Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Blade Runner. Czy Androidy Marzą O Elektrycznych Owcach?

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 1 votes
Akcja: 100% - 2 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 1 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 2 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Blade Runner. Czy Androidy Marzą O Elektrycznych Owcach? | Autor: Philip K. Dick

Wybierz opinię:

Vyar

Wyobraźmy sobie świat, w którym obok ludzi, żyją androidy: humanoidalne istoty niemal nie do odróżnienia od normalnego człowieka, które myślą, czują, wpasowują się w społeczeństwo. Zwykle są ściśle kontrolowane, ale czasem, pojedyncze osobniki wyrywają się i ukrywają wśród ludzi. Wyobraźmy sobie świat, w którym powietrze i ziemia skażone są tak bardzo, że wyginęła niemal cała flora i fauna, a zwierzęta można spotkać już tylko w formie udomowionej, a i te są na wagę złota, tymczasem moralnie pożądane jest, by każdy posiadał jakieś zwierzę, a wobec trudnej sytuacji na rynku, tworzone są ich elektryczne zamienniki... Kosmos, można by powiedzieć, taką wizję przedstawia czytelnikowi Philip K. Dick w książce „Blade Runner". I jest to wizja zaiste niepokojąca.

 

Rick Deckard jest porządnym obywatelem San Francisco, ma dobry, jeszcze nie zmieniony radioaktywnym opadem genotyp, żonę i owcę na dachu. Ma też nieźle płatną, ale niezbyt bezpieczną pracę: jest łowcą androidów. Tych zbuntowanych, które uciekają z kolonii na Marsie, zazwyczaj zabiwszy wcześniej swoich właścicieli. Czytelnik poznaje Ricka w momencie, gdy jego życie przestaje go satysfakcjonować: posiada co prawda zwierzę, ale elektryczne, co trzyma w ścisłej tajemnicy przed sąsiadami, ponieważ na żywe go nie stać, a jego żona wpada w depresję - z własnej woli. Sytuację może uratować nowe zlecenie: człowiek zajmujący się eliminacją nowego typu androidów, Nexusa-6, uległ wypadkowi, rażony laserem przez wroga, i to właśnie Rick ma go zastąpić, odnajdując pozostałą przy życiu szóstkę najnowocześniejszych i najgroźniejszych humanoidalnych maszyn...

 

Wizja przyszłości, wykreowana przez Dicka w „Łowcy Androidów" jest niepokojąca, a jednocześnie fascynująca, z kilku względów. Pierwszym, co uderza czytelnika, jest sposób, w jaki ludzie wpływają na własne nastroje: programują je za pomocą urządzenia. Każda jedna emocja ma swój kod, na każdą można „się ustawić". Iran, żona Deckarda, świadomie wybiera te negatywne: rozpacz, depresję, użalanie się nad sobą, i z tego zdaje się czerpać przyjemność. Druga rzecz, to to, co właściwie odróżnia androidy od ludzi, czyli empatia. Sposób na ich wykrycie to prosty test, polegający na zadawaniu pytań i badaniu odpowiedzi, ze szczególnym uwzględnieniem odruchowych reakcji emocjonalnych. Androidy są inteligentniejsze od ludzi, ale cechuje je chłód emocjonalny, choć i to nie we wszystkich przypadkach, zapewne dlatego pytania dotyczą zwierząt i dzieci. I jeszcze trzecia rzecz, choć nie najmniej ważna: degeneracja, zachodząca w ciałach ludzi pod wpływem promieniowania. Skażenie jest powodem, dla którego wielu ludzi emigruje do kolonii na Marsie, ale nie wszyscy mogą to zrobić: ci, w których organizmie zaszły zbyt duże zmiany, są sterylizowani i „uziemiani". Nazywa się ich „specialami", w odróżnieniu od „normali", i występują oni w rozmaitych formach. W książce poznajemy jednego z nich – Johna Isidore, „kurzego móżdżka", człowieka o obniżonym ilorazie inteligencji, jednak nie na tyle, by nie mógł wykonywać najprostszych prac. „Specjale" są izolowani od społeczeństwa, które do takich prostych prac ich wykorzystuje, dopóki są do nich zdolni, traktując ich jednak jak osoby drugiej kategorii. Jak bardzo ironiczny wydźwięk ma w tym kontekście słowo „specjalny", prawda?...

 

Specyficznie ujęta została kwestia wierzeń. Rodzajem boga jest Mercer, właściwie człowiek, który jest podobny do archetypicznego Syzyfa: wspina się pod górę, z której strącane są kamienie, trafiające i raniące go. Ludzie „jednoczą się" z nim, i z innymi, za pomocą urządzenia, które przenosi ich do pewnego rodzaju wirtualnej rzeczywistości, gdzie przechodzą własną drogę. Urządzenie umożliwia dzielenie się uczuciami, i jest ważnym elementem w empatycznej układance, stworzonej przez autora. Ale czy Mercer istnieje naprawdę, czy też jest tylko wymysłem ludzi?

 

Nie można narzekać na brak akcji z książce, Dick nie bawi się w opisy przyrody, woląc rzeczowo przedstawić wydarzenia, które zmieniają się w szybkim tempie. Nie ma szans, by czytelnik znudził się podczas czytania. Jedyne, co mi przeszkadzało, to właśnie ta, pobieżnie potraktowana wydawałoby się, akcja. Rick Deckhard radzi sobie świetnie z przeciwnikami, którzy mieli być niewyobrażalnie wręcz sprytni i groźni, tymczasem nie ma z nimi żadnych problemów – wchodzi, przedstawia się, przeprowadza test, zabija androida. Android się poddaje. Czasem kombinuje, ale nie ukrywa tego, kim jest. Nie ma woli życia. Jak im się udało uciec z Marsa, skąd taka inicjatywa? Ta ich pozorna motywacja gdzieś się gubi po drodze.

 

W sprzedaży pojawiło się już wiele wydań tego dzieła Dicka, i było, z tego co widzę, trochę zamieszania z tytułem. Czasem brzmi on „Łowca Androidów", czasem z angielska „Blade Runner", tymczasem w oryginale jest to „Do Androids Dream of Electric Sheep?". Najbliższe temu było chyba wydawnictwo Rebis, którego wersja dotarła do mnie, a które do angielskiego tytułu dołączyło podtytuł „Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?". Zadziwia mnie, i odrobinę bawi ta gra autora, bo „andki" żadnych uczuć specjalnych co do zwierząt nie mały... do innych swego rodzaju również, więc i do elektrycznych substytutów domowych pupili się raczej nie przekonają.

 

Na podstawie „Łowcy Androidów" nakręcono film, którego, przyznam się bez bicia, nie oglądałam. Nie wiem też, czy chcę to zrobić, świat wykreowany w książce zafascynował mnie do tego stopnia, że nie bardzo mam ochotę zapoznawać się z czyjąś jego interpretacją. Wizja takiej przyszłości jest dobra przez pewną realność, postęp technologii jest obecnie bardzo dynamiczny, i kto wie, kiedy i nam zaczną towarzyszyć humanoidalne roboty. Choć sam fakt ich występowania nie jest tak ważki w tej książce jak specyficzna, bardzo dokładnie przedstawiona moralność, która wydaje się być miejscami zupełnie nie do przyjęcia, a miejscami bardzo odpowiednia, i ludzka natura niejednokrotnie się przeciwko niej buntuje, szukając innych ścieżek. „Specjale", elektryczne zwierzęta, merceryzm, empatia, o którą tak bardzo się dba, a która jest jedynym, co odróżnia ludzi od robotów, to wszystko tworzy z „Blade Runnera" wybuchową mieszankę, od której nie sposób się oderwać, a więc książkę czyta się niemal „jednym tchem". Polecam więc nie tylko fanom fantastyki.

Wiewiórka W Okularach

Jeśli czytacie mojego bloga od dłuższego czasu, to dobrze wiecie, że z science-fiction mi wybitnie nie po drodze. Dlatego też sporo samozaparcia kosztowało mnie sięgnięcie po książkę jednego z czołowych pisarzy tego nurtu – Philipa K. Dicka. Tym bardziej było to dla mnie trudne, bo wiedziałam, że w moje ręce nie trafi lektura lekka i przyjemna, a wręcz odwrotnie – skłaniająca do przemyśleń i będąca wyzwaniem. Ku mojej uldze nie było jednak tak źle, jak się spodziewałam.

