To Read Or Not To Read
-
Chyba nie byłabym w stanie wybrać jednego cytatu z tej książki, bo wszystkie są wspaniałe.
Brittainy C. Cherry to autorka, która nie raz zabłysnęła na polskim rynku wydawniczym. Jej książki wywołują wiele pozytywnych i negatywnych emocji, nie każdemu się podobają, ale za to każdy ma o nich coś do powiedzenia. Jej najnowsza powieść to kolejny tom cyklu Żywioły. Tak, w tej recenzji na tapetę wezmę Wodę, która niesie ciszę.
Maggie May mając dziesięć lat jest radosną małą dziewczynką z milionem różnych planów i pasji. Jej szczęśliwe chwile zostają przerwane przez traumatyczne wydarzenie, którego jest światkiem w pobliskim lesie. W tamtym momencie traci głos i przestaje mówić. Jedyną osobą, która wydaje się ją słyszeć i rozumieć, jest Brooks Griffin, przyjaciel z dzieciństwa i powiernik wszystkich sekretów.
Jakieś pierwsze 50 stron zapowiadało naprawdę świetną książkę, na której będę płakać i śmiać się na przemian. Początkowa relacja, która łączyła bohaterów w ich dziecięcych latach przypominała tę między Anią a Gilbertem ze słynnej powieści Lucy Maud Montgomery. Dogryzanie i wyśmiewanie połączone z czymś więcej. Ku mojemu rozczarowaniu ten etap szybko mija, bo bohaterowie dorastają i nie w głowie im takie zabawy.
Maggie ucieka w świat książek. Nie dopuszcza do siebie nikogo z obawy przed zranieniem. Codziennie przeżywa miliony żyć za sprawą fikcyjnych postaci, odwiedza z nimi miejsca dostępne tylko dla wyobraźni, ale też zwykłe, od których dzieli ją tylko kilku godzinna podróż samolotem. Sposób, w jaki autorka za pomocą swojej głównej bohaterki opisuje uczucia towarzyszące podczas lektury, przemówi do każdego książkoholika. Prawdopodobnie wielu z nas odnalazłoby siebie w jej zachowaniu.
Część dotycząca wad będzie zdecydowanie dłuższa. W powieści brakuje logicznych przejść między poszczególnymi wydarzeniami. Nie są one powiązane ze sobą wystarczająco mocno, jakby coś spomiędzy nich wyjęto i zapomniano dodać. Ciąg przyczynowo skutkowy zostaje zaburzony, bo przedstawiane argumenty popierające słuszność danej sytuacji kuleją i nie przekonują. Pociąga to za sobą brak ogólnej logiki i dziury fabularne. Zdarzało się, że autorka w jakiś sposób opisywała daną scenę. Kilka stron dalej bohaterowie ją wspominają i mówią o rzeczach, które nie miały miejsca, więc się zastanawiasz, jak ty to czytałaś, że pamiętasz coś innego. Za kolejne trzy rozdziały się okazuje, że jednak to ty masz rację i wszystko wraca do punktu wyjścia. Niestety, ale takie przypadki nie zdarzały się sporadycznie, one zdarzały się wielokrotnie.
Przez to, że główna bohaterka nie mówi, powieść jest niesamowicie cicha i pełna emocji, które walczą, by się uwolnić, ale nie dostają takiej szansy. Wszystkie opisywane uczucia brzmiały bardzo wiarygodnie, ale były przytłumione, jakby znajdywały się pod tytułową wodą. Można je było bardziej podkreślić.
Przechodząc do samego pomysłu na fabułę… chociaż sam w sobie brzmi bardzo dobrze, to brakowało mi w nim realności. Rozumiem, że osoba, która jest niemową od ponad 10 lat wykształca swoje własne sposoby komunikacji, ale te, w które Maggie została wyposażona, są nieprawdopodobne. Dziewczyna przez większość czasu posługiwała się zwykłą kartką i długopisem, po prostu pisała to, czego nie mogła powiedzieć. Dopiero po latach wpadnięto na pomysł, by zainwestować z tablicę ścieralną i zredukować ilość zużywanego papieru. Te sceny i tak jeszcze były do przyjęcia. Bo w większości wszyscy wydawali się czytać Maggie w myślach. Słowa, które nie padły, oni nagle wszyscy słyszeli i poprawnie interpretowali.
Na koniec i osłodępowróćmy do pozytywów, bo zostawiłam dwie najważniejsze zalety powieści. Autorka spisała się na medal jeżeli chodzi o styl i sposób pisania. Jej pióro jest bardzo lekkie i przyjemne w odbiorze. Do tego udało jej się włożyć w usta bohaterów ogromną ilość inspirujących cytatów i powiedzeń, które czasem rozśmieszały, a czasem sprowadzały refleksyjny nastrój.
Chociaż akapit poświęcony wadom jest obszerny, to w efekcie końcowym nie wychodzą one tak bardzo na pierwszy plan, jak można by się tego spodziewać. Owszem, trochę irytują, ale gdy się na nich tak bardzo nie skupia, to potrafią przejść pod czujnym radarem czytelnika.
Woda, która niesie ciszę nie jest powieścią oryginalną, bo przed nią znalazło się już kilka z podobnym motywem przewodnim. Chociażby osławione Bez słów Mii Sheridan czy Morze Spokoju Katji Millay. Przez to sądzę, że fani tych dwóch powieści odnajdą coś dla siebie w dziele Brittainy C. Cherry. A ci, którzy nie wiedzą, o jakich powieściach mówię, i tak mogą spróbować. Cykl Żywioły nie jest ze sobą powiązany, każdy tom jest poświęcony innym bohaterom i nie trzeba czytać książek po kolei.
Jeśli tylko nie będziecie nastawiać się na coś wspaniałego i przymkniecie oko na jej mankamenty, to Woda, która niesie ciszę wam się spodoba i miło spędzicie z nią jeden z nadchodzących jesiennych wieczorów.