Na Widelcu
-
Nie oceniaj książki po okładce, a firmy po sprawdzaniu finansowym. To, że biblioteka nie tylko nie generuje przychodów, ale co więcej, wymaga nakładów, wydaje się nam dość oczywiste. Radny Cherico widzi wszystko w kategoriach liczb. Podejmuje więc, zdawałoby się słuszną, decyzję, zamienia minusy w plusy. Stawia więc lokalnej bibliotekarce ultimatum - albo poprawi statystyki, albo biblioteka zostanie zlikwidowana. Bohaterka zaczyna więc żmudną walkę o to, co w życiu każdego mola książkowego najważniejsze - dostęp do literackiego uzależnienia. Gdy przygoda się zaczyna, a my wkraczamy w skromne progi biblioteki, możemy przekonać się, że faktycznie nic się tu nie dzieje. Czy to brak czytelników, czy to może Pani przebimbała cały wcześniejszy czas? Nie bądźmy jednak malkontentami w stylu radnego i przejdźmy do ofensywy. Bo oto właśnie zaczyna się kampania o ocalenie książek. A wszystko w eleganckim, małomiasteczkowym klimacie.
Większość bohaterów to po prostu sąsiedzi do serca przyłóż. Jak kłótnie, to tylko drobne, jak nieporozumienia, to szybko rozwiązywane. Aż chciałoby się znaleźć to z lekka senne, za to pełne przyjaźni miasteczko. A potem koniecznie wybrać się do biblioteki na spotkanie Wiśniowego Klubu Książki. Jest to pierwszy pomysł na zwiększenie zainteresowania czytelnictwem. Początkowo niewielkie grono szybko się rozrasta. Mamy dobrą kuchnie, klasyczną literaturę i niekonwencjonalne dywagacje. A w tle dzieją się najważniejsze rzeczy, nawiązują przyjaźnie, a nawet miłości. Akcja jest na swój specyficzny sposób żywiołowa. Płynnie przechodzimy między kolejnymi scenami codzienności przygotowując się do „walki" o bibliotekę. Główna bohaterka zarysowana jest niesamowicie, aż do przesady, uroczo i słodko. Często jednak porzucamy jej obecność na rzecz spojrzenia na akcję z innej perspektywy. Kilka scen zagranych przez radnego prawdopodobnie miało na celu pokazanie wydarzeń od drugiej strony. Nie do końca jednak się udało. Utwierdzamy się w przekonaniu kto jest zły (władza, którą nie wiadomo kto wybrał), a kto dobry (cała reszta). Chciałoby się rzecz, że wszystko po staremu. I wydawać by się mogło, że plan nie wypali, bo zaangażowanie społeczeństwa jest takie jak u nas, gdy dochodzi do kulminacyjnego momentu. Mimo że akcja płynie sielsko i anielsko bez przesadnego epatowania szokującymi zdarzeniami, mamy kilka ciekawych momentów. Jeden raz chcemy się poddać, żeby po kilku stronach popaść w optymizm nowych możliwości.
Akcent położony został na przyjaźń. Chociaż miłość jest wszystkim czego można potrzebować, tutaj odgrywa drugie skrzypce. Gdy doczytałam, że bohaterka jest niestarą panienką na wydaniu, obawiałam się kolejnego polowania na męża. Temat ten został rozwiązany dość typowo i całe szczęście nie zajął wielu kartek. Drugi związek, który kwitnie na naszych oczach jak krokusy na wiosnę, jest zdecydowanie mniej szablonowy i dużo ciekawszy. Na uwagę zasługują też relacje małżeńskie, które dalekie od wyidealizowania, niejednokrotnie przyprawiały mnie o uśmiech. Gdy czytałam Wiśniowy Klub Książki było mi lekko i przyjemnie, a poza tym bardzo ciepło. Jakbym w zimowy dzień siedziała w domu otoczona kocem. Smacznym akcentem są też przepisy. Chociaż spodziewałam się, że skoro użyto ich jako zachęty do czytania, będzie ich więcej. Z tych zaprezentowanych tutaj, najlepszy jest ostatni czyli „wyspowanie" lodów.
Chcesz poczuć, że świat jest piękny, a chcieć to móc? Polecam Wiśniowy Klub Książki jako skróconą terapię rozgrzewającą duszę. W końcu nie wszystko da się zamknąć w liczbach, czasem słowa są dużo skuteczniejsze.