Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Mikrocałości

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 2 votes
Wątki: 100% - 2 votes
Postacie: 100% - 2 votes
Styl: 100% - 2 votes
Klimat: 100% - 2 votes
Okładka: 100% - 2 votes
Polecam: 100% - 2 votes

Polecam:


Podziel się!

Mikrocałości | Autor: Sławomir Jankowski

Wybierz opinię:

Doris

       Sławomir Jankowski jawi nam się w swoich krótkich, migotliwych różnorodnością fascynacji „Mikrocałościach” nałogowym degustatorem słowa pisanego, zamiłowanym książkofilem i oddanym niewolnikiem prozy i myśli Ryszarda Kapuścińskiego. Jednak widzimy też, że zagłębianie się w lekturze, niczym w norze królika, gdzie znika się na dłużej, by wrócić odmienionym, nie znieczuliło go na to, co dzieje się w chwili obecnej dookoła nas. Wprost przeciwnie. Właśnie owa niepokojąca diagnoza, jaką postawił współczesnemu światu, skłoniła go do prowadzenia tego dziennika, w którym pokazuje, że autorytety są nam nadal potrzebne i w nawiązaniu, w dialogu do ich wypowiedzi, tłumaczy dzisiejszą rzeczywistość.

 

       „Idź przez życie tak, aby ślady twoich stóp przetrwały cię” – autor utożsamia się z mottem biskupa Jana Chrapka, co też wyraźnie wybrzmiewa w jego dzienniku. To zapiski dnia codziennego, a także dzielenie się z nami inspiracjami, jakie wynosi z lektur, swoimi zauroczeniami i rozczarowaniami. Te wpisy są króciutkie, niekiedy zaledwie widać zalążek myśli, którą możemy rozwinąć i podążyć za nią w sobie tylko wiadomym kierunku. Każdy z nas w innym. Jak na przykład przy bardzo szerokim do zinterpretowania stwierdzeniu: „Aparat cyfrowy – kapitalna rzecz – można za jego sprawą pięknie prowadzić dziennik – pisząc obrazami.” Nasuwa ono mnóstwo pomysłów i skojarzeń, przez długi czas może zajmować myśli. Czy same fotografie to nie za mało, wszak po latach mogą nam one mówić już niewiele. Co takiego chciałabym umieścić w swoim dzienniku, jakie wątki dla mnie byłyby najważniejsze? Dla autora punktem odniesienia są Ryszard Kapuściński, Gustaw Herling-Grudziński i Witold Gombrowicz. I wiara.

 

       W dobie upadku autorytetów, obalania pomników i wyszukiwania kompromitujących historii o tych, którzy zaistnieli w przestrzeni publicznej, a są choć trochę niewygodni czy kontrowersyjni, w świecie, na który patrzymy oczami influencerów i celebrytów, warto uświadomić sobie, ile daje korzystanie z doświadczenia i przemyśleń mądrzejszych od nas. Dobrze jest poszukać dla siebie mistrzów, którzy własnym życiem i roztropną inteligencją mogliby wskazywać nam kierunek. Zamiast samemu błądzić w ciemnościach możemy wybrać sobie najlepszego przewodnika i z nim konfrontować życie. Doskonale rozumiem też wszystkie wątpliwości autora. Podziwiając innego twórcę, tutaj akurat Kapuścińskiego, trudno opędzić się od myśli, że on w zasadzie napisał już wszystko i że nigdy, przenigdy nie dorównamy mu w pisarskim rzemiośle, gdyż u niego opromienione ono zostało dodatkowo nie iskrą, a płomieniem talentu. Nie jest łatwo nie poddać się zniechęceniu, a tymczasem mieliśmy przecież czerpać z twórczości i myśli mistrza siłę i inspirację, a nie zwątpienie.

 

       Jest też w dziennikach sporo drobnych spostrzeżeń, odwzorowania krajobrazu, który wywołuje jakieś określone bądź tylko zamglone wspomnienia, skojarzenia. To też swoiste mikrocałości, wędrówka z lupą, by przyjrzeć się żukowi, źdźbłu trawy, tworzącym otaczającą nas naturę. „W jeszcze wilgotnej od rosy trawie: kretowiska, osty, stokrotki, mlecze i inne polne kwiaty, których nazw nie potrafię sobie przypomnieć, a niektórych nigdy nie znałem.” Przy czym bardzo żal tego wszystkiego, co przeminęło i co w każdej sekundzie przemija, pozostając tylko na stronach tego dziennika. Od razu narzuca się pejzaż Tatr i Zakopanego, podobnie jak autora, także i mojego ulubionego niegdyś wakacyjnego kierunku, który jest coraz mniej przyjazny, bo zatłoczony, hałaśliwy i nieznośnie skomercjalizowany.

 

       Widoczne jest tutaj zamiłowanie do reporterskich wędrówek, w których najlepszym towarzyszem jest Canon. Szkoda tylko, że przy okazji wydania dzienników nie zamieszczono ani jednej fotografii, o którą aż się proszą takie refleksje: „Światło, promienie jesiennego słońca – są inne niż wiosną, latem. Są dojrzałe, głęboko pomarańczowe, gęste, nasycone.”

 

       Podobają mi się uwagi odnoszące się do współczesnych autorowi wydarzeń polityczno-społecznych w kraju. Nie zapominajmy, że dzienniki obejmują spory przekrój czasu, bo lata 2001-2011, a wtedy wiele kwestii po prostu domagało się komentarza. Ten odautorski jest zawsze spokojny i wyważony, co ostatnio spotyka się nieczęsto.

 

       Szkoda, że to tylko lapidarne zapiski, gdyż wiele z nich można by interesująco rozwinąć, a tak – musimy polegać na własnej intuicji i wyobraźni. Mogą być jednak dla nas taką wędką, na którą złowimy znacznie więcej, zanurzając ją we własnych przeżyciach i odczuciach.

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial