Na Widelcu
-
Z radością dokonałam kolejnego naukowego odkrycia. I sama nie wiem, czy bardziej przemawia przeze mnie sceptycyzm, czy radosna ciekawość „dziecka" (a jakże!). Pierwsze wrażenie, jakie miałam po przeczytaniu książki „Woda kokosowa. Naturalny środek uzdrawiający o naukowo udowodnionej skuteczności" było bliskie uczuciu, że oto znalazłam lek na całe zło. Umówmy się, że śmiały podtytuł sam nam to sugeruje. Następnie autor roztacza przed nami liczne badania naukowe, fakty i dowody. Jak tu nie zakochać się w pomyśle, że taka niewinna ciecz, całkiem smaczna, może stanowić nie tylko dodatek do drinków, ale też sposób leczenia.
Pierwszy rozdział ma tytuł „Woda kokosowa ocaliła mi życie". Gdyby był on poprowadzony tak, jak się tego spodziewamy, w tonie nowego oświecenia, książka poleciałaby w kąt. Całe szczęście okazuje się, że chodzi o historie rozbitka. Ok, w to jestem w stanie uwierzyć.
Kolejnym poruszonym tematem jest wprowadzenie nas w teorię zagadnienia. Poznajemy rozróżnienie między wodą kokosową, a mleczkiem oraz historię dochodzenia do następującego wniosku: cud nad cudami, spróbujcie sami! Nowością jest dla mnie informacja o stosowaniu tego nektaru w miejsce kroplówki. Tak, dokładnie, dożylnie, pacjentowi! I zastawiacie się jak to możliwe? Okazuje się, że pierwotnie była to sytuacja kryzysowa, na wojnie. Potem ze znacznej poprawy zdrowia osób poddawanych tym praktykom wyciągnięto wnioski i rozpoczęto się badania. Tyle z merytorycznej treści, której w książce jest sporo.
Pora zająć się tak zwanymi smaczkami. Treść wzbogacona jest o liczne przykłady z życia. Autor opowiada nam jak to sam uzdrowił się dzięki wodzie kokosowej. Co więcej, mamy też zacytowane rozliczne listy wielbicieli. I w ten oto sposób dowiadujemy się o męce wydalania kamieni nerkowych. Jaki ma to związek z wodą kokosową? Dla mnie żaden. Przynajmniej nie jest to stosunek bezpośredni. Zdarza się to wiele razy. Autor ma tendencje „popłynąć" na fali medycznych wynurzeń doinformowując nas o wielu kwestiach, niewiele mających wspólnego z samym kokosem.
Jeśli miałabym ocenić umiejętności pisarskie autora, klasyfikowałyby się dość wysoko. Pomijający oczywisty fakt, że książka skupia się na medycynie, czyta się ją przyjemnie. Nie jest to kryminał czy obyczajówka, nie spodziewajmy się więc wciągającej historii. Jednak z odrobiną cierpliwości można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy. A informacje te są wzbogacane o czarno-białe obrazki. Ani ładne, ani szczególnie pomocne. Dodatkowo ich podpisy często wkraczają w tekst, przerywając zdania i rozpraszając naszą uwagę.
Przejdźmy jednak do przepisów, jest ich aż 36! Zdaje się, że autor zarezerwował sobie to zagadnienie na kolejną publikację. Dania, które umieścił tutaj, nie są szczególnie odkrywcze. Jak się można spodziewać, oscylują głównie wokół napoi oraz słodkich przekąsek. Niestety kurczak w wodzie kokosowej ciągle musi pozostać w sferze moich pomysłów.
Dodać muszę, że książka zawiera kilka ciekawych, praktycznych informacji. Obrazkowo dowiadujemy się jak obrać kokosa. A więc czytamy i ...no nie. Chodzi o młodego kokosa otoczonego miękką skorupką, której w sklepach już nie ma. Ten najbardziej istotny etap został potraktowany zdawkowo. Ot odcinamy górę. Tyle to już wiedziałam.
Dla osób zainteresowanych żywieniem jest to świetna pozycja. Ciekawie napisana, omawiająca wiele zagadnień w przystępny sposób. Jeśli jednak nie jesteś i nie zamierzasz być ekspertem w tym zakresie...i tak Ci ją polecam. Może tylko ją przekartkujesz, ale gwarantuję, że kokos będzie Ci teraz siedział w głowie.