Olga Piechota
-
Tym razem zdecydowałam się w swoim dążeniu do poznawania poezji na wybór bardzo schematyczny, ale zarazem też nietuzinkowy. Wybór, który większości kojarzy się z nudnymi godzinami spędzonymi w klasie od języka polskiego. Wybór uznawany za skomplikowany i wymagający dużej wiedzy. Przynajmniej ja tak to odczuwa. Jednak doszłam do wniosku, że już minęło prawie pół roku mojej przygody z zapoznawaniem się z nowymi wierszami i teraz po powrócić do klasyka, czyli Norwida. Cyprian Kamil Norwid bez wątpienia jest obecnie jednym z najbardziej rozpoznawalnych poetów w Polsce. Choć to przykre, że musiały minąć lat, by ktoś docenił jego twórczość. Smutniejszy jest jeszcze bardziej fakt, że nie doczekał tego za życia. Ta historia zawsze mnie dodatkowo motywowała, bym sama usiadła – poza ławką szkolną – i zapoznała się z jego twórczością. Tak też wreszcie zrobiłam. Jak wrażenia?
Muszę przyznać, że podekscytowanie, które ujawniało się podczas czytania pierwszych stron, zostało szybko zastąpione rozczarowaniem i olbrzymimi pokładami irytacji. Czemu? Jest aż taki zły? Nie, stanowczo nie. Tylko musiałam sama przed sobą przyznać się, że to jeszcze nie mój poziom. Że wiersze czy poematy, które w oczywisty sposób nie przedstawiały treści, były dla mnie zbyt wielkim wyzwaniem. Byłam mocno przekonana, że dużą część z nich zrozumiem. Wiedziałam, że nie wszystkie, że niektóre nie przekonają mnie, a innym w ogóle nie będę chciała się poświęcać. Jednak nie spodziewałam się, że tak mocno zostanę zmiażdżona brakiem własnej wiedzy i przede wszystkim zrozumienia. Nie chcę być w tej chwili też źle odebrana, ponieważ od samego początku podkreślam, że Norwid do poziom wyżej wśród poezji. Takie jest ogólne wyzwanie, ale stanowczo mogę wyobrazić sobie sytuację, gdy ktoś nie znający się na poezji, nie zdolny odebrać poezji współczesnej w poprawny sposób, jest w stanie jak najbardziej odnaleźć się w dziełach Norwida. W moim indywidualnym przypadku chodzi o fakt, że pamiętam, że już w szkole sprawiało mi to większą trudność niż podczas interpretacji innych – podobnie uznanych przez znawców – wierszy.
Podczas czytania pojawiała się u mnie tez refleksja, że jednak szkoła zmuszając do słynnego: „co miał na myśli autor?” przy dobrym nauczycielu robi dużą pracę. Zwykle czytam wiersz, pojawia się jakaś refleksja i wiem. A tutaj nic, więc usiadłam i próbuję interpretować tak, jak robiłam to w szkole i… Nie pamiętam, jak dokładnie robiłam to w szkole. Wiem, że dość dobrze umiałam nazywać środki stylistyczne, wiedziałam, z jakiego powodu w tym przypadku zostały użyte, bez większych problemów odnajdywałam się w symbolice i szybko łączyłam fakty. Wiem, że może to tylko fałszywe wspomnienia, zmodyfikowane na moją korzyść, ale wtedy bez wątpienia nie miałam uczucia zagubienia, które tak silnie oddziaływało na mnie w przypadku tego zbioru dzieł Norwida.
Lecz żeby było też, z czego się pośmiać, to i tak w przypadku Norwida to poezja najbardziej do mnie przemówiła, a dokładnie to rozdział liryka. Bo warto tutaj dodać, że ten zbiór „Wiersze i poematy” zawiera trzy rozdziały: liryki, poematy i proza. Ani poematy ani proza nie przemówił do mnie i nie sprawiły, że w tym momencie doceniłam całokształt literacki poety. To właśnie liryka wbrew niezrozumieniu, wbrew mojemu zniechęceniu okazała się dominującym gatunkiem. Odnalazłam się w „Mojej piosence”. Poczułam błysk olśnienia i podobnego toku myślenia w „Początek broszury politycznej”. Tak, znalazłam coś i dla siebie.
Patrząc, w jaki sposób opisuję swoje mocno negatywne podejście do twórczości poety, moglibyście sądzić, że odradzę Wam zapoznanie się z „Wierszami i poematami”. Nic bardziej mylnego! Spróbujcie, dajcie sobie szanse. Nigdy nie wiadomo, czy to właśnie Wy nie odnajdziecie się w tych dziełach, czy to właśnie nie Wy odnajdziecie odpowiedź na wszystkie pytania, czy to właśnie nie Wy powiecie, co autor miał na myśli. Czy choćby dla tej chwili nie warto spróbować?