Inka
-
Marcin Margielewski, młody dziennikarz prasowy i telewizyjny to specjalista – weteran od tematyki islamskiego kręgu kultury. Na warsztacie miał już arabskie służące, modelki, dubajskie hotele, stewardesy, księżniczki, szejków i ich kochanki. Tym razem sięgnął po kwestie apostazji, porzucenia wiary. Przedstawił losy konkretnej kobiety, na którą wydano wyrok śmierci. W krajach Bliskiego Wschodu, gdzie rządzi bezwzględne prawo szariatu, niezrozumiałe dla przeciętnego Europejczyka, nawet najmniejsze wykroczenie przeciwko ustalonym kanonom pociąga za sobą lawinę kar, tak zwanych hudud.
Autor we wstępie, jak w przypadku wszystkich swoich książek, przedstawia informatora – rozmówcę. Nakreśla jego ogólną sytuację (życiową, prawną itd.), a następnie oddaje swojemu bohaterowi głos. To reportaż, biografia, wywiad rzeka, zbeletryzowany pamiętnik. Gatunkowa hybryda. I ma niebywałą siłę rażenia jeśli chodzi o poziom przekazywanych informacji, a może bardziej – emocji.
Farita jest Saudyjką wychowaną w duchu posłuszeństwa i strachu przed wszystkim: poczynając od ojca, męskich krewnych, męskich autorytetów. Tak, to świat zmaskulinizowany. Pozbawiający kobiety godności, wolności, indywidualizmu, często w imię fałszywie pojmowanej pobożności. Jak to możliwe, że w XXI wieku nadal są miejsca, gdzie fanatyczni obrońcy wiary są ponad wszelkimi standardami cywilizowanego prawa? Aby to zrozumieć bohaterka Margielewskiego przejmuje narrację. Zabiera czytelnika do czasów dzieciństwa. Wprowadza do domu, przedstawia członków rodziny, nakreśla zasady arabskiej obyczajowości i savoir vivre’u. Żongluje obcymi pojęciami, które autor rozszyfrowuje w przypisach na dole poszczególnych stron.
Już pierwszy rozdział (a jest ich osiemnaście) obnaża brutalny podział na dwa światy: męski – lepszy, żeński – gorszy. I ten jednoznaczny dualizm determinuje całe życie arabskich obywateli obu płci. Łatwo się domyśleć kto ma przywileje, a kto najzwyklejszego pecha. Padają znamienne słowa: „Czasami dla ratowania rodziny trzeba uciec się do ostateczności” i to one obnażają obłudę błędnego interpretowania prawa boskiego i ludzkiego. Podwójna moralność. To najlepsza charakterystyka mentalnego profilu Arabów. Nie jedzą wieprzowiny, nie piją alkoholu, modlą się, szanują życie. Tymczasem na pustyniach, z daleka od oczu wścibskich, albo w krajach zachodu, gdzie już dozwolone jest absolutnie wszystko kwitnie sprawnie prosperujący biznes narkotykowy, o prohibicji nikt nie słyszał, a prostytucja przybiera niewyobrażalne kształty.
Ciężko czytać (nawet, gdy nie jest się wojującą feministką), że kobiety „plasują się w hierarchii gdzieś między robotem kuchennym a samochodem”, że siedemnastolatka znajduje się „na granicy przydatności” do małżeństwa. By podkreślić kontrast Margielewski często zderza ze sobą sytuacje rodem z Arabii Saudyjskiej, z tymi dziejącymi się za oceanem, najczęściej w Stanach Zjednoczonych, gdzie żyją, studiują i pracują, dłużej lub krócej, członkowie najlepiej uposażonych rodzin.
Normą są także porównania religii chrześcijańskiej i muzułmańskiej. Stąd mamy okazję poznać chociaż podstawowe, skrótowe informacje na temat działania policji, tak zwanej muttawy i Komitetu Krzewienia Cnót i Zapobiegania Złu. Nie trzeba sięgać do najgłębszych pokładów wyobraźni, by nasuwały się skojarzenia z fanatyzmem i ekstremizmem. Współczesne niewolnictwo upokarzanych kobiet. Ich galeria w „Porzuciłam islam, muszę umrzeć” jest boleśnie przebogata. Każda historia porażająco dramatyczna.
Smutne w tym wszystkim jest to, że często kartą przetargową w sporach między dorosłymi są dzieci. Manipulowane od najmłodszych lat nieświadomie powielają wzorce, w których się wychowują. Spore wrażenie robi Epilog, gdzie Marcin Margielewski przeprowadza wywiad z Faritą. Widać tu kobietę silną, pewną swojej wartości, twardo broniącą poglądów. Warto ją poznać.