Katarzyna Lisowska
-
Książka zajmuje miejscami uwagę. Jedna z jedna z historii dotyczy babki osoby prowadzącej narrację, która zdradziła dziadka. Spotkała ją surowa kara, poza wstydem przed ludźmi – przez trzy miesiące została zamknięta w piwnicy, miała być zamurowana. W tych murach żyła o wodzie i chlebie. Wysuszona i wynędzniała jednak zyskała prawo łaski. Padło stwierdzenie, że „kurwienie się mamy we krwi”. Książka przywołuje wiele takich wątków i opiera się głównie na argumentacji tej tezy. Jest w tym swoja słuszność, ale nie generalizowałabym sytuacji krzywdząco.
Książka mogłaby być bardzo interesującym studium etnograficznym, gdybyśmy czuli, że autor chce oddać rzeczywistość przez swoje kreacje, ale nie mamy przekonania, że jego opowieści pokrywają się w znaczący sposób z próbą oddania życia ludzi na prowincji z pogranicza słowacko-węgierskiego.
Opowieść jest szorstka, przedstawia kobiety, choćby w takich innych aspektach, że próbują zatrzymać młodość do późnych lat, obmywając swoją twarz w potoku. Przedstawia się tu naiwność ludzi, ich wierzenia, ale też są liczne przebłyski mądrości i szlachetności prostych ludzi. Książka jest oparta na logice ludzkiej naiwności, niemniej nie przekonuje, że poruszono taki obraz prowincji, jaki może być znaczący dla perspektywy kulturowej. Jest w książce sporo opowieści, ale jawią mi się jako rozproszone, które miały coś zakomunikować, a ograniczają się do stereotypowego i płytkiego myślenia o człowieku.
To nie jest wrażliwa opowieść, skupia się na tym, co w ludziach wciąż prymitywne, wskazujące na niski poziom wiedzy, myślenie pozbawione logiki. Owa prowincja żyje swoim życiem, wymierza swoje kary za zachowanie niezgodne z moralnością, a okazuje się, że cała wspólnota nie odbiega od siebie pod tym kątem. I tu jest prawda tej książki. Książka niemniej przedstawia się w moich oczach jako dosyć prosta opowieść o tym, jacy bywają ludzie. To jest książka o słabościach, o zapominaniu o życiu duchowym (czasami), skupianiu się na tym, co fizyczne, witalne. Takie książki były już. Lektura nie wniosła wiele w moją wiedzę. Jak wskazuję – operuje na myśleniu stereotypowym, nie jest dla mnie odkrywcza. Zawiera w sobie elementy wiedzy szkodliwej, która nie wnika w istotę, tylko nazywa w prosty sposób zachowania, nie dociekając ich istoty. Te powierzchowne oceny są krzywdzące i są ogólnikami. Odnoszę się do tych wątków, bo książka nie bawi, nie śmieszy i nie spełnia istotnych wskaźników, by twierdzić, że jest dydaktyczna.
Język książki jest mocno surowy. Pewnie to jego zaleta, że ma oddawać życie prowincji. Tu doceniam wartość tych zabiegów, naturalizm. Książka jest krótka. Wobec podejmowanych tematów, rozległych obyczajowo i kulturowo – domagałabym się od przedstawiania bardziej wyczerpującego studium, jakie może opisywać zachowania ludzi, oceniając trafnie pochodzenie. Nie wydaje mi się dobrym zabiegiem i nie jest logiczny, iż bohaterowie sami nazywają w prosty sposób swoje zachowania, piętnując siebie. To jest robione w książce na wyrost.
Literatura domaga się powrotu do wcześniejszych form, kiedy powstawały duże utwory pokazujące życie wspólnot ludzkich. Niemniej pisarze dziś jak inni ludzie zbyt często bywają indywidualistami. Mam na uwadze nas wszystkich, że trudno nam stworzyć ciekawe, rozbudowane opowieści, wielowątkowe, z prawdą w tle i wiedzą o człowieku, kiedy redukujemy czas na wzajemną rozmowę i zamykamy się w swoim myśleniu i ocenie rzeczy.
Książkę oceniam na trzy gwiazdki.