TomG
-
Ostatnio na ekranach kin zagościł film, którzy wieloletni fani gry wydanej przez twórcę takich hitów jak Diablo czy Starcraft przyjęli z ogromnym entuzjazmem. Mowa tu – oczywiście – o filmie Warcraft. Początek, osadzonym w świecie klasycznej już dzisiaj, uwielbianej przez wielu gry Warcraft. Swojego czasu ja sam także spędziłem wiele godzin przy ekranie komputera, zagłębiając się w pełne przygód i akcji światy Diablo oraz przeprowadzając karkołomne misje w strategicznym Starcrafcie. Co do Warcrafta natomiast... Cóż, ta gra akurat, tak samo – a właściwie nawet bardziej – popularna jak dwie wymienione powyżej, jakoś nigdy nie zdołała mnie wciągnąć. Może dlatego, że nie poświęciłem jej zbyt wiele uwagi. W każdym razie uniwersum Warcrafta nie jest mi tak dobrze znane, jak ma się to w przypadku dwóch pozostałych hitów Blizzarda.
Illidan Williama Kinga jest książką bardzo mocno osadzoną w świecie pierwowzoru, co nikogo raczej nie powinno dziwić, zważywszy na specyfikę takich publikacji. Czytelnik otrzymuje w niej mnóstwo akcji, heroizmu, rozrywki i barwnych, żywcem wyjętych z komputerowych ekranów postaci. Jednym słowem za pośrednictwem książki może się poniekąd poczuć jak jeden z bohaterów w grze, utożsamiając się z tą lub inną postacią. Ale przyjrzyjmy się wreszcie zarysowi fabuły powieści Williama Kinga.
Tytułowy Illadan Stormrage jest jedną z najpotężniejszych istot, jakie stąpały po ziemiach Azeroth. Jak to bywa z jednostkami wyróżniającymi się, Illidana nie rozumieją ani jego towarzysze, ani inni współcześnie żyjący. To postać owiana licznymi legendami, której żywot skrywa liczne tajemnice. Jest nocnym elfem i czarownikiem, który dawno temu robił wszystko, by powstrzymać inwazję Płonącego Legionu, demonów zagrażających całemu Azeroth. Tragizm jednak polega na tym, że w nagrodę za swoje starania Illidan został okrzyknięty zdrajcą.
Wydarzenia opisane w Illidan rozpoczynają się w momencie, kiedy Płonący Legion powrócił i ponownie zagraża mieszkańcom Azeroth. Od poprzedniej inwazji minęło dziesięć tysięcy lat, a był to czas, który Illidan spędził w mroku: uwięziony, oczerniony i bezgranicznie samotny. Teraz jednak, w obliczu ponownego zagrożenia ze strony demonicznego Legionu, jest ponownie potrzebny. Dlatego zostaje uwolniony i musi przygotować się do walki z tym samym przeciwnikiem, który – pośrednio – wpędził go do więzienia na całe dziesięć tysięcy lat.
William King napisał książkę, która rzeczywiście przenosi grę komputerową do wyobraźni czytelnika: jest to powieść żywa, o barwnej fabule, obfitującej w następujące szybko po sobie wydarzenia i nie pozwalającej czytelnikowi się nudzić. Momentami może się wydawać, że jest nieco zbyt przegadana, ale zanim to wrażenie zdąży się w czytelniku umocnić, autor znowu serwuje mu kolejne zwroty akcji.
Postaci opisane w Illidan także są barwne, charakterystyczne i ciekawie przez autora wykreowane, a sama fabuła może naprawdę się podobać, mimo pewnych szablonowych rozwiązań. Czytelnicy, którzy mniej lub bardziej znają uniwersum Warcrafta, będą Illidanem – jak podejrzewam – usatysfakcjonowani. Zresztą wszyscy, którzy zaczytują się w powieściach fantasy (nawet niekoniecznie tych osadzonych w światach gier komputerowych) znajdą w powieści Williama Kinga coś dla siebie. A najbardziej z lektury Illidan powinni być zadowoleni zwolennicy całej serii Warcraft, która obejmuje już przecież kilka tomów. Ze względu na tematykę i charakterystyczny świat mnie osobiście Illidan specjalnie nie zachwyca, ale i ja znalazłem w tej książce dla siebie coś ciekawego. Mnóstwo w niej przygody i akcji, a to oznacza lekturę mocno rozrywkową. Polecam, zwłaszcza tym z Was, dla których uniwersum Warcrafta nie ma tajemnic.