Morrigan
-
Pieniądze to nie wszystko - to taka prosta prawda, a jednak niektórym zdarza się o niej zapominać. Okazji do zastanowienia się nad rolą pieniędzy w naszym życiu dostarcza powieść Jima Stovalla pod tytułem: "Bezcenny dar".
Śmierć milionera Roda Stevensa nie wpędza jego rodziny w otchłań rozpaczy. Wręcz przeciwnie - wszyscy krewni zmarłego zacierają ręce, niecierpliwie czekając na odczytanie testamentu. Dla jednego ze spadkobierców, młodego Jasona - egoisty i aroganta - Stevens przygotował coś specjalnego. Jeśli chłopak zdoła przez rok wykonać dwanaście zadań, otrzyma bliżej nieokreślony "bezcenny dar". Jason niechętnie zaczyna wypełniać pozostawione instrukcje, które pozwalają mu zrozumieć, jak puste było jego dotychczasowe życie.
Autor powieści to człowiek, który bez wątpienia zasługuje na uznanie. Jest całkowicie niewidomy, a mimo to odnosi sukcesy w wielu dziedzinach. Zdobył tytuł mistrza w podnoszeniu ciężarów, ma na swoim koncie wiele udanych przedsięwzięć biznesowych. Może być źródłem inspiracji dla wielu osób. Niestety nie zmienia to faktu, że napisał kiepską książkę.
Tak, bardzo przykro mi to stwierdzić, ale "Bezcenny dar" to niezbyt udany utwór. Długo można by wyliczać popełnione przez autora błędy, ale jednym z największych było obsadzenie w roli narratora Theodore' J. Hamiltona - prawnika, i przyjaciela Roda Stevensa, który czuwa nad wypełnieniem jego ostatniej woli. Przez to nie jesteśmy w stanie poznać pełnej historii metamorfozy krnąbrnego Jasona - widzimy jedynie skutki podejmowanych przez niego działań, czytamy o tym, jakie wnioski wyciąga z realizacji kolejnych zadań. Patrzymy na niego oczami Hamiltona, więc nie wiemy, co dzieje się w jego głowie. I gdzie w tym wszystkim jakieś emocje? Jak możemy przeżywać tę opowieść, jak w nią uwierzyć, skoro nie mamy szansy towarzyszyć Jasonowi podczas jego zmagań? Żeby rozpuszczony dzieciak, który uważa, że powinien dostać wszystko, czego zapragnie, mógł przemienić się w mądrego, troszczącego się o innych mężczyznę, musi przebyć bardzo długą i bolesną drogę - powinien czuć złość, gorycz, rozczarowanie, mieć masę wątpliwości i chwil zniechęcenia, stopniowo odkrywać, że świat nie kręci się wokół niego, znajdować w sobie uśpioną dotychczas wrażliwość. I często zastanawiać się nad samym sobą. Niestety Stovall pozbawił czytelników możliwości poznania Jasona, wglądu w jego uczucia.
Istnieje wiele powieści, którym przydałoby się solidne skrócenie, ale w przypadku "Bezcennego daru" mamy do czynienia z odwrotną sytuacj - ta książka zdecydowanie potrzebuje większej objętości. Ma niecałe dwieście stron, wydrukowana jest stosunkowo dużą czcionką, ze sporą interlinią. To za mało, żeby wyczerpać taki temat.
Świetnie, że autor postanowił napisać coś "ku pokrzepieniu serc" - serc zmęczonych i zdegustowanych światem rządzonym przez pieniądz - i świetnie, że chciał wzruszyć czytelników, dać im do myślenia. Problem w tym, że jego starania są tak bardzo widoczne - że stworzył opowieść, która promuje wspaniałe wartości, ale robi to za pomocą tanich chwytów, mających wywołać konkretne emocje. Podczas czytania czasem czułam się tak, jakby ta książka krzyczała do mnie coś w rodzaju: "Przy tym fragmencie powinnaś uronić łzę!". Ale jakoś nie uroniłam, bo tak opowiedziana historia nie miała szans trafić mi do serca.
Kiedy patrzę na "Bezcenny dar", widzę przede wszystkim zmarnowany potencjał. To mogła być naprawdę poruszająca opowieść i cudowny zastrzyk optymizmu. W obecnej formie przyda się raczej tylko tym, którzy nie mają w sobie nic z cynika - chcą po prostu chłonąć pozytywne treści, nawet przedstawione w niezbyt wiarygodny sposób.