Justyna
-
Przeciętny człowiek wypowiada 16 tysięcy słów dziennie. Są badania, które szacują że u kobiet liczba ta wzrasta nawet do 20 tysięcy. Część z nich to nieprzemyślane zwroty, dosłownie mruczane pod nosem, podczas wykonywania prozaicznych czynności. Część to przemyślane wypowiedzi, zabieranie głosu w ważnych rozmowach. Zwykłe dzielenie się przeżyciami dnia. Rozmowy w sklepie czy na stacji benzynowej. Rozmowy w pracy, te związane z obowiązkami służbowymi. Wyobraź sobie, że Twój dzienny limit słów wynosi teraz 100. A po przekroczeniu, czeka Cię bolesna kara. Jeśli jesteś kobietą.
W Stanach Zjednoczonych do władzy dochodzi siła, która dąży do sprowadzenia kobiet do służalczej roli opiekunki domowego ogniska. Jej rolą jest rodzenie i opieka nad dziećmi, gotowanie obiadów, sprzątanie. Rezygnują ze służbowej pracy, by w pełni oddać się nowej roli. Nie mogą prowadzić samochodu ani podejmować decyzji, dostęp do dokumentacji medycznej posiada mąż i to na jego konto wpływa comiesięczna wypłata.
Taka wizja brzmi mocno nierealnie. Gdzie codzienna ekspresja kobiet została ograniczona do 100 słów, nad którymi czuwa licznik w postaci bransoletki. Wzbudza emocje. Kiedy poznajesz schemat działania i wizję powrotu do porządku lat 50. XX w., rodzi się myśl co było gdybym to ja znalazła się na tym miejscu? Czy byłabym posłuszna? Ile trwałoby moje milczenie? Jak zachowałby się mój partner?
Najbardziej przeraża wizja zachowania się innych członków rodziny. Doktor Jean McClellan w przeszłości prowadziła badania naukowe dotyczące mózgu i ośrodków mowy, to prywatnie żona i matka czwórki dzieci. Jej najstarszy syn mocno angażuje się w wizję nowego dekretu rządu. Nowe porządki wprowadza również w domu. Prowokuje i zastrasza, sprowadzając rolę matki do marginalnej roli służącej która powinna dbać żeby w lodówce zawsze był karton mleka. Dużą rolę odgrywa tu fanatyzm, i ten religijny i polityczny. To namacalne piekło, które nie jest niemożliwe.
„VOX” Christiny Dalcher wzbudza skrajne emocje. Zmusza do myślenia. Szokuje. Tym bardziej, że Dalcher przedstawiła świat niezwykle realnie. Współczesne Stany Zjednoczone, zamknięte granice i ta cała reszta świata: zupełnie normalna i swojska, jaką znamy na co dzień. Narratorką powieści jest inteligenta i uczona doktor lingwistyki Jean, której przyszło zmagać się z nierealną rzeczywistością. Choć wewnętrznie rodzi się w niej bunt, przyzwala na sytuację dbając o dobro rodziny. Nowy świat przeraża, ale też stanowi inspirację do walki o wolność słowa i godność. Tu do głosu dochodzą kobity – nie tylko w kwestii ich praw, ale przede wszystkim roli jaką pełnią. To mocny głos na literackim rynku, szczerze polecam.