Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Pani Na Hruszowej

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 5 votes
Akcja: 100% - 5 votes
Wątki: 100% - 3 votes
Postacie: 100% - 4 votes
Styl: 100% - 3 votes
Klimat: 100% - 5 votes
Okładka: 100% - 5 votes
Polecam: 100% - 4 votes

Polecam:


Podziel się!

Pani Na Hruszowej | Autor: Jadwiga Skirmunttówna

Wybierz opinię:

Inka

 Co wiemy o Marii Rodziewiczównie, trochę zakurzonej już pisarce, której powieści w okresie międzywojennym, walcząc o prym pierwszeństwa z bestsellerami Tadeusza Dołęgi Mostowicza, były jednymi z najchętniej czytanych pozycji? Wspominając chociażby Strasznego dziadunia, Dewajtis, Między ustami a brzegiem pucharu, Magnata, Wrzosa, Lato leśnych ludzi - książki zekranizowane przez tak utalentowanych reżyserów, jak Leonard Buczkowski, Juliusz Gardan, czy Zbigniew Kuźmiński?

 

Maria Rodziewiczówna była szlachcianką z bogatymi i dramatycznymi tradycjami patriotycznymi urodzoną jeszcze w XIX wieku w dzisiejszej Białorusi i zmarłą w 1944 roku w wieku osiemdziesiąt lat. Jako młoda panna odebrała typowo kobiece wykształcenie, by w dorosłym życiu zająć się już mniej kobiecymi czynnościami – zarządzaniem rodzinnym majątkiem w Hruszowej, borykaniem się z ciągłym brakiem pieniędzy, własnymi rozterkami osobowościowymi (wiele wskazuje na homoseksualne skłonności pisarki, mimo iż niepotwierdzone; zwłaszcza w niniejszej publikacji).

 

A właśnie o niej. To zapis wspomnień najbliższej przyjaciółki Rodziewiczówny, pamiętnik Jadwigi Skirmunttówny. Jedenaście lat młodszej, zapatrzonej z uwielbieniem w swoją idolkę, gloryfikującej ją i odmalowującej idealistyczny portret. Z tym przekazem, przystępując do czytania Pani… trzeba się od razu oswoić. W przeciwnym razie, ta subiektywnie snuta narracja będzie irytować.

 

Skirmunttówna mistrzynią pióra z pewnością nie była. Jej wspomnienia, konstrukcje zdań, dbałość o szczegóły, archaiczny, prosty język, nuży, a nawet męczy. Co więcej, często wydaje się, że dwudziestopięcioletnia przyjaźń z Rodziewiczówną kwitnie niejako na marginesie, a sama autorka większą atencją otacza sprawozdania z własnej pracy w szpitalu Czerwonego Krzyża, czy historie wojenne rodziny. Widać w tych relacjach bardzo emocjonalny stosunek „(…) Polesie za silnie mnie wołało do siebie!”, „Co robić?”. Z równie wielką emfazą opisywane są zjawiska przyrodnicze, relikty przeszłości, topografia miejsc. Uderza również szczególne nagromadzenie czasowników: zaczęłam, pojechałam, otrzymałam, dojechałyśmy, mogłyśmy.

 

Niestety, zakrawa to wszystko na grafomaństwo. Aczkolwiek nie pozbawione pamiętnikarskiego uroku. Na obronę autorki należałoby przywołać specyficzne, pensjonarskie wychowanie w duchu gloryfikowania rodziny, ojczyzny, wartości religijnych. Ta egzaltacja przebija i ze sposobu myślenia Skirmunttówny i ze sposobu przelewania tych myśli na kartki. I nawet relacje z inwazji bolszewickiej, choć same w sobie przerażające, jakoś w tej publikacji tracą na wymowie. Relacje świadka historii są mało przekonujące. Widać w nich za duży rozdźwięk w przekazie. Być może dla czytelnika początku XX wieku stanowiły nie lada gratkę. Odbiorca dwudziestego pierwszego wieku może się poczuć rozczarowany i tematyką, i narracją. Są emocje, ale brakuje głębszej refleksji. Wszystko bardzo obrazowe, ilustracyjne aż do przesady. Brakuje przestrzeni na pauzę, komentarz.

