Tysiąc Żyć Czytelnika
-
Wyznając zasadę 'dobry romans nie jest zły' spotkałam na swojej drodze parę razy książki pani Abbi Glines. Co prawda, większość z nich nie przypadła mi do gustu jakoś szczególnie, ale ja się nie poddałam i stwierdziłam, że pewnie z ilością napisanych książek wzrastały też umiejętności autorki. Nie pomyliłam się.
Low od czasu do czasu mieszka ze swoją siostrą, jednak sama domu nie posiada. Jeśli miałaby powiedzieć coś o rodzinie to także nie byłoby tego zbyt wiele. Cały swój wolny czas poświęca siostrzenicy, z którą matka sobie nie radzi. W zamian za to ma dach nad głową. Niestety, oprócz tego dziewczyna pracuje i studiuje, więc nie ma tego czasu zbyt wiele. Całe szczęście z pomocą nadchodzi wtedy jej najserdeczniejszy przyjaciel z dzieciństwa - Cage, który nadal wierzy, że dziewczyna kiedyś zostanie jego żoną.
Marcus czerpał z życia do czasu, gdy nie wyszło na jaw, że jego ojciec zdradza swoją żonę. Chłopak powraca do rodzinnej miejscowości by pomóc mamie w ciężkich chwilach. Poznaje wtedy dziewczynę, która często przychodzi i zostaje na noc u jego współlokatora - Cage'a. Czy można od pierwszego spojrzenia stracić głowę...?
Pierwszym, co odstrasza mnie w książkach pani Glines to schematy. Całościowo fabuła zawsze jest jednym wielkim schematem, ale w środku - w niektórych powieściach zdarza się, że jest przykładowo pięć wątków, które przeplatają się okresowo. Cóż, całe szczęście w tym przypadku książka jest jedynie jednym wielkim schematem, co nie tyle spotkało się z moim oburzeniem, co obojętnością. Niemniej liczyłam na to, że w jakiś sposób rozszerzymy ten schemat, że przykładowo bohaterowie okażą się tak niesamowici, że swoim zachowaniem mnie kupią... A może, że będzie słodko i moje serduszko się zakocha w głównym bohaterze płci męskiej... No cóż, czekało mnie lekkie rozczarowanie, bo nic podobnego się nie zdarzyło.
Wydaje mi się, że 'najlepszą' rzeczą w tej książce jest to, iż napis na okładce głosi "Jedna dziewczyna i dwóch mężczyzn... Kto zdobędzie jej serce?", a żeby dodać dreszczyku emocji tylko jeden z nich prowadzi narrację. Oczywiście chyba tylko dla osób, które czytają książkę podczas robienia jakiejś innej czynności. Może wtedy jest jakaś minimalna szansa, że dana osoba naprawdę nie połapie się, który z dwóch kawalerów zdobędzie serce damy.
Szkoda tylko, że w książce naprawdę mało było humoru. Kiedy książka ma mnie rozluźnić to bardzo lubię się pouśmiechać i poprychać w stronę kartek. Jeżeli jednak nawet to nie występuje w treści, to chociaż garść słodyczy byłaby bardzo przydatna. Niby powstaje nowa znajomość, nowa więź i wszystko jest takie idealne... A jednak mało co z tego jest rzeczywiste. Okej, rozumiem, nie każdy jest wybitny w mówieniu żartów, czy komplementów, no ale jakieś wymagania do 400 stron powieści chyba każdy ma, ten jeden zabawny lub ckliwy cytat mógłby się pojawić. Szkoda, że niestety tak nie było.
'A niech sobie będzie książka jaka ma być byle, żeby była przyjemna do czytania.' Tak, oto moja mantra w ostatnich dniach. Prawdę mówiąc, pomimo tego że mi się mnie to ni ziębiło, ni grzało, to miło spędziłam czas. Poczytałam sobie i najprawdopodobniej już za tydzień nie będę miała bladego pojęcia o czym była dana lektura, niemniej nie miałam jej nic przeciwko. Wydaje mi się, że czasem każdy z nas potrzebuje czegoś podobnego, by odciąć się od świata, rozluźnić się i... po prostu być szczęśliwym.