MyCoffeeBooks
-
Praca reportera nigdy nie była łatwa, jednak w dopiero na przełomie XX i XXl wieku, nabrała ogromnego rozpędu. Z jednej strony jest łatwiej, bo świat dzięki technologii i nowoczesnym rozwiązaniom, jest na wyciągnięcie ręki. Z drugiej jednak reporter musi być dostępny cały czas i umiejętnie dostosowywać się do warunków, w jakich przyszło mu pracować. Autobiografię Clarissy Ward przeczytałam praktycznie jednym tchem. Od tej opowieści nie sposób się oderwać, a jeżeli już, to jedynie na krótką chwilę.
Z okładki spogląda szczupła blondynka o spokojnym spojrzeniu. Wygląd jednak nie powinien tu nikogo zmylić. Clarissa Ward jest jedną z najlepszych reporterek na świecie. Choć tak naprawdę nic nie zapowiadało, że wybierze właśnie tę ścieżkę życiową. Całe dzieciństwo spędziła w luksusach, jednak doskwierała jej samotność. Dopiero niezwykłe sploty wydarzeń sprawiły, że to dziennikarstwo stało się jej sensem życia i misją, którą realizuje z nieprawdopodobną odwagą.
Jak reporterka była wysyłana w najdalsze zakątki globu, gdzie często musiała mierzyć się z ogromnym stresem i niebezpieczeństwem. Bomby w Bagdadzie, wojna w Libanie i innych krajach Bliskiego wschodu, potajemne spotkania ze szpiegami w Moskwie, a nawet reportaże prosto z Pekinu. Zawsze była tam, gdzie wiał silny wiatr zmian a ustroje polityczne i społeczne zmieniały się w szybkim tempie.
Sama pisze, że rolą dziennikarza jest przyjęcie informacji i jak najbardziej rzetelne oddanie jej odbiorcom na całym świecie. Reporter musi być obiektywny, nawet jeżeli jest to ogromnie trudne. W tym zawodzie nie ma miejsca na emocje, jednak potrzeba ogromnej empatii i zrozumienia. Nie bez znaczenia jest pasja i ciągła chęć doskonalenia się w tym zawodzie. I to właśnie reprezentuje Clarissa Ward opowiadając o swoim życiu.
Książkę czytało się naprawdę dobrze. Odrobinę wzrusza wstęp napisany przez Kaję Gucio, która przetłumaczyła tę opowieść na język polski. Wspomina w nim, jak wielkie wrażenie zrobiły na niej słowa Ward. Przytoczyła również postać Pawła Smoleńskiego, dziennikarza i pisarza, a przede wszystkim człowieka o wielkim sercu i niesamowitej zdolności współodczuwania. W podobny sposób pracuje właśnie Clarissa Ward.
Autorka w bardzo zręczny sposób prowadzi czytelnika przez najważniejsze momenty w swoim reporterskim życiu. Jak to na osobę perfekcyjnie posługującą się piórem przystało, od razu wpadamy w sam środek niebezpiecznej akcji. Duży plus dla Clarissy Ward, że opowiadając o swoim własnym życiu, wcale go nie lukruje. Mam wrażenie, że do tematu autobiografii podeszła w sposób czysto dziennikarski. Odsunęła na bok emocje i przypuszczenia, dając pole manewru dla suchych faktów i epizodów z jej reporterskiego życia.
Między słowami można jednak wyczuć również, że cena za bycie reporterką jeżdżącą w najniebezpieczniejsze rejony świata, gdzie niejednokrotnie trwa wojna, jest wysoka. Osoba, która całe swoje zawodowe życie poświęca pracy, ma o wiele za mało czasu na życie prywatne. Myli się jednak ten, kto sądzi, że nie da się tego pogodzić. Ward prywatnie jest szczęśliwą żoną i matką trojga dzieci. Sama zaczęłam się zastanawiać, jak to wszystko pogodzić, aby każdy czuł się wygrany. Zapewne nie ma na to złotego środka, a wewnętrzna chęć do podążania za byciem najlepszą reporterką zwykle wygrywa. „Na wszystkich frontach” Clarissy Ward to inspirującą lekturą, która powinna zadowolić wszystkich czytelników, którzy są ciekawi świata.