Anena
-
Pamiętając sukces Dana Browna z niecierpliwością zabrałam się za czytanie powieści Marka Górnego-Margusona pod tytułem Santa Rosa. Z opisu na tylnej okładce można domniemywać, że czytelnika czeka literacka uczta, w której główną rolę odgrywają tajemnicze morderstwa połączone z zaginięciem polskiego archeologa w tureckiej świątyni Santa Rosa. W wyobraźni widziałam już pogoń za tajemniczymi artefaktami, spektakularne pościgi i ogrom niebezpieczeństwa czekające na głównego bohatera. Czy naprawdę otrzymała to, czego się spodziewałam?
Powieść Santa Rosa to mieszanka thrillera i sensacji połączona z wątkiem historycznym osnutym wokół tajemniczego Zgromadzenia Trójcy. Głównym bohaterem jest młody detektyw Mark Wolski, skuteczny w walce z przestępcami pasjonat historii i ojciec archeologa. Kolejna sprawa, którą ma prowadzić łączy go z osobą pięknej i błyskotliwej Mai Bollisario, która przyznaje się naszemu bohaterowi, że miewa wizje. Ich rozmowę przerywają strzały. Ktoś próbował zabić detektywa!
Pomysł autora na polską wersję przygód Roberta Langdona i Indiany Jonesa razem wziętych wydaje się przepisem na sukces i zyskanie miana bestsellera. A połączenie sensacji, intrygi kryminalnej i tajemnic z przeszłości ukrytych w starożytnych skarbach i artefaktach znalezionych na wykopaliskach archeologicznych to murowany sukces, który może przyczynić się do popularności autora. Niestety sama realizacja doskonałego konceptu wydaje się odbiegać od ideału. Już na początku powieści rozmowa między Markiem a Mają wydawała mi się całkowicie oderwana od rzeczywistości. Bohaterowie omawiając wizje Mai przechodzili z tematu na temat- zastanawiali się nad obecnością pozaziemskich cywilizacji, czy dysputowali o kwestiach religijno-filozoficznych, które praktycznie nic nie wnosiły do powieści. Zresztą raczej niewielu czytelników interesuje, czy Sfinks był wyobrażeniem jakiegoś bóstwa, czy, według bohaterów, kosmitą. Również osoby wierzące mogą poczuć się nieco urażone, kiedy metaforyczne i alegoryczne przypowieści z Biblii zostają zredukowane do fragmentów o rzekomych kosmitach nawiedzających Ziemię od zarania jej istnienia. Wydawać by się mogło, że autor toczy osobistą wojnę i kwestionuje podstawowe zasady wiary. Mojego zainteresowania nie wzbudziły także rozważania o naturze Boga i Chrystusa, które zawierały sprzeczne tezy. Autor posługiwał się także nieprecyzyjnymi pojęciami dotyczącymi wiary, które mogły wprowadzić chaos w wypowiedziach bohaterów i istotne niedomówienia. Mnie jako czytelniczkę lubiącą igranie z konwencją i doszukiwanie się głębszych sensów w powieściach strasznie męczyły także wyjątkowo długie pseudo- teologiczne i metafizyczne rozważania, które spowalniały akcję powieściową i nie wnosiły praktycznie niczego do opowiadanej historii. W ten sposób byłam nieco zawiedziona powieścią Santa Rosa, o której miałam nieco lepsze oczekiwania.
Również sam styl prowadzenia narracji wydawał mi się nieco anachroniczny i chaotyczny. Wypowiedzi głównego bohatera przypominały wywody człowieka starszego i bardziej doświadczonego w porównaniu z wiekiem Marka. Także przemyślenia dotyczące zawodu prywatnego detektywa wydawały się sztampowe i ogólnikowe, które sprawiały wrażenie, że autor nie zagłębiał się w tematykę kryminalną powiązaną z metodami prowadzenia śledztwa i zbierania informacji charakterystycznych dla tego zawodu. Szkoda, że autor nie odsłonił przed czytelnikiem kulis działania płatnych detektywów na zlecenie.
Mierził mnie w tej powieści także główny bohater, ukazany jako jednostka wybitna i niemalże ascetyczna, żyjąca w zgodzie z naturą, o czym świadczy niniejszy fragment:
„Dwadzieścia dziewięć lat doświadczeń życiowych nie zmieniło Marka w snoba ceniącego ponad wszystko własne wartości. Wygórowane ambicje? Nie, one prędzej czy później zabijają osobowość, trawią wnętrzności. Nieświadomi naszego stanu nadludzko wspinamy się wyżej i wyżej, tym samym skazując się na marnotrawienie własnego ja. Kiedy przekroczymy granicę absurdu w walce o wyższe stanowisko, pomnażanie majątku i władzę, pozbywamy się wówczas ludzkich uczuć. Mark nie miał sobie nic do zarzucenia, samokontrola pozwalała mu nie tylko pracować bez balastu władzy, ale także czerpać z życia minimum przyjemności, po prostu żyć w zgodzie z ludźmi i naturą”.Mark Wolski wydaje się być człowiekiem idealnym, znającym się niemalże na wszystkim, co powoduje, ze ta postać traci wiarygodność w oczach czytelnika i wydaje się za bardzo papierowa. Takie są przynajmniej moje odczucia.
Nie ukrywam, że moje oczekiwania względem tej powieści okazały się zbyt wygórowane. Co prawda wraz z bohaterem podróżujemy w różne zakątki świata w poszukiwaniu wskazówek mających pomóc w śledztwie i wyjaśnić tajemnicze i niepokojące zdarzenia. Za udane uważam wskazanie prywatnego aspektu sprawy, czyli próby odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób zginął ojciec Marka Wolskiego. Na niego i pomagającą mu Maję czeka wiele przeciwności losu i niebezpieczeństw wynikających z inicjatywy ludzi, którzy pewne tajemnice wolą zataić na zawsze. Niemniej akcja utworu wydaje się wartka i interesująca, ale nieco zaprzepaszczona przez wspomniane przeze mnie nawiązania do kosmitów. Moim zdaniem było to połączenie nieco nieudane.
Powieść Santa Rosa mogę polecić jedynie miłośnikom alternatywnej wizji historii oraz osobom zainteresowanym badaniami nad obecnością obcych cywilizacji na Ziemi.