Pani M
-
"Młoda dziewczyna o artystycznej duszy i złamanym sercu próbuje uporać się z depresją. Nazywa się A... i przesiaduje na dziewiątym piętrze. Obserwując pomrok, przenika przez przestrzeń i przytacza historie ludzi, a później połykają ją jej własne uczucia i czuje się rozbita. Wszystko to opowiada fantastycznemu terapeucie Alexowi, który jest zarówno znanym psychiatrą, jak i szanowanym pisarzem. A… marzy o tym, żeby wydać książkę i ujrzeć jasność, pragnie otworzyć ludzkie serca i umysły na prawdziwe emocje, ale nieustannie zapomina, jak się nazywa…". Taki opis powieści Nikoli Drozd serwuje nam wydawca. Jakie są moje wrażenia po lekturze?
Zaczynam się powtarzać, pisząc to stwierdzenie, ale ostatnimi czasy często zdarza mi się to, że nie mam zbyt dużych wymagań do powieści. Chyba mam kryzys czytelniczy. Mniejsza o to. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać po tej książce. Nie czytałam żadnych recenzji, żeby się na nic nie nastawiać. I w sumie muszę powiedzieć, że to całkiem niezła książka była. Może nie arcydzieło, które sprawi, że niebo będzie bardziej niebieskie, a trawa bardziej zielona, ale nie powiem, parę fragmentów skłoniło mnie do przemyśleń, a to w literaturze cenię.
Po przeczytaniu tej książki w mojej głowie kłębiło się wiele emocji, których nie potrafię opisać. Mamy młodą dziewczynę o złamanym sercu, której duszę spowiły demony. Dzięki niej widzimy, w jaki sposób próbuje z nimi walczyć. Czytelnicy, którzy mieli kiedykolwiek do czynienia z osobą w podobnym stanie lub sami się w nim znajdowali, pewnie będą w stanie lepiej zrozumieć A. Co nie znaczy, że inni nie będą w stanie tego zrobić. Pomimo tego, że A. jest ode mnie młodsza, polubiłam ją. Moja młodsza wersja byłaby w stanie się z nią nawet utożsamiać. Po części ją rozumiem, co nie znaczy, że momentami mnie nieco nie męczyła swoimi wywodami. To raczej nie jest książka, którą można przeczytać jednym tchem, ale nie mówię, że jest to coś złego. Nie każda książka musi dostarczać wyłącznie rozrywki. Tego typu publikacje również są potrzebne. Jako terapia dla samego autora, lecz również i czytelników, którzy po nie sięgają.
Nie potrafię porównać tej książki do żadnej innej i uważam, że to jest jej największy plus. Autorka nie próbuje odwzorować czyjegoś stylu, a po prostu oddaje w historii samą siebie. Z tego, co wiem, to jeszcze młoda osoba, ale wydaje się niezwykle dojrzała i wrażliwa na to, co ją otacza. Z jednej strony to jej siła, z drugiej słabość.
Podejrzewam, że ta książka może podzielić czytelników. Jedni pewnie będą nią zachwyceni, dojdą do wniosku, że to kopalnia cytatów i bardzo mądra publikacja. Drudzy mogą zaś stwierdzić, że to ich przytłoczyło i nie są zainteresowani czytaniem tego typu opowieści. Ja plasuję się wśród grona osób, które oceniają "Czy można podświadomie szukać niepowodzeń" na plus. Owszem, książka ma swoje wady, jak na przykład to, że w pewnym momencie nieco przytłacza czytelnika swoim ciężarem, ale jednak wnosi ze sobą pewną wartość. To nie jest łatwa lektura, ale warto się z nią zapoznać i przemyśleć to, co autorka chciała nam przekazać. To, jaką lekcję wyciągniecie z tej książki - zależy już tylko od was.