Dyabeutor
-
Przyznaję bez bicia – nie przeczytałem tej książki. Jednak nie uczyniłem tego z lenistwa czy wyrachowania. Po prostu zepsułoby to efekt końcowy, jaki założyli sobie autorzy. Otóż przeznaczyli oni dla odbiorcy nie mniej, nie więcej, a jedynie około pół strony tekstu na dzień. Wyzwanie nie jest więc szczególnie wymagające, jednak zmusza do skrupulatności.
Przynajmniej kilka razy zetknąłem się z publikacjami tego typu. Zazwyczaj były to poradniki dla gospodyń domowych lub nastolatek, napisane w formie kalendarza-pamiętnika, z odpowiednią dawką dystansu do siebie i życia. Tutaj nie jest aż tak przyjemnie. Na każdy dzień mamy przypisany cytat z dzieł antycznych filozofów oraz krótkie wyjaśnienie, jak daną myśl zastosować w życiu codziennym.
Nieco mylący i odstraszający jest podtytuł „366 medytacji na temat mądrości, wytrwałości i sztuki życia”. Na szczęście książka daleka jest od wprowadzania nas w szeroko rozumiane „typowe” medytacje, skłania nas raczej w normalny, ludzki (może nieco akademicki) sposób do rozważenia niektórych kwestii, jednak na szczęście dalekie to jest od górnolotnych pseudo-mądrości, które atakują nas coraz częściej w najmniej oczekiwanych sytuacjach (czekam na cytaty Coehlo na papierze toaletowym…). Muszę przyznać, że po kilku dniach wprowadzania do codziennej rutyny lektury „słowa na dziś” zaprzyjaźniłem się z Seneką, Markiem Aureliuszem czy Epiktetem oraz ich przemyśleniami. Serwowana dawka (w moim przypadku przed snem) pozwala rzeczywiście nieco się wyciszyć i skupić na tym, jak swoje życie przechodzić spokojniej i mądrzej.
Autorom trzeba oddać to, że postarali się wznieść ponad zwykłe rzucanie cytatami określonego grona filozofów. Nie poszli na tzw. łatwiznę, ale pogrupowali sugerowane myśli. I tak oto w efekcie otrzymujemy trzy główne zbiory, każdy obejmujący cztery miesiące. Dla przykładu, pierwszy okres roku skupia się na postrzeganiu, a dokonany bardziej szczegółowy podział przypisuje styczniowi jasność, lutemu emocje, marcowi świadomość a kwietniowi – obiektywną myśl. Jak widać włożono niemały wysiłek, by wszystko uporządkować. Kolejne etapy analizy obejmują zakres działania i woli.
Efekt końcowy jest naprawdę zadowalający. Dla celów recenzenckich starałem się symulować przejście między miedzy miesiącami. Muszę przyznać, że nie miałem poczucia zgrzytu czy chaosu, cytowane myśli płynnie przechodzą w kolejne, tworząc spójną całość porządkującą serwowane przemyślenia. Doceniam to tym bardziej, że założony sposób tworzenia książki, bazujący na gotowych materiałach wyciągniętych niczym z przeglądarki Google aż prosi się o minimalny nakład własnych sił. „Stoicyzm na każdy dzień” jest naprawdę przemyślanym i dobrze ułożonym poradnikiem.
Oczywiście nie ma mowy w tym przypadku o wspinaniu się na wyżyny kreacji i tworzeniu dzieła wybitnego. Autorzy są świadomi swojej roli, skupiają się bardziej na katalogowaniu i tłumaczeniu „z polskiego na nasze” i chwała im za to, że nie starali się w tym wszystkim wcisnąć swoich złotych myśli. Jeśli cytowane dzieła przetrwały dwa tysiące lat i są aktualne, to silenie się na nowe mądrości na ich bazie ocierałoby się o banał.
Stoicyzm, który obecnie przeszedł w modne pojęcia w stylu „hygge”, to nic innego jak wyciszenie, uproszczenie życia i mądre jego przejście. Serwowanie przemyśleń skupiających się wokół takiej filozofii idealne jest na wieczory przy kubku kakao, jednak w moim przypadku sprawdza się jako dawka antycznych mądrości „do poduszki”. Takie spojrzenie na świat pozwala odpowiednio nastawić się na kolejny dzień, zasugerować, co jest istotne, a co zbędną, wyniszczającą gonitwą.
Lekturę rozpocząłem, niejako z przymusu, od miesiąca, do którego przypisano „cnotę i dobroć”. Już nie mogę się doczekać listopada, w którym czeka mnie trzydzieści cytatów tłumaczących szeroko pojętą akceptację („amor fati”, które jest jednocześnie hasłem wygrawerowanym na naszych – mojej i małżonki – obrączkach ślubnych).
Warto odnotować, że po „zaliczeniu” całego roku nie pozostajemy zdani na pastwę losu. Autorzy na końcu skupili się na opisaniu przez kilkanaście stron głównych teorii i pojęć stoicyzmu. Tutaj ciężar gatunkowy nieznacznie rośnie, lektura przypomina rozdziały podręczników uniwersyteckich, z wyszukanymi słowami i odnośnikami. Na szczęście nie jest to pozycja obowiązkowa, oraz, co najważniejsze, styl, w jakim napisano 95% książki.
„Stoicyzm na każdy dzień” udowadnia, że filozoficzne przemyślenia można skutecznie uporządkować i zaserwować odbiorcy tak, aby mógł on czerpać z nich jak najwięcej, nie męcząc się zbytecznymi przemyśleniami i górnolotnym, nieprzystępnym stylem. Oczywiście nie jest to wielkie dzieło, jednak swoją rolę spełnia idealnie. Za to należą się duże słowa uznania. Po prostu – dobra robota!