Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Klucz Do Helheimu

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 4 votes
Akcja: 100% - 3 votes
Wątki: 100% - 2 votes
Postacie: 100% - 2 votes
Styl: 100% - 2 votes
Klimat: 100% - 2 votes
Okładka: 100% - 3 votes
Polecam: 100% - 2 votes

Polecam:


Podziel się!

Klucz Do Helheimu | Autor: Radosław Lewandowski

Wybierz opinię:

Mirosława

„Czasami ważniejsza jest od celu jest droga”.

 

  Lubię opowieści, które zabierają mnie do zamierzchłych czasów, gdyż mogę poczuć atmosferę dawnych wieków, zwłaszcza, gdy chodzi o czasy przedchrześcijańskie. A do tego jeżeli pojawiają się wikingowie, to tym bardziej jestem zaintrygowana, gdyż wiem, że w pewnym momencie pojawią się tajemnice, runy i świat dawnych wierzeń. Na to liczyłam, sięgając po książkę „Klucz do Helheimu”

 

Początek nie zapowiadał tego, że wciągnie mnie ona swoją opowieścią, gdyż był on mało ekspresyjny. Zostajemy bowiem uczestnikami konferencji zorganizowanej w Sali Kolumnowej znajdującej się w Uniwersytecie Warszawskim. Zanim jednak przejdziemy do sedna spotkania i poznamy jego powód, autor uraczył nas opisem miejsca zdarzenia oraz przybyłą na tę okazję społeczności studenckiej, naukowców i polityków. Takie zgromadzenie szerokiego audytorium wywołał fakt wystąpienia profesora Marka Grassera, wykładowcy Katedry Historii Średniowiecznej, który ma ogłosić swoje rewelacyjne odkrycia w dziedzinie przedchrześcijańskiej kultury skandynawskiej. Twierdzi on, że znalazł wskazówkę dotyczącą miejsca ukrycia Świętego Graala Wikingów i planuje wyprawę na Islandię, by dotrzeć tam z wybranymi ludźmi. Spośród uczestników konferencji ma wyselekcjonować uczestników do tej niezwykłej wyprawy i stworzyć „Drużynę Graala”. Przygotował pięć pytań – zagadek, które wymagają nieszablonowego myślenia i wyciągania wniosków, gdyż tego rodzaju zdolności będą potrzebne podczas ekspedycji islandzkiej.

 

Zanim jednak poznamy wyłonionych w ten sposób uczestników wyprawy, jesteśmy świadkami zagadkowych wydarzeń mających miejsce w IX wieku, a dokładnie w 900 roku, gdy ostatni strażnik zmiennokształtnego Ulhednara i powiernik świętego braektatu, zwanego przez bogów Naczyniem, spisuje dla potomnych wszystko, czego był świadkiem, jako ostrzeżenie dla ludzkości i ku pamięci o wierze ojców. O tym, co wydarzyło się za jego czasów dowiadujemy się w trakcie poznawania kolejnych rozdziałów, które dzieją się zarówno w przeszłości, jak też współcześnie. Zapiski Manu przenoszą nas do roku 875, gdy zostaje zorganizowana wyprawa zorganizowana przez jarla Sigmunda Olafssona, który razem ze swoją zbrojną drużyną na okręcie o nazwie „Smoczy Ząb” udaje się do Helheimu, jak obiecał swemu zmarłemu synowi Ketilowi. Helheim to królestwo bogini Hel, z którego jeszcze nikt żywy nie wrócił.

 

Ten wątek pojawia się w powieści co pewien czas, by odsłaniać nam kolejne etapy wyprawy i przygody wikingów. W tym temacie autor uruchomił swoją dosyć bogatą wyobraźnię, gdyż oparł wydarzenia z IX wieku o fantasy, odbiegając od realizmu dotyczącego świata wikingów. Zmiennokształtny jarl, który ma zdolność przemieniania się w krwiożerczą bestię, wybiegające poza realistyczne zdarzenia, niezwykłe spotkania z dziwnymi stworami i motyw szukania magicznego przedmiotu nadają temu wątkowi fantazyjny charakter.

 

Tymczasem wiele wieków później rusza inna wyprawa, która już na początku spotyka trudności, bo widać, że ktoś wyraźnie nie chce, by doszło do jej realizacji. Do tego wątku dochodzi dopiero po kilkunastu rozdziałach, bo wcześniej poznajemy to, co dzieje się u wikingów i u niektórych uczestników współczesnej wyprawy. Te dwie przestrzenie czasowe pojawiają się naprzemiennie, ale nie następowały po sobie regularnie. Czasami między jednym zdarzeniem a drugim był zbyt duży odstęp, co sprawiło, że musiałam za każdym razem przypomnieć sobie, na czym skończył się przerwany epizod, gdy wkroczyły wydarzenia z zupełnie innej rzeczywistości.

 

Nie mam zastrzeżeń do stworzonej opowieści, bo ona stopniowo wciąga, wprawdzie nie od razu, ale czyta się ją dosyć szybko. W przypisach pan Lewandowski przybliża też niektóre mity z nordyckich podań, co dla interesujących się tym tematem z pewnością jest wartością dodaną. Autor zaznaczył też, że jego opisy run, które pojawiają się w fabule, to jego licencia poetica, i tak faktycznie jest, bo chociażby runa Ingwaz nazwana tu Inguz (Ing). Do nazwy nie ma zastrzeżeń, bo to zależy z jakiego języka jest ona wzięta. Natomiast bez względu na nazwę, nie oznacza ona domu, dziedzictwa ani tradycji, bo to raczej domena runy Othala – tu jako Othel.

 

Rzadko sięgam po powieści fantasy chyba że zaintryguje mnie jakiś wątek. W przypadku książki pana Radosława Lewandowskiego tym elementem był motyw wikingów, ale też okładka która przykuwa uwagę. Ich dzieje posłużyły do stworzenia wątku fantasy, jakim charakteryzuje się ten motyw. Dla mnie zbyt dużo było fantastyki, za mało realizmu. Z tego względu bardziej interesował mnie przebieg zdarzeń dziejących się współcześnie, która bardziej przypominała literaturę przygodową połączoną z sensacją.

 

Jest to zatem lektura dla miłośników tego rodzaju połączeń i podróży w czasie. Jeżeli podejdziemy do tego wygórowanych bez oczekiwań z nadzieją na przeżycie ciekawej historii uruchamiającej naszą wyobraźnię. Zaznaczę na koniec, że ja miałam okazję poznać tę powieść wersji elektronicznej, ale jest też dostępna wersja tradycyjna, czyli drukowana.

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial