Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Ostępy Nocy

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 1 votes
Akcja: 100% - 1 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 1 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Ostępy Nocy | Autor: Djuna Barnes

Wybierz opinię:

Doris

 „Ostępy nocy” Djuny Barnes to rozbuchana barokową bujnością proza. Stylistyczna ekwilibrystyka, równie fascynująca, co męcząca. Dawkować trzeba ją ostrożnie, po trochu, bo tak, jak po nadmiernie sytym obiedzie może rozboleć brzuch, tak po przyswojeniu zbyt dużej dawki zdań wielokrotnie złożonych, pieczołowicie spiętrzonych, naszpikowanych porównaniami, dygresjami, często nie powiązanymi z niczym monologami, z wyszukanym słownictwem – z pewnością rozboli głowa. Jeśli jednak będziemy zagłębiać się w tę prozę powoli, delektować się nią, jak dobrym trunkiem, z pewnością docenimy, jak bardzo jest smakowita i warta naszego trudu. Słowom wzniosłym, pompatycznym, towarzyszą określenia rubaszne, niezwykle rozbudowane porównania wylewają się wartką strugą z kart książki, opisom erotycznych fascynacji towarzyszą rozważania egzystencjalne, dotykające samej esencji istnienia człowieka.  Jest w tym jakiś przyciągający urok jakby zamierzchłej, kunsztownej prozy.

 

„Długie, rokokowe korytarze, ciężkie od pluszu i złotych ornamentów, zaludniały fragmenty rzymskich pociągów, białe i niestanowiące spójnej kolekcji: noga biegacza, wyniośle odwrócona głowa jakiejś matrony z kawałkiem torsu, puste, ślepe oczodoły, którym źrenice dawał każdy ruchomy cień, tak, że to na co wyglądały, było dziełem słońca”. Ten fragment powieści stanowi zarazem trafną jej charakterystykę. Mnóstwo w niej osobliwych elementów, każdy w sobie osobno interesujący, lecz zdający się nie przystawać do reszty. Pozorny bałagan, który przy wnikliwszym wczytaniu się w treść, zyskuje efekt uporządkowania, dopasowania. Te wszystkie modernistyczne zabiegi i eksperymenty na tkance powieści przesłaniają dość skutecznie jej jądro. Ale nie zniechęcajmy się. Bohaterowie bowiem to postaci pełnokrwiste, nakreślone mocną kreską, wręcz przerysowane. Reprezentują środowisko dobrze znane autorce, która swoją bujną młodość spędziła w samym centrum europejskiej bohemy artystycznej lat 20-tych i 30-tych. Poznała wielu artystów, w tym również wybitnie ekscentrycznych, którzy dostarczyli jej nieświadomie materiału do budowania sylwetek bohaterów powieściowych.

 

Mamy więc Robin, wiotką femme fatale, o posturze młodego chłopca. W jej orbicie krążą wpatrzeni w  nią niczym w obraz, admiratorzy, mężczyźni i kobiety pospołu. Każde z nich jest inne, a wszyscy odurzeni urokiem rzucanym przez Robin jakby bezwiednie, bez żadnego z jej strony wysiłku. Oto Nora, zrównoważona i nieśmiała. Obok Jenny Petherbridge, która „była mistrzynią przesłodzonych zdań i zbyt serdecznych uścisków”, a „gdyby musiała wymyślić własny słownik, składałby się on z dwóch wyrazów: „ach” i „och” Do tego nie sposób nie wspomnieć porzuconego męża, szczycącego się niekoniecznie należnym mu tytułem szlacheckim, mającego wysokie aspiracje, którym jednak do końca nie potrafi sprostać. Żyd, ukrywający swoje pochodzenie pod maską arystokratycznego sznytu i chrześcijańskiego pozoru.

 

 Odważnie poruszony problem miłości lesbijskiej i biseksualnej autorka również zaczerpnęła z własnego życia. Bohaterowie płoną z namiętności do kapryśnej Robin, która łaskawie obdarza ich względami, by wkrótce wyssanych i przeżutych wypluć i ruszyć na poszukiwanie nowych wrażeń i miłości. Powiernikiem nieszczęśliwych kochanków zostaje Matthew O`Connor, doktor bez dyplomu, gadatliwy, wszędobylski i na tyle przebiegły, by zawsze innym zostawić kłopotliwy obowiązek płacenia rachunków. Wysłuchuje zwierzeń, wplatając w rozmowę coraz to nowe dygresje, z których każda daje mu asumpt do wygłoszenia następnej, często zupełnie bez związku. Sens tych opowieści często nam umyka, co zmusza do powtórnego, uważniejszego przeczytania tekstu. I wtedy nagle objawia się to, co najważniejsze, a co było przemyślnie ukryte w plątaninie słów. Tak to brniemy dalej, krok do przodu i dwa kroki w tył, złaknieni nowych historii i ciekawi, dokąd nas one zaprowadzą.  Przy czym tematy poważne, jak na przykład, czym jest smutek, czy jaka jest natura nocy, która potrafi nadać rzeczom i zdarzeniom dodatkowego znaczenia, mistycznej wagi, którą niweczy światło dnia, ustępują miejsca historyjkom zupełnie innego kalibru, opowieściom o Murzynie Nikka walczącym w cyrku z niedźwiedziem, czy też wyglądowi paznokci u stóp. Wszystko to, czasem poważne i melancholijne, równoważone jest nutą kpiny, rubasznego humoru albo dobrodusznego uśmiechu.

 

Taka zabawa formą i zróżnicowanie treści zachęcają do przewracania kolejnych stron, które odsłonią nową tajemnicę, jak ta skrywana przez poczciwego doktora. Zmysłowość uwięziona w niedoskonałych ciałach, gwałtowne namiętności, zdrady i porzucenia, trójkąty i inne miłosne roszady – to właśnie buduje atmosferę powieści, trochę duszną, lekko zwariowaną, gdzie przesada i nadmiar, wręcz karykaturalne przerysowanie, „inność”, która w podanej dawce zdaje się już normą, z jednej strony odpychają, a z drugiej nie pozwalają książki odłożyć. Klimatem, rodzajem obrazowania, tematyką w końcu, powieść przywołuje skojarzenia z filmami Almodovara czy Felliniego. Cyrk, kreacja, teatr, homoseksualizm, biseksualizm i transwestytyzm, a przy tym jedyne w swoim rodzaju sformułowania. Kobiety „o ciężkich spódnicach, za sprawą których kobiety rosły wszerz, a samą swoją masą prasowały bujne pastwiska – z tak ciężkim Bogiem w sercach mogły w ciągu siedmiu dni zadeptać cały świat” – wystarczy przeczytać i już mamy obraz tych kobiet pod powiekami. Albo opis Frau Mann, tańczącej w cyrku na trapezie: „jej nogi miały w sobie prężność charakterystyczną dla robotników wysokościowych; w nadgarstkach było coś z drążka, w chodzie – coś z pokrytej mieloną korą areny”. To opisy niezwykłe, przykuwające uwagę same w sobie, budzące skojarzenia i zachwycająco inteligentne.  Charakterystyka Jenny „Nosiła kapelusz wielki jak blat, a na nim wszystko oprócz bieżącej wody” niby niewiele o niej mówi. To przecież tylko opis kapelusza. A jednak, gdy zapoznamy się z powieściową Jenny, zrozumiemy, że to przecież cała ona, jako żywo. To właśnie skrywa w swoich ostępach ta rozkoszna powieść. Pełna zdobień, sztukaterii, lambrekinów i pozłotek, pozornie zupełnie do siebie nie pasujących elementów, bogata w gargantuicznie rozrosłe frazy, sprawiająca wrażenie przerostu formy nad treścią. I gdy już, znużeni, zamierzamy ją odłożyć, znów natrafiamy na fragment godny oprawienia w ramki. Jeśli więc nawet forma góruje nieco nad treścią, to jakaż ta forma jest wyborna!

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial