Sylfana
-
Któż z nas nie zna poezji Leśmiana. Któż z nas już w czasach szkolnych nie mógł napawać się najczystszym pięknem jego głębokich tekstów… Myślę, że nie ma takiej osoby, jeśli mówimy o polskiej przestrzeni, która nie miałaby styczności chociażby z jednym z jego wierszy lub ballad. Pytanie tylko brzmi, czy w kontekście omawiania tej poezji w ławach szkolnych, byliśmy w stanie ją do końca zrozumieć i odpowiednio zinterpretować. Nie od dziś przecież wiadomo, że wyrażenie „lektura szkolna” potrafi już na wstępie zrazić i ten dystans może popsuć kontakt między czytelnikiem a literaturą. Całe szczęście w moim przypadku, Leśmian towarzyszy mi już od najmłodszych lat, był ze mną zarówno w szkole, jak i na studiach. Jednak rzeczywiście dopiero na tym ostatnim etapie byłam w stanie dogłębnie przeanalizować jego utwory, zobaczyć w nich więcej, niż tylko słowa, które musiałam interpretować według odpowiedniego schematu i kanonu.
U Leśmiana nie ma kanonu, nie ma schematów, jest wolność – dzika i nieokiełznana, naturalistyczna, prawdziwa. Mam wrażenie, że osoby odpowiedzialne za komponowanie listy lektur zrobili Leśmianowi ogromną krzywdę, zapewne nieświadomie. Jego tam po prostu nie powinno być – to tak jakby ptaka, który całe życie był na wolności, zamknąć w złotej klatce po to, aby inni mogli go podziwiać. Leśmian to przecież nie tylko „Dusiołek”, którego tekst trzeba było znać na pamięć – Leśmian to przede wszystkim kwintesencja odzwierciedlenia ludzkiej natury odbijającej się w przyrodzie. Autor właściwie w każdym ze swoich tekstów próbuje zbliżyć człowieka do natury, którą gdzieś po drodze ten człowiek porzucił, wyrzekł się jej.
Podmiot liryczny wierszy i ballad Leśmiana to człowiek, który stoi między dwoma światami – realistycznym i tym bajkowym. Bajka jednak tu to nie jest kolorowy, radosny świat marzeń, tylko mroczna opowieść o nas samych, o naszym przywarach, wadach, namiętnościach. W każdym tekście odnajdujemy mroczność, jakiś smutek, niemożność oderwania się od surrealistycznych wizji i omamów. Ileż mamy tutaj fantasmagorycznych smaczków, zjaw, dziwnych stworzeń, a pomiędzy tym dwoje zakochanych ludzi, miotających się między uczuciem a rozsądkiem.
Rzadko kiedy spotyka się taką poezję miłosną - tego zachwytu, dreszczyku emocji i namiętności, w moim mniemaniu, nikomu nie udało się po Leśmianie powtórzyć. To wszystko, o czym czytamy w jego tekstach, jest tak skrajnie „leśmianowskie”, że bez wątpienia jest nie do podrobienia. Nie ma drugiego takiego, który mógłby napisać piękniej o fundamentach miłości, zarówno tej psychicznej, jak i fizycznej.
Właśnie ta „fizyczność” i „namacalność” urzeka, trafia w serce zaraz przy pierwszym wierszu i gości się tam, aż do ostatniego zdania całego tomiku. Chyba oprócz poezji Gajcego, żaden inny poeta nie zrobił na mnie takiego wrażenia, jak Leśmian. Prostota jego tekstów idealnie komponuje się z tematyką, nie ma tu zbędnych perturbacji, zgiełku, komplikacji – wszystko jest czyste i klarowne, tak jak przedstawiona w wierszach przyroda, która jest środowiskiem naturalnym bohaterów lirycznych tego zbiorku. Czytając ma się wrażenie, że jest się w najdalszym, najdzikszym skraju lasu, tam gdzie cywilizacja nie ma prawa dotrzeć, gdzie człowiek może polegać na dobroci i na okrucieństwu natury – jest on jej podległy, uzależniony od niej. To właśnie ona przynosi cierpienia i radości, smutki i wzruszenia – ona jest początkiem i źródłem, jak matka. Cieszę się, że znów mogłam chociaż przez chwilę zawitać do tej leśmianowskiej rzeczywistości.