Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Wnoszę I Proszę

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 1 votes
Akcja: 100% - 2 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 2 votes
Styl: 100% - 2 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Wnoszę I Proszę | Autor: Cezary Łucyk

Wybierz opinię:

inka

  Wydawałoby się, że na karty książek trafiły już wszystkie możliwe tematy. A jednak. Cezary Łucyk udowodnił, że nawet banalne podania z niechlubnego okresu Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej lat 1968 – 1986 mogą być ciekawym źródłem informacji.

 

Z sześciu tysięcy pism zgromadzonych przez ojca, Pawła Łucyka, prowadzącego swego czasu Biuro Pisania Podań wybrał, według siebie, najbardziej interesujące i uszeregował według dwóch kategorii: określonych tematów oraz konkretnych osób.

 

Należy pamiętać, że zgromadzony w tej publikacji materiał źródłowy dotyczy Polaków w Polsce Ludowej. Zatem jest to dokument życia społecznego odzwierciedlający potrzeby i braki ówczesnych przedstawicieli narodu. Prawdopodobnie analiza obecnych podań przyniosłaby zgoła inne wnioski, zważywszy na minioną „kulturę” donosicielstwa usprawiedliwianego obywatelskim obowiązkiem. Zmieniła się mentalność, dostępność do technologii sporządzania i powielania treści, techniki opracowywania aktów.

 

Tytuł natomiast, wydawałoby się w pierwszej chwili – żartobliwy, jest jak najbardziej formalny. Odnosi się do najczęstszych zwrotów stosowanych w podaniach lat 1968 – 1986. I są to zarówno opisy sytuacji, prośby, pozwy, oskarżenia, odwołania, jak i wnioski, odpowiedzi na pozwy, spostrzeżenia petentów, doniesienia, wyjaśnienia, zażalenia, skargi, zawiadomienia i wezwania.

 

W pracy dominują dwa style. Pierwszy to dosłowne cytowania: naiwne, proste, dedykowane nadawcy. Niektóre raporty są bardzo szczegółowe, długie. Ten formalny, urzędowy styl charakteryzują oficjalne zwroty: wnoszę, proszę, powódka, Obywatel Prokurator, pozwany, nadanie, ustalenie, zasądzenie, zabezpieczenie, oddalenie.

 

Pierwsza część pod tytułem Tematy składa się z siedmiu podrozdziałów: konflikty w rodzinach, alimenty i rodzicielstwo, rozwody, mieszkania, służba i praca, sprawy niesporne, różności. Część druga dotyczy konkretnych osób, których personalia są częściowo anonimizowane (dziś obowiązywałaby ustawa o RODO). W obrębie rozdziałów podzielona jest na partie: Życie (dłuższy lub krótszy rys biograficzny), Sprawy (odtworzenie problematycznego zdarzenia na podstawie zgromadzonych dokumentów) oraz Akta (zbiór pism z narracją pierwszoosobową i realnym czasem wpłynięcia dokumentu, jak również archiwalia urzędowe).

 

Adresatami podań są instytucje wszelkiego typu: prokuratura, sądy różnego szczebla, urzędy miasta, urzędy celne, komisariaty Milicji Obywatelskiej, Rada Państwa PRL, Komitet Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, Zakład Ubezpieczeń Społecznych, Dyrekcja Rozbudowy Miast i Osiedli Wiejskich, Dyrekcja Okręgowej Kolei Państwowych.

 

Książka Cezarego Łucyka nie jest beletrystyką, ale ilość wątków wystarcza na niejeden tom. Pojawiają się skargi i doniesienia – rodziców na dzieci, dzieci na rodziców, męża na żonę i odwrotnie, kochanków, sąsiadów, pozwy o ustalenie, zwiększenie bądź zmniejszenie alimentów, wnioski o wszczęcie postępowania karnego, wezwania do zapłaty, prośby o mieszkanie, wnioski o przymusowe skierowanie na leczenie uzależnień, zawiadomienia w stylu: „uprzejmie donoszę…”, akty oskarżenia, prośby o ułaskawienie i odroczenie wykonania kary, testamenty, poręczenia i ponaglenia, prośby o mieszkanie, zainstalowanie w mieszkaniu telefonu, eksmisję, przydział cementu i wydanie paszportu na zagraniczny wyjazd – turystyczny, rzecz jasna, a nie w celach zarobkowych.

 

Wśród opisów sytuacji występują powtarzające się, zbieżne schematy: nadużywanie alkoholu, przemoc, kradzieże, oszustwa, groźby i awantury z ujawnianiem intymnych szczegółów pożycia małżeńskiego lub sąsiedzkiego.

 

Absolutnie rekordową ilość pism, aż sześćdziesiąt sześć, zaprezentowano w historii romansowo – kryminalnej jedynego duetu: Adama T. i Danuty S., czy „wzorowego rolnika” Antoniego R. w sporze o miedzę – czterdzieści osiem pism. Z kolei Halina G. – opiekunka niepełnosprawnego dziecka słała prośby o zapomogi do ZUS, Spółdzielni Mieszkaniowej, redakcji TV Polska i czasopism Przyjaciółka oraz Kurier Polski dając wstrząsający opis trudnych warunków i braku zrozumienia. Równie sugestywne są wyznania Janiny W. – staruszki, która utrapiona zatargami z synową, stwierdza w końcu: „Proszę Wysokiego Sądu, ja już nie wierzę w sprawiedliwość”. Marian B. – rencista, formułując wniosek o rentę, na marginesie informuje o „trunkowej żonie”, Eugenia P. w batalii o majątek wspomina o próbach „zrobienia z niej wariatki”, a weteran wojenny Jan K. stara się podsumować swoje życie pisząc skargi do Edwarda Gierka.

 

W książce Wnoszę i proszę prywatne życie i biurokracja łączą się we wspólną fabułę.

Wanda Rajska

  Na pomysł napisania tej książki jej autor wpadł, gdy porządkował rzeczy swojego ojca – Pawła Łucyka. Pośród zgromadzonych dokumentów natrafił na sporządzone dzięki kalce maszynowej kopie ponad sześciu tysięcy podań! Łucyk senior prowadził bowiem prywatne Biuro Pisania Podań do Władz Administracyjnych i Sądowych. Biuro działało w Białymstoku w latach 1968-1986. Korzystało z jego usług mnóstwo osób, głównie prostych i niezamożnych, które potrzebowały pomocy w sformułowaniu swoich osobistych problemów, często dramatycznych, czy konfliktów z innymi osobami lub urzędami.

 

Zgromadzone i zaprezentowane w zbiorze podania autor podzielił na kilka grup, w zależności od ich tematu i charakteru. Mamy więc w pierwszej części książki następujące rozdziały: konflikty w rodzinach, alimenty i rodzicielstwo, rozwody, problemy mieszkaniowe, sprawy związane z pracą, a także ostatni rozdział z różnymi problemami innego rodzaju. W drugiej części książki autor postanowił skupić się na kilku wybranych osobach, które z usług biura korzystały bardzo często. Na tyle często, że ich kolejne podania stworzyły swoistą historię ich życia. Te historie przedstawia nam autor dokładniej, wychodząc poza jedynie przytaczanie kolejnych podań.

 

Okazało się, że „Wnoszę i proszę” jest niezwykłą wręcz podróżą w przeszłość! Kolejne rozdziały dosłownie przenoszą nas w czasie do późnego PRL-u, w lata 1968-1986, które zapewne wielu czytelników będzie jeszcze pamiętało jako czasy dzieciństwa bądź młodości. Dla mnie to lata wczesnego dzieciństwa i rzeczywiście wiele obrazów z tamtych czasów stanęło mi przed oczami. Wracają więc PGR-y, wszechmocne spółdzielnie mieszkaniowe i książeczki mieszkaniowe jako symbol niedościgłych, często niespełnionych marzeń. Mamy kryzys i wielki niedostatek towarów, kiepskie warunki mieszkaniowe i życiowe, szarość i codzienny trud. Dużo pracy, mało rozrywki, mnóstwo kłopotów. Książkę mimo obszernych rozmiarów czyta się bardzo szybko.

