MB
-
Recenzowaną książkę poprzedza przywołanie słów Marszałka Piłsudskiego, który powiedział: "Naród, który traci pamięć, przestaje być Narodem - staje się jedynie zbiorem ludzi czasowo zajmujących dane terytorium". Coś w tym jest, chociaż mam też wrażenie, że współcześnie często myli się pamięć o historii z zapamiętałością w historii.
Można zatem przy okazji recenzji książki Krzysztofa Kołtuna zadać pytanie właśnie o to, czy jest to książka o pamięci, czy o zapamiętałości. I tak postawiłam sprawę przed jej lekturą. Odpowiedzi poszukałam poza książką, poszerzając nieco pole widzenia. Na stronie rymacze.pl1 znaleźć można krótką informację o miejscowości, wzbogaconą o amatorskie zdjęcia nadesłane dzięki uprzejmości dwóch Pań odwiedzających stronę rymacze.pl. Oto jak Autor (zarówno książki, jak i witryny) opisuje Rymacze:
"Rymacze dzisiaj, to zupełnie zmieniona wieś. Zabudowano ulicę od kościoła do szkoły. Według relacji Ukraińców, zwieziono tutaj domy z pobliskich futorów, zakładając kołchoz. Stara XIX-wieczna zabudowa wsi dotrwała tylko szczątkowo. Kilkanaście domów, nieliczne stare drzewa i okólniki. Większość domów przebudowana i na starych polskich sadybach stoją również budynki murowane. Wieś nie ma szczególnego wyrazu dawności. Poza wiśniowymi sadkami i lustrem jeziora w głębi - niewiele śladów i polskiej historii. Poza odpustową pielgrzymką do Rymacz przyjeżdżają w różnym czasie dawni mieszkańcy i potomkowie".
Na tej samej witrynie można przeczytać, że Autor pisał swoją książkę przede wszystkim z pasji, a po drugie przez ćwierć wieku2. Opublikowana została z pieniędzy pozyskanych dzięki datkom, a wydana przez prywatne katolickie wydawnictwo Norbertinum. Dzięki temu, że książka zawiera w dużej mierze relacje świadków zarówno samych działań, jak i potem już świadków ekshumacji ciał, ma bardziej charakter pamiętnika stworzonego dla uczczenia pamięci ofiar. Takie było założenie Autora i należy przyklasnąć, za osiągnięcie zamierzonego efektu. Drobną trudność może sprawiać czytanie tych fragmentów, które są zachowane w oryginalnej gwarze, ale to żaden zarzut do Autora - dla książki to tylko in plus. W końcu to oryginalne zapisy - niech takimi pozostaną.
W kształtowanie się granic wszystkich państw europejskich wpisane są podboje. Polacy doświadczali najazdów i grabieży z niemalże każdej strony, ale pamiętać należy także o tym, że i o nas niektórzy mogą mówić źle. Nie zdziwi mnie wcale, że na słowo "Polak" Litwin wykrzywi twarz. Fakt, że może akurat za pazuchą mamy stosunkowo niewiele, ale też nie jesteśmy Szwajcarią na wojennej mapie świata (czy to zaleta, czy wada - wstrzymuję się od głosu). Wiadomo również, że wojny wszczynają rządzący (przez grzeczność przemilczę kwestię wojen o podłożu religijnym), a walczą i giną w nich żołnierze/obywatele (a często też cywile). Niestety, jak to w życiu bywa, pewne decyzje zapadają na innych szczeblach niż te, które potem są zaangażowane w działanie będące rezultatem tychże decyzji. Dlatego szczególnie warto pamiętać o słowach ludzi mądrzejszych i bardziej/trudniej doświadczonych; jak np. Antoni Słonimski, który cytował swojego ojca mówiąc "jeżeli nie wiesz jak należy się w danej sytuacji zachować, na wszelki wypadek zachowaj się przyzwoicie", albo Wisława Szymborska i jej słynne "tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono".
Z książkami o historyczno-wojenno-morderczej tematyce jest o tyle trudno w kwestii ich recenzji, iż emocje lubią przepychać się na pierwszy plan. Patrząc obiektywnie, taka sama opowieść jak wszystkie publikacje o Rwandzie, czy chociażby książka Pawła Smoleńskiego "Syrop z piołunu. Wygnani w akcji "Wisła"". Tylko inna nacja ginie wyżynana w pień. Plusem tej książki jest niewątpliwie to, iż o pewnych kwestiach z zaplecza historycznego nie mówiło się u nas do przysłowiowego wczoraj, albowiem miały miejsce na tyle niedawno, że są jeszcze świeże, a przez to niewygodne podwójnie. Dlatego dobrze, że udało się tę książkę wydać (recenzowany egzemplarz pochodzi z 2016 roku, jest pierwszym wydaniem i nie zawiera zdjęć). Minusem, że przy okazji recenzji wypadałoby się określić, czy należy ją Państwu polecić, czy nie.
Polecam. Ale polecam ją w duecie z lekturą wspomnianej już wyżej książki Smoleńskiego "Syrop z piołunu". Jeżeli chcemy uczyć się z historii, to miejmy jej pełen obraz.