Marciszon
-
Książki kucharskie i okołokucharskie to zawsze dla mnie podchwytliwa sprawa. Mam kilka i poza początkowym entuzjazmem do testowania nowych przepisów, zwykle moje podejście do nich zmienia się w przeciągu paru tygodni. W dzisiejszych czasach jednak dużo swobodniej możemy znaleźć nowe przepisy w internecie i tam inspirować się kulinarnie. A w dodatku przepisy z internetu można po prostu przepisać na kartce papieru, wydrukować je w ten sposób albo czytać w miarę przygotowywania posiłku wprost z ekranu latopa/smartfona/tabletu – co daje też technicznie większą wygodę. A to dla mnie też ważne. Minusem książek kucharskich wydanych tradycyjnie jest moim zdaniem to, że rzadko kiedy wydawcy pamiętają, że używać ich będziemy (my, czytelnicy) dosłownie w kuchni. I potrzebujemy, żeby taką książkę na konkretnym przepisie móc po prostu otworzyć. Nie martwić się o to, że zaraz książka się zamknie, albo ubrudzi, albo po prostu zniszczy przy więcej niż jednej próbie gotowania czegoś smacznego na jej podstawie. Takie mam przemyślenia za każdym razem, gdy kusi mnie nowa pozycja z cyklu „kuchnia”, gdy kręcę się po księgarni albo klikam nowości w ulubionych e-księgarniach. A jak było w przypadku „Emocji na talerzu”?
To, co mnie przyciągnęło do pozycji Elżbiety Lange to podtytuł „Jak odbudować zdrową relację z jedzeniem”. Chciałam się upewnić, czy takową relację posiadam. Czy to, że regularnie potrzebuję „comfort food” to zły znak? Czy to, że w weekend jem słodycze ponieważ w tygodniu staram się je maksymalnie ograniczać, to oznaka zdrowego podejścia czy wręcz przeciwnie? Wreszcie, czym właściwie jest zdrowe podejście do jedzenia i jakie emocje na tym tytułowym talerzu są dobre, a jakie nie?
Autorka chce w tej książce odpowiedzieć na trzy pytania: „Czy gdy dopada nas smutek, zamiast z kimś porozmawiać, sięgamy po czekoladę? Czy sukcesu nie nagradzamy na przykład wystawną kolacją? Jakim przysmakiem próbujemy zrekompensować sobie strach i samotność i czy na pewno po nim czujemy się lepiej?”
Intencja jest jasna i trudno się z nią nie zgodzić: powinno się jeść, by żyć, a nie żyć, by jeść. Pełna zgoda. Autorka recenzowanej książki jest psychodietetykiem i dyplomowanym diet coachem, więc wątpliwości do jej kompetencji w rzeczonym temacie nie ma. Swoją książkę dzieli na kilka rozdziałów: znaczenie głodu, emocjonalne jedzenie, relacja z jedzeniem oraz podsumowujący: koniec zmagań z jedzeniem. To, co jej przyświecało podczas pisania tej książki bardzo świadomej wyzwań człowieka z XXI wieku, to uświadomienie czytelnika w zakresie problemu, który może u niego występować. Sięgając po taką książkę możemy kierować się czystą ciekawością, ale może też być tak, że zajadamy emocje, czyli wybieramy jedzenie zamiast kontaktu z tym, co czujemy. Kontaktu z tym i przepracowanie tego. Elżbieta Lange stara się wytłumaczyć, skąd takie działanie pochodzi, co oznacza i jak można wyjść z zaklętego kręgu jedzenie – wyrzuty sumienia – dieta – jedzenie – narzekanie. Proponuje diagnozę problemu i przeciwdziałanie, aby problem nie przekształcił się w długofalowe destrukcyjne działanie. Ponieważ nasza relacja z jedzeniem – tak jak każdy inny rodzaj relacji – jest ważny i trzeba czasem się postarać, żeby był zdrowy i nas nie ranił. Głód fizjologiczny różni się od tego emocjonalnego ale – jak zapewnia autorka – i jeden i drugi można nasycić. Byle z głową.