Sylfana
-
Książki z serii Metro Dimitry Glukhovskiego znają chyba wszyscy. Jeśli ktoś nigdy nie sięgnął po te pozycje, to z pewnością o nich słyszał – jest to jednogłośnie literatura kultowa opierająca się w świat fantastyki ambitnej, gdyż zasadzającej się na fundamencie losów ludzi z krwi i kości. W przypadku krótkiego opowiadania, a właściwie metaforycznej nowelki o tytule Koniec drogi, autor nawiązuje do uwielbianych przez siebie motywów post – apokaliptycznych, nie zapominając o stworzeniu kreacji ciekawych, które tworzą najważniejszy element całej opowieści.
Jestem niebywale zaskoczona i zafascynowana, w jaki sposób ten rosyjski płonny autor w tak małej formie potrafił zawrzeć dramat ludzi ocalałych z zagłady nuklearnej. Jego pesymistyczna wizja końca świata i marzeń ludzkich nie potrzebowała wielu słów, by dobitnie dać ostrzeżenie, jakie niebezpieczeństwo niesie ze sobą zabawa człowieka w Boga.
Wspomniane wcześniej kreacje bohaterów to elementarny trzon historii, a stanowi go niecodzienny duet – młody, wkraczający dopiero w dorosłe życie nastolatek i strzec, który pamięta jeszcze świat sprzed zagłady. Jednak nawet on, mający zaplecze traumatycznych doświadczeń, wierzy jeszcze w istnienie cywilizacji, która będzie miała szansę się odrodzić. Marzenie starca i chłopca jest tożsame, oboje mają zasadniczo wybrany cel niebezpiecznej wędrówki, choć chyba do końca nie mają świadomości tego zjawiska. W obliczu tak zarysowanej fabuły koniec całej opowieści nada wspomnianemu marzeniu nowy, bardzo symboliczny i tragiczny wymiar, zburzy pewien światopogląd i da rozeznanie, jaka naprawdę jest rzeczywistość zniszczona przez bestialskie i egoistyczne pobudki całej ludzkości.
Jestem pod ogromnym wrażeniem całościowej twórczości Glukhovskiego. Moje zdanie na temat jego literatury nie zmieniło się z pewnością po przeczytaniu Końca drogi. Zadziwia jednak fakt, że twórca potrafi odnaleźć się zarówno w formach długich, jak i krótkich, co świadczy, moim zdaniem, o niebywałej wrażliwości artystycznej i wszechstronnym talencie. Bałam się tego opowiadania, myślałam, że moje zdanie na temat dorobku tego pisarza ulegnie zmianie, jednak jest ono w dalszym ciągu takie samo, a może nawet udało się wzniecić na nowo mój osobisty żar do tego typu literatury.Forma, jak i kształt językowy zachowuje bardzo przyzwoity poziom, jednak tutaj nie jestem zaskoczona. Strasznie jednak zadziwia fakt, że skomponowana opowieść ma charakter wybitnie symboliczny, już sam tytuł ma ogromny potencjał znaczeniowy, można go interpretować na kilka różnych sposobów. Kolejnym wartościowym elementem są dialogi dwóch głównych bohaterów, którzy rozmawiają nie tylko o przeszłości, ale także na tematy filozoficzne, zastanawiają się nad sensem swojego działania. Rodząca się, dosłownie na kilkunastu stronach, przyjaźń tych dwojga ludzi jest piękna i wyjątkowa. Można nawet mieć wrażenie, że starzec od pewnego momentu pragnie wprowadzić chłopca w nieznany mu świat, być jego opiekunem i mentorem, zupełnie bezinteresownie. Tego typu obrazki literackie nadają historii wyrazisty zarys, pozwalają na zbudowanie wielowymiarowej historii, która musi się podobać.
Jedynym minusem tej nowelki jest jej długość, a raczej „krótkość”. Z ciężkim sercem jest się rozstać z bohaterami tak szybko i brutalnie, jednak na tym polega wyjątkowość tej historii. Bez cienia wątpliwości polecam i daje mocne „6”.