 

Od rozdziału czwartego wkraczamy w świat hruszowskiego domu, organizowanego ponownie od podstaw po I wojnie światowej. Są dwie bohaterki tego przedsięwzięcia: Maria Rodziewiczówna i Jadwiga Skirmunttówna. I opisy codzienności: leczenia chorych powracających z Syberii na malarię i tyfus plamisty, zdobywania prowiantu, prac remontowych, działalności patriotycznej w czasie I i II wojny światowej (z akcentem na Powstanie Warszawskie). Jest też dosyć szczegółowa charakterystyka samej Rodziewiczówny. Jej złożonej osobowości, często radykalnych poglądów mających odzwierciedlenie także w powieściach (np. mało popularny i poprawny politycznie antysemityzm, zdeklarowany katolicyzm, ale i etap zainteresowania buddyzmem).

 

Główną bohaterkę poznajemy jako odważną kobietę prowadzącą intensywną pracę społeczną, charytatywną i polityczną, za którą odznaczono ją między innymi Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. To postać silna, z przewagą cech męskich (także w wyglądzie), stanowiąca kontrast do tematyki swoich książek pisanych "ku pokrzepieniu serc". Sentymentalnych romansów opiewających dawne tradycje rodzinne, patriotyczne, podkreślające piękno przyrody, zwłaszcza tej poleskiej.

 

Warto sięgnąć po tę historię w ramach biblioterapii.

Mamaczyta

Był czas kiedy zaczytywałam się w powieściach Marii Rodziewiczówny, moją ulubioną książką jest "Między ustami a brzegiem pucharu". Klimat XIX wieczny, duża dawka patriotyzmu i religijności, zachwyt nad przyrodą, romantyczny rys, a mimo to brak w jej powieściach zbędnego patosu. O samej autorce nie wiedziałam jednak za dużo, dlatego gdy tylko zobaczyłam pięknie wydane wspomnienia od wydawnictwa Mg wiedziałam, że muszę przeczytać tę książkę.

 

"Pani na Hruszowej" to pamiętnik najbliższej przyjaciółki pani Marii Jadwigi Skirmunttówny. Oryginał zdeponowany jest w Bibliotece Jagiellońskiej. To opis wspólnego życia, prowadzenia majątku, pracy społecznej , ucieczki przed wojną. To bardzo osobiste wspomnienia spisane by trafiły do rąk czytelników Marii Rodziewiczówny. Od 1919 obie panie mieszkały razem, Jadwiga stała się prawą ręką właścicielki Hruszowej (teraz wieś na Białorusi), jej pomocnicą, opiekunką i dobrym duchem.

 

Pani Maria urodziła się w 1864 r.  na Kresach. Czas zaborów, powstań narodowych, wielkiego patriotyzmu i miłości do Polski ukształtował młodą ziemiankę. Bardzo szybko osiągnęła sukces literacki, ale jeszcze większym sukcesem było to, że to o czym pisała wprowadzała w życie. Przede wszystkim praca u podstaw, pomoc potrzebującym, życzliwość, otwarty dom i otwarte serce. Jadwiga młodsza o 11 lat uwielbiała swoją krewną, co widać na każdej stronie pamiętnika. Podziwiała talent pisarski, ceniła sobie długie rozmowy i chwile milczenia, wspólną pracę. Towarzyszyła Rodziewiczównie aż do śmierci.

 

Autorka wspomnień posługuje się długimi zdaniami i szczegółowymi opisami. Kładzie duży nacisk na podróże, odwiedziny znajomych i przyjaciół. Opisy przeżyć wojennych są bardzo emocjonalne. I wojna światowa i wielki wybuch radości z odzyskania niepodległości, odbudowa kraju, praca i jeszcze raz praca, oraz wielkie serce włożone w Hruszczową to przeważająca część książki. Maria Rodziewiczówna często przebywała w Warszawie i tam też towarzyszyła jej przyjaciółka. Wybuch II wojny światowej, okrucieństwo, zmiana władzy, ucieczka i tułaczka, tutaj też autorka pamiętnika zadbała o szczegóły, jednak część z nich została usunięta przez cenzurę. Powstanie warszawskie nasze bohaterki przeżyły ukrywając się w schronach, dla mnie to był bardzo przejmujący fragment (tym bardziej dzisiaj, kiedy na własne oczy możemy zobaczyć jak bomby spadają na domy). Oprócz wielkiej miłości do ojczyzny Rodziewiczównę charakteryzowała głęboka wiara i religijność.

 

Mimo że nie była to powieść, ani fabularyzowana biografia to bardzo mi się ta książka podobała. Przede wszystkim za autentyczne emocje. Mimo że wspomnienia zostały spisane po czasie ładunek emocjonalny jest ogromny.

 

Co prawda obraz Marii Rodziewiczównej jest tutaj tylko jednostronny, tylko pozytywny, bezkrytyczny myślę jednak, że bardzo dobrze oddaje postać pisarki. Zabrakło mi tylko komentarza współczesnego, jakiegoś podsumowania (kilka słów na okładce to jednak za mało). Wspomnę jeszcze o pięknej twardej oprawie i okładce, na której wykorzystano zdjęcie opublikowane w książce aut. Ewy Micke-Broniarek. Całość prezentuje się elegancko i pasuje do klimatu, jaki tworzyła wokół siebie Maria Rodziewiczówna przede wszystkim umiłowania poleskiej przyrody.

 

Książka zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie, to podróż w czasie, jaką bardzo lubię. Tutaj nie tylko do romantycznych chwil, prowadzenia dworu, pracy w ogrodzie, bo sporo było bolesnych fragmentów, pełnych strachu i niepewności jutra. Jeśli jesteście fanami XIX wiecznych klimatów to poznajcie bliżej jedną z lepszych autorek polskiej prozy.

Julia Panicz

  Kto nie zna Marii Rodziewiczównej? Nawet ci bardzo „oporni” w stosunku do historii czy kultury, musieli choć raz usłyszeć to nazwisko. Jedna z najważniejszych pisarek polskiej literatury, zwłaszcza z okresu międzywojennego. Ponadto postać bardzo skryta, tajemnicza i skromna. Unikająca sławy i rozgłosu, patriotka i osoba bardzo religijna. Rodziewiczówne znamy z jej klasyków: „Dewajtis” czy „Lato leśnych ludzi”. Jednak tym razem mowa nie tylko o Rodziewiczównej.

 

Ostatnie 25 lat swojego życia spędziła z serdeczną przyjaciółką Jadwigą Skirmunttówną. Kobiety poznały się podczas spotkań rodzinnych, były zresztą kuzynkami. Koniec końców zamieszkały razem. Skirmunttówna pomagała pisarce w prowadzeniu gospodarstwa we Hruszczowej, które ta odziedziczyła po rodzicach. Pozostając zawsze w tyle mogła śledzić życie Rodziewiczównej i dzięki temu powstały pamiętniki, które przez długi (zbyt długi nawet!) okres spędziły zdeponowane w Bibliotece Jagiellońskiej. Na szczęście w końcu pojawia się okazja, żeby owe pamiętniki przeczytać i poznać, postać Marii Rodziewiczównej trochę bliżej i z zupełnie innej strony niż przekazują to podręczniki do historii czy języka polskiego.

 

Nie trzymając już dłużej w niepewności, to chodzi o tytuł: „Pani na Hruszowej. Dwadzieścia pięć lat wspomnień o Marii Rodziewiczównie” autorstwa nikogo innego a Jadwigi Skirmunttówny. Spisane przez nią wspomnienia pokazują obraz Rodziewiczówny, ale widziany oczami jej najlepszej przyjaciółki i właściwie najbliższej jej osoby. Jest więc to obraz trochę zniekształcony, zakrzywiony i być może nadto wyidealizowany. W sposobie, w jaki autorka przedstawia pisarkę widać ogrom uwielbienia, jakim ją darzyła. Skirmunttówna zdecydowanie podziwiała swoją kuzynkę, co momentami nawet przeszkadza w czytaniu. Chociaż było to także do przewidzenia.

 

Relację kobiet znałam już, zanim sięgnęłam po książkę, zresztą Skirmunttówna nie była pierwszą, z którą zamieszkała Rodziewiczówna, bo wcześniej jej „życiową partnerką” była Helena Weychert, którą poznała w Stowarzyszeniu Ziemianek i która to przez kilka lat mieszkała z pisarką w majątku we Hruszczowej. Jej miejsce zajęła oczywiście Jadwiga Skirmunttówna i która, co zresztą znajduje odbicie w jej pamiętnikach, mogła darzyć pisarkę jakimś platonicznym uczuciem. W każdym razie to pozostaje owiane tajemnicą. Niemniej jednak, jak już wspominałam, widać to przywiązanie na stronach „Pani na Hruszczowej”. A jaka jest Maria Rodziewiczówna w oczach kuzynki? To przede wszystkim wielka patriotka, kobieta, która nie boi poświęcić się sprawie, a problemy narodowe i społeczne nie pozostają jej obojętne. Nie potrafi także odwrócić wzroku od ludzkiej krzywdy i niesprawiedliwości. Zakłada stowarzyszenia, kluby i inne organizacje, które pomagają wsi, kobietom i całemu krajowi. Walczy o utrzymanie polskości na Kresach, co okazuje się nie lada wyzwaniem.

 

Książka jednak nie skupia się tylko i wyłącznie na postaci Rodziewiczówny, choć każdy inny temat jest poniekąd z nią związany. Życie na przełomie XIX i XX wieku na Kresach jest zresztą nie tylko tłem pamiętników, ale odgrywa w nich dużą rolę. Konflikty między Marią a władzami na Kresach oraz jej usiłowania w stworzeniu tam oazy polskości, idealnie przedstawiają realia tamtych czasów, ale także przybliżają współczesne związki Polski z Kresami. Ponadto duża część pamiętników poświęcona zostaje Bogu i religii. Maria Rodziewiczówna była kobietą bardzo wierzącą i taką też maluje ją Skirmunttówna, a więc i samej religii daje dużo miejsca w swoich pamiętnikach.

 

Ciężko jest mi jednoznacznie ocenić „Panią na Hruszczowej” – z jednej strony jest to książka przyjemna, dająca trochę nadziei i budująca, w końcu postać Rodziewiczównej, taką, jak przedstawia ją, autorka jest prawdziwym wzorem do naśladowania. Z drugiej strony wiek pamiętników, widoczny przede wszystkim w języku, nie ułatwia lektury. Nie jest to na pewno książka na jeden wieczór, chyba że dla prawdziwych miłośników historii czy polskiej literatury. Uważam jednak, że postacie takie jak Maria Rodziewiczówna powinno znać się bardziej niż po kilku tytułach ich dzieł, a nie wiem, czy istniałaby lepsza biografia niż ta, spisana przez najbliższą osobę bohatera.

Doti

       Dużo powstaje ostatnio biografii, wręcz zatrzęsienie. Lepsze i gorsze, ludzi znanych ze swoich osiągnięć twórczych, wybitnych, ale też tych znanych z tego, że są znani, bo fotografują się na ściankach w coraz bardziej wymyślnych kreacjach i fryzurach. Z czasem, takie jest moje wrażenie, tych drugich robi się coraz więcej.

 

       Ciekawostką więc będzie przeczytanie takiej książki napisanej 70 lat temu, a poświęconej autorce romansów, chyba w Polsce tamtych lat znanej najbardziej, , choć i dzisiaj także wznawianej – mam tu na myśli Marię Rodziewiczównę. Ponieważ autorką jest jej wieloletnia przyjaciółka (sugestię, że i ktoś znacznie więcej niż przyjaciółka, pozostawię bez komentarza), Jadwiga Skirmunttówna, wpatrzona w nią niczym w święty obrazek, nic dziwnego, że zamiast rzetelnego opracowania, powstał hagiograficzny, wyidealizowany portret.

 

       To wszakże pamiętnik wydobyty z przepastnych czeluści Biblioteki Jagiellońskiej, a więc w zasadzie dokument swoich czasów. I tak też, z dużą wyrozumiałością, powinniśmy go traktować.

 

       Ci, którzy lubią podglądać życie Polaków na Kresach, ich codzienność, co jedli, o czym rozmawiali przy stole, co czytali, czym jeździli, będą doprawdy usatysfakcjonowani. Relacje między Polakami i Białorusinami to jeszcze jeden wątek, któremu warto się przyjrzeć, także w nawiązaniu do współczesnej historii.

 

       Pamiętnik obejmuje bardzo burzliwy czas. Dwie wojny światowe, które były niezwykle trudnym doświadczeniem. Strony poświęcone Powstaniu Warszawskiemu polecam wszystkim. Widzimy, jak szybko i gwałtownie ówczesny świat przechodził jedną metamorfozę za drugą, bezustannie nękany nowymi problemami. Widzimy to w odniesieniu do Hruszowej i do Warszawy.

 

      Postać samej Marii Rodziewiczówny ocieka tutaj niestety lukrem, co w połączeniu z kwiecistością stylu autorki może być trudne do strawienia. Jeśli jednak uda się nam do tego przywyknąć, gdy trochę tej słodkości odgarniemy, to zobaczymy, że Rodziewiczówna, o której mało się w sumie mówiło i pisało, była nawet dość interesującą osobowością, złożoną z wielu przeciwieństw.

 

       Książka jest pełna zachwytów i peanów. To razi. Do tego archaiczny język, można rzec, rozbuchany metaforycznym entuzjazmem. Tak się obecnie nie pisze, a i „wprzódy” też starano się tego unikać. Przyznam więc, że nie każdy przez książkę przebrnie, nie każdemu się spodoba. Jednak fanów pisarstwa Rodziewiczówny szczególnie namawiam, by nie rezygnowali z próby zobaczenia, jak żyła i w jakich warunkach tworzyła ich ulubiona autorka.

 

MarJadka

  Hruszowa. Mała osada zagubiona na białoruskiej prowincji. Spędziła w niej bez mała pół wieku Maria Rodziewiczówna, jako jej ostatnia właścicielka, aż do 1939 roku. Spłaciła długi ojca i stryja oraz pospłacała rodzeństwo. Pod zarządem pisarki majątek rozkwitł. Dwór w Hruszowej promieniował jednak na okolicę ogólnym szerzeniem kultury, a okoliczni chłopi znajdowali tutaj pomoc medyczną. W 1937 z okazji 50-lecia władania Hruszową (i 50-lecia pracy literackiej) miejscowi chłopi podarowali Rodziewiczównie album z dedykacją: Sprawiedliwej Pani i Matce za 50 lat wspólnej pracy, kupili dzwony do jej kaplicy i za darmo zwieźli cegłę na budowany przez Rodziewiczównę w Antopolu kościół katolicki.

 

W 1919 roku w majątku zamieszkała kuzynka pisarki, Jadwiga Skirmunttówna. Mimo, że pisarka była starsza od Skirmunttówny o 11 lat, połączyła je bardzo bliska przyjaźń (Relacja ta była określana przez Skirmunttównę we wspomnieniach niemieckim słowem Wahlverwandtschaft, oznaczającym „powinowactwo duchowe”/„powinowactwo z wyboru”). Poznały się w czasie rodzinnych wizyt, a ich przyjaźń umacniała się w czasie wspólnych spotkań i wycieczek. Jadwiga Skirmunttówna szybko stała się prawą ręką pisarki. Dbała o dom i ogród, pilnując równocześnie, by nic nie odciągało darzonej uwielbieniem pisarki od pracy twórczej. Wybrała więc świadomie dla siebie miejsce na drugim planie. We wspomnieniach innych pozostała jako osoba zawsze uśmiechnięta i pogodna.

 

Maria Rodziewiczówna i Jadwiga Skirmunttówna przeżyły razem wojny światowe, były razem podczas tułaczki Marii w czasie drugiej wojny światowej. Wybuch wojny zastał obie w Hruszczowej, skąd Maria została wysiedlona w październiku 1939 roku. Na podstawie fałszywych dokumentów przekroczyła granicę z terenami okupowanymi przez III Rzeszę i wraz ze Skirmunttówną dostała się do obozu przejściowego w Łodzi przy ul. Łąkowej 4. Stamtąd wydostała je w marcu 1940 roku rodzina Mazarakich, właścicieli majątku pod Tuszynem. Niedługo potem wyjechała do Warszawy, skąd wyszła po kapitulacji. Zmarła z powodu zapalenia płuc w 1944 roku. Jadwiga Skirmunttówna była przy pisarce do końca jej życia.

 

Pani na Hruszczowej. Dwadzieścia pięć lat wspomnień o Marii Rodziewiczównej to pamiętnik Jadwigi Skirmunttówny, najbliższej przyjaciółki pisarki, wiernej aż do końca. Został zdeponowany w Bibliotece Jagiellońskiej. Teraz trafia do rąk czytelników.

 

Bardzo estetycznie wydana książka, zwróciła moją uwagę piękną okładką w stylu epoki. Jest bardzo lekka (to niewątpliwa zaleta) i ma wyraźny druk. Na końcu znajduje się spis treści. I … tyle, jeśli chodzi o opracowanie tekstu. A gdzie jest wstęp od wydawcy / wydawnictwa? Ilustracje??? Informacji o tym, czy zdeponowany w Bibliotece Jagiellońskiej rękopis został poddany jakimś ingerencjom (np. zmieniono ortografię)? I czy cały czas był w posiadaniu Jagiellonki? Wielka szkoda, że tych wszystkich rzeczy zabrakło, choć może jest to moja subiektywna ocena.

 

Jeśli chodzi o treść, to trudno oceniać czyjś pamiętnik, czyli tekst pisany bardzo subiektywnie. W pamiętniku Skirmunttówny widoczne jest uwielbienie dla Marii Rodziewiczówny. Pisarka była dla Jadwigi przede wszystkim wielką patriotką, społeczniczką i ukochaną pisarką. Trudno uwierzyć, że nie miała żadnych wad, ale tu ich na pewno nie znajdziemy.

 

Niewątpliwą wartością tej publikacji jest kronikarski opis wydarzeń, których świadkiem była Skirmunttówna. To losy ludzi żyjących na ukochanym przez pisarkę Polesiu, ich wzajemne stosunki, druga wojna światowa widziana oczami tułających się kobiet, obóz przejściowy w Łodzi … Sporo miejsca poświęca Skirmunttówna życiu codziennemu Marii Rodziewiczówny, opisuje zwyczaje panujące we dworze, niektóre sytuacje czy choćby hruszczowskie przykazania domowe, spisane ręką pisarki i obowiązujące każdego przebywającego we dworze dłużej niż 3 dni.

 

Ciekawe świadectwo czasu i możliwość poznania Marii Rodziewiczówny. Polecam.

 

 
 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial