MB
-
Sznurówki to specyficzna książka, początkowa dość ciężka. Nie zachwyciła mnie, ale przyznać trzeba, że czyta się ją szybko. Całość traktuje o małżeństwie, które przeżywa rozstanie wskutek romansu męża. No właśnie, wydawać by się mogło, że koncepcja dla fabuły zwyczajna, ale konwencja książki jest oryginalna i Autor miał dobry pomysł na rozprawienie się z tak obranym tematem. Życiowa sztampa w postaci romansu, który doprowadza do rozstania (ale nie rozwodu) rozpoczyna się monologiem porzuconej kobiety. Ciągnie się to przez stron parę i mnie osobiście nie zmęczyło, albowiem wrażenie na mnie zrobiła mnogość sformułowań, określeń, stanów ducha itp., które bohaterka wylewa niczym pomyje. Wypluwa z siebie żal i złość jak kowboj wyrzuty tytoń. Cechuje ją rozgadanie typowe dla Autorów iberoamerykańskich, a także włoskich. Spieszę również z dobrą wiadomością - pozostałe dwa rozdziały to relacja dwóch innych stron tej farsy - męża oraz córki (odpowiednio rozdział drugi i trzeci). Wszystko tu się zazębia, opowieści uzupełniają się, pomagają rozwiązać enigmy niektórych zdarzeń. Mówiąc kolokwialnie ma to ręce i nogi, chociaż pierwszych stron kilka budzi lekki niepokój o to, czy uda się przebrnąć przez ten korowód myśli. Uspokajam - uda się, będzie nawet lekko zabawnie (momentami li tylko) i inteligentnie (jak wyżej). Skoro mamy zgrabną opowieść - interesującą w swojej formie, to jakie mam zastrzeżenie do książki..?
Zasadniczo żadnych.
Pokazuje ona bowiem pewien paradoks... ktoś, kto wdaje się w romans, dla tego romansu (pal sześć jak ma on na imię) decyduje się porzucić żonę i dzieci... okazuje się bohaterem-chorągiewką. Mało poetycko określa się takich panów jako pozbawionych jaj (pardon!). I nasz bohater jest takim właśnie egzystencjalnym eunuchem. Chce zjeść ciastko i mieć ciastko. Co więcej - on je zjada... ale zwraca. To jest główny wątek relacji mężczyzny, który wprowadza porządek w całość opowieści i relacjonuje wydarzenia swoim okiem. Ponieważ narrację przejmuje mężczyzna, jest to zgrabne w treści, bez zbędnych rozmemłań i dość precyzyjne w spostrzeżenia i odczucia.
Paradoks w tej książce jest jeszcze jeden i świetnie wyłania się on z ostatniego rozdziału. Dzieci - niby mali, ale baczni i chłonni obserwatorzy zdarzeń, którzy konfrontują je ze swoją dorosłością. Punktują rodziców strzał za strzałem i pokazują im środkowy palec. Robią to w sposób niewybredny - i tu pojawia się uśmieszek na twarzy czytelnika.Historia zgrabna - jak już wspominałam; zasadniczo lekka poprzez konstrukcję, jakiej użył Autor. Natomiast nie jest to książka, którą polecam. Z drugiej strony nie odradzam jej lektury. Jak ktoś ma ochotę poczytać o tym co się dzieje z ludźmi, którzy ewidentnie pogubili się w życiu; poczytać o dość rozsądnych wizualizacjach konsekwencji decyzji niekonsekwentnych... "silwuple". Nie jest to książka przestroga, albowiem jak człowieka trafi Amor, strzeli mu do głowy trzecia młodość i zabraknie w tym wszystkim odrobiny trzeźwej oceny sytuacji - to umarł w butach. Nie pomoże prośba, groźba i ksiądz na ambonie.
Dostrzegam tu typowe odpłciowienie bohaterów, które kojarzy mi się z Autorami o współrzędnych geograficznych w kształcie buta, ale w tej konkretnej książce ich swoista nijakość jest uzasadniona i łączy się składnie z całą opowieścią. Oni tutaj po prostu nie mogli być inni.
I teraz najtrudniejszy moment - ocena.
4 - za koncept.