Sylfana
-
Krzysztof Lutowski nie tylko pisze o poetach przeklętych, on jest nim sam, zdecydowanie. Buntownik, outsider, wyłamujący się z ram zwyczajności i szarości otaczającego świata, chcący czegoś więcej od życia, ale nie mogący aż nadto się wybić – trzymany na ziemi niewidzialnymi kajdanami, choć mający większe aspiracje i marzenia.
Te wymienione cechy to nie tylko charakterystyka samego poety, ale także jego zagmatwanego podmiotu lirycznego, który nie boi się ciężkich słów, trudnych tematów, takich jak miłość, filozofia, ojczyzna, głęboka, niezrozumiała samotność. Zdecydowanie to, co czytamy tym zbiorze to poezja mocna, wyrazista, niebywale dobra, mająca ogromny zasób znaczeń i możliwych interpretacji. Widać zdecydowanie, że autora najbardziej interesuje wyrazista i barwna postać podmiotu lirycznego, którą sam stworzył na potrzebę swoich niebanalnych utworów. Ta postać, choć pojawia się w różnych odsłonach, ma jednorodny profil psychologiczny – jest zbuntowana, chaotyczna, przebywająca między sferą odrealnień, a rzeczywistością zastaną. To człowiek wielkiej siły, ale nikłej wiary. Miota się między poszczególnymi ideologiami, jest niebywale bystry i mądry, taką czystą mądrością emocjonalną, ale nie potrafiący poradzić sobie z atakującą go zewsząd smutną prawdą o ludziach i świecie. Z jednej strony chce być czystą siłą fizyczną, brutalną i gwałtowną, sławiącą swoją poezję przez manifest mocy. Z drugiej strony jest niebywale w tym swoim szale sprawczym romantyczny, delikatny, ma bardzo dużo z dziecka, a co za tym idzie, nie można mu odmówić odwagi i śmiałości w mówieniu o swoich przekonaniach i uczuciach. Ma w sobie taką pierwotną naiwność i nadzieję, że jego działania, jego ostre słowa, mogą jeszcze coś zmienić.
Tomik Lutowskiego to nie jest „byle jakie” czytadło na nudny wieczór. To lektura, która wymaga skupienia i jasności umysłu, to teksty, które wymagają od nas zaplecza wiedzy dotyczącej historii literatury – choć nawet bez tego można zrozumieć jakiś wymiar płynących z kart zbioru słów. Mogę śmiało powiedzieć, że jest to ciężka poezja – taka trafiająca prosto w moje humanistyczne serce, taka która porusza najmniejsze komórki ciała i zmusza do refleksji – po prostu zmusza, nie można obok niej przejść obojętnie i zapomnieć poszczególnych tekstów.Jest to bez wątpienia literatura poważna, kumulująca doświadczenia poprzedników, zanurzona w historii, sztuce, kulturze i zachowaniach społecznych. Nie można jej zdefiniować jednym słowem, powiedzieć krótko, o czym właściwie jest, bo odwołuje się do pewnego uniwersum, do całości świata i jego poszczególnych przestrzeni – terytorialnych, czasowych, chociaż mimo swoich korzeni to najbardziej usadowiona jest w teraźniejszości.
Nie pomyślałabym, biorąc pod uwagę skromną szatę graficzną oraz nieznane mi nazwisko autora, że ten tomik zrobi na mnie tak piorunujące wrażenie. Jego lektura nie była jednak krótka, gdyż nie są to wiersze przy których się siada i czyta wszystkie na jednym oddechu. Te utwory potrzebują czasu, ciszy, spokoju i otwartego umysłu. Są delikatesem dla duszy, jednak nie zalecałabym „przedawkowania” ich w jeden wieczór. Należy podejść do nich z odpowiednim zapleczem mentalnym i uczuciowym, uważnie czytując się w każdy wers.
Krzysztof Lutowski stworzył mały zbiorek, który zawiera nieokreśloną, ogromną ilość symboli, znaczeń, niejednokrotnie odwołującą się właśnie do hasła „poeci przeklęci”. Ma się wrażenie, że sam autor utożsamia się z tym określeniem, co podkreśliłam już na początku, nie tylko tworzy instytucje podmiotu lirycznego z nim tożsamą, ale właśnie swojej osobie przypisuje buntowniczość, wyrywanie się ze schematu i ciasnych konwencji. Ogromna gratka dla wielbicieli ostrej, mocnej poezji współczesnej.
Comments