upupa_epops
-
Co wspólnego mieli Nikifor Krynicki i NikoPirosmani, a właściwie Pirosmanashvili?
Trudne dzieciństwo, pasję do malowania, miłość i przywiązanie do miejsca w którym żyli i wreszcie - bezdomność. Obaj trafili do panteonu wielkich malarzy, zaszufladkowani jako prymitywiści, ale choć byli dość znani za życia, ich twórczość nie była w stanie zapewnić im egzystencji na godziwym poziomie. Nikifor korzystał z dobroci innych osób, pomieszkiwał „kątem” u ludzi, którzy chcieli mu pomóc, Pirosmanimieszkał w różnych gruzińskich gospodach, w każdej po kilka miesięcy. Nikifor malował na tekturze, czasem na pudełkach po papierosach, Pirosmani na tytułowej czarnej ceracie.
W podziękowaniu za gościnę malował dla nich szyldy, lub obrazy zdobiące wnętrza. Nikifor zmarł na gruźlicę, która pokonała wycieńczony organizm,gruziński malarz - z głodu i nędzy. Malarz Gruzji, jak często się o nim mówi – został pochowany w anonimowym grobie, jak to często bywało w przypadku osób skrajnie ubogich.
Mały NikoPirosmani został bardzo wcześnie osierocony, w odstępie kilku miesięcy stracił oboje rodziców oraz dwoje z trojga rodzeństwa. Zaopiekowała się nim zaprzyjaźniona rodzina, lecz mimo ciepła i serdecznej troski, jaką mu dali, nie byli w stanie sprawić, by wyrzucił z siebie tę melancholię jak w XIX wieku określano przypadłość jaka dotknęła Niko. Poczucie straty towarzyszyło mu całe życie. To co uderza chyba najbardziej to fakt, że twórca obrazujący najważniejsze momenty w życiu Gruzinów, a więc ucztowanie przy suto zastawionym stole, na swoich obrazach portretuje jedynie smutne supry (supra – gruzińska biesiada), najczęściej te o charakterze żałobnym, czyli po polsku – stypy. Skąd to wiadomo? Na gruzińskich smutnych suprach nie podaje się owoców i nie ma ich też na stołach przy których biesiadują bohaterowie jego obrazów.
Nieszczęśliwe dzieciństwo, potem niechciana praca na kolei, praca, którą podjął z rozsądku, poniekąd by sprostać otoczeniu, nieudane przedsięwzięcia biznesowe i wreszcie niesłychanie romantyczna choć - a jakże inaczej – nieszczęśliwa miłość. Legenda głosi, że ten biedny malarz, zakochał się do szaleństwa we francuskiej aktorce Margaricie, która przez kilka dni występowała w Tibilisi (wtedy miasto nazywało się Tyflis) i chcąc pokazać jej ogrom swojego uczucia, za wszystkie posiadane pieniądze kupił róże, które jej wysłał. Prawda czy mit? Dziś tego już się nie dowiemy, wiemy jednak, że aktorka wyjechała, malarz ostatecznie pogrążył się w rozpaczy, którą próbował rozpędzić alkoholem. Niemniej jednak historia swym romantyzmem porywa do dziś, to o niej śpiewała Ałła Pugaczowa w swoim wielkim przeboju: Милионалыхроз (Milion szkarłatnych róż).
Pirosmani był artystą wrażliwym na piękno, majestat ale i krzywdę zwierząt. Wielokrotnie portretował posągowe jelenie, niedźwiedzie czy żyrafy ale wśród jego obrazów można znaleźć również bardzo dynamiczne (co nie było typowe dla jego obrazów), sceny polowań.
Pirosmani, to dziś nie tylko nazwisko wielkiego gruzińskiego artysty, to także nazwa czerwonego półsłodkiego wina. W ten sposób lokalni winiarze uczcili wybitnego syna tej części kraju (ojciec Niko był dozorcą na plantacji wina).Książkę napisał dyplomata i badacz Kaukazu - Lech Kończak. Pierwotnie miała to być kilkustronicowa praca będąca częścią katalogu wystawy dzieł Niko Pirosmaniego w Muzeum Narodowym w Warszawie. Wystawa ostatecznie się nie odbyła a kilkustronicowy dokument rozrósł się do rozmiarów książki ku uciesze miłośników malarstwa i kultury gruzińskiej.
To publikacja na tyle długa, by ciekawie przedstawić najważniejsze fakty z życia artysty i zdjęcia wielu jego obrazów i na tyle krótka, bo zostawić czytelnika w poczuciu pewnego rodzaju niedosytu.