Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Szkoła fobii

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 2 votes
Wątki: 100% - 2 votes
Postacie: 100% - 2 votes
Styl: 100% - 2 votes
Klimat: 100% - 2 votes
Okładka: 100% - 2 votes
Polecam: 100% - 2 votes

Polecam:


Podziel się!

Szkoła fobii | Autor: Caderholm NikolajDalager StigWerdeline NikolineFlygare UsVido KariKjeldgaard LarsHusted

Wybierz opinię:

Doris

  Książka  „Szkoła fobii. Duńskie sztuki współczesne. Tom II”  została wydana przez wydawnictwo ADiT i zawiera siedem sztuk duńskich autorów, wystawionych na scenach tego kraju w ostatnich dwudziestu latach i w większości nagrodzonych. Duńska twórczość dramatyczna, ta współczesna, nie jest zbyt szeroko znana. Stąd moja radość z możliwości zapoznania się z nią dzięki temu zbiorowi.

 

Teksty zanurzone są w skandynawskim chłodzie, zdystansowane i oszczędne. Przynajmniej tak wydaje się na początku, bo z każdą kolejną sceną rośnie podskórne napięcie, wzmaga się niepokój, akcja przyspiesza, a czytelnicze serca zaczynają bić jak oszalałe. Świadomość, że za chwilę wydarzy się coś nieodwracalnego, co zmieni układ sił, czy nawet życie bohaterów, jest bardzo wyraźna i nie da się jej zignorować. Dramaturgicznie sztuki są rewelacyjnie poprowadzone i bez reszty pochłaniają uwagę. Myślę, że nasze teatry mogłyby z powodzeniem wystawić każdą z nich. Poziom jest wyrównany, bardzo wysoki. Tematyka zaś po prostu uniwersalna, przekładalna na język każdej rzeczywistości, bo dotykająca największych bolączek współczesności.

 

Na czoło wysuwa się wyobcowanie, poczucie niezrozumienia. Zarówno w rodzinie, w związku, jak i pojęte znacznie szerzej – w społeczeństwie. Słyszymy pytanie: Dlaczego trzeba żyć, skoro i tak jest się niewidzialnym?” Nikt nikogo tak naprawdę nie słucha, ludzie żyją nie z sobą, a obok siebie, skupieni na własnych sprawach i oczekiwaniach, które przesłaniają im świat. Wtłoczeni w role, w których nie czują się spełnieni, ale które muszą dźwigać. Właśnie, czy muszą? Trudno im pogodzić własne pragnienia z oczekiwaniami innych i dobrym obyczajem. W końcu nadchodzi moment krytyczny, w którym mówią sobie: dość, dłużej nie wytrzymam. To motyw przewijający się w niemal każdej ze sztuk w zbiorze.

 

Jacy jesteśmy naprawdę? Czy potrafimy być szczerzy choćby wobec siebie samych, czy w ogóle znamy siebie? Budujemy pewien sztafaż, fasadę, za którą się chowamy. A później tak bardzo staramy się do tego sztucznie wykreowanego wizerunku dopasować, że gubimy własne ja. Bohaterowie dramatów to ludzie poszukujący własnej tożsamości. Wnuczka nie akceptuje zachowania babci, oskarża ją o bezduszność, ucieczkę w pracę, brak zrozumienia dla najbliższych, by po chwili zreflektować się, że sama jest do niej bardzo podobna.

 

Angażujemy się w te dramaty bohaterów, ponieważ przypominają oni nas samych. Ich rodzinne piekiełko jest nam dziwnie znajome, jak i fakt, że w rozmowie każdy posługuje się innym językiem i sensy całkowicie się rozmijają.

 

Genialne jest tutaj stopniowanie napięcia aż do mocnej kulminacji, po której emocje zaczynają opadać. A także skomplikowane wnętrza bohaterów, odsłaniane przed nami stopniowo, powoli, tak iż pod koniec mamy wrażenie, że dana postać jest zupełnie kimś innym niż początkowo sądziliśmy. Ze sceny na scenę zdejmuje kolejną maskę.

 

Obrazy przemocy, których jest wiele, są mocne, dramatyczne, eskalują aż do wybuchu, którego, zdajemy sobie z tego sprawę od początku, nic nie zdoła powstrzymać. I właśnie ta nieuchronność wisi nad nami złowieszczo. Przemoc fizyczna i psychiczna są tu równie niszczące.

 

Słowa spoza sceny, które padają w sztuce „Między jawą a snem”: Elżbieta stoi jakby sama z sobą – na wyspie poza czasem”pasują w tych dramatach do wielu postaci i sytuacji. Niemal każdy ma powód, by samotnie patrzeć w przeszłość, dostrzega tam bowiem dawno temu pogrzebane bolesne tajemnice, znane tylko jemu samemu. Często pomaga alkohol. Jak mówi jeden z bohaterów: „Jak człowiek pije, to skraca sobie życie. Ale… jak człowiek nie pije… to umiera natychmiast”. Często widzimy więc bohaterów tychmrocznych dramatów  ze szklaneczką whiskey (którąś z rzędu szklaneczką) lub kieliszkiem wina trzymanym coraz mniej pewną ręką, jak usiłują w nich utopić bezbrzeżne morze własnego rozczarowania i osamotnienia.

 

Co to jest normalność? Czy fobie nie stają się coraz powszechniejszym zjawiskiem, do tego stopnia, że ze względu na częstość występowania to właśnie dzisiejsze odchylenia mogą wkrótce stać się normą? Lęki towarzyszą nam na co dzień. Lęk przed samotnością, ale też przed kontaktem z ludźmi, przed chorobą, depresja. Boimy się konfrontacji z samym sobą, jaka ma miejsce w trakcie pracy psychoterapeutycznej. Musimy jednak wiedzieć, że terapeuci również nie są wolni od lęków i zahamowani. We wnętrzu każdego człowieka kryją się mroczne zakamarki. Wpływ na taki nasz stan ma sytuacja ogólna w świecie, kryzys autorytetów, idei, wykorzystywanie w cyniczny sposób swojej przewagi w kapitalistycznym porządku, czemu towarzyszy pogłębianie się nierówności społecznych. To epoka wielu kryzysów, a ludzie padają ich ofiarami na różnym poziomie – także, a może przede wszystkim, tym moralnym.

 

W trakcie lektury duńskich dramatów nasuwa się wiele przemyśleń, tych dotyczących nas samych w równej mierze, co bohaterów tych sztuk. Czy jesteśmy tacy, jakimi chcieliśmy się zawsze stać, czy potrafimy być szczerzy wobec siebie i uczciwi wobec innych, porzucić skupienie na sobie na rzecz drugiego człowieka, zapobiec kryzysowi w rodzinie. Długo by tu wyliczać, jednak świetnie, że takie dramaty powstają i zostają z nami na dłużej, nie pozwalając o sobie zapomnieć.

Michał Lipka

  Chyba zacznę od tego, że z duńskim teatrem do czynienia nie miałem. Bo i jak? Bo i gdzie? A zresztą czy musiałem, żeby mniej więcej wiedzieć jakie to jest, z czym się je i jak to wygląda? Nie, bo uwielbiam kino Larsa von Triera – a i paru innych twórców z okolic, z Lukasem Moodyssonem (wiem, że to Szwed, ale i geograficznie, i estetycznie mu blisko) i ThomasemVinterbergiem na czele – a jeśli obejrzycie jego „Dogville” czy „Manderlay”, filmy rozgrywające się na niemal teatralnych deskach, z jedynie dekoracjami na scenie i wyrysowanymi na podłodze konturami budynków, ulic i miejsc, zrozumiecie, jak blisko leży jedno od drugiego. Więc z ciekawością sięgnąłem po „Szkołę fobii”. I znalazłem tu trochę tego, na co liczyłem, ale nie do końca.

 

A na co liczyłem? Na szaleństwo, na kontrowersje. Na coś w stylu von Triera. Na jakąś większą niebanalność, także stylistyczną. Wiem, że scenopisarstwo i dramatopisarstwo rządzą się swoimi prawami i nie mam nic do tego. Kwestia jest jednak taka, że to wszystko opiera się na dialogach, na rozmowach, które budują nam cały portret psychologiczny postaci, ich rys charakterologiczny i w znacznej mierze współtworzą fabułę, a w większości przypadków – nie wiem czy wina to tłumaczy, czy samych autorów, wskazywać palcem nikogo nie będę – brzmią one drętwo, sztucznie, może nawet wysilenie.

 

Właściwie jedną rzecz czyta się tu tak naprawdę, bezsprzecznie świetnie – „Dzwoni telefon”. Bo całkiem żywe to, przekonujące, krótkie, ale sprawnie napisane, interesujące i z paroma trafnymi – i trafionymi – momentami. Nie czułem tu tej sztuczności, płynne to wszystko było, naturalne. Trochę zwyczajne, ale mimo świetnego tytułu książki, który wiele obiecuje, zwyczajne jest tu wszystko. Nie ma jakiegoś wyrywania się przed szereg, wzbijania nad ziemię, jest prosto, jest życiowo, ale jednak stonowanie, ostrożnie, bezpiecznie bym rzekł. Jeśli taki jest współczesny teatr duński – trochę też zresztą w samej książce przybliżony – to nie do końca rzecz dla mnie. Spojrzeć bym mógł, wsiąknąć nie, bo zbyt zachowawcze to, zbyt zbliżone do siebie nawzajem, nie rusza mnie to jakoś, nie stymuluje, nie skłania do zadumy. Wolę już włączyć filmy von Triera, Vinterberga albo nawet LoneScherfig, bo bliżej mojego gustu i poczucia estetyki.

 

Ale nie jest źle. Jest też ciekawie, bo przecież dramat „Między jawą a snem” też należy do tych udanych. A reszta, choć nie wybitna, nie zawodzi jakoś szczególnie. Jednocześnie „Szkoła fobii” to też pewna szkoła tego, jak dramatopisarstwo w ogóle wygląda – i mamy tu pewną różnorodność, bo jeden z tekstów wzbogacony jest choćby o nuty piosenki w nim się pojawiającej. A przy okazji mamy też całkiem sporo różnorodności, bo nie ma tu jednej metody pisania. Jakieś ramy są, wytyczne też, ale autorzy, jak się przekonacie, mają też własne podejście.

 

Niezła rzecz. I szybka w odbiorze. Może nie za łatwa dla tych z taka formą nieobeznanych – mi w żaden sposób estetyka scenariusza nie przeszkadza i nie wadzi, wyobraźnię potrafi pobudzić i w niczym literaturze w moich oczach nie ustępuje – ale całkiem przyjemna. Chociaż wolałbym coś jakościowo lepszego, bardziej poruszającego, angażujące. I mniej banalnego, bo banału trochę to było. Może ktoś pokusi się o trzeci tom i zawrze jakieś rzeczy nietypowe, a warte uwagi?

 

 
 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial