The Polish Cowboy
-
Świeżo po lekturze kolejnego już tomu wikińskiej sagi Radosława Lewandowskiego muszę przyznać, że jest coraz lepiej! Naprawdę rzadko się zdarza, żeby po słabym starcie (jakim w tym przypadku był tom pierwszy serii, “Wilcze Dziedzictwo”) cykl powieści odbił się od dna. W tym przypadku jednak autorowi jak najbardziej się to udało, a po dobrych “Najeźdźcach z Północy” przyszedł czas na jeszcze lepsze “Topory i sejmitary”.
W “Toporach i sejmitarach” znowu obserwujemy losy Oddiego Asgotsona, młodego Wikinga, który pod koniec poprzedniej części otrzymał od swojego ojca mały oddział ludzi i statek. Teraz, wraz z podwładnymi wojownikami ten świeżo upieczony jarl powraca w rodzinne strony, aby dokonać zemsty na władcach odpowiedzialnych za krzywdy swojej rodziny. Jak się jednak okazuje, przygoda powiedzie go aż do Miklagardu, czyli Konstantynopola. Wraz z bohaterami odwiedzimy tereny dzisiejszej Rosji, przeprawimy się przez wielkie rzeki, przeżyjemy monumentalne bitwy i z wypiekami na twarzach śledzić będziemy poczynania postaci. Po poprzednim tomie, którego akcja działa się w Winlandii Dobrej (tereny dzisiejszej Kanady), wracamy do Europy. Jest to dla mnie ogromny plus, gdyż właśnie klimatu znanego chociażby z serialu “Wikingowie” brakowało mi w poprzedniej części serii, która była skupiona na wierzeniach i zwyczajach Indian. Ja jednak, sięgając po książkę z cyklu pod takim tytułem liczę na historię sławnych nordyckich wojowników, a właśnie taką dostajemy w “Toporach i sejmitarach”.
Ciekawym, chociaż niezbyt podobającym mi się, zabiegiem jest to, jak autor pokazuje pozycję Oddiego wśród jego oddziału. Mężczyzna, mimo uzyskania tytułu jarla, dalej jest traktowany przez inny jak ostatnie popychadło i niedorostek. Muszę przyznać, że trochę ciężko czytało mi się momenty, w których Oddi był pomiatany przez swoich własnych podwładnych. Czy dumni Wikingowie daliby sobą rządzić komuś, kto miałby wśród nich tak słabą pozycję? Coś mi tu nie pasowało…
W pierwszym tomie sagi nie było jednego wyraźnego głównego bohatera, ale wiele różnych, równorzędnych postaci. W drugiej części to Oddi wyrósł na pozycję najważniejszego protagonisty, co zdecydowanie wyszło całości na plus. Ten sam stan utrzymuje się w tomie trzecim. Być może autor zauważył, że wielość wątków w pierwszej części sagi prowadziła do zaburzenia spójności całej historii i niepotrzebnego zamieszania. Trochę jednak szkoda postaci takich, jak Ramiro, który po ważnej roli w “Wilczym Dziedzictwie” w tomie drugim właściwie zniknął z planszy powieści. Tutaj jednak znów jest on dość istotnym elementem załogi Oddiego, chociaż wciąż nie jest to tak istotna postać jak w części pierwszej.
Jeśli mówimy już o bohaterach, warto wspomnieć, że autor bardzo sprawnie konstruuje swoje postaci. Wojownicy, których poznajemy w książce są wielowymiarowi i naprawdę ciężko ich nie polubić. Zdarzają się jednak przypadki stereotypowe i banalne, jak chociażby młody watażka Vagn Ageson. Ten zapalczywy Wiking z Jomsborga nieustannie pragnie wszczynać walki i bójki. Co więcej, po bijatyce ze znienawidzonym pół-Indianinem Bjarkim nagle zaczyna się z nim przyjaźnić… Czyż nie jest to strasznie banalny motyw?
Kolejny raz jestem zmuszony pochwalić Radosława Lewandowskiego za niesamowicie pieczołowite przygotowanie historyczne i ogromną wiedzę, które dodają jego książkom klimatu i realizmu. Za pomocą powieści autor ten przekazuje swoim czytelnikom prawdziwe tony niesamowicie ciekawych informacji! Dzięki Lewandowskiemu dowiedziałem się chociażby o istnieniu Jomswikingów - niesamowicie walecznej wspólnocie wojowników, którzy stacjonowali na dzisiejszej wyspie Wolin. Autor dokładnie opisuje ich organizację, a także pozwala nam odwiedzić ich siedzibę, Jomsborg, razem z bohaterami powieści. Bardzo ciekawym zabiegiem pisarza jest także konfrontowanie ze sobą różnorodnych kultur. Tak jak w przypadku poprzedniego tomu byli to Skandynawowie spotykający się z Indianami, teraz nasi nordyccy bohaterowie na swojej drodze napotykają Słowian, Rusinów czy dzikich koczowników ze wschodu. Od broni tych ostatnich wziął się właśnie tytuł tego tomu - “Topory i sejmitary”.
Monumentalność tej powieści sprawia, że przywodzi ona na myśl dawne sagi o bohaterach Wikingów. Może w całości jest już trochę zbyt dużo postaci i wątków, przez co z każdą kolejną stroną coraz łatwiej się pogubić, ale nie jest jeszcze tragicznie. Dobrym pomysłem autora był podział na rozdziały nazwane od miejsc, w których akurat dzieje się akcja. Dzięki temu powieść nabiera trochę więcej przejrzystości, a czytelnikom nieco łatwiej jest śledzić trasę podróży Oddiego i jego Wikingów.
W oczy rzuca się duży skok jakościowy, jaki nastąpił w prozie pisarza. To naprawdę ciekawe doświadczenie dla czytelnika, być świadkiem rozwoju autora w trakcie czytania jednego cyklu. Różnicę widać nawet w formułowaniu zdań, które są teraz po prostu dużo lepsze. Pierwszy tom serii był słaby, drugi dał nadzieję na lepsze, a trzeci jest po prostu świetny!