 

Niestety, nie przewidziałam jak przygnębiającą lekturą w ostatecznym rozrachunku będzie ta pozycja! Gdybym miała podsumować ją jak najkrócej, napisałabym – alkohol, alkohol i jeszcze raz alkohol… Wróćmy do przytoczonych wyżej rozdziałów: konflikty w rodzinie – bo alkohol, rozwody – bo alkohol, alimenty – po rozwodzie przez alkohol, problemy w pracy – alkohol… I tak dalej, i tak dalej. Są oczywiście sprawy innego rodzaju, a jednak szybko zaczynamy zapadać się głównie w to alkoholowe nieszczęście i niedolę, a co za tym idzie, w przemoc, biedę, choroby, oszustwa, groźby i najzwyklejszą ludzką niegodziwość. Wiadomo, że podań do sądu i urzędów nie piszą na ogół szczęśliwi ludzie, jednak tutaj masa ludzkiego nieszczęścia rzeczywiście zaczęła szybko przekraczać punkt krytyczny i najzwyczajniej w świecie musiałam robić sobie dłuższe przerwy w czytaniu, żeby trochę ochłonąć.

 

„Wnoszę i proszę” to książka zasadzona na bardzo ciekawym pomyśle, jednak jej lektura w ostatecznym rozrachunku okazała się dość ciężka i przygnębiająca. Zastanawiam się, czy nie powinna być nieco mniej obszerna, ponieważ naprawdę wiele sprawi i podań wyglądało niemal identycznie. Może powinna zawierać sprawy bardziej urozmaicone, nietypowe, spoza zaklętego kręgu alkoholu i przemocy. Tak czy inaczej, jest to pozycja ciekawa i mocno przybliżająca pewien wycinek naszej historii i prawdziwych, choć niewesołych ludzkich spraw. Może tylko nie trzeba czytać zbyt dużo naraz, a raczej nieśpiesznie dawkować kolejne fragmenty.

Agnieszka Fox

  Książka autorstwa Cezarego Łucyka przenosi czytelnika do czasów PRL-u, oferując unikalne spojrzenie na tę epokę zarówno dla tych, którzy ją pamiętają, jak i dla młodszych pokoleń. Opowieść rozwija się poprzez setki różnorodnych postaci, których losy odkrywamy na stronach różnych dokumentów - od podań po wnioski - skierowanych do instytucji państwowych i zakładów pracy. Znakomitym elementem książki jest wykorzystanie ponad 600 autentycznych pism urzędowych, stworzonych przez Pawła Łucyka (ojca autora) w Biurze Pisania Podań w Białymstoku w latach 1968–1986. To innowacyjne podejście pozwala czytelnikowi zanurzyć się w realia tamtych czasów, dając wgląd w codzienne życie ludzi oraz ich interakcje z aparatem państwowym.

 

Książka ta stanowi fascynującą podróż w czasie, oferując unikalną perspektywę na epokę PRL-u. Autor wykazał się znakomitą zdolnością do oddania atmosfery tamtych lat, a także do przedstawienia złożoności życia codziennego poprzez wykorzystanie autentycznych dokumentów, czyniąc tę pozycję nie tylko ciekawym dziełem literackim, ale także ważnym dokumentem historycznym. To lektura obowiązkowa dla każdego zainteresowanego historią Polski, a także dla tych, którzy pragną lepiej zrozumieć, jak przeszłość kształtuje naszą teraźniejszość.

