Bartek "godai" Biedrzycki
-
Czas przegranych
Koszmarny los nastolatka to wdzięczny temat dla popkultury. Straszliwe męki okresu dorastania, szkolny horror, towarzyski terror, rodzinna katastrofa – wszystko to rzeczy malownicze. Poświęca się im więc dużo powierzchownej uwagi w kulturze masowej. Niezasłużonej zresztą.
Szkoda, że równie wiele uwagi nie poświęca się okresowi nadchodzącemu bezpośrednio potem, a o wiele ważniejszemu i rzutującemu na całą resztę ludzkiego życia. Jaki bowiem moment jest ważniejszy, niż wchodzenie w dorosłość – studia, pierwsza praca, pierwszy dom, pierwsze poważne związki i tworzenie swojego miejsca w sieci społecznych powiązań. Sam do dziś pamiętam okres, który z jednej strony był jedną, wielką, malowniczą i sentymentalnie wspominaną imprezą, z drugiej jednak był przebijającym się nawet przez dym i opary alkoholu horrorem, składającym się z rachunków, braku pracy i wielu innych równie gównianych elementów.
Sądzę, że wchodzenie w dorosłość i uzyskiwanie samodzielności nigdy nie było łatwe; w obecnej dobie nic się zresztą nie zmieniło – w świecie zatraconym w pogoni za pieniądzem, sukcesem i równaniem do arbitralnie absurdalnych standardów zgubić się może każdy dorosły, nawet ten „zaprawiony w bojach".
A co dopiero grupa dwudziestokilkuletnich przyjaciół, życiowych żółtodziobów. O takich właśnie zmaganiach z materią świata opowiada nominowany do Eisnera i Harveya „Solanin" autorstwa Inio Asano.
Taneda i Mei to para od niedawna mieszkająca razem. Ona ma nudną pracę w biurze, on dorabia jako kurier. On chciałby zostać muzykiem, ona – sama nie wie. Ona rzuca pracę, on – nie wie co zrobić z tym fantem. Sam chciałby rzucić. Zresztą nawet to robi, ale jakoś bez przekonania chyba. Mota się chłopak, jego panna zresztą mota się nie mniej, jedynie trochę spokojniej.
W pewnej chwili orientują się, że życie biegnie obok a czas cieknie im przez palce. Jedynym punktem odniesienia tej popadającej w bezcelowość egzystencji jest grupa przyjaciół, grających razem z Tanedą w amatorskim zespole. Chociaż ich także trudno byłoby uznać za dobrze radzących sobie w życiu. Wieczny student, nadwaga i kozia bródka, romansujący z młodszymi koleżankami mimo pozostawania w stałym związku i nieudaczny ekspedient, pracujący w aptece swojego ojca i gadający do reklamowej figurki żaby leszcz, któremu czasem w przebłysku uda się zrobić dobry uczynek - to nie są poważni, współcześni mężczyźni. To jakieś współczesne poważne pośmiewisko. Najgorsze jest to, że tak wygląda prawdziwy świat, a wizerunek, jakiemu hołdujemy to tylko pobożne medialne (nawet nie) życzenie, którym można sobie wytrzeć dupę.
Tych trzech młodych mężczyzn i dwie dziewczyny to doskonały przekrój przez współczesne młode pokolenie japońskie. Ale chyba nie tylko japońskie, bo problemy bohaterów „Solanina" są w zasadzie tożsame z wieloma kłopotami, z którymi borykał się każdy z nas na początku swojej drogi ku samodzielności. Takie trywialne sprawy jak brak szmalu na papierosy, nienawiść do pracy, brak poczucia jakiegokolwiek sensu w tym, co się robi, brak celów, pozorny brak perspektyw – na pewnym etapie każdy na to musi cierpieć.
To właśnie siłą tej opowieści – jej uniwersalność. Asano, sam dwudziestokilkulatek, celnie i błyskotliwie portretuje swoje pokolenie, współczesnych sobie młodych, zagubionych w dżungli dorosłości. Świetnie naszkicowane sylwetki bohaterów, niewymuszony humor, okraszający nie zawsze wesołe perypetie – to kolejne atuty tej mangi.
Lekka, pełna polotu kreska, bardzo delikatna i szczegółowa, pełna detali i smaczków w tle, dodaje opowieści dodatkowej lekkości i sprawia, że czyta się ją z prawdziwą przyjemnością. Z jednej strony trochę uproszczone postacie bohaterów jadące cienką kreską z shojo, z drugiej pełne przepychu wykończenie, tła kipiące detalami, drobne smaczki, wszystko dopracowane. Uproszczenie postaci zresztą wychodzi im na dobre – niczym w karykaturze wydobywa mimikę, wydobywa charakter, sprawia też, że łatwiej nam się zaprzyjaźnić z całym tym towarzystwem.
W zasadzie główną wadą wydanego przez Hanami tomu jest to, że jest to tylko połowa dwutomowej opowieści. Na jej drugą część przyjdzie nam czekać aż do lutego. A ciężko jest wyczekać, gdy Taneda leży, patrząc z nieobecnym uśmiechem w niebo, lecz nie wiemy – czy je jeszcze widzi?
Grudzień 2009
Źródło: www.gniazdoswiatow.net