MagLaw
-
Chociaż nazwisko Dona Winslowa jest mi znane, a na półce wirtualnej od dłuższego czasu czekają na swój moment „Skorumpowani” jakoś nie było czasu na to, aby dokonać bliższego zaznajomienia z dorobkiem autora.
Kiedy jednak na rynku wydawniczym pojawiło się „Miasto w ogniu”, zapowiadające początek wielkiej sagi kryminalnej o przestępczym półświatku w amerykańskich realiach przełomu lat 80-tych i 90-tych, nadarzyła się idealna okazja do tego, aby pójść za ciosem i nie tylko pochylić się nad literaturą gangsterską, ale również zapoznać z autorem.
Zanim o samych wrażeniach z lektury kilka słów o klimacie w jakim utrzymana jest książka. Jeśli opowieści mafijne rodem z Ojca Chrzestnego czy Irlandczyka nie są Wam obce, postać Ala Capone sprawia, że z nostalgią myślicie o czasach prohibicji, a hit serialowy okulisach życia półświatka – Rodzina Soprano sprawia, że z zapartym tchem śledzicie mafijne rozgrywki, z pewnością „Miasto w ogniu” przypadnie Wam do gustu. Akacja książki toczy się w Providence w stanie Rhode Island w połowie lat 80-tych. W zwaśnionych przed laty rodzinach włoskich i irlandzkich zapanował względny spokój wypracowany przez lata przez nestorów rodów, strefy wpływów zostały podzielone, przestępcze interesy przynoszą dochody zarówno Włochom, jak i Irlandczykom, każdy zatem ma swój kawałek tortu, który zapewnia ład i porządek.
Jak to jednak zwykle w życiu bywa zazwyczaj po okresach pokoju przychodzi wojna, gdyż świat nie znosi stagnacji, a tam, gdzie rozejm jest oparty na grząskim gruncie wystarczy drobna iskra, by wzniecić ogień, który w szybkim tempie rozprzestrzeni się na znaczną skalę. A że od dawien dawna, już od czasów greckich wiadomo, że taką iskrą może stać się kobieta nie ma się co dziwić, że pojawienie się współczesnej Heleny Trojańskiej, wywoła głębokie poruszenie i stanie się początkiem końca.
Czy zwaśnionym rodzinom uda się dojść do porozumienia? Czy ważniejszy okaże się względny spokój, czy też odwieczna omerta weźmie górę nad racjonalnym myśleniem? Kto wyjdzie z tej wojny bez szwanku, kto poniesie dotkliwe straty, kto będzie mógł polegać na lojalności bliskich, a kto zostanie zdradzony?
Żeby znaleźć odpowiedzi na te pytania trzeba zagłębić się w lekturę „Miasta w ogniu”, które stanowi dopiero początek wielowątkowej opowieści gangsterskiej, w której nie zabraknie walki na śmierć i życie, odwołań do klasycznych zasad rządzących mafijnymi strukturami, słowa cenniejszego niż niejeden kruszec, ale i bezwzględności w egzekwowaniu reguł, na jakich opiera się struktura zorganizowanej przestępczości.
Don Winslow nie pozostawia przy tym czytelnikowi ani chwili wytchnienia. Akcja z każdym kolejnym rozdziałem nabiera tempa rozpędzając się do tego stopnia, że brak tchu na wytchnienie. Nie dość, że w brawurowy sposób skonstruowana jest intryga, która aż prosi się, żeby prędzej czy później przenieść ją na duży ekran, to jeszcze z ogromnym kunsztem wykreowane zostały postaci powieści. Chociaż centralną postacią staje się Danny Ryan, drobny robotnik portowy, który za sprawą ożenku z córką bossa irlandzkiej mafii – Terry, staje się jednym z trybów przestępczej działalności grupy, to i pozostali bohaterowie opowieści nie odstają, w zakresie ich wyrazistości. Obok zatem Irlandczyków pod wodzą Johna Murphy, u którego boku stoją jego synowie – Pat i Liam, pojawia się równie charakterna włoska rodzina – na czele z Pasco Ferrim i współrządzącym z nim klanem Morettich – w osobach Petera i Paula.
Klimat powieści jest niepowtarzalny, co sprawia, że książkę czyta się wręcz w błyskawicznym tempie. Ja z niecierpliwością czekam już zatem na drugi tom trylogii ”Miasto marzeń”, a Waszej uwadze polecam „Miasto w ogniu”. Zapewniam, że nie będziecie się nudzić, a książka rozgrzeje Was do czerwoności.