 

Rick Deckard to łowca androidów. W świecie po katastrofie, gdzie większa część ludzkości uciekła z Ziemi do marsjańskich kolonii, Rick pozostał na Niebieskiej Planecie i wyłapuje androidy, które uciekły z Marsa, by je zlikwidować. Jednak wcale nie tak łatwo stwierdzić, kto jest androidem, a kto człowiekiem. Maszyny są bowiem tak podobne w swym wyglądzie do ludzi, że właściwie nie do rozpoznania, a jedyne, co je odróżnia, to brak uczuć, takich jak współczucie, poczucie winy czy sumienie. Czy goniąc za androidami, Rick zachowa swoje człowieczeństwo i nie utraci resztek godności ludzkiej, jakie w sobie ma?

 

Tak, jak napisałam na początku recenzji, Blade Runner to wcale nie jest łatwa i przyjemna lektura. Dick tworzy na kartach powieści pełną niepokoju i duszną atmosferę. Czytelnik ma wrażenie, że coś złego czyha na niego za rogiem. Ogromną rolę pełni tu chaos, śmieci, które rozprzestrzeniają się nieujarzmione same z siebie. Ten bałagan ogarnia stopniowo całą Ziemię, nie pozostawiając nawet odrobiny miejsca na normalne życie. Poza na wpół wymarłymi miastami nie ma de facto życia na naszej planecie, na którą spada popromienny pył. Ludzie muszą się przed nim chronić, nosząc na sobie grube kombinezony, a i to nie zawsze jest ratunkiem. To wszystko sprawia, że powieść Dicka jest bardzo depresyjna i dołująca, a z taką atmosferą nie każdy czytelnik będzie potrafił sobie poradzić.

 

Rick, aby zbadać, czy ma do czynienia z androidem, czy z człowiekiem, stosuje test współczucia Voigta-Kampffa. Jest to najdoskonalsza, jak dotąd, metoda na odróżnianie robota od istot żywych. Androidy są pozbawione takich uczuć, jak empatia, współczucie czy poczucie winy, pod tym względem to bezduszne maszyny. Jednak Dekard stopniowo sam zaczyna w ten test wątpić, a wyniki stają dla niego pod znakiem zapytania. Łowca androidów powoli zatraca własne człowieczeństwo i orientuje się, że sam nie jest zdolny do współczucia i nie czuje się winny, zabijając kolejne maszyny. Jedynym, co go zaczyna odróżniać od androida, to chęć posiadania prawdziwego zwierzęcia. Zwykła wiewiórka czy owca są warte mnóstwo pieniędzy, ale ich posiadanie podnosi status społeczny człowieka i sprawia, że posiadacz jest uważany za pełnoprawnego członka społeczeństwa.
Pytania stawiane czytelnikowi przez Dicka nic się nie zestarzały od 1968 roku, kiedy to po raz pierwszy wydano Czy androidy śnią o elektrycznych owcach? Wręcz przeciwnie – są wciąż wręcz przerażająco aktualne, szczególnie, że nasz pęd technologiczny zmierza do tworzenia coraz to doskonalszych robotów, aż pewnie zaprowadzi nas do powstania androidów. Sami musimy się zastanowić, czy przedstawiona przez autora wizja naszej przyszłości to coś, czego pragniemy, czy jednak ważniejsze i cenniejsze będzie dla nas pozostanie ludźmi i nie utracenie naszego człowieczeństwa.

 

Blade Runner to powieść wymagająca powolnej lektury, chociaż akcja jest w niej wartka, dialogi żywe, a bohaterowie przekonujący. Philip K. Dick skłania do przemyśleń swoją prozą. Należy tu też oddać sprawiedliwie szacunek wydawnictwu. Wydanie Rebisu zostało opatrzone świetną przemową Lecha Jęczmyka, a ponadto treść okraszono rysunkami w wykonaniu Wojciecha Siudmaka. Ilustracje podkreślają dodatkowo przesłanie powieści, są niepokojące i świetnie oddają atmosferę panującą w książce. Jeśli zastanawialiście się, czy zacząć swoją przygodę z science-fiction, to zachęcam Was do sięgnięcia po Blade Runnera, a po przeczytaniu do obejrzenia filmu z Harrisonem Fordem w roli Ricka Dekarda (czego sama jeszcze nie zrobiłam, ale jest to w moich planach).

 
 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial