Justyna
-
Książki Marka Krajewskiego kusiły mnie od dłuższego czasu, jednak zawsze strzała czytelniczego amora trafiała w inną okładkę. Na mojej półce kurzy się nietknięta któraś z części o Breslau. Wreszcie przyszedł ten moment kiedy zagościł i u mnie, za sprawą najnowszej książki „Dziewczyna o czterech palcach”. Przyznam, że nie miałam świadomości że to kolejna część cyklu o Edwardzie Popielskim, szczególnie że Wydawca zapowiadał że to pierwsza powieść szpiegowska – sugerując, że to nowe rozdanie i powiew świeżości w twórczości Krajewskiego.
No cóż…. Nie polubiłam się z książką. Książka nie jest zła czy nie jest niedopracowana, po prostu nie trafiła w moje czytelnicze gusta. Po pierwsze niezmiernie ciążyła mi mnogość nazwisk. Tak, że długo nie mogłam zorientować się kto jest kim, i z kim gra w otwarte karty. A do tego były takie jakieś… nieprzyjazne, choć polskie. Może gdybym znała wcześniejsze losy Popielskiego byłoby mi łatwiej zrozumieć drobne szczegóły czy niuanse. Po drugie wiele fragmentów mocno się dłużyło i w mojej opinii nic nie wnosiło do głównego wątku, a jedynie rozpraszało uwagę. Fakt pojawienia się tytułowej dziewczyny wzięłam za znak, że akcja mocno się rozwinie, niestety tu też się rozczarowałam. Żeby nie było, że cały czas krytykuję to na pochwały zasługuje klimat powieści, faktycznie możemy się przenieść do czasów II Rzeczpospolitej. Na stronach książki spacerujemy ulicami dawnego Lwowa, Warszawy, Wolnego Miasta Gdańska i widzimy ówczesną architekturę, modę, czujemy zapachy z pobliskich wykwintnych restauracji i podłych szynków. Dodam, że bardzo podobał mi się wątek z szachami, choć sama nie gram i nawet nie jestem pewna czy znam sekwencję ruchów poszczególnych figur. To szachy w połączeniu z tajemnicą wypadły tu bardzo dobrze!
W sieci sporo jest zachwytów i pozytywnych opinii książki. Zapewne fani autora z niecierpliwością czekali na kolejną powieść. Dla miłośników talentu Marka Krajewskiego to pozycja obowiązkowa. Osoby, który pana Krajewskiego nie znają, zalecam umiar (pamiętajcie, ze czytacie na własne ryzyko!).