Aneta Sawicka
-
Ktoś jest w twoim domu to thriller idealny dla miłośników Netflixowych produkcji. Choć sama nie należę do wielkich fanów tej platformy i widziałam zaledwie kilka seriali, to jednak przyznaję, że fakt ekranizacji tej książki po części zaważył na mojej chęci jej przeczytania. Drugą zachętą były bardzo optymistyczne recenzje, które obiecywały przerażającą, pełną emocji lekturę. Z lekkim smutkiem przyznaję jednak, że odrobinę się na tej powieści zawiodłam, choć ogólnie rzecz ujmując, czytało mi się dobrze i książka mnie wciągnęła.
Mamy tutaj opowieść o grupie amerykańskich nastolatków, którzy muszą zmierzyć się z przerażającymi sytuacjami. W ich małym, spokojnym, prowincjonalnym miasteczku dochodzi do serii zbrodni, w których zostają zamordowani ich koledzy ze szkoły. Sprawca wydaje się działać według jakiegoś schematu i szybko okazuje się, że na pewno będą kolejne ofiary. W dodatku zabójca działa w niezwykle okrutny sposób, najpierw zostawia subtelne znaki w otoczeniu ofiary, by po chwili znienacka zaatakować. Nie poprzestaje też na samym zabójstwie. Mieszkańcy miasteczka są coraz bardziej przerażeni. Wśród nich jest Makani Young, która przybyła do miasteczka zaledwie przed rokiem. Makani razem ze swoim chłopakiem również bardzo przeżywa całą sytuację, a nawet staje się jej bezpośrednim uczestnikiem. Jednocześnie dziewczyna skrywa tajemnice z przeszłości, które skłoniły ją do opuszczenia Hawajów i przybycia na amerykańską prowincję, gdzie zamieszkała w domu babci.
Bardzo zdziwił mnie fakt, że w powieści bardzo szybko poznajemy zabójcę. Książka traci przez to element tajemniczości i odbiera czytelnikowi emocje związane z niepewnością, co do tego kto jest sprawcą. Nie ma już miejsca na domysły i podejrzliwość wobec bohaterów, nad czym bardzo ubolewam. Zamiast tajemniczego thrillera mamy więc raczej lekki horror, w którym trup ściele się gęsto, a opisy morderstw są odrobinę makabryczne. W powieści stale obecna jest atmosfera grozy, która towarzyszy czytelnikowi do ostatnich stron. Autorka bez skrupułów uśmierca kolejnych bohaterów.
Oprócz fabuły zbudowanej na przerażających zbrodniach, w książce znajdziemy również klimatyczny opis małego amerykańskiego miasteczka i społeczności w nim żyjącej. Te amerykańskie miejscowości mają w sobie coś bardzo specyficznego, co zostało też bardzo dobrze oddane w tej książce. Mamy tutaj również ciekawych, charakternych nastoletnich bohaterów. Może właśnie dlatego podczas lektury odniosłam wrażenie, że jest to raczej powieść dla nastolatków, będących pokoleniem Netflixa, która aspiruje do miana thrillera.
Jeśli o mnie chodzi mam bardzo mieszane uczucia w stosunku do tej książki. Z jednej strony fabuła mnie wciągnęła, było kilka naprawdę dobrych momentów, szczególnie od drugiej połowy (przyznaję, że pierwsza nieco mi się dłużyła). Z drugiej strony zabrakło mi tutaj obiecywanych emocji i napięcia, które tak bardzo lubię w thrillerach. Choć nie czuję się bardzo wymagającym czytelnikiem, nie jestem do końca usatysfakcjonowana tą powieścią. Myślałam, że choć trochę będę się bała, jednak opisy brutalnych morderstw to dla mnie trochę za mało. Zdecydowanie nie jest to powieść dla doświadczonych czytelników, którzy niejeden thriller mają już za sobą. Jest to raczej młodzieżowa lektura. Myślę, że nastoletni czytelnicy będą przy książce przeżywać te obiecywane emocje, dla mnie jednak, tak napisany horror to trochę za mało. Tym bardziej dziwi mnie fakt, że napisanie tej książki zajęło autorce aż sześć lat.