Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Agnieszka Krawczyk

Personal Info

  • Birth Name: Kraków, Polska
  • Nationality: Polska
  • Speak Language: Polski
  • Citizenship: Polskie
  • Books:

    "Antologia Kryminalna 13"

    "Dolina Mgieł I Róż"

    "Dziewczyna Z Aniołem"

    "Jezioro Szczęścia"

    "Jura Krakowsko-Częstochowska"

    "Kraków I Okolice"

    "Księgarenka Przy Ulicy Wiśniowej"

    "Magiczne Miejsce"

    "Mordercze Miasta"

    "Morderstwo Niedoskonałe"

    "Napisz Na Priv"

    "Noc Zimowego Przesilenia"

    "Ogród Księżycowy"

    "Omówienia Lektur Pozytywizm"

    "Przyjaciele I Rywale"

    "Siedem Życzeń"

    "Siostry"

    "Słoneczna Przystań"

    "Wykonalność Aktu I Czynności Organu Administracji Publicznej"

    "Zatrute Pióra. Antologia Kryminału"

Biography

Agnieszka Krawczyk, absolwentka filologii polskiej UJ, mieszka w Krakowie. Dwukrotna laureatka konkursu na opowiadanie kryminalne organizowanego w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminału we Wrocławiu (2009 i 2010), laureatka konkursu na felieton literacki portalu niedoczytania.pl. Autorka czterech powieści wydanych nakładem wydawnictwa SOL: Napisz na priv (2009), Magiczne miejsce (2010), Morderstwo niedoskonałe (2011), Dziewczyna z aniołem (2012). Pierwsze dwie książki to zabawne powieści obyczajowe, trzecia – kryminał na wesoło w typie wczesnej twórczości Joanny Chmielewskiej, zaś najnowsza, to powieść sensacyjno-kryminalna osadzona w realiach Krakowa lat 50. Współautorka dwóch tomów opowiadań kryminalnych: Zatrute pióra (Replika 2012) i Mordercze miasta (Szara Godzina, 2012). Z wykształcenia teoretyk literatury, z zamiłowania – pisarka. Jak na prawdziwą miłośniczkę kryminałów przystało, posiada pokaźny zbiór sensacyjnych i jednocześnie śmiesznych artykułów z gazet oraz humorystycznych nekrologów. Jedna z trzech założycielek stowarzyszenia autorek kryminałów Zbrodnicze Siostrzyczki.
www.agnieszkakrawczyk.pl
zbrodniczesiostrzyczki.pl

Interview

1

Agnieszka Krawczyk jest autorką powieści Napisz na Priv, Magiczne miejsce oraz Morderstwo niedoskonałe. Jej twórczość charakteryzuje się błyskotliwymi dialogami oraz nieprzeciętnym poczuciem humoru. Jak sama twierdzi pisze książki wesołe i optymistyczne, dzięki którym czytelnicy mają szansę na chwilę odpoczynku przy zabawnej lekturze. Jest dwukrotną laureatką konkursu na opowiadanie kryminalne, zwyciężyła także w konkursie na felieton literacki.

Pani powieści wyróżniają się dużym poczuciem humoru, oryginalnymi postaciami; mają radosny i optymistyczny wydźwięk. Dlaczego taka konwencja? Co chce Pani przekazać czytelnikom poprzez swoją twórczość?

W dużej mierze wynika to z mego charakteru, jestem optymistką, w życiu dostrzegam raczej pozytywne strony, lubię się śmiać. Nieprzypadkowo, gdy wracam z jakiegoś spotkania, czy to z czytelnikami, czy ze znajomymi i mąż pyta mnie, jak było, ja odpowiadam: „Dobrze. Wyśmiałam się!". Nieśmieszna impreza, to dla mnie nieudana impreza. Jeden z moich ulubionych pisarzy, Kornel Makuszyński, który pisał cudowne i zabawne książki dla młodych dziewcząt, a sam ponoć był strasznym smutasem, mawiał: „Świat lubi ludzi, którzy lubią świat". I ja się z tym zgadzam w całej rozciągłości! Trudno więc, żebym przy takim usposobieniu pisała ponure książki. Poza tym wydaje mi się, że optymistycznej, wesołej i poprawiającej nastrój lektury nigdy dosyć. Sama często śmieję się z historii, które wymyślam, mam nadzieję, że bawię nimi także czytelników. Szczerze mówiąc, piszę książki, które sama chciałabym czytać – zabawne, lekkie, i mam nadzieję – inteligentne. Myślę, że potrafię śmiać się również z siebie, doskonale zdaję sobie sprawę ze swoich wad i słabości, lecz nie robię z nich tragedii. Podobnie podchodzę do moich bohaterów – przeczytałam w jednej z recenzji, że u mnie nawet negatywne postaci są sympatyczne. I taki właśnie jest mój cel – nie wyszydzam wad moich bohaterów, ot pokazuję ich śmiesznostki. Każdy z nas ma jakieś, grunt zdawać sobie z nich sprawę i nie zadręczać nimi zbytnio otoczenia.

Czy śledzi Pani opinie czytelników o swoich książkach zamieszczane w Internecie? Jak reaguje Pani na krytykę, jeżeli pojawiają się recenzje negatywne?

Tak, śledzę z wielką przyjemnością. Najczęściej są to opinie pozytywne, ale krytyka także się trafia. Może zabrzmi to dziwnie lub nieprawdopodobnie, ale ja lubię krytykę, uwagi czytelników sprawiają, że piszę lepiej. Zawsze dobrze jest dowiedzieć się, co się czytelnikom podoba, a co ich nudzi lub denerwuje. Oczywiście to nie oznacza, że ja każdą uwagę wprowadzam w życie, czyli jak ktoś mi powie, że w książce jest za dużo dialogów, to w następnej zaczynam tworzyć kilometrowe opisy, jak Orzeszkowa. Po prostu słucham uwag, zastanawiam się nad nimi, bo zawsze dowiaduje się z nich czegoś ciekawego o swoim pisarstwie. Pamiętam takie zdarzenie – czytelniczki portalu dla miłośniczek romansów poddały dosyć ostrej krytyce moją drugą książkę „Magiczne miejsce". Między innymi wyłapały dosyć poważny błąd merytoryczny, który zrobiłam, a za który do dzisiaj się wstydzę (napisałam, że Jane Austen była autorką wiktoriańską, choć żyła przed epoką królowej Wiktorii) i wyszydziły mnie gorzko. Do tego stopnia podobała mi się dyskusja „romansoholiczek" – uwagi były konstruktywne i pomocne, że włączyłam się do niej. Panie były trochę zdziwione, ale i zadowolone, że autor omawianej książki reaguje na dyskusje czytelników. Jeżeli chodzi zaś o uwagi, które Schopenhauer w swej „Sztuce prowadzenia sporów" nazwał „ad personam", czyli osobistymi, w stylu: „Krawczyk jest głupia jak jej książki", to w ogóle na nie reaguje i mało mnie obchodzą. Wychodzę z założenia, że takie epitety świadczą o oceniającym, nie o mnie.

Przyznam, że zaimponowała mi Pani swoim podejściem, ponieważ nie każdy twórca jest w stanie zaakceptować głosy krytyki. Natomiast Pani nie tylko rozważa opinie czytelników, ale także ustosunkowuje się do nich. Proszę powiedzieć jak zakończyła się dyskusja z „romansoholiczkami"? Doszły Panie do konsensusu?

Dziękuję, ale ja ogólnie mało obraźliwa jestem, i nie uważam krytyki swoich książek za napaść na siebie, co – jak wiem – zdarza się niektórym twórcom. A dyskusja z „romansoholiczkami" zakończyła się bardzo sympatycznie. Kiedy włączyłam się do rozmowy, dziękując zresztą za wszystkie uwagi, panie – miałam takie wrażenie – trochę się spłoszyły. Nawet niektóre zaczęły przepraszać za ostre słowa. Uspokoiłam je, że ja się nie obrażam o krytykę, zwłaszcza, że była bardzo kulturalnie przeprowadzona, bez jakiś uszczypliwości. Myślę, że poza błędem dotyczącym Jane Austen najbardziej miały mi za złe, że „Magiczne miejsce" nie jest romansem. Co jest zresztą prawdą – książka ma elementy romansu, ale przede wszystkim jest to powieść przygodowa. Dzięki uwagom czytelników dużo pracuję nad swoim warsztatem i mam nadzieję, że z powieści na powieść jestem lepsza.

Zastanawia mnie jak pisarze postrzegają odbiorców swoich tekstów. Czy ma Pani jakieś wyobrażenie o czytelnikach swoich książek?

Tak się składa, że ja znam niektórych moich czytelników. Widzę ich na spotkaniach autorskich, czytam ich blogi w internecie, piszą do mnie maile. To bardzo sympatyczna grupa osób, chyba właśnie kogoś takiego mam przed oczami, gdy piszę. Ludzi z poczuciem humoru, ale i ze swoimi problemami i zmartwieniami, którzy w lekturze szukają chwili oddechu i rozrywki. Lubią poczytać książki o książkach, bo wydaje mi się, że w moich powieściach widać osobistą fascynację literaturą. Którym odpowiadają stworzone przez mnie światy i sytuacje. To są dobrzy ludzie po prostu.

Skąd czerpie Pani inspiracje i pomysły do kolejnych opowieści?

W starym dowcipie było „z głowy, czyli z niczego". I tak jest w dużej mierze i w moim przypadku. Bardzo uważnie obserwuję świat wokół siebie i często jakieś zdarzenie, sytuacja, rozmowa zainspiruje mnie do napisania powieściowej scenki. Tak było na przykład z opisanym w „Morderstwie niedoskonałym" wyjazdem studyjnym na Węgry. Moja koleżanka była na takim wyjeździe i pokazywała mi potem zdjęcia. Na jednym z nich był prelegent, a obok niego ekran, na którym wyświetlano slajd ze słowami „köszönöm szépen", co znaczy po węgiersku „dziękuję bardzo". Ja zaczęłam się zastanawiać, co by było, gdyby np. Węgier nie miał tłumacza, a mówił wyłącznie w swoim rodzinnym języku, i słuchacze z Polski wzięliby te dwa słowa za jego imię i nazwisko... Oczywiście, w rzeczywistości cała sytuacja wyglądała inaczej, ale często właśnie inspirują mnie takie nawet dosyć banalne zdarzenia, które przerabiam na swój sposób. Tak samo jest ze słynnym przebraniem Mizery z „Morderstwa niedoskonałego", ciągle słyszę pytania, czy widziałam naprawdę coś takiego. A i owszem, kiedyś przypadkiem trafiłam na stronę producenta takich dziwnych przebrań i od razu zaczęłam się zastanawiać: „a co by było, gdyby ktoś to kupił i przebrał się, by dokonać przestępstwa?". Inspirują mnie też całkowicie autentyczne doniesienia z prasy i innych mediów, ponieważ życie pisze ciekawsze historie niż jakikolwiek pisarz.

W „Morderstwie niedoskonałym" pod koniec każdego rozdziału znajdują się fragmenty z tzw. Encyklopedii absurdów Adeli, będące właśnie artykułami z gazet i portali internetowych. Wiele z tych ciekawostek idealnie wpisuje się w konwencję powieści. Prowadzi Pani tego rodzaju spis intrygujących wydarzeń czy jedynie na potrzeby książki postanowiła Pani odnaleźć teksty, opisujące niecodzienne historie z życia wzięte?

Tak, prowadzę. Zbieram takie wycinki z gazet chyba od 2002, najpierw je wycinałam i chowałam do koperty, teraz już skanuję. Mam ich tyle, że kilka rzeczywiście idealnie pasowało do treści książki – jak na przykład dosyć makabryczna historia o podglądaczu, który utracił oko, gdy próbował szpiegować swoją konkubinę przez wizjer w drzwiach. Na potrzeby książki znalazłam tylko jedną opowieść, też straszną makabreskę, o kobiecie, która butelką zabiła męża i kota. Męża z zazdrości, a kota z litości, bo uświadomiła sobie, że zwierzak zostanie sam, gdy ona pójdzie do więzienia. Przyzna Pani, że ta historia jest z jednej strony straszna, a z drugiej dosyć absurdalna. I jest dowodem na to, że życie czasem przerasta literaturę.

Zdecydowanie tak, niektóre historie zaczerpnięte z rzeczywistości wydają się nieprawdopodobne. Zmieniając nieco temat, jakich pisarzy ceni Pani najbardziej? Kto jest dla Pani autorytetem w tej dziedzinie?

Moim ulubionym pisarzem jest John Irving, którego cenię przede wszystkim za ironiczne poczucie humoru, duży dystans z jakim pisze o pracy pisarza, i pojawiającą się w każdej powieści groteskę. Bardzo lubię pisarzy iberoamerykańskich i ubiegłoroczna Nagroda Nobla dla Mario Vargasa Llosy w spełni mnie usatysfakcjonowała jako czytelnika. Poczucie humory Llosy także bardzo mi odpowiada – polecam zwłaszcza jego cudowną książkę „Ciotka Julia i skryba", której echa powracają i w moich powieściach. Jeżeli chodzi o warsztat pisarski bardzo cenię Carlo Ruiza Zafona, a biorąc pod uwagę styl, uwielbiam Umberto Eco. Ja bardzo dużo czytam i właściwie każda książka mnie czymś zachwyca.

Skoro wspomniała Pani o Literackiej Nagrodzie Nobla, to chciałabym wiedzieć, co Pani sądzi o tegorocznym wyborze? Czy Pani zdaniem uhonorowanie Tomasa Tranströmera jest zasadne czy raczej ktoś inny powinien zostać wyróżniony?

Jak wszyscy wiemy, od lat mówi się o Noblu dla Adama Zagajewskiego. Oczywiście byłoby wspaniale, gdyby tę nagrodę otrzymał, bo to cudowny poeta. Ale cieszę się z Tranströmera, bo to także poeta, powiem szczerze, że miałam przeczucie, że to właśnie on dostanie Nobla. Przez wiele lat, każdego roku mówiłam: „Czemu nie Llosa, czemu nie Llosa?", no i w 2010 w końcu przestałam. W tym roku zaczęłam więc nudzić o poetę i proszę – od razu życzenie spełnione. Teraz czekam na Nobla dla Milana Kundery, choć pewnie za rok otrzyma go Amos Oz, ale pożyjemy, zobaczymy, jak mawiają Rosjanie.

Pani pierwsze dwie książki to powieści obyczajowe, natomiast Morderstwo niedoskonałe opiera się na wątku kryminalnym, co spowodowało ten zwrot?

„Morderstwo niedoskonałe" także jest przede wszystkim powieścią obyczajową. Śmieszną powieścią obyczajową o lekkim zabarwieniu sensacyjnym. Wątek kryminalny jest właściwie pretekstowy, to taki smaczek, żeby zwariowaną książkę uczynić jeszcze bardziej zwariowaną. Moja pierwsza książka „Napisz na priv" to zabawna powieść obyczajowa, druga – „Magiczne miejsce" to romans przygodowy, zaś ostatnia, „Morderstwo niedoskonałe" to, jak już wspomniałam, kryminał na wesoło. Za każdym razem staram się więc pisać coś innego, żeby nie zanudzić siebie i czytelników.

W ostatnim czasie polskie powieści kryminalne zostały docenione zarówno przez krytyków, jak i czytelników. Czy zamierza Pani napisać tradycyjny kryminał?

Bardzo chciałabym napisać taki klasyczny kryminał, bardzo lubię cykl „Morderstwa w Midsomer" Caroline Graham, to takie stylowe zbrodnie w klimacie angielskiej wsi. Ja z kolei mam pomysł na kryminał osadzony w realiach Krakowa, późnych lat 60. z odniesieniami do II wojny światowej, a nawet wojny domowej w Hiszpanii, którą bardzo się interesuję. Chciałabym, żeby ważną rolę w tej historii odgrywał budynek szkoły średniej, którą skończyłam, i do której mam wielki sentyment. To takie krakowskie „liceum z tradycjami" – V LO im. Augusta Witkowskiego, położone tuż przy Plantach, bardzo blisko Rynku Głównego.

Skoro mowa o przyszłości to proszę uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić, nad czym obecnie Pani pracuje?

Mam w planach – poza oczywiście tym tradycyjnym kryminałem, o którym mówiłam przed chwilą – dwie powieści. Na pewno będzie to kontynuacja „Magicznego miejsca", o którą bardzo proszą mnie czytelnicy, z nową, niezwykle atrakcyjną i tajemniczą bohaterką. W ogóle tajemnica, sekret, będzie przewodnim tematem tej książki. Drugą powieść, której początek mam już napisany, będzie rozgrywała się w środowisku blogerów, jeszcze nie zdecydowałam ostatecznie, ale może to będzie kolejny wesoły kryminał, choć z całkiem innymi postaciami niż „Morderstwo niedoskonałe".

Powieść o blogerach – brzmi bardzo interesująco. Powiedziała Pani, że początek jest już gotowy, więc może mogłaby Pani zdradzić przybliżoną datę premiery książki?

U mnie „proces produkcyjny" trwa dosyć długo, więc trudno mi to dokładnie określić. Nie wiem, czy wcześniej nie napiszę kontynuacji „Magicznego miejsca", bo cała historia do tej książki właśnie mi się całkowicie ułożyła w głowie. Pewnie to zabrzmi dziwnie, ale przyśniła mi się od A do Z pewnej nocy. Teraz muszę więc zacząć wcześniej chodzić spać, żeby i książka o blogerach nabrała takich ostatecznych kształtów. Oczywiście żartuję, ale naprawdę inspiracje płyną z zupełnie nieoczekiwanych źródeł!

Jak brzmiało najdziwniejsze pytanie, jakie zadano Pani podczas wywiadów lub rozmów z czytelnikami?

Czy napiszę humorystyczną powieść o wampirach, taki „Zmierzch" na wesoło. Odpowiedziałam, że się zastanowię...

Czy planuje Pani w najbliższym czasie spotkania z czytelnikami? Jeśli tak, to które miasta Pani odwiedzi?

Tak. W najbliższym czasie planowane są trzy spotkania z czytelnikami:
• w Krakowie 15 października w sobotę, w klubie Migawka przy ul. Krakowskiej 24, o godz. 19,
• w Katowicach 23 października 2011 w niedzielę godz. 13.00 "Kawa z pisarzem", godz. 15.00 stoisko portalu "Granice" - oba spotkania podczas Targów Książki w katowickim Spodku,
• i znowu spotkanie w Krakowie 5 listopada w sobotę podczas Targów Książki na stoisku drukarni Opolgraf.

Serdecznie dziękuję za rozmowę...

Również dziękuję i pozdrawiam czytelników portalu Sztukater.pl

Wywiad przeprowadziła Dosiak

2

„Świat lubi ludzi, którzy lubią świat"

 

Jest Pani znana jako osoba optymistyczna, lubiąca świat, z lekkością i dystansem podchodząca do rzeczywistości. Jeden z Pani ulubionych pisarzy, Kornel Makuszyński, mawiał ponoć: „Świat lubi ludzi, którzy lubią świat". Ale czy świat naprawdę daje się lubić? Tyle w nim niesprawiedliwości, nieszczęść, niepotrzebnego cierpienia i bezsensownych śmierci...

To prawda, świat nie szczędzi nam cierpień i okrucieństwa, i właśnie dlatego sądzę, że nie powinniśmy poddawać się pesymizmowi. Naprawdę uważam, że radosne spojrzenie na życie ułatwia nam radzenie sobie w trudnych chwilach. Nie można dostrzegać w życiu samych minusów (choć oczywiście głupotą jest ich całkowite ignorowanie), ale przede wszystkim plusy. Makuszyński powiedział też kiedyś, że „uśmiech to pół pocałunku" i ja w to akurat wierzę...

.... A dając pół uśmiechu światu, świat oddaje nam drugie pół... przynajmniej tak być powinno, czasem bywa, i dobrze wierzyć, że i tym razem tak się właśnie stanie...

Dobrze powiedziane! Nie pozostaje mi nic innego niż przyświadczyć – też tak myślę!

Czy Laurę z powieści „Napisz na priv" możemy traktować jako Pani alter ego?

Nie... „Napisz na priv" pisałam w szczególnym momencie swego życia, gdy miałam małe dziecko i borykałam się z pewnymi typowymi lękami i problemami „początkujących matek". Dostrzegłam w tym zresztą mnóstwo powodów do śmiechu – tzw. „złote rady" koleżanek, matek i teściowych, humorystyczne sytuacje związane z dziećmi i tak dalej. Macierzyństwo to ogromna zmiana w życiu kobiety: rodzi wiele lęków i niepewności, ale też pomaga nauczyć się radzić z różnymi problemami. Mnie nauczyło asertywności i lepszej organizacji czasu. Oczywiście Laura, tak jak inne moje postaci, ma coś ze mnie, tego, myślę, nie da się zupełnie uniknąć. Tworząc postać, pisarz zawsze trochę okrada samego siebie – ze wspomnień, uczuć, czy przemyśleń. Ale nie uważam Laury za swoje alter ego, choć przyznaję, wielu czytelników lubi tak sądzić...

Co sądzi Pani o portalach społecznościowych, a szerzej, o życiu towarzyskim w sieci? Ten kontekst pojawia się w Pani książce.

Ja właściwie prowadzę gros życia towarzyskiego na Facebooku i szczerze mówiąc bardzo mi to odpowiada, bo to szybki kontakt z bardzo dużą ilością osób. W ten sposób też najczęściej kontaktuję się z moimi czytelnikami. Choć nie ukrywam, że mam wielu przyjaciół, z którymi muszę się spotykać osobiście, bo czaty na FB nam nie wystarczają – trudno się na nich „nagadać". Media społecznościowe nie są złe, choć FB to straszny złodziej wolnych chwil, co mówię ze wstydem, bo poświęcam mu stanowczo za dużo czasu, a musze go przecież mieć na pisanie i inne obowiązki.

Uzależnienie od portali społecznościowych jest już jednostką chorobową...

Tak i ja to zaczęłam obserwować u siebie. Zamiast pisać, ja ciągle zerkam, „co tam na fejsie", albo sprawdzam pocztę. Właściwie powinnam powiedzieć to w czasie przeszłym, bo już tak nie robię. Przyjęłam zasadę, że póki moje dziecko nie śpi, to nie włączam komputera, a gdy piszę, to nie włączam Internetu. Życie od razu zrobiło się prostsze i co tu ukrywać – ciekawsze, bo jednak media społecznościowe, to takie serie krótkich kontaktów, które nie powinny zastępować normalnej rozmowy.

W drugiej powieści – „Magiczne miejsce" – pojawia się wątek nadprzyrodzony. Wierzy Pani w „duchy"?

Wątek nadprzyrodzony w „Magicznym miejscu" jest potraktowany dosyć humorystycznie, bardziej na poważnie rozwinę go w drugiej części tej powieści, którą teraz piszę. Czy wierzę w duchy? Chyba nie, w każdym razie nie w takie groźne duchy, które mogą nas przerazić, czy wyrządzić krzywdę. Raczej w obecność jakichś pozytywnych sił, pomagających nam w życiu. Nie wiem, czy czytał pan taką powieść Olgi Tokarczuk „E.E."? Tam jest właśnie przedstawiona wizja świata nadprzyrodzonych mocy, w którą wierzę – że jest to jakiś rodzaj siły, być może nieujarzmionej, która jednak wypływa z nas samych.

Od 2002 roku zbiera Pani wycinki z gazet. Podobno zbiór jest już ogromny. Po co właściwie Pani to robi? Chodzi o inspirację czy może o coś więcej...

Lubię to po prostu. Najczęściej zbieram takie śmieszne doniesienia z gazet typu „Kasjerka pokonała sklepowego złodzieja pączkiem", czy „Policjant ścigał samego siebie". Są zabawne, a ja chcę je ocalić od zapomnienia... Może mi się do czegoś jeszcze przydadzą, choć najlepsze wykorzystałam już w „Morderstwie niedoskonałym", jako zakończenia każdego z rozdziałów – to się nazywa „Encyklopedia absurdów Adeli".

Czym zajmuje się Pani na co dzień poza pisaniem i... zbieraniem wycinków z gazet? Mówiąc inaczej, co nie pozwala Pani zamienić się w Kraszewskiego a u czytelników ćwiczy cierpliwość?

Pracuję w biurze, mówiąc najogólniej. Zajmuję się organizacją szkoleń. Praca z ludźmi powala mi nie zdziczeć i mieć nieustanny kontakt z prawdziwym życiem i problemami, jakie dotyczą każdego z nas.

Pomimo ograniczonego czasu realizuje Pani założony plan roczny. W sierpniu udało się wydać najnowszą książkę, powieść kryminalną p.t. „Dziewczyna z aniołem"...

Tak. W tym roku napisałam jeszcze opowiadania kryminalne do dwóch antologii: „Zatrute pióra" i „Mordercze miasta" – ten ostatni zbiór to projekt grupy pisarskiej, do której należę, czyli Zbrodniczych Siostrzyczek. Ja mam bardzo dużo pomysłów i pewnie, gdybym nie pracowała, pisałabym kilka książek rocznie. „Dziewczynę z aniołem" napisałam zresztą bardzo szybko, pomiędzy październikiem 2011, a majem 2012.

To powieść mroczna, duszna, pozbawiona lekkości i humoru, które charakteryzowały wcześniejsze Pani książki...

Książka jest taka mroczna, bo głównie pisałam ją późną jesienią i zimą. Wie pan – jak u Świetlickiego „listopad, prawie koniec świata", a ja siedzę i piszę... Szczerze mówiąc, chciałam spróbować, czy mi taka książka w ogóle wyjdzie. Humor jest naturalną właściwością mojego stylu i zastanawiałam się, czy potrafię pisać „na poważnie". Od jednej z osób, której zwierzyłam się z tych wątpliwości, usłyszałam „Oczywiście, że potrafisz! Tylko PO CO?". Poza tym moją ambicją jest pisanie w taki sposób, żeby każda książka była trochę inna, mam też nadzieję, że z każdą kolejną piszę lepiej, bo dużo pracuję nad warsztatem, zwłaszcza nad językiem.

Uważa Pani „Dziewczynę z aniołem" za swoją najlepszą książkę. Czy nie jest czasem tak, że najnowsza książką zawsze wydaje się autorowi najlepsza? Ta świeżość, podniecenie, brak dystansu... Czy za tym przekonaniem stoi coś więcej?

Możliwe. Nie będę tutaj zaprzeczała, choć przyznam się, że każdą książkę przed „Dziewczyną z aniołem" udało mi się znienawidzić. Oczywiście żartuję, ale chodzi mi o to, że ja dużo poprawiam po zakończeniu pisania, czasami, jak w przypadku „Magicznego miejsca" zmieniam całe sekwencje. Ta praca przy poprawkach w końcu tak mnie męczy, że zaczynam nie znosić swojej książki. Oczywiście kocham ją nadal, tak jak rodzic kocha krnąbrnego potomka, ale znieść nie mogę. „Dziewczyny z aniołem" nie znienawidziłam, może też dlatego, że poprawki nie były tak dotkliwe, bo tę książkę jako pierwszą napisałam z planem. To znaczy miałam rozpisany konspekt wszystkich scen i pracowałam jak rolnik uprawiający ziemię – dzisiaj sadzimy to, jutro tamto.

Czy ta historia zdarzyła się w Krakowie naprawdę?

Nie. Inspiracją, a właściwie pierwszym impulsem była dosyć już zapomniana w Polsce historia tajemniczego zabójstwa Bohdana Piaseckiego syna działacza PAX-u Bolesława Piaseckiego. Został on w 1957 roku porwany spod szkoły, a po roku, zupełnie przypadkiem, znaleziono jego zwłoki w piwnicy jakiegoś domu. Bohdan Piasecki zginął od ciosu nożem, podobnie jak moja Iwona Horn. Rodzina do dnia dzisiejszego próbuje wyjaśnić zagadkę tej śmierci. Mnożą się spekulacje, że było to morderstwo na tle politycznym lub dla okupu (Bolesław Piasecki po zaginięciu syna był nagabywany przed domniemanych porywaczy o okup, ostatecznie do jego przekazania nie doszło, bo kontakt się urwał). Drugą sprawą, która mocno mnie zainspirowała było łódzkie zabójstwo uczennicy Magdy Sobczak, z początku lat 60. Magda zginęła tak jak moja Iwona – w Święta Wielkanocne, pod nieobecność rodziny. Także w tym przypadku do dzisiaj nie wiadomo, co się wówczas stało – czy był to napad rabunkowy, zemsta na rodzicach, efekt zawodu miłosnego? Mieszkańcy Łodzi znają dobrze tę historię i nagrobek Magdy wyobrażający dziewczynę trzymającą kwiat na długiej łodydze. Stąd też mój pomysł na medalion, który nosi Iwona: przestawiający jedną z hiszpańskich świętych, Leokadię razem z aniołem. Ten przedmiot ma ogromne znaczenie dla powieści.

Powieść o czasach, których nie zna się z własnego doświadczenia a pamiętają je jeszcze inni – starsi mieszkańcy, pisze się chyba trudno. Skąd czerpała Pani wiedzę? Czy długo trwały przygotowania?

Bardzo trudno. Muszę Panu powiedzieć, że lata 50. nie są tak dobrze udokumentowane jak czasy wojny, czy lata 60. Miałam spore problemy z dotarciem do źródeł, korzystałam z zasobów Małopolskiej Biblioteki Cyfrowej, gromadzącej różne dokumenty i świadectwa, książek wydanych przez Muzeum Historyczne Miasta Krakowa, publikacji IPN-u oraz wspomnień moich bliskich, którzy pamiętają tamte czasy. Zresztą wielu ciekawych historii, które usłyszałam, nie zamieściłam w książce, bo mi „nie pasowały". Na przykład niesamowitej opowieści o krakowskich złodziejach rowerów. Rower w latach 50. był bardzo cenną rzeczą, a jego utrata prawdziwą katastrofą, prawie tak jak w tym filmie Vittorio De Siki.

Po takich studiach nie można już chyba patrzeć na miasto zgodnie ze starymi przyzwyczajeniami?

Myślę, że w ogóle zobaczyłam moje miasto na nowo. Tak jak już wspomniałam, wielu materiałów w ogóle nie wykorzystałam, ale były mi potrzebne, by poczuć klimat epoki. Podczas pisania „Dziewczyny z aniołem" bardzo dużo spacerował po mieście, głównie szukając inspiracji dla opisywanych miejsc i w pewnym momencie zobaczyłam Kraków tak jak widzieli go moi bohaterowie. Ujrzałam dorożki i stare tramwaje, mężczyzn w kapeluszach i kobiety w rękawiczkach, zatarły mi się kolory współczesnego świata i dostrzegłam szarość i smutek lat 50. I tą atmosferę strachu i podejrzeń, która wypełnia moją książkę...

Jak sprzedaje się „Dziewczyna z aniołem"? Czy jest Pani zadowolona z opinii i recenzji?

Sprzedaje się bardzo dobrze i ma świetne recenzje, z czego się cieszę. Oczywiście nie wszystkim się podoba, co także mnie cieszy, bo byłoby źle, gdyby pojawiały się wyłącznie pozytywne opinie. Rodziłoby to podejrzenia, że takie recenzje piszę sama. Co ciekawe autorzy krytycznych opinii, często za błędy uważają rzeczy, które wprowadziłam do książki celowo. Na przykład zarzucono mi, że narrator szesnastoletni Filip Dobrowolski jest denerwujący, bo tchórzliwy i chwiejny emocjonalnie i przez to trudno go polubić, wręcz nie nadaje się na bohatera pierwszoplanowego. Ta postać właśnie taka miała być – Filip nie był przeze mnie projektowany jako bohater pozytywny, wręcz przeciwnie. Chciałam pokazać, że jego tchórzostwo i brak umiejętności podejmowania szybkich decyzji mogły spowodować niejedną tragedię.

Czyta Pani komentarze swoich książek, bierze udział w dyskusjach na ich temat, a w swojej pracy uwzględnia sugestie czytelników. Taka otwartość nie jest chyba częsta u pisarzy...

Słucham czytelników, zastanawiam się nad wszystkimi uwagami, co nie oznacza, że stosuję się do nich w 100%, bo wtedy to nie ja pisałabym książki, ale moi czytelnicy. Od razu też podkreślam, że nie przejmuję się obraźliwymi uwagami, które otrzymuję od frustratów. W Internecie mnóstwo jest napastliwych i po prostu niegrzecznych osób, które starają się zrobić innym przykrość, zwykle poprzez agresywne komentarze. Uważam, że takim zachowaniem wystawiają same sobie świadectwo i odradzam wdawanie się z nimi w dyskusję. Natomiast konstruktywna krytyka bardzo mnie cieszy. Nawet jeśli z nią się nie zgadzam lub nie do końca zgadzam – zawsze jest to dla mnie asumpt do rozważań, co można poprawić i zmienić, pisząc kolejną książkę.

Czy jest taka opinia, która zmieniła w Pani pisarstwie coś ważnego, za którą jest Pani szczególnie czytelnikom wdzięczna?

Nie było opinii, która zmieniła we mnie coś diametralnie. Wszystkie są ważne, bo zmieniają pewne elementy, które szwankują lub są niedopracowane. Przy okazji chciałam powiedzieć też parę słów o warsztatach kreatywnego pisania, w których wzięłam dwukrotnie udział jako laureatka konkursu na opowiadanie kryminalne organizowanego podczas Międzynarodowego Festiwalu Kryminału we Wrocławiu. Wiem, że opinie na temat tego rodzaju warsztatów są podzielone – panuje przekonanie, że pisania nie można się nauczyć. Zapewne tak, ale można znacząco poprawić warsztat. Po pierwszych warsztatach w 2009 roku prawie całkowicie zmieniłam „Magiczne miejsce" – czytając tę książkę takim „powarsztatowym okiem", zauważyłam, że składała się w dużej części z dialogów, jak sztuka teatralna, co było męczące w odbiorze. Praktycznie więc, napisałam tę powieść na nowo. Osobiście jestem wielką zwolenniczką warsztatów pisarskich, bo można się mnóstwo nauczyć, dokładnie przemyśleć sobie i przedyskutować z innymi problemy swego stylu.

Jak idą prace nad drugą częścią „Magicznego miejsca"? Podobno cała historia przyśniła się Pani pewnej nocy! Gdyby pomysły zawsze wpadały tak lekko...

Tak, to prawda. Fabuła mi się przyśniła od A do Z, więc nie potrzebuję już planu. Wszystko wiem. Bardzo szybko piszę tę książkę, co mnie ogromnie cieszy, praca nad nią daje mi dużą przyjemność. Akcja toczy się znowu w Idzie, czyli małej wiosce z „Magicznego miejsca", ale zmienią się pierwszoplanowi bohaterowie. Oczywiście, postaci znane z pierwszej części także będą się cały czas przewijać, ale pierwsze skrzypce będzie grać kto inny. Nazywam tą książkę powieścią o tajemnicy, bo sekrety, które ukrywają bohaterowie będą tu bardzo ważne. Po raz kolejny zmienię trochę styl pisania. Książka będzie zawierała akcenty humorystyczne, można się będzie pośmiać, ale opowiem też o sprawach poważnych, czasami bolesnych – jedna z bohaterek to dziewczynka z zaburzeniem ze spektrum autyzmu: Zespołem Aspergera. Świat tej książki będzie taki słodko-gorzki, jak życie po prostu. Moja nowa główna bohaterka, Sabina Południewska to bardzo pokręcona emocjonalnie osoba, w szczególnym dla siebie momencie życia, gdy stoi na rozdrożu i nie wie, jak potoczy się jej kariera – mam nadzieję, że czytelnicy ją polubią. Poza tym będzie duże novum w stosunku do „Magicznego miejsca" – w Idzie pojawi się najprawdziwszy czarny charakter, który zagrozi spokojowi tego sielskiego miejsca.

Jaki jest Pani przepis na dobry humor na co dzień?AK: Jest taka piosenka Petera Gabriela i Kate Bush „Don't give up". I to jest moja recepta – „Nie rezygnuj!". Zwłaszcza ze swoich marzeń, bo kto ma marzenia, ten ma cały świat!ŁM: Dziękuję za rozmowę...

Ja również dziękuję!

Gdyby Czytelnicy „Sztukatera" chcieli się ze mną spotkać będzie to możliwe 20 października o godz. 14.30 we wrocławskiej kawiarni Literatka (przy Rynku), gdzie uczestniczę w panelu „Panie piszą ostro" organizowanym w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminału oraz 27 października o godz. 12.00 na stoisku Opolgrafu (stoisko D28) i 28 października o godz. 11.00 na stoisku Granice.pl (stoisko F5) podczas Targów Książki w Krakowie.

Wywiad przeprowadził Łukasz Musielak

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial