Ta publikacja z pozoru jest zwykłym zbiorem artykułów prasowych (felietonów i reportaży) z lat 1955-1977, dobranym według kodu, znanego chyba tylko Joannie Kryszczukajtis-Szopie, i podzielonym na część satyryczną i kryminalną, żeby można było się pośmiać albo poczuć dreszczyk emocji, albo jedno i drugie. Naprawdę jednak to przemyślny zabieg, dzięki któremu czytelnik, poznając lub przypominając sobie PRL, mimowolnie zreflektuje się, że ten odległy czas, bezpowrotnie miniony(?), wydaje się jakby znajomy. Czy to możliwe?
W papier ognia nie zawiniesz to pouczająca lektura, która pozwala zobaczyć czasy, kiedy to na każdym kroku objawiała się wszechwładza „jedynej słusznej partii”, co dostrzec można nawet w reportażach kryminalnych. I choć minęło już wiele dziesięcioleci, a spora część populacji naszego kraju PRL zna już tylko ze słyszenia, to ci, którzy je (te czasy) pamiętają, nie będą mogli oprzeć się wrażeniu, że słyszą właśnie chichot historii… A sam autor – Wiktor Kryszczukajtis – gdyby dożył schyłku roku 2020., miałby gotowy materiał i zapewniony etat. Można książkę czytać i bez paraleli, sycąc się kolorytem tamtych lat i walorami poznawczymi. To książka adresowana w równej mierze do Milenialsów, pokolenia „Z”, jak i do „zgredów”, czyli ich rodziców i dziadków.