Pani M
-
Marianna Zaczkiewicz to służąca, która w 1896 roku wyrokiem sądu została skazana na wieloletnie ciężkie roboty na Syberii. Popełniła zbrodnię i chociaż uważa siebie za niesłusznie skaraną ofiarę, musi odpowiedzieć za to, co zrobiła. Choć trafia niemal na koniec świata, gdzie każdy dzień jest walką o przetrwanie, nie poddaje się. Chce przeżyć, wrócić i się zemścić.
Miałam już do czynienia z piórem Weroniki Wierzchowskiej i wiedziałam mniej więcej, czego mogę się po tej powieści spodziewać. Nie miałam żadnych wygórowanych wymagań. Autorka ma lekkie pióro, to jej trzeba przyznać, ale nie umiem pozbyć się w przypadku tej historii wrażenia, że jest bardzo naiwna. I od razu mówię, że nie chcę, żebyście przez to rozumieli, że książka jest zła i macie ją omijać szerokim łukiem. Chodzi mi raczej o to, że to bardzo mało prawdopodobne, by taka historia mogła się w tamtych czasach wydarzyć. Także raczej nie powołujcie się na nią na lekcjach historii.
Mimo wszystko książkę czyta się bardzo szybko, nawet nie zauważyłam, kiedy właściwie dotarłam do końca. Wiecie co, to jest jedna z tych powieści, która odrywa czytelnika od codzienności, przenosi go w miejscu i czasie, pozwalając na chwilę o wszystkim zapomnieć. Tego tej historii nie mogę odmówić. I w sumie na to się nastawiłam, sięgając po tę powieść. Nie liczyłam na skomplikowaną książkę opowiadającą o zawirowaniach historycznych. Wiedziałam, że autorka skupi się na tytułowej służącej i tło historyczne może nie odpowiadać do końca rzeczywistości, ale czy mi to przeszkadzało? Nie. Gdybym chciała dowiedzieć się, jak traktowano wtedy kobiety i co działo się na Syberii, sięgnęłabym po odpowiednią publikację historyczną.
Polubiłam mimo wszystko główną bohaterkę. Co prawda na początku podchodziłam do niej dość ostrożnie, ale potem nie chciałam się z nią rozstawać, zżyłam się z nią i intrygowało mnie to, co się z nią stanie, jak dalej się potoczą jej losy. Uważam, że została dobrze wykreowana. Nie spodziewałam się, że będzie miała takiego pazura. Raczej założyłam, że będzie taka sobie i szybko o niej zapomnę. Jednak nie. Moim zdaniem Marianna to bardzo jasny punkt tej powieści.
Tło historyczne jest całkiem nieźle stworzone. Widzę na nim drobne rysy, ale nie są one dla mnie na tyle istotne, żeby z ich powodu bardzo obniżać ocenę tej powieści, jestem w stanie przymknąć na to oko. Nie spodziewałam się po tej książce lekcji historii.
Nie miałam zbyt dużych oczekiwań w stosunku do tej powieści. Liczyłam na to, że to będzie lekka lektura, przy której oderwę się od rzeczywistości i to od autorki dostałam. To był całkiem dobry kawał literatury kobiecej. Raczej nie polecałabym tej powieści mężczyznom. Nie znajdą tutaj dla siebie czegoś interesującego. Co najwyżej w kilku miejscach możecie być nieco poirytowani.
Myślę, że to jedna z tych powieści, przy których będą się bawić dobrze babcie, mamy i córki. Wiek czytelniczek moim zdaniem nie ma żadnego znaczenia, bo każda znajdzie tutaj coś dla siebie. Ta historia przypadła do gustu zarówno mnie, jak i mojej mamie. Co prawda napisałam, że ta powieść jest nieco naiwna, ale nie mam zamiaru się nad nią pastwić, bo dobrze bawiłam się w trakcie czytania.