 

W publikacji znajduje się zbiór 666 dokumentów, wyselekcjonowanych z ponad 6 tysięcy stworzonych przez Pawła Łucyka między wspomnianym już 1968 a 1986 rokiem. Te dokumenty, prezentowane w pełnej formie lub w skrócie, głównie miały formę podań skierowanych do różnych urzędów, zawierając szczegółowe informacje dotyczące specyficznych spraw. Każde z nich stanowi świadectwo fragmentu życia osobistego kogoś, kto je sporządził. Książka została podzielona na dwie części. W pierwszej znalazły się podania wyselekcjonowane według określonych kategorii tematycznych. Druga część skupia się na dokumentach osób, które wielokrotnie korzystały z usług Biura Pisania Podań, ukazując ich powtarzające się zmagania i interakcje z biurokracją. Wśród podań i wniosków górują sprawy rodzinne z alkoholem w tle. Smutny to obraz czasów naszych rodziców i dziadków. Myślę, że wiele spraw toczyło się za zamkniętymi drzwiami, a ci, którzy zdecydowali się walczyć o swoją godność i bezpieczeństwo wyszli z inicjatywą wyjścia naprzeciw, chociażby poprzez zgłoszenie się do specjalisty w Biurze Pisania Podań.

 

Pisanie podań do organów władzy w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej (PRL) było powszechną praktyką. W systemie centralnie planowanej gospodarki, gdzie państwo miało kontrolę nad większością aspektów życia, indywidualne i zawodowe sprawy często wymagały zatwierdzenia lub interwencji urzędników państwowych. Podań używano do załatwiania spraw takich jak przydział mieszkań, uzyskanie pozwolenia na budowę, zmiana pracy czy też interwencje w różnych sprawach. W warunkach ograniczonej dostępności niektórych towarów i usług, podania były sposobem na uzyskanie rzeczy takich jak samochody, sprzęt AGD, czy nawet rzadkie produkty spożywcze. Ponadto ludzie pisali podania również po to, aby zgłaszać różnego rodzaju problemy, od spraw rodzinnych, osobistych, lokalnych kwestii infrastrukturalnych (takich jak naprawy dróg czy dostawa wody) po skargi na działania urzędników lub naruszenia prawa. Podania służyły jako forma apelacji lub prośby o interwencję w sprawach sądowych, w tym w sprawach karnych, cywilnych czy w kwestiach spadkowych. W systemie, gdzie bezpośredni kontakt z decydentami był ograniczony, podania były jednym z nielicznych sposobów na komunikację z władzami i wyrażenie swoich potrzeb, opinii czy żądań. Podania te były często jedyną formą oficjalnej komunikacji między obywatelami a państwem, odzwierciedlając zarówno ograniczenia systemu biurokratycznego, jak i kreatywne sposoby radzenia sobie z nimi przez obywateli.

czytacz1967

  To nie jest powieść sensacyjna, lecz czyta się tę książkę jakby nią była. To w ogóle nie jest powieść. Ale tak jakby ta książka nią była.

 

Cezary Łucyk zebrał pod jednym tytułem 666 pism, które powstały w Biurze Pisania Podań w Białymstoku. Cezary Łucyk prowadłził to Biuro w latach 1968 – 1986.

 

Pisma te były kierowane do konkretnych urzędów i zawierają wszystkie potrzebne informacje. Za stertą słów ukrywają się ludzkie losy, niejednokrotnie pokręcone jak labirynt wydłubany w korze przez korniki.

 

Mówiąc inaczej: można z tych dokumentów spisać niejeden scenariusz filmowy. Być może gdyby Agatha Christie czy Joe Alex poznali owe akta, mielibyśmy na półkach księgarskich nowe arcydzieła literatury kryminalnej. A pan Cezary Łucyk, jako współautor, sprzedałby prawa autorskie do ekranizacji filmowych. I stałby się milionerem.

 

Książka jest podzielona na dwie nierówne części. Po pierwsze mamy ogólne działy. W drugiej części czytamy życiorysy ludzi i jednocześnie zapoznajemy się z dokumentami, które wytworzyli oni w przeciągu swojego życia.

 

Można się zadumać nad losem bohaterów 666 podań, można zadać niejedno pytanie. Co kieruje losem człowieka. Czy człowiek jako „pojedynczy atom”ma tak naprawdę wpływ na swoje życie? Człowiek nie zdaje sobie sprawy tak na co dzień że dopiero gdy zetknie się z bezduszną biurokracją, dowiaduje się że tak naprawdę jeden podpis pod dokumentem może zmienić jego życie. I co ciekawsze nie zapamiętasz drogi przyjacielu, nazwiska tego kogoś kto złożył ów podpis. A to przecież sędzia wydający wyrok w ważnej dla Ciebie sprawie. Rozwód czy przydział kwaterunkowego mieszkania.   To naprawdę ironia losu, by obcy człowiek decydował za nas w sprawach dla nas pierwszorzędnych.

 

Inną sprawą może być brak porozumienia. O ile mniej dokumentów musiałby napisać Cezary Łuczyk, gdyby ludzie potrafiliby się dogadać. A może nie potrzebny byłby urząd, który piastował Cezary Łuczyk? Z drugiej jednak strony widać wyraźnie, że wszystkie urzędy musiały mieć tak zwaną „podkładkę”, aby wykonać odpowiedni ruch czyli załatwić pozytywnie jakąkolwiek sprawę. Aż mi się skojarzyło z jedną ze scen z filmu „Irena do domu”. Mężczyzna który ma wstąpić w związek chce się dowiedzieć jakie dokumenty trzeba przedstawić Urzędowi Stanu Cywilnego. Przez pomyłkę dodzwonił się do … miejsca pracy narzeczonej. Odebrał szef, majster dziewczyny. Zapytany przez oblubieńca o wyżej wspomnianą dokumentację, nie zaprzeczył i nie potwierdził, że jest urzędnikiem Stanu Cywilnego. Wdał się za to w dyskusję z interlokutorem. Podał kilka przykładów dokumentów, które należy złożyć w biurze USC. Oczywiście zmyślał, oczywiście „Irena, do domu” to komedia. Wyżej opisana rozmowa i konsekwencje wypływające z niej, są po to, aby rozśmieszyć widzów. Pokazać „dziwność” instytucji biurokracji.

 

Ale, proszę mi wierzyć, w realnym życiu, i to bez względu na rok i miejsce akcji, możemy zetknąć się z podobnymi absurdami, jak ten pan młody z filmu sprzed lat. Uspakajam! Ślub odbył się, przecież to jednak tylko komedia. Inaczej niż w wielu przypadkach, które zanotował Cezary Łucyk w „Wnoszę i proszę”.

 

Pokazać „dziwność” instytucji biurokracji. „Dziwność” polegającą na przewadze dokumentów nad człowiekiem. Przepisałem to zdanie w nowym akapicie, zastanawiając się jednocześnie, czy taki był zamiar Cezarego Łuczyka. Nie jest to wykluczone. Ale również widzimy człowieka spod tej sterty „papierzysk”. A jednak! W prosty sposób uniknął Cezary Łucyk odhumanizowania człowieczego losu. Mówię tutaj o drugiej części „Wnoszę i proszę”. To dobrze. To bardzo dobrze.

Doris

       Czy podania, pisma, bądź co bądź formalne i urzędowe, mogą stać się treścią książki i kogokolwiek zainteresować? Cezary Łucyk w latach 1968-1986 prowadził w Białymstoku Biuro Pisania Podań. Spośród sześciu tysięcy pism wybrał liczbę, mam nadzieję, ze nie świadomie symboliczną, 666 i po pewnych korektach i skrótach zamieścił je tutaj, grupując według określonego klucza. W pierwszej części mamy pojedynczą segregację tematyczną, w drugiej zaś całe segregatory spraw, w których osoby się powtarzają. Także tytuł jest znamienny dla tego typu korespondencji: „Wnoszę i proszę”.

 

       Osiemnaście lat to szmat czasu, przez te lata w kraju wiele rzeczy ulegało zmianie. Mamy tutaj kilka ważnych i dla Polaków bolesnych dat. To 1968 rok, rok nagonki antysemickiej, później rok 1970 i 1980. Mieliśmy przewroty, zmiany władzy, powstanie i umacnianie się Solidarności, strzały do ludzi demonstrujących swoje niezadowolenie na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina, Ursusa i Radomia, zamordowanie Stanisława Pyjasa i wybór Polaka na papieża. A także wprowadzenie stanu wojennego, panów w mundurach w TV i czołgi na ulicach. Czy cokolwiek z tych wydarzeń znajdzie swoje odbicie w naszej lekturze?

 

       I tak i nie. Z pewnością miały przełożenie na życie codzienne, a o nim właśnie traktują owe podania. To tematyka rozwodów, prośby o przydział mieszkania, kwestie praw rodzicielskich, alimentów, warunkowego zwolnienia z więzienia i przymusowego leczenia z uzależnienia. Przy czym są one oczywiście umotywowane, z opisem, nieraz dość szczegółowym i drastycznym, domowej sytuacji, co pozwala nam wejrzeć w ówczesną, intymną, osobistą przestrzeń rodzin, w ich problemy, a także zobaczyć, jak ludzie próbowali sobie z nimi radzić. Jak widać podobne sprawy i dzisiaj dręczą rodziny. Teściowa kontra synowa i wzajemne złośliwości, „trunkowy” mąż wszczynający po powrocie do domu awanturę z rękoczynami lub też syn rzucający się z nożem na ojca. Bójki i przemoc domowa występują tutaj w całej galerii możliwych wariantów. Są panowie, którzy wyszli z domu po przysłowiowe papierosy i zapomnieli wrócić, są i tacy, którzy uciekają przed płaceniem na dziecko. Możemy spojrzeć 50 lat wstecz i dowiedzieć się, że ówczesne uposażenie furmana rozwożącego węgiel było całkiem niezłe. Za wieloma sprawami kryją się prawdziwe dramaty. Rodzice przysposobionego dziecka chcą go, niczym używany przedmiot, zwrócić Domowi Dziecka, bo „chłopiec ten jest wyjątkowo uparty i nieposłuszny.”

 

       Za każdym pozwanym i za każdym powodem stoi konkretne imię i nazwisko (tutaj zanonimizowane ze względu na obowiązującą ochronę danych osobowych) i konkretna sytuacja osobista, którą te osoby pragną rozwiązać przy pomocy urzędów i przepisów prawa. Adresatami są sądy, milicja, urzędy miejskie i skarbowe oraz celne, dyrektorzy szkół i zakładów pracy oraz komitety partii czy spółdzielnie mieszkaniowe. Wniosek z tego, że i wachlarz zagadnień jest szeroki.

 

       Zwroty formalne ani trochę nie przeszkadzają w czytaniu, wręcz przeciwnie, podkręcają jeszcze klimat, który niekiedy (często) kojarzy się nam z Bareją. Dla starszych czytelników może to być „powrót do przeszłości”, dla młodszych zaś powód do wysilenie wyobraźni, jak żyło się ich rodzicom i dziadkom w „zamierzchłych” czasach.

 

       Książka jedyna w swoim rodzaju, dokument pewnej epoki, która choć minęła, to większość problemów pozostawiła kolejnym pokoleniom, ponieważ człowiek i jego emocje nie ulegają tak szybkim przemianom, jak towarzysząca mu na co dzień technologia. Choć obecnie pisma piszemy na komputerze, posługując się odpowiednimi programami, wysyłamy je pocztą elektroniczną, opatrując do tego elektronicznym podpisem, to tak samo się rozwodzimy, domagamy alimentów, odwołujemy od grzywien i pragniemy przerwania domowej przemocy. Życie płynie sobie dalej i nie ogląda się za siebie.

 

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial