmem i pasją, a nie rozpolitykowaniem, jak chcieliby wierzyć niektórzy.Autorka zwraca też uwagę na powszechne posługiwanie się „słowami-kluczami”, pojęciami-stereotypami, co robimy często zamiast wnikliwiej wgryźć się w temat. Refleksję zastępuje machinalne wtrącanie komunałów: „szary PRL”, „partyjny beton” czy „dokręcanie śruby”. Jednak są to już określenia na tyle wyeksploatowane, że niewiele się w nich kryje.
Rozpatrując to, co najbardziej charakterystyczne dla lat 50-tych i 60-tych XX w. w Polsce, autorka korzysta z wielu źródeł pisanych, aby przedstawić nam zagadnienie oczami ludzi, którzy wtedy żyli, tworzyli, działali i zamieszczali swoje opinie w dziennikach, listach i różnych drobnych formach. Wielu z nich to ludzie-ikony: Agnieszka Osiecka, Jerzy Afanasjew, Jacek Fedorowicz, Leopold Tyrmand, K. T. Toeplitz.
Kulturę studencką Wybrzeża, studencki teatr, poznajemy tu na konkretnych przykładach. I o ile teatrzyk Bim-Bom czy Cyrk Rodziny Afanasjeff były mi skądinąd znane, to teatr pantomimy rąk i przedmiotów Romualda Frejera już zupełnie nie.
Czemu teatrzyki Wybrzeża wyraźnie różniły się od tych, bardziej satyryczno-rozpolitykowanych warszawskich, że przytoczę tu niezapomniany STS? To pytanie prowadzi do niezwykle ciekawego roztoczenia przed czytelnikami odmienności tych dwóch miast i tych dwóch środowisk.
Legendarny Klub Żak wyedukował teatralnie, filmowo i muzycznie setki studentów, o wielu z nich później usłyszeliśmy wszyscy.
Tak naprawdę to mamy tu niemal wszystko, a w każdym razie bardzo wiele o kulturze i życiu studenckim w Polsce Ludowej, o codzienności, o ZSP i ZMP, o próbach „kolorowania” tej mało barwnej rzeczywistości, pragnieniu wyrwania się z zakreślonych sztywno ram.
Wiele z opisanych tu faktów nie zostało wcześniej nigdzie spisanych. Pochodzą z bezpośrednich relacji, dają naprawdę szerokie pojęcie o ówczesnej młodzieży, która staje się nam w ten sposób jakoś bliska. Niezwykle energetyzujący, a nawet godny podziwu jest ten obraz zaangażowania w kulturę, te początki, zupełnie skromne, często w prywatnych mieszkaniach, ten czas kradziony na próby i przedstawienia oraz umiejętność tworzenia czegoś z niczego. Własnoręcznie wymyślane i szyte kostiumy, kreatywne myślenie, by scenografia spełniła swoje zadanie, rekwizyty wykonywane przez samych aktorów. No i teksty, z których wiele zachowało się do dzisiaj.
Specyficzne miejsce zajmuje tutaj teatrzyk rąk – Co to. „Śmiech, do którego pobudzał teatr rąk, oddalał publiczność od wszechobecnej polityki. Programowe „pozbycie się balastu słowa” (…) uwolniło Co to od doraźności, publicystyki, od odwiecznego przekleństwa polskich twórców wpisujących się w nurt „słoń a sprawa polska”, od estetyki „gazety politycznej” warszawskiego STS-u i innych zespołów studenckich esteesami właśnie nazywanych zajmujących się satyrą polityczną.”
Bim-Bom to głównie legenda Zbyszka Cybulskiego, i o tym w książce naprawdę sporo: „Zapewne w dużej mierze osobowość Cybulskiego właśnie zdecydowała, że Bim-Bom w ciągu sześciu lat swej historii był przede wszystkim stylem życia, tożsamością grupy działającej pod teatralnym szyldem.”
No i awangardowy teatrzyk Cyrk rodziny Afanasjeff, przypominający trochę commedie del`arte, choć stale ewoluujący, w którym obok Agnieszki Osieckiej, Jerzego Jarockiego i Afanasjewów można było zobaczyć chociażby Pawła Huelle.
Dużo tu informacji, podanych interesująco i dość szczegółowo. Oddano klimat tamtych lat, przywołano na nowo legendy sceny i ekranu, zamiast plotek mamy rzetelne opisy i sprawdzone szczegóły. Wszystkim, którzy kochają teatr, kino, piosenkę poetycką, także tym, którzy czują mimo wszystko sentyment do minionych czasów, albo też chcą ten PRL-owski świat lepiej poznać, życzę miłej